: 08 sty 2022, 17:18
Parsknęła śmiechem. - Wiesz, lepiej śmiesznie wyglądać z rękawkami niż utonąć z powodu brawury - odpowiedziała. Bo mimo że wizja Raine w rękawkach wydawała jej się zabawna, to jednak najważniejsza była odpowiedzialność za swoje życie. Bez względu na to, czy takie zachowanie mogłoby rozbawić publiczność. Na szczęście teraz wybierały się do miejsca, gdzie nie było gapiów, a poza tym, jeziorko nie było głębokie. Osoba wzrostu Raine nie musiała obawiać się o utratę życia. Zresztą, była przy niej Melis. Przy takich głębokościach chyba dałaby radę ją uratować. W takich sytuacjach budziła się również adrenalina. Ale teraz nie chciała się nad tym zastanawiać. Nie było szans, żeby coś mogło im się stać. - Chyba kapok, ale są też kółka, myślę, że jeszcze byś się zmieściła - zażartowała.
Dla Melis to święta w Australii były prawdziwe. Chociaż we wszystkich filmach świątecznych panowała śnieżna atmosfera, a Święty Mikołaj przyjeżdżał saniami, to wszechobecny piach i upał były tym, co dla Huntington było normalne. Kiedy tata był zdrowy, wybierali się na konną przejażdżkę, a mama w tym czasie piekła im ciasto jabłkowe, którym opychali się podczas bożonarodzeniowego obiadu. Wręczali sobie własnoręcznie zrobione prezenty i byli szczęśliwi. Właśnie takie świąteczne tradycje Melis najbardziej pamiętała. Wszystko się zmieniło, kiedy tata zachorował, a jej rodzeństwo wyjechało. Już nie miała takiej radości, ale ze względu na mamę (na siebie zresztą też), starała się tym dniom dodać trochę magii. - Kiedyś na pewno zobaczysz. Jesteś ekspertem od wiatraków, więc będziesz zarabiać dużo kasy - powiedziała, chcąc tym samym wesprzeć przyjaciółkę. Raine była piekielnie mądra, Melis wiedziała, że świetnie poradzi sobie w życiu. Skinęła głową.
Ich wędrówka nie trwała długo. Melis rozłożyła ręczniki i zdjęła ubranie, by zamoczyć się w chłodnej wodzie. - Jest super, chodź - zawołała przyjaciółkę, a sama zanurzyła się po same ramiona, by ochłodzić ciało.
Dla Melis to święta w Australii były prawdziwe. Chociaż we wszystkich filmach świątecznych panowała śnieżna atmosfera, a Święty Mikołaj przyjeżdżał saniami, to wszechobecny piach i upał były tym, co dla Huntington było normalne. Kiedy tata był zdrowy, wybierali się na konną przejażdżkę, a mama w tym czasie piekła im ciasto jabłkowe, którym opychali się podczas bożonarodzeniowego obiadu. Wręczali sobie własnoręcznie zrobione prezenty i byli szczęśliwi. Właśnie takie świąteczne tradycje Melis najbardziej pamiętała. Wszystko się zmieniło, kiedy tata zachorował, a jej rodzeństwo wyjechało. Już nie miała takiej radości, ale ze względu na mamę (na siebie zresztą też), starała się tym dniom dodać trochę magii. - Kiedyś na pewno zobaczysz. Jesteś ekspertem od wiatraków, więc będziesz zarabiać dużo kasy - powiedziała, chcąc tym samym wesprzeć przyjaciółkę. Raine była piekielnie mądra, Melis wiedziała, że świetnie poradzi sobie w życiu. Skinęła głową.
Ich wędrówka nie trwała długo. Melis rozłożyła ręczniki i zdjęła ubranie, by zamoczyć się w chłodnej wodzie. - Jest super, chodź - zawołała przyjaciółkę, a sama zanurzyła się po same ramiona, by ochłodzić ciało.