: 30 lis 2021, 11:49
Ane powinna Skylera o to zapytać. Czy walczyłby o nią, gdyby nagle zapragnęła wrócić do byłego męża…? Czy walczyłby w sytuacji, w której jego własna osobista żona porzuca go dla jej byłego męża? Heh. Na to pytanie była chyba tylko jedna sensowna odpowiedź… A ona walczyłaby, gdyby on znalazł sobie kochankę? Walczyłaby? Nie. Byłaby zraniona, skrzywdzona i zdruzgotana. To złamałoby jej świat, serce i życie. I z nim byłoby dokładnie tak samo. Ane zrobiłaby mu w ten sposób najdotkliwszą z najdotkliwszych krzywd. Nawet nie chciał o tym myśleć… I na całe szczęście nie myślał. Nie teraz, nie z nią, nie kiedy celebrowali ten ostatni wspólny wieczór/noc przed dwutygodniową rozłąką. To musiało być mocne, intensywne, trochę gwałtowne, a trochę czułe. Bo tak – właśnie tacy byli. I byli siebie warci.
Teraz? Kiedy oboje leżeli zdyszani i wilgotni od potu i podniecenia, ramię w ramię, wgapiając się niemal w ten sam punkt na suficie, Weston właśnie o tym pomyślał. Jesteśmy siebie warci. Jak cholera jesteśmy… Nie byli pruderyjni, nie byli wstrzemięźliwi, kochali się jak para wariatów, do utraty tchu, do zerwanych sprężyn w materacu… Tu nie było miejsca na kompromisy. Jeśli coś robili i robili to razem – robili to na tysiąc procent. – Wiesz co? – Sky odezwał się w końcu po dłuższej chwili milczenia. Ciszę w sypialni przerywały już tylko ich przyspieszone oddechy i tłukące się pod mostkiem i żebrami, serca. – Czasami taka myśl przyjdzie mi do głowy… – przechylił głowę i spojrzał na Ane. Nie mógł się nie uśmiechnąć – ta kobieta miała w sobie coś takiego, że wystarczyło jedno jej spojrzenie, a jemu już gęba zaczynała się cieszyć. – Że trafiłaś mi się jak ślepej kurze ziarno. Zaczekaj… – bo może już przewracała oczami albo chciała zaprotestować, że co on znowu za głupoty wygaduje. Głupoty głupotami, ale trochę racji w tym jednak miał. Przewrócił się na bok i przysunął się bliżej Ackerman. Pyskiem zawisł tuż przy jej ładnej buzi, więc teraz – kiedy widział ją z tak bliska, że bardziej byłoby już trudno – kolejny raz w swoim życiu się w niej zakochał. – Bo sama pomyśl… Tkwiłbym w tym Monterey, pracowałbym w stoczni… Z nikim bym się nie związał i na pewno nie założyłbym rodziny. – był o tym absolutnie przekonany. Zresztą, tak też to brzmiało. – A dzisiaj? Mam żonę, mam córkę, planujemy kolejne dziecko, a na dodatek jestem swoim własnym szefem. To całkiem niezły progres jak na chłopaka z małego Monte, huh? – wyszczerzył krótko kły, a jego dłoń lekko musnęła kobiecy policzek. – Nie wiem jak ty to zrobiłaś… Siłą? Nie. Podstępem? – zmrużył lekko ślepia. – Prędzej. – podstępem go w sobie rozkochała. Po prostu. Innego wyjścia nie było. – Ale było warto, co? Chyba nie żałujesz, prawda? – niczego z ich wspólnego życia. On na pewno nie żałował.
Ane Ackerman Weston