Od czasu ostatniego spotkania z bratem, Daisy nie miała z nim kontaktu. Rozstali się w niezbyt przyjemnych okolicznościach, co ją zabolało nawet. W końcu nie przyszła do niego z myślą, że chce zrobić awanturę, a po prostu chciała się dowiedzieć prawdy. Niestety oboje gdzieś pozwolili emocjom wziąć nad nimi władzę i ostatecznie zakończyli spotkanie pozostawiając więcej pytań, aniżeli odpowiezi. Znaczy blondynka wiedziała jedno - Alexander Wheeler dostawał pieniądze od ojca. Ojca, który również był jej rodzicem.
Może właśnie przez to, że ich spotkanie potoczyło się w tak negatywnej atmosferze, nie śpieszyło jej się do kolejnego spotkania. Nawet Wrenowi powiedziała o całej sytuacji dopiero po kilku tygodniach, a nie od razu. Ale skoro Alex również nie zainicjował niczego, to chyba jemu też nie śpieszyło się do poznania siostry? Znał jej imię i nazwisko, równie łatwo mógł znaleźć o niej informację tak jak ona o nim, a jednak tego nie zrobił. Albo ją wygooglował i na tym poprzestał.
W to sobotnie popołudnie Daisy uznała, że wybierze się z Beth na spacer na plac zabaw niedaleko domu. Wren miał jakieś inne plany, a w dodatku ona też potrzebowała czasu dla siebie i córki. Była totalnie zakochana w mężczyźnie, ale była też matką i musiała dbać również o tą (najważniejszą) relację. Obiecała nawet, że po zabawie pójdą na lody, co przy tej pogodzie jest świetnym pomysłem. Gdy dotarły na miejsce, to Beth od razu pobiegła na zjeżdżalnię. Daisy początkowo stała w pobliżu i nie spuszczała wzroku z dziecka, ale po pewnym czasie usiadła na pobliskiej ławce, aby móc skorzystać z okazji i poczytać trochę książki. W międzyczasie oczywiście zerkała co chwilę na swoją latorośl czy grzecznie się bawi i nie powybijała sobie mleczaków. Wszystko było w porządku, ale w pewnym momencie zniknęła jej z pola widzenia. Wyciągała głowę na boki czy gdzieś się nie schowała za drabinkami, zaraz jednak wstała i zaczęła się rozglądać. Z każdą sekundą, kiedy nie mogła znaleźć swojej córki, panika w niej rosła. - Beth!- wołała drżącym głosem i rozglądając się wokół. Jak ona mogła spuścić wzrok z dziecka! Przerażona biegała wokół, krzycząc i szukając Beth, aż nagle ją dostrzegła w oddali. Kucała na piasku, a obok niej był jakiś mężczyzna! Przerażona jeszcze bardziej podbiegła do niej. Na zawał kiedyś zejdzie przez nią! - Beth co tu robisz?! Wystraszyłaś mnie- powiedziała dalej drżącym głosem, gdy do niej podeszła. Dopiero wtedy zobaczyła, że jej córka głaszcze małe szczeniaki.- Mamo, zobać jakie ładne pieśki- pokazała jej urocze zwierzątka, ale w tym czasie Daisy przeniosła swoją złość na mężczyznę, który zaczepia małe obce dzieci. - Co pan wyrabia?! - uniosła się przenosząc wzrok na niego i wtedy dostrzegła znajomą twarz. Wyraz jej twarzy trochę złagodniał i został zastąpiony zaskoczeniem.- Mamo, moziemy mieć pieśka?- Beth kompletnie nie zrobiła sobie nic z reprymendy matki tylko spojrzała na nią swoimi uroczymi oczami.
Powiedzieć, że ich sytuacja jest skomplikowana, to nic nie powiedzieć. Całe swoje dotychczasowe życie nie wiedzieli o swoim istnieniu, nie wiedzieli, że mają wspólnego ojca i nawet mieszkają obok siebie. Jasne, Daisy mieszkała przez kilka lat w Melbourne, ale to w Lorne Bay spędziła większość czasu. Ile razy mogli się minąć z Alexandrem na światłach? W kolejce w sklepie? Na stacji beznzynowej? W pubie? W przychodni? Może nawet wpadli na siebie nie wiedząc, że łączą ich więzy krwi. A co by się stało, gdyby blondynka nie znalazła tych dokumentów i go nie odszukała? Czy ich ojciec powiedziałby im w końcu o tej sytuacji? Czy już zawsze żyliby w nieświadomości? Za dużo jest co by było gdyby. Powinni oboje się skupić na tym, że wiedzą już o swoim istnieniu i coś z tym zrobić, aniżeli się tak kręcić wokół tematu. Ale jak już wiadomo - nie było to takie proste.
Daisy nigdy nie miała psa i w sumie za bardzo nie chciała mieć. Znaczy kochała te czworonożne, futerkowe zwierzęta, ale żeby mieć swojego? To nigdy nie było jej marzeniem, nigdy nie prosiła o niego rodziców i jak juz sama dorosła, to też nie miała w planach zwierzaka. Wystarczyło jej roboty jako samotna matka małego dziecka, która musiała utrzymać dom. Jeszcze tego by jej brakowało, aby do jej długiej listy obowiązków dorzucić opiekę nad psem. Teraz sytuacja była trochę inna, bo doszedł do nich Wren. Może nie mieszkał oficjalnie u niej w domu, ale spędzał z nimi sporo czasu i zaprzyjaźnił się z Beth, która może uznała, że Rhodes pomógłby jej zajmować się psem? Nigdy nie wiadomo, co się urodziło w tej małej blond czuprynie.
Wyjaśnienie Alexandra miało sens, zważając na to, że Beth właśnie kucała i głaskała pieski. Daisy póki co nie zwróciła dalszej uwagi na mężczyznę, skupiając się na córce. - Beth, nie możesz bez słowa się oddalać i podchodzić do nieznajomych. To niebezpieczne, więc następnym razem podejdź do mnie wcześniej, dobrze?- spróbowała wyjaśnić córce opanowanym głosem jak powinna się zachować. Pierwsze emocje spowodowane strachem już opadły, więc mogła na spokojnie porozmawiać z dzieckiem, do którego chyba wszystko dotarło, bo potwierdziła, że tak zrobi i wróciła do swoich nowych, futerkowych przyjaciół. Dopiero wtedy Daisy się podniosła i spojrzała na Alexandra lekko zmieszana.
- Przepraszam, po prostu spanikowałam, gdy nie mogłam znaleźć swojej córki- wytłumaczyła mu szczerze, co było powodem jej zachowania. Nie chciała go przecież urazić.