Wyjście za mąż nigdy nie znajdowało się na jej liście priorytetów. Nic zresztą dziwnego, skoro w jej rodzinie praktycznie wszystkie małżeństwa się rozpadały. I nie miało znaczenia to, czy Młodzi ślubowali sobie przed przy ołtarzu, przed obliczem Boga, czy podczas skromnej ceremonii w urzędzie stanu cywilnego. Prędzej czy później pojawiały się zgrzyty, nieporozumienia, niesnaski, niekiedy prywatne dramaty i zdrady, które małżonków zaprowadzały prosto do sądu. Jeżeli między dwojgiem ludzi brakowało prawdziwego uczucia, złotej obrączki nie można było traktować jako gwarancji długiego i szczęśliwego, wspólnego życia - Hannah święcie w to wierzyła i była o tym głęboko przekonana.
Również do macierzyństwa podejście miała dość nietypowe. Zdmuchując z tortu urodzinowego trzydzieści świeczek wcale nie myślała o gromadce dzieci i tupocie małych stóp rozlegających się po mieszkaniu. Lubiła brzdące, bezkresnie uwielbiała małą Milę. Nie czuła jednak potrzeby posiadania własnych, biologicznych dzieci. Spełniała się w roli macochy. Oczywiście, gdyby Brandon uklęknął by przed nią na jednym kolanie i poprosił, żeby przywdziała białą sukienkę, a następnie założyła z nim rodzinę specjalnie by się nie opierała, bo cholera, kochała tego mężczyznę nad życie i zrobiłaby wszystko, żeby go uszczęśliwić. Jeżeli jednak chodziło o nią, było jej dobrze tak, jak teraz. Miała u swojego boku wspaniałego, niesamowicie wyrozumiałego partnera, żyli w jednym z najpiękniejszych, jak nie w najpiękniejszym miejscu na ziemi i czuła się naprawdę szczęśliwa.
Na jego komplement uśmiechnęła się zadziornie. Kucharką może nie była najlepszą, ale miała całe mnóstwo innych talentów, którymi z Brandonem ochoczo się dzieliła. Każdego dnia. I nie sądziła, że kiedykolwiek się jej to znudzi. Ich ciała idealnie do siebie pasowały, jakby zostały dla siebie stworzone. Ulepione z tej samej gliny.
"
Jaka szkoda, że nie jesteś właścicielem, wtedy mógłbyś się wyrwać na godzinkę... A nie, czekaj" uniósła do góry brew i zaśmiała się dźwięcznie. Kochała się z nim droczyć i robiła to często, bardzo często. Do tego stopnia, że chyba weszło jej już w nawyk. Skoro jednak nie prostestował, nie miała zamiaru przestawać.
Kiedy w przeciągu jakiś dwóch sekund rozszyfrował jej niecny plan wyszczerzyła się tylko w uśmiechu i nie powiedziała już nic, pozwoliła się zaprowadzić lubemu ja pomost i usiąść przy stoliku. Nie tylko jemu, ale też i jej kiszki już marsza grały i nie mogła się doczekać, aż w końcu spróbuje tych wszystkich pyszności. Tutejsze kawiarenki tak bardzo różniły się od tych, które znała z rodzinnych stron. Zaskakiwały bogactwem smaków i kolorów. Stanowiły zarówno ucztę dla oka, jak i dla kubków smakowych.
Słysząc wyjaśnienie bruneta, widząc jego przejętą minę, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i przecząco pokręciła głową. Nie była święta, miała sporo za uszami, a jednocześnie nie wstydziła się swojej przeszłości i nie miałaby Dohemy'emu za złe, gdyby z góry założył najgorsze. Znał ją na tyle dobrze, wiedział o jej poprzednich doświadczeniach, że to byłoby z jego strony w pełni usprawiedliwione. Choćby chciała, nie mogłaby się nawet na niego za to obrazić. Było jej jednak bardzo miło, że tak się starał i dbał o jej uczucia, nie chciał sprawdzić jej przykrości. Że wszystkich mężczyzn, których spotkała, tylko jemu zdawało się naprawdę na niej zależeć i kochała go za to jeszcze mocniej.
"
Spróbować? Nie wiem czy to odpowiednie słowo" zamyśliła się na chwilę. Próbowanie kojarzyło się jej raczej z aktywnym uczestnictwem, niekoniecznie z biernym oglądaniem. No i nie traktowała tego jako spełnienia jakiś ukrytych fantazji. Ot, zwykłą, ludzką ciekawość, może jedynie ciut podkręconą przez jej dziennikarski instynt oraz możliwość przeprowadzenia kilku szalenie ciekawych wywiadów. Całe szczęście, nim zdążyła pożałować swojej propozycji i pomyśleć, że może jednak Brandon naprawdę chce zabawić się w mniej konwencjonalny sposób, ukochany zdążył ją przekonać, że myślą o dokładnie tym samym. Uff. Jej wewnętrzna zazdrośnica nigdy nie wyraziłaby zgody na coś takiego. Był jej i kropka, nie miała z nikim zamiaru się dzielić. Podobnie jak nikomu innemu nie miała zamiaru pozwalać na to, żeby go sobie ogladał. W zupełności wystarczało jej to, że musiała mierzyć się z zachwyconymi spojrzeniami kobiet, kiedy spacerowali po plaży, a Dohemy nie miał na sobie koszulki. Gdyby mogła, każdej jednej oczy by wydrapała, a tak, mogła się ograniczać jedynie do krzywych spojrzeń.
"
Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, co?" nachyliła się nad nim i znów musnęła ustami jego usta. A potem znowu i po raz kolejny, nic nie robiąc sobie z tego, że jak to właściciel określił, miejsce było "przyjazne rodzinom". "
Obiecaj tylko, że zaparkujesz blisko wyjścia" rzuciła z błyskiem w oku. Czasem, no dobra więcej niż czasem, potrafiła być naprawdę niecierpliwa. "
Zastanawiałeś się kiedyś, co się w ogóle ubiera do takiego klubu? To znaczy, ja rozumiem, że w pewnym momencie ubrania mogą być już niepotrzebne, ale tak na start? Chętnie bym sobie pooglądała Ciebie w tym granatowym garniturze. Myślisz, że to byłaby przesada?" palcami przeczesała jego ciemne, przydługie włosy. "
Albo nie. Wiem, inaczej. Zróbmy tak, że ja wybiorę strój dla Ciebie, a Ty wybierzesz strój dla mnie. Ot tak, w dramach gry wstępnej" zaczęła, z malująca się na twarzy ekscytacją. "
Mam na myśli kompletny outfit. Bielizna, buty, sukienka, dodatki, zapach perfum, kolor szminki" zagryzła dolną wargę. "
Co sądzisz?" zapytała, posyłając mu zaczepne, prowokujące spojrzenie.
Brandon Dohemy