Taking it all for us
: 24 lis 2021, 19:49
Soundtrack
#5
Ma na głowie różową perukę, kolorowe cekiny przyklejone do czoła, tuż nad linią brwi i brokatowy makijaż, który miejscami zdążył się już rozmazać. To znak, że jest tu trochę za długo. Za dużo alkoholu pomieszanymi z lewymi lekami uspokajającymi płynie w jej żyłach. Przymyka chwilami powieki, kiedy porusza się po parkiecie pełnym dziwnych ludzi. Znów jest bardzo nieodpowiedzialna, ale tak najlepiej radzi sobie z całym smutkiem i niepewnością co dalej, jeśli chodzi o jej pracę. Czy o życie w ogóle? Co zrobi bez pieniędzy? Nie nadaje się na kelnerkę, za sprzątanie nikt nie zapłaci jej złamanego grosza. Mogłaby pisać, ale nie ma dyplomu z uczelni. W końcu i tam zresztą przestałaby przychodzić. Nie pozostaje jej nic innego, niż zatańczyć na końcu tego smutnego życia i być kolorem, którego w nim brakuje.
Nie spodziewa się spotkać nikogo znajomego. Nie wydaje jej się też, że obecność tu kogokolwiek mogłaby wywrzeć na niej jakiekolwiek wrażenie.
W pewnej chwili jednak czuje, że natychmiast potrzebuje zaczerpnąć świeżego powietrza. Może przesadziła z tą chemiczną mieszanką, którą sobie zaaplikowała? W zalążku paniki przedziera się przez ludzi stłoczonych na parkiecie i próbuje przedostać się do wyjścia. Nie jest to proste wyzwanie i nie przychodzi jej z łatwością. Tuż przy samym wyjściu wpada na kogoś i ten nieznajomy ratuje ją przed upadkiem. W tym swoim oszukanym stanie szczęścia jest gotowa wylać na ratującego ją mężczyznę całą swoją wdzięczność, ale kiedy podnosi wzrok, orientuje się szybko, że w ramionach przypadkiem trzyma ją nie kto inny, niż Salinger Lewis. Jej brwi ściągają się w geście niezadowolenia.
Popatrzcie na niego. Czysta, doprasowana koszula. Dostarczona prosto z pralni? Frankie nie ma w końcu pojęcia, że ten czterdziestoletni kawaler mieszka z mamą. Dziewczyna lustruje więc go wzrokiem odrobinę za długo, gotowa powiedzieć mu w prostych słowach w co najlepszego ją wpakował, ale… Odpuszcza. Może leki wreszcie zaczęły działać lepiej?
Uśmiecha się lekko, odsuwa od bruneta i poprawia ramiączko skąpego outfitu, który mógłby wskazywać na to, że Stern tu pracuje. (A może to jakiś pomysł?!) Dziewczyna śmieje się dość nisko, nie wiadomo czy bardziej do siebie, czy może z niego? Na szczęście zagłusza ją muzyka.
Frankie dotyka palcami swoich policzków, na których znajduje się odrobinę zbyt wiele brokatu, a następnie przykłada je do twarzy Salingera, jakby malowała na niej barwy wojenne. Drobne opuszki suną po jego skórze, a Stern z upodobaniem przygląda się jego minie, po której widać, że gość absolutnie nie ma pojęcia co się właściwie dzieje.
— Przykro mi z powodu twojej straty, panie Lewis. Mniej niż bym chciała, ale to zawsze swojego rodzaju tragedia. Jeśli to pana pocieszy, pański ojciec jest dzisiaj tematem numer jeden wśród wszystkich prostytutek pracujących dziś w Shadow. O panu z kolei nie słyszałam, co też chyba jest dobrym znakiem — wygłasza niestandardowe kondolencje i o dziwo, nie ma w nich ani grama złośliwości. Mówi prawdę i mówi ją absolutnie szczerze. Mieszanka alkoholu i dobrych tabletek z plastikowej fiolki zawsze działa na nią jak veritaserum.
— Przepuścisz mnie? — dodaje po chwili, zauważając, że Lewis stoi jej na drodze do wyjścia z klubu.
salinger lewis
#5
Ma na głowie różową perukę, kolorowe cekiny przyklejone do czoła, tuż nad linią brwi i brokatowy makijaż, który miejscami zdążył się już rozmazać. To znak, że jest tu trochę za długo. Za dużo alkoholu pomieszanymi z lewymi lekami uspokajającymi płynie w jej żyłach. Przymyka chwilami powieki, kiedy porusza się po parkiecie pełnym dziwnych ludzi. Znów jest bardzo nieodpowiedzialna, ale tak najlepiej radzi sobie z całym smutkiem i niepewnością co dalej, jeśli chodzi o jej pracę. Czy o życie w ogóle? Co zrobi bez pieniędzy? Nie nadaje się na kelnerkę, za sprzątanie nikt nie zapłaci jej złamanego grosza. Mogłaby pisać, ale nie ma dyplomu z uczelni. W końcu i tam zresztą przestałaby przychodzić. Nie pozostaje jej nic innego, niż zatańczyć na końcu tego smutnego życia i być kolorem, którego w nim brakuje.
Nie spodziewa się spotkać nikogo znajomego. Nie wydaje jej się też, że obecność tu kogokolwiek mogłaby wywrzeć na niej jakiekolwiek wrażenie.
W pewnej chwili jednak czuje, że natychmiast potrzebuje zaczerpnąć świeżego powietrza. Może przesadziła z tą chemiczną mieszanką, którą sobie zaaplikowała? W zalążku paniki przedziera się przez ludzi stłoczonych na parkiecie i próbuje przedostać się do wyjścia. Nie jest to proste wyzwanie i nie przychodzi jej z łatwością. Tuż przy samym wyjściu wpada na kogoś i ten nieznajomy ratuje ją przed upadkiem. W tym swoim oszukanym stanie szczęścia jest gotowa wylać na ratującego ją mężczyznę całą swoją wdzięczność, ale kiedy podnosi wzrok, orientuje się szybko, że w ramionach przypadkiem trzyma ją nie kto inny, niż Salinger Lewis. Jej brwi ściągają się w geście niezadowolenia.
Popatrzcie na niego. Czysta, doprasowana koszula. Dostarczona prosto z pralni? Frankie nie ma w końcu pojęcia, że ten czterdziestoletni kawaler mieszka z mamą. Dziewczyna lustruje więc go wzrokiem odrobinę za długo, gotowa powiedzieć mu w prostych słowach w co najlepszego ją wpakował, ale… Odpuszcza. Może leki wreszcie zaczęły działać lepiej?
Uśmiecha się lekko, odsuwa od bruneta i poprawia ramiączko skąpego outfitu, który mógłby wskazywać na to, że Stern tu pracuje. (A może to jakiś pomysł?!) Dziewczyna śmieje się dość nisko, nie wiadomo czy bardziej do siebie, czy może z niego? Na szczęście zagłusza ją muzyka.
Frankie dotyka palcami swoich policzków, na których znajduje się odrobinę zbyt wiele brokatu, a następnie przykłada je do twarzy Salingera, jakby malowała na niej barwy wojenne. Drobne opuszki suną po jego skórze, a Stern z upodobaniem przygląda się jego minie, po której widać, że gość absolutnie nie ma pojęcia co się właściwie dzieje.
— Przykro mi z powodu twojej straty, panie Lewis. Mniej niż bym chciała, ale to zawsze swojego rodzaju tragedia. Jeśli to pana pocieszy, pański ojciec jest dzisiaj tematem numer jeden wśród wszystkich prostytutek pracujących dziś w Shadow. O panu z kolei nie słyszałam, co też chyba jest dobrym znakiem — wygłasza niestandardowe kondolencje i o dziwo, nie ma w nich ani grama złośliwości. Mówi prawdę i mówi ją absolutnie szczerze. Mieszanka alkoholu i dobrych tabletek z plastikowej fiolki zawsze działa na nią jak veritaserum.
— Przepuścisz mnie? — dodaje po chwili, zauważając, że Lewis stoi jej na drodze do wyjścia z klubu.
salinger lewis