: 30 maja 2022, 15:25
- Ale jak z piernika? Umiałabyś? Jak by to w ogóle wyglądało? - Ryder podrapał się po policzku, lekko gubiąc się w tortowych propozycjach siostry, bo wyobraźnia najlepiej działała u niego po wypaleniu czegoś dobrego, a tym razem spotkali się jednak na trzeźwo. W ogóle, w przypadku spotkań z rodziną, najczęściej właśnie bywał trzeźwy, przynajmniej o ile nie musiał odbębnić kolejnych pięciu zmian za barem w Moonlight w ciągu jednego tygodnia. - O, to widzisz, musisz chyba do niego wrócić, wiesz? Bo ja myślę, że huśtawka to jednak zajebista opcja i by ci się przydała - w ogóle myślał, ze Gwen mogłoby się przydać trochę takich przyjemnych rzeczy w domu. Przy niezapowiedzianej wizycie napadła na niego z kijem bejsbolowym, a jakby tak siedziała sobie w ogrodzie na huśtawce, nawet nie zauważyłaby jak wemknął się do jej domu! Ale to były stare czasy, jeszcze ze starą ekipą współlokatorów, teraz miał nadzieję, że nikt by go nie zabił, gdyby mu wyżarł chipsy i wrócił do domu bez odkupienia.
- Dawno tam w ogóle nie byłem, powinienem pojechać i przejrzeć stare rzeczy, ale jakoś nie mogę się zebrać. Bo wiesz, z jednej strony to przecież nie przytaszczę tego wszystkiego do siebie, a z drugiej to trochę szkoda by się było pozbywać - zdecydowanie nie lubił porządkowania. Żadna Marie Kondo nie działała, jeśli chodziło o decydowanie co było dobre, a co złe, więc pewnie by tylko wszystko rozgrzebał i zostawił bałagan. Na tym samym polegało jego sprzątanie swojego pokoju - robił się tylko jeszcze większy bajzel, zostawiony tak na kolejne kilka dni, bo nie miał żadnej ochoty do tego wracać. Porządki zawsze były impulsem, który tak samo gwałtownie się pojawiał, jak i znikał. - No i widzisz, czyli do wszystkiego się przyznajesz! - wycelował w nią oskarżycielsko palec i zabrał się za odpalanie papierosa. - Czyyyli właściwie nigdzie, huh? - uśmiechnął się pod nosem, bo jednak był chyba tym najbardziej roztrzepanym Fitzgeraldem z calutkiej rodziny.
Gwen Fitzgerald
- Dawno tam w ogóle nie byłem, powinienem pojechać i przejrzeć stare rzeczy, ale jakoś nie mogę się zebrać. Bo wiesz, z jednej strony to przecież nie przytaszczę tego wszystkiego do siebie, a z drugiej to trochę szkoda by się było pozbywać - zdecydowanie nie lubił porządkowania. Żadna Marie Kondo nie działała, jeśli chodziło o decydowanie co było dobre, a co złe, więc pewnie by tylko wszystko rozgrzebał i zostawił bałagan. Na tym samym polegało jego sprzątanie swojego pokoju - robił się tylko jeszcze większy bajzel, zostawiony tak na kolejne kilka dni, bo nie miał żadnej ochoty do tego wracać. Porządki zawsze były impulsem, który tak samo gwałtownie się pojawiał, jak i znikał. - No i widzisz, czyli do wszystkiego się przyznajesz! - wycelował w nią oskarżycielsko palec i zabrał się za odpalanie papierosa. - Czyyyli właściwie nigdzie, huh? - uśmiechnął się pod nosem, bo jednak był chyba tym najbardziej roztrzepanym Fitzgeraldem z calutkiej rodziny.
Gwen Fitzgerald