1. +
outfit
Dobra, jak na taką biedaczkę i typiarę co dosłownie klepie biedę to Bex nie miała aż tak tragicznego stylu. Wczesnym porankiem wróciła z latarni gdzie spędziła noc i uznała, że zamiast iść spać to powinna troszkę ogarnąć dom. A, że domek sam w sobie był nieźle syfiasty to miała co robić. Żałowała i nie żałowała każdej nocy, którą spędzała w latarni. Kochała to miejsce, kochała o dziwo swoją pracę, ale jednocześnie nocki tam były koszmarne. Za każdym razem walczyła później z bólem kręgosłupa. Starała się tam nie spać, ale no cóż… Widok o wschodzie słońca był tak cudowny, że nie mogła sobie tego odmówić. Czasami zabierała tam ze sobą Phila i Eda, żeby się wyszaleli i wybiegali.
Dobra, po szybkich porządkach w domu, bo jednak nie chciało jej się sprzątać uznała, że wybierze się na lokalny ryneczek. Była idealna pora na to, żeby zacząć robić przetwory na zimę. Wolała się zabezpieczyć, bo niewiele już zostało z zeszłego roku.
Wsiadła w auto i w kilka minut dojechała na swój ulubiony rynek. Uśmiechała się do ludzi, pozdrawiała ich, witała, z niektórymi nawet zamieniała kilka słów. Była raczej lubianą osobą. Dodatkowo była trochę znana, bo jednak była jedynym latarnikiem w mieście, a to tak specyficzny zawód, że ciężko było ją przegapić.
Ze szmacianą siatką spacerowała sobie między stoiskami i tradycyjnie, zatrzymała się przy jakimś straganie z ubraniami. Popatrzeć lubiła, ale niekoniecznie lubiła wydawać pieniądze na ubrania. Wolała oszczędzać, żeby mieć hajs na czarną godzinę. Może kiedyś uda jej się kupić z Baileym lepsze mieszkanie. No i liczyła na to, że niedługo zajdzie w tą legendarną ciąże i będzie mogła inwestować hajs w dziecko. Przeglądała właśnie koszulki kiedy usłyszała znajomy głos. Głos, który pamiętała, ale nie wiedziała skąd. Zmarszczyła brwi i obróciła się w stronę mężczyzny. Przeszedł ją zimny dreszcz i początkowo nie wiedziała co powiedzieć. –
Nie. – W końcu coś z siebie wydusiła. Wyszło nawet ambitnie. –
Nie, nie. – Sama już nie wiedziała czy odpowiada na to co Chandler mówił czy po prostu wypierała to, że przed nią stał. Spojrzała na hawajskie wzory, później na niego, później jeszcze na jego kitkę i wierzyła, że to jakiś słaby żart. Cofnęła się nawet o krok aż w końcu wymierzyła mu cios w ramię, bo wyżej nie sięgała. Dotknęła go więc był prawdziwy. –
Co ty tutaj robisz?! – Zapytała w końcu o coś sensownego.
Chandler Guillebeaux