: 14 gru 2021, 22:57
-Aha. Czyli podpowiedziałaś mi prezent, ja głośno powiedziałam, że zrobię z tego prezent, a teraz mi mówisz, że sama sobie kupisz. Aha. – Udawała nawet przez chwilę obrażoną. Tak w ramach żartu. Przestała jednak, bo w sumie to nie wiedziała jak udawać obrażoną, a nie chciała się obrazić na serio, bo wiedziała, że może przegiąć w drugą stronę i obrazić się na Zoyę na poważnie. –W takim razie zatrudnię ci prywatnego masażystę, który będzie do ciebie przychodził codziennie. Albo co dwa dni. Nie będziesz mogła go odwołać. No i wtedy nie będziesz potrzebowała kursu. – Była dumna z siebie, bo właśnie zaczynało do niej docierać to, że jak masz hajs to tak naprawdę jesteś w stanie załatwić sobie wszystko. No może poza miłością. Chociaż jak dobrze zapłacisz prostytutce to będzie udawała przez te dwie godziny, że szczerze cię kocha. Więc tak, można było kupić wszystko.
-Nie. Odpada. – Pokręciła szybko głową. –Nie będę przychodzić na twoje rodzinne zjazdy czy coś. – Nie czułaby się komfortowo. –Wezmę jakiś kontrakt i odbiorę komuś życie w wigilię. Amerykanie tworzą dużo zleceń wtedy. Może nawet uda mi się zrobić coś podwójnego. – Mówiła o tym trochę za głośno, zapomniała się, że są w miejscu publicznym i że jest na u r l o p i e. Rozejrzała się więc, ale na szczęście nie było w okolic nikogo kto mógłby to usłyszeć. –Nie chcę prezentów pod choinkę, Zoya. – Westchnęła. Jak to by w ogóle wyglądało jakby stała przy choince i otwierała prezent. –Nie widziałam. Obczaję jak wrócimy. – Uśmiechnęła się, bo to musiał być ładny widok. Tym bardziej, że ich apartamenty miały naprawdę ładne widoczki. Jak jeszcze do tego dołożysz lampeczki to już w ogóle klasa.
-Tak. Ale jednak wyglądałabym głupio siedząc na plaży w golfie. – Teraz to ona sobie zażartowała ze swoich golfów, ale jednocześnie poczuła uścisk żalu i bólu, że się z nich naśmiewa. Pewnie nawet powiedziała sobie w głowie: turtlenecks, sweeties, im so sorry.
Od książki odrywała się co jakiś czas. Nie chciała kontrolować Henderson, ale chciała mieć pewność, że nie straci jej z oczu. Gdyby jednak tak się stało to była gotowa ruszyć na ratunek. Potrafiła pływać, nawet bardzo dobrze, z tego też ją szkolili. Po prostu nie mogła przezwyciężyć tego strachu. –Cieszę się, że się podobało. – Gorzej jakby Zoya przyszła i powiedziała, że woda chujowa, brudna i jeszcze ktoś się zesrał. W końcu to były wakacje dla niej. –O postaciach diabła i czarownicy w mitologii słowiańskiej. Czytam w oryginalne. – Pochwaliła się, bo tak, zaczęła się uczyć języka polskiego. Było ciężko, ale czego się nie robi dla dobrze wykonanej pracy.
Pogadały sobie jeszcze chwilę, wypiły te drinki, pewnie zamówiły kolejne, a jak Zoya chciała jeszcze więcej to Sam ją przystopowała i przypomniała, że idą dzisiaj do eleganckiej restauracji i tam się napiją. Po drugim, bezalkoholowym drinku, Sameen odłożyła na chwilę książkę i przycięła nawet komara. Odsypiała ciężką noc, a nie chciała paść przy stole w takiej restauracji. No i jak się przebudziła to sięgnęła po telefon Henderson, żeby sprawdzić godzinę. –Zwijamy się, co? Musimy się przygotować do kolacji. Nie wpuszczą nas w byle czym. – Poinformowała psiapsię.
Zoya Henderson
-Nie. Odpada. – Pokręciła szybko głową. –Nie będę przychodzić na twoje rodzinne zjazdy czy coś. – Nie czułaby się komfortowo. –Wezmę jakiś kontrakt i odbiorę komuś życie w wigilię. Amerykanie tworzą dużo zleceń wtedy. Może nawet uda mi się zrobić coś podwójnego. – Mówiła o tym trochę za głośno, zapomniała się, że są w miejscu publicznym i że jest na u r l o p i e. Rozejrzała się więc, ale na szczęście nie było w okolic nikogo kto mógłby to usłyszeć. –Nie chcę prezentów pod choinkę, Zoya. – Westchnęła. Jak to by w ogóle wyglądało jakby stała przy choince i otwierała prezent. –Nie widziałam. Obczaję jak wrócimy. – Uśmiechnęła się, bo to musiał być ładny widok. Tym bardziej, że ich apartamenty miały naprawdę ładne widoczki. Jak jeszcze do tego dołożysz lampeczki to już w ogóle klasa.
-Tak. Ale jednak wyglądałabym głupio siedząc na plaży w golfie. – Teraz to ona sobie zażartowała ze swoich golfów, ale jednocześnie poczuła uścisk żalu i bólu, że się z nich naśmiewa. Pewnie nawet powiedziała sobie w głowie: turtlenecks, sweeties, im so sorry.
Od książki odrywała się co jakiś czas. Nie chciała kontrolować Henderson, ale chciała mieć pewność, że nie straci jej z oczu. Gdyby jednak tak się stało to była gotowa ruszyć na ratunek. Potrafiła pływać, nawet bardzo dobrze, z tego też ją szkolili. Po prostu nie mogła przezwyciężyć tego strachu. –Cieszę się, że się podobało. – Gorzej jakby Zoya przyszła i powiedziała, że woda chujowa, brudna i jeszcze ktoś się zesrał. W końcu to były wakacje dla niej. –O postaciach diabła i czarownicy w mitologii słowiańskiej. Czytam w oryginalne. – Pochwaliła się, bo tak, zaczęła się uczyć języka polskiego. Było ciężko, ale czego się nie robi dla dobrze wykonanej pracy.
Pogadały sobie jeszcze chwilę, wypiły te drinki, pewnie zamówiły kolejne, a jak Zoya chciała jeszcze więcej to Sam ją przystopowała i przypomniała, że idą dzisiaj do eleganckiej restauracji i tam się napiją. Po drugim, bezalkoholowym drinku, Sameen odłożyła na chwilę książkę i przycięła nawet komara. Odsypiała ciężką noc, a nie chciała paść przy stole w takiej restauracji. No i jak się przebudziła to sięgnęła po telefon Henderson, żeby sprawdzić godzinę. –Zwijamy się, co? Musimy się przygotować do kolacji. Nie wpuszczą nas w byle czym. – Poinformowała psiapsię.
Zoya Henderson