I'll wake and smell the roses
: 14 gru 2021, 23:09
Dokładny przebieg wydarzeń pozostawał dla niej zagadką. I nie chodziło jedynie o szok oraz panikę, jakie wiązały się z postrzałem z broni jej własnego ojca ale i fakt, że nie do końca pamiętała to, co działo się po kilku krótkich instrukcjach, jakie udzieliła panu Ashworth. Rzeczywistość zwyczajnie poczęła jej się rozmywać, radiowy głos dochodził gdzieś z daleka, zupełnie jakby był oddzielony od niej grubą kotarą, aż w końcu świadomość Audrey odpłynęła wraz z kolejną porcją krwi, uciekającą z jej ciała. Wpadła w stan dziwnego zawieszenia między jawą, a dziwnym miejscem w którym panowała ciemność oraz cisza. Co jakiś czas co prawda unosiła na chwilę powieki, jednak tylko po to, aby ponownie je zamknąć. Nie potrafiła rozpoznać szczegółów, nie potrafiła skupić się na tym, co działo się dookoła, a umysł chętnie popadał w kolejne epizody zwykłej czerni, pozbawionej jakichkolwiek dźwięków. Nawet wtedy, gdy przenoszono ją niczym bezwładną, szmacianą lalką trwała w stanie pozbawienia jakiejkolwiek świadomości…
W zasadzie nie była pewna, ile też czasu spędziła w podobnym czasie, mając wrażenie, że ciąg wydarzeń prowadzący do postrzału miał miejsce w zupełnie innej rzeczywistości; w wymiarze innym od tego, w którym przyszło jej żyć. Gdy w końcu świadomość powróciła do jej umysłu, a panna Clark otworzyła brązowe oczęta, z dezorientacją rozejrzała się po sali. Małej, w kolorach balansujących między bielą, a szarością z jeszcze jednym łóżkiem które w tym momencie stało puste. A więc była w szpitalu. Delikatną buzię wykrzywił grymas bólu, przypominający o urazie. Ostrożnie odsunęła kołdrę i paskudną, papierową koszulę by przyjrzeć się białemu plastrowi, spod którego widać było delikatnie ciemniejsze miejsca, będące pamiątką po ostatnich kropelkach krwi. I jedynie przez chwilę korciło ją aby go odkleić i zerknąć, jakimi nićmi pozostała z szyta, szybko jednak sama siebie zganiła za podobny pomysł.
Nie zaznała jednak wiele spokoju - ledwie chwilę później do sali wszedł lekarz z pielęgniarką, trzymającą jakąś papierową torbę, na której widniało odręczne pismo jej matki. Odłączono ją od monitora, podano odpowiednie leki a Audrey wysłuchała słów lekarza opisującego zabieg. Nim drzwi zamknęły się za nimi, pielęgniarka napomniała, że torbę zostawiła dla niej jej matka. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, i już chciała ostrożnie podnieść się z łóżka by przebrać się w coś, co nie było zrobione z papieru, gdy drzwi do sali otworzyły się ponownie. Zaciekawione spojrzenie brązowych oczu powędrowało w ich kierunku, odrobinę zaskoczone faktem, że to nie był lekarz, a pan Ashworth. Audrey nie sądziła, że Jebbediah przyjedzie tutaj z nią i będzie czekał… Właściwie nie wiedziała ile, aż zabieg dobiegnie końca, z góry zakładając, że nie chciała go kłopotać. Nadal była niezdrowo blada, a w jej rysach dało się dostrzec zmęczenie oraz resztki paskudnego bólu… I nie była pewna, które z ich dwójki wyglądało gorzej - czy ona tuż po zabiegu czy Jeb w pomiętej koszuli ubrudzonej jej własną krwią.
- Cześć. - Przywitała się, lecz jej głos zachrypiał nieprzyjemne, zupełnie jakby przez ten czas struny głosowe odwykły od pracy. Audrey odchrząknęła więc, sięgając po niewielki kubeczek z wodą jaki pozostawiła jej uprzejma pielęgniarka. Kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze. - Jak się czujesz? - Spytała, brązowe oczęta skupiając na jego buzi. Bo dla niej to właśnie było istotne a nie fakt, że przed chwilą wyciągali z niej metalową kulę - na jej koncie widniało jedynie postrzelenie, na jego zaś zawał.
Jebbediah Ashworth
W zasadzie nie była pewna, ile też czasu spędziła w podobnym czasie, mając wrażenie, że ciąg wydarzeń prowadzący do postrzału miał miejsce w zupełnie innej rzeczywistości; w wymiarze innym od tego, w którym przyszło jej żyć. Gdy w końcu świadomość powróciła do jej umysłu, a panna Clark otworzyła brązowe oczęta, z dezorientacją rozejrzała się po sali. Małej, w kolorach balansujących między bielą, a szarością z jeszcze jednym łóżkiem które w tym momencie stało puste. A więc była w szpitalu. Delikatną buzię wykrzywił grymas bólu, przypominający o urazie. Ostrożnie odsunęła kołdrę i paskudną, papierową koszulę by przyjrzeć się białemu plastrowi, spod którego widać było delikatnie ciemniejsze miejsca, będące pamiątką po ostatnich kropelkach krwi. I jedynie przez chwilę korciło ją aby go odkleić i zerknąć, jakimi nićmi pozostała z szyta, szybko jednak sama siebie zganiła za podobny pomysł.
Nie zaznała jednak wiele spokoju - ledwie chwilę później do sali wszedł lekarz z pielęgniarką, trzymającą jakąś papierową torbę, na której widniało odręczne pismo jej matki. Odłączono ją od monitora, podano odpowiednie leki a Audrey wysłuchała słów lekarza opisującego zabieg. Nim drzwi zamknęły się za nimi, pielęgniarka napomniała, że torbę zostawiła dla niej jej matka. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, i już chciała ostrożnie podnieść się z łóżka by przebrać się w coś, co nie było zrobione z papieru, gdy drzwi do sali otworzyły się ponownie. Zaciekawione spojrzenie brązowych oczu powędrowało w ich kierunku, odrobinę zaskoczone faktem, że to nie był lekarz, a pan Ashworth. Audrey nie sądziła, że Jebbediah przyjedzie tutaj z nią i będzie czekał… Właściwie nie wiedziała ile, aż zabieg dobiegnie końca, z góry zakładając, że nie chciała go kłopotać. Nadal była niezdrowo blada, a w jej rysach dało się dostrzec zmęczenie oraz resztki paskudnego bólu… I nie była pewna, które z ich dwójki wyglądało gorzej - czy ona tuż po zabiegu czy Jeb w pomiętej koszuli ubrudzonej jej własną krwią.
- Cześć. - Przywitała się, lecz jej głos zachrypiał nieprzyjemne, zupełnie jakby przez ten czas struny głosowe odwykły od pracy. Audrey odchrząknęła więc, sięgając po niewielki kubeczek z wodą jaki pozostawiła jej uprzejma pielęgniarka. Kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze. - Jak się czujesz? - Spytała, brązowe oczęta skupiając na jego buzi. Bo dla niej to właśnie było istotne a nie fakt, że przed chwilą wyciągali z niej metalową kulę - na jej koncie widniało jedynie postrzelenie, na jego zaś zawał.
Jebbediah Ashworth