: 11 lut 2022, 22:10
Naprawdę zaskoczyło ją to, że blondynka porównała siebie do Mari, bo jednak... Chambers by sobie na podobne słowa nie pozwoliła, aby jej nie urazić. Wiedziała, jaka jest... brakowało jej klasy, wiedzy, wykształcenia, czy chociażby ogłady, ale mimo to Gwen sprawiła jej przyjemność.
- Dobrze, postaram się - zgodziła się raz jeszcze, jakby wcześniej nie zrobiła tego zbyt bezpośrednio. Doszła też do wniosku, że to co je łączy, to sympatia do Benjamina. U Mari kiedyś ta była nawet czymś więcej, niż chęć przyjacielskiej relacji i jakoś tak zaczęła się zastanawiać, czy może u siedzącej na przeciwko kobiety nie wygląda to podobnie. - Bardzo lubisz Bena, prawda? - zapytała więc wprost, może nawet zbyt bezpośrednio, ale nie dostrzegła w sobie tej drobnej impertynencji, bo nie miała nic złego na myśli.
- Jej, brzmi to niezwykle odpowiedzialnie - nadal była w lekkim szoku, bo rzadko kiedy ktoś pokładał w niej jakiekolwiek nadzieje. - Będę musiała zadzwonić do mamy się pochwalić - przyznała zaraz, kiwając przy tym delikatnie głową, jakby samej sobie chciała wyjaśnić, że tak właśnie powinna teraz postąpić. Już oczami wyobraźni widziała, że mogłaby kogoś szkolić i zgrywać kogoś, kto wie nieco więcej.
- Serio pozwolisz mi się napić piwa? - zrobiła wielkie oczy. Poczuła ekscytacje i zaraz sięgnęła po pilota, szukając kanału sportowego, bo kompletnie nie myślała o ewentualnych konsewkencjach swego czynu. - W sumie mogłabym pójść po orzeszki, gdybym wychodziła już stąd... bo to pewnie będzie strasznie dużo kosztować, żeby je i piwo zamawiać z baru, nie? W sklepie jednak taniej - zawsze myślała oszczędnie. Może i obracała się w gronie ludzi zamożnych, ale kompletnie do nich nie należała, to też nie potrafiła się przestawić na ich pewne decyzje zakupowe. Sama zawsze uważała, że im coś jest tańsze, tym lepsze, przez co niezwykle denerwowała Jonathana, ale niestety nie tak łatwo było się tego oduczyć. - Hm... może powinnam nie brać leków, jak będę piła? - nie wiedziała, że piwo ma być bezalkoholowe, tak? No i chciała złamać zasady, ale w rozsądny sposób! O ile dało się tak to określić, z jej punktu widzenia miało to jak najbardziej sens.
Gwen Fitzgerald
- Dobrze, postaram się - zgodziła się raz jeszcze, jakby wcześniej nie zrobiła tego zbyt bezpośrednio. Doszła też do wniosku, że to co je łączy, to sympatia do Benjamina. U Mari kiedyś ta była nawet czymś więcej, niż chęć przyjacielskiej relacji i jakoś tak zaczęła się zastanawiać, czy może u siedzącej na przeciwko kobiety nie wygląda to podobnie. - Bardzo lubisz Bena, prawda? - zapytała więc wprost, może nawet zbyt bezpośrednio, ale nie dostrzegła w sobie tej drobnej impertynencji, bo nie miała nic złego na myśli.
- Jej, brzmi to niezwykle odpowiedzialnie - nadal była w lekkim szoku, bo rzadko kiedy ktoś pokładał w niej jakiekolwiek nadzieje. - Będę musiała zadzwonić do mamy się pochwalić - przyznała zaraz, kiwając przy tym delikatnie głową, jakby samej sobie chciała wyjaśnić, że tak właśnie powinna teraz postąpić. Już oczami wyobraźni widziała, że mogłaby kogoś szkolić i zgrywać kogoś, kto wie nieco więcej.
- Serio pozwolisz mi się napić piwa? - zrobiła wielkie oczy. Poczuła ekscytacje i zaraz sięgnęła po pilota, szukając kanału sportowego, bo kompletnie nie myślała o ewentualnych konsewkencjach swego czynu. - W sumie mogłabym pójść po orzeszki, gdybym wychodziła już stąd... bo to pewnie będzie strasznie dużo kosztować, żeby je i piwo zamawiać z baru, nie? W sklepie jednak taniej - zawsze myślała oszczędnie. Może i obracała się w gronie ludzi zamożnych, ale kompletnie do nich nie należała, to też nie potrafiła się przestawić na ich pewne decyzje zakupowe. Sama zawsze uważała, że im coś jest tańsze, tym lepsze, przez co niezwykle denerwowała Jonathana, ale niestety nie tak łatwo było się tego oduczyć. - Hm... może powinnam nie brać leków, jak będę piła? - nie wiedziała, że piwo ma być bezalkoholowe, tak? No i chciała złamać zasady, ale w rozsądny sposób! O ile dało się tak to określić, z jej punktu widzenia miało to jak najbardziej sens.
Gwen Fitzgerald