They'll be the King of Hearts, and you're the Queen of Spades
: 17 lis 2021, 11:01
Musiała przyznać, że kawa z rodziną pacjenta to był dość niecodzienny pomysł. Zazwyczaj unikała takich powiązań, wychodząc z założenia, że im mniej wie o swoim podopiecznym na stole, tym łatwiej podejmować jej najbardziej ryzykowne i skomplikowane decyzje. Świadomość, że pod narkozą leży ktoś bliski zawsze wiązała się z naturalnym strachem, a z jej specjalizacją wszelkie obawy były bardzo złymi doradcami. Niwelowała więc jak tylko mogła jakiekolwiek relacje, pozostając nawet w pracy na stopie stricte zawodowej z wszystkimi. Owszem, nie zawsze się udawało, zwłaszcza gdy jej mąż był ordynatorem interny, a przyjaciółka pediatrii, ale starała się robić wszystko, by być jak najbardziej niezależna.
Nie przywiązywać się. Brzmiało jak koszmarna mantra i przypominało raczej wojskową musztrę niż relacje międzyludzkie, ale dzięki temu Enrica była świetną specjalistką w swoim fachu. Umiała powiedzieć prosto z mostu najgorszą prawdę, nie pocieszała zbędnymi frazesami i równocześnie po wyjściu ze szpitala zapominała o pacjentach, skupiając się na rodzinie. Ta jednak ostatnio była źródłem jej największego niepokoju, więc synapsy w jej mózgu pracowały na zwiększonych obrotach, ciągle wysyłając impulsy. To nie było zmęczenie, tylko czysta determinacja, by przywrócić jej mężowi pamięć. Mimo wszystko jednak zajmowało to jej lwią część czasu i wiedziała również, że gdy tylko zamknie sprawę babci Simona, to będzie musiała na chwilę odłożyć skalpel.
Co samo w sobie ją przerażało. Nie umiała istnieć w świecie, w którym szpital nie stanowił treści jej życia. Była zdecydowanie uzależniona od pracy, od pacjentów i od szaleńczego tempa, które wyznaczyły dyżury, operacje, kolejne przypadki z ostrego dyżuru. Duke- Macnee wiedziała, że żaden lekarz nie może liczyć na udane życie osobiste i że poświęciła wychowanie własnych dzieci medycynie, więc do cholery, jak teraz miała odpuścić?
Nawet dla Irvinga, który na dniach miał zostać wypuszczony ze szpitala. Od kilku dni nawet nie zaglądała do niego, a teraz znajdywała czas na kawę z byłym stażystą. Mogła wręcz powiedzieć, że igrała z ogniem, ale duża torba podróżna przy jej krześle wskazywała na coś więcej. Na ucieczkę.
A przynajmniej tak widziała tę śmieszną podróż do Szkocji, której szczerze nienawidziła, ale skoro tam była rodzina jej męża, to i ona miała znaleźć się w tej pięknej krainie jezior, ludowych porzekadeł i zabobonów. Przynajmniej whisky mieli dobre.
Unosi się z krzesła na widok Simona, trzy minuty spóźnienia, po pięciu już by jej tu nie zastał. Póki jego babcia oddycha, ma dobre wieści. Być może nawet się wybudzi, ale o tym już pewnie wie, bo był w szpitalu.
- Mam trochę czasu przed wylotem samolotu – oświadcza, bo widzi, że jego wzrok pada na torbę z logiem LV, ani to ładne, ani praktyczne, wolałaby swoją czarną i skórzaną, ale spakować się też nie miała czasu i powierzyła to synowi gejowi.
Najwyraźniej zawiódł ją na całej linii, oby Simon okazał się na tyle interesującym rozmówcą, by to wrażenie zatrzeć w okamgnieniu.
Simon Schreiber
Nie przywiązywać się. Brzmiało jak koszmarna mantra i przypominało raczej wojskową musztrę niż relacje międzyludzkie, ale dzięki temu Enrica była świetną specjalistką w swoim fachu. Umiała powiedzieć prosto z mostu najgorszą prawdę, nie pocieszała zbędnymi frazesami i równocześnie po wyjściu ze szpitala zapominała o pacjentach, skupiając się na rodzinie. Ta jednak ostatnio była źródłem jej największego niepokoju, więc synapsy w jej mózgu pracowały na zwiększonych obrotach, ciągle wysyłając impulsy. To nie było zmęczenie, tylko czysta determinacja, by przywrócić jej mężowi pamięć. Mimo wszystko jednak zajmowało to jej lwią część czasu i wiedziała również, że gdy tylko zamknie sprawę babci Simona, to będzie musiała na chwilę odłożyć skalpel.
Co samo w sobie ją przerażało. Nie umiała istnieć w świecie, w którym szpital nie stanowił treści jej życia. Była zdecydowanie uzależniona od pracy, od pacjentów i od szaleńczego tempa, które wyznaczyły dyżury, operacje, kolejne przypadki z ostrego dyżuru. Duke- Macnee wiedziała, że żaden lekarz nie może liczyć na udane życie osobiste i że poświęciła wychowanie własnych dzieci medycynie, więc do cholery, jak teraz miała odpuścić?
Nawet dla Irvinga, który na dniach miał zostać wypuszczony ze szpitala. Od kilku dni nawet nie zaglądała do niego, a teraz znajdywała czas na kawę z byłym stażystą. Mogła wręcz powiedzieć, że igrała z ogniem, ale duża torba podróżna przy jej krześle wskazywała na coś więcej. Na ucieczkę.
A przynajmniej tak widziała tę śmieszną podróż do Szkocji, której szczerze nienawidziła, ale skoro tam była rodzina jej męża, to i ona miała znaleźć się w tej pięknej krainie jezior, ludowych porzekadeł i zabobonów. Przynajmniej whisky mieli dobre.
Unosi się z krzesła na widok Simona, trzy minuty spóźnienia, po pięciu już by jej tu nie zastał. Póki jego babcia oddycha, ma dobre wieści. Być może nawet się wybudzi, ale o tym już pewnie wie, bo był w szpitalu.
- Mam trochę czasu przed wylotem samolotu – oświadcza, bo widzi, że jego wzrok pada na torbę z logiem LV, ani to ładne, ani praktyczne, wolałaby swoją czarną i skórzaną, ale spakować się też nie miała czasu i powierzyła to synowi gejowi.
Najwyraźniej zawiódł ją na całej linii, oby Simon okazał się na tyle interesującym rozmówcą, by to wrażenie zatrzeć w okamgnieniu.
Simon Schreiber