lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
33 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
does such a thing as ‘the fatal flaw,’ that showy dark crack running down the middle of a life, exist outside literature? i used to think it didn’t. now i think it does. and i think that mine is this: a morbid longing for the picturesque at all costs.
I

Kamera chybocze się na ramieniu, obciążając wżynający się w ciało pasek w etniczne wzory; ma ją pod ręką, na wyciągnięcie niecierpliwych palców - gdyby trzeba było w ułamku sekundy uchwycić coś, co przestanie istnieć ledwie chwilę później.
Buty grzęzną w błotnistym podłożu, surowym mlaśnięciem uświadamiając go, że znalazł się w miejscu, w którym ludzka stopa nie stała już od dłuższego czasu - może nie bez powodu. Nienaruszana przyroda żyła w swoim rytmie, wszystko wokół porosło gęstą zielenią.
Brnie dalej, tam, gdzie znajdować mają się ruiny. Albo konstrukcja ruinopodobna - trudno było dostrzec cokolwiek więcej na prześwietlonym, wyjątkowo kiepskim zdjęciu, które ktoś opublikował w Internecie już dłuższy czas temu.
Słysząc jakiś dźwięk gdzieś na lewo od siebie zatrzymuje się gwałtownie, wciąż niepewien, czego może się tu spodziewać - to jedno z tych miejsc, do których jeszcze nie zdążył dotrzeć. Szelest ustaje jednak szybko, Allen wznawia więc marsz; w lewej dłoni trzyma telefon, starając się złowić zasięg, by mapa wskazująca oznaczone współrzędne geograficzne zaczęła w końcu działać.
Chyba jednak nie ma co na to liczyć.
Wysłużona cegła nie funkcjonuje najlepiej w kombinacji wilgoci i ciepła.
Czas na stary, dobry oldschool?
Jak pieprzony Indiana Jones poprawia kapelusz na głowie i zamienia telefon na kompas.
Kierunek - północny wschód.
powitalny kokos
lu
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Podmokły obszar Saphire River potrafił być zgubny nawet dla osób, które go zamieszkiwały. Czasem wystarczył jeden nieprzemyślany krok, by zapaść się w błoto po kolana. Jedno niepotrzebne skrócenie sobie drogi przez mokradła, by zmącić spokój wypoczywającego gdzieś w okolicy krokodyla. Jedno poddanie się - chciałoby się wierzyć, że niegłupiej - ciekawości, by naruszyć już i tak wątłą konstrukcję znajdujących się płytko pod ziemią ruin.
I to właśnie to ostatnie spotkało Lorgana. W jednej chwili ziemia osunęła się spod jego lewej stopy - nie na tyle, by pochłonąć go całego, lecz wystarczająco, by jego noga wpadła w wytworzoną dziurę. Mężczyzna nie miał nawet czasu, by odpowiednio zareagować, a teren wokół był zbyt podmokły, by móc się na nim odpowiednio podeprzeć. Jeszcze przed chwilą trzymany w dłoni kompas wylądował w błocie, a pasek wiszącej na ramieniu kamery jakimś cudem zaczepił się o wystającą obok gałąź. Jakby jakaś niewidzialna siła próbowała mu jednak pomóc wydostać się z pułapki. Lub nie dopuścić, by do wnętrza ruin dostało się coś więcej, niż jego noga. A może był to tylko czysty przypadek?
Jedno dobre, że chociaż kapelusz wciąż trzymał się głowy Lorgana.
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
33 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
does such a thing as ‘the fatal flaw,’ that showy dark crack running down the middle of a life, exist outside literature? i used to think it didn’t. now i think it does. and i think that mine is this: a morbid longing for the picturesque at all costs.
Bunyip

Tam do przodu pchała go ciekawość (w to, że niegłupia, chyba bym jednak nie wierzyła) - ciekawość niemal chorobliwa, wżerająca się w jego myśli osobliwym natręctwem, które nie pozwalało mu tkwić w tym samym miejscu zbyt długo. Niezmiennie czekał na ten moment, gdy osiągnie stan natłoku bodźców - różnych, obcych, przykuwających całą jego postrzępioną emocjami uwagę.
Może jego podświadomość powinna być ostrożniejsza w artykułowaniu podskórnych pragnień.
Wszechświat usłyszał. I odpowiedział?
A raczej wtrącił się z odpowiedzią w najmniej stosownym momencie.
Właściwie nic nie zwiastowało tego, co wydarzyło się w ułamku przyspieszonych uderzeń serca, które zadudniło mocniej, niosąc krwią zastrzyk adrenaliny.
Jego ciało zdawało się wiedzieć wcześniej niż umysł - już w chwili, gdy on sam osuwał się w nicość, w wyrwę powstałą raptownie w miejscu, które nie wyglądało wcale bardziej niebezpiecznie niż błotnista przestrzeń dwa kroki dalej (może przegapił ostrzeżenie, a może wcale żadnego nie było). Mięśnie napięły się samoistnie, a ręka zacisnęła się powietrzu - kilka sekund wcześniej chyba nawet zdążyłby zaczepić się choć jednym palcem o gałąź, płożącą się w jego stronę.
- Kurrrrrrw - przeciągnięte w okrzyku zaskoczenia r wibrowało na grdyce jeszcze chwilę, nim wargi zasznurowało wymowne milczenie. Na usta nie cisnęło się nic więcej, bo i w głowie miał chaotyczną pustkę.
Utknął.
W mało komfortowym położeniu.
Choć próbował wypatrzeć cokolwiek na tyle nieśliskiego, żeby mógł się tego chwycić i wydostać się z potrzasku, to jedynym punktem - dosłownie - zaczepienia był ten nieszczęsny pasek od kamery. Kolejny cud z udziałem etnicznej plecionki, która zaczepiona o gałąź tworzyła coś na kształt liny.
Nie był pewien, ile ma czasu, nim pod jego ciężarem ziemia zapadnie się głębiej, niekoniecznie uśmiechało mu się jednak pogrzebanie żywcem.
Aczkolwiek kamera była warta więcej niż jego życie, co do tego akurat nie miał najmniejszych wątpliwości. I z tego też powodu coś ukłuło go w sercu, kiedy pomyślał o tym, że towarzyszka podróży może skończyć marnie w starciu z tym, co planował zrobić.
Po dłuższej chwili, którą poświęcił na walkę z samym sobą, doszedł do niemalże roztropnego wniosku - że na nic mu się ta kamera nie przyda, jeśli ostatnim, co nią zarejestruje, będzie szaleńczy monolog, który mógłby zapełnić kilka minut jakiegoś łzawego filmu biograficznego, opowiadającego o najgłupszej śmierci minionego roku (ocenionego 5/10, bo gdzieś już coś takiego widziano i po co powtarzać 127 godzin tylko po to, żeby zmienić zakończenie).
- HALOOOOOOOOOOOOOOOOOOO - ryknął, starając się wypluć z płuc tyle powietrza, by mokradła poniosły jego głos gdzieś dalej. Będzie miał kurewskie szczęście, jeśli z jakiegoś powodu ktoś znajdzie się w pobliżu.
Kątem oka zerknął na wystający z kieszeni koszuli telefon, upewniając się, czy na pewno nie ma tu ani kreski zasięgu, a potem przeniósł wzrok na konstrukcję z paska i gałęzi, by w razie konieczności przesunąć się nieco, aby pasek znajdował się pod takim kątem, żeby nie mógł się zsunąć.
Będzie mu jeszcze potrzebny.
Kapelusz, natomiast, ostał się na czubku głowy, choć chyboczący nim sznurek grawitacji ciągnął najbardziej przydatny element ekwipunku w stronę ziejącej w ziemi dziury.
Tam, gdzie dogorywał właśnie kompas?
powitalny kokos
lu
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Doniosła na własnego ojca, a ten wylądował przez nią w więzieniu. Po wszystkim postanowiła uciec od wspomnień, jednak te wciąż ją prześladują pod postacią dobrze znanych jej osób.
- 003. -


Fakt, że znalazła się w tym właśnie miejscu i to do tego sama, zdawał się całkowicie do niej nie pasować. Nie zwykła czerpać niebywałej satysfakcji z eksploracji terenu, a wakacje zamiast na zwiedzeniu spędzała smażąc się na plaży. Po przyjeździe do Australii była jednak na tyle oczarowana nigdzie indziej nie spotykana fauną i florą, że skusiła się na parę samotnych wypraw w głąb dżungli. Na jednej z nich znalazła właśnie to miejsce. Jednocześnie urzekające, jak i przerażające. Nigdy nie odważyła się sprawdzić dokąd prowadzą tajemnicze schody, jednak przesiadywanie pod jedną z obrośniętych mchem ścian i podziwianie w ciszy okolicznej przyrody przypadło jej do gustu. No właśnie.. w ciszy, którą ktoś właśnie bezceremonialnie przerywał drąc się wniebogłosy.
Z początku nie miała zamiaru nawet reagować. Przewróciła jedynie zirytowana oczami, przeklinając w myślach osobę, która naruszała jej spokój. Dźwięk jednak nie ustawał. Zdawać by się nawet mogło, że stał się bardziej donośny i taki trochę.. desperacki? Niechętnie, ale podniosła się z miejsca i ruszyła w kierunku dochodzących odgłosów. Stawiała przy tym uważnie kroki, aby przypadkowo nie rozdeptać jakiegoś stworzenia, czy też samemu nie skręcić kostki. Dopiero po chwili marszu jej oczom ukazał się dość przerażający widok. Mężczyzna, którego twarzy w tej chwili nie widziała utknął w powstałej na trasie dziurze.
- Wszystko w porządku? - zapytała robiąc powolny krok w jego kierunku, aby przypadkowo nie znaleźć się w równie niekomfortowej pozycji co on. Nie było to jednak chyba zbyt mądre pytania, bo jak ma być w porządku skoro nie może nawet za bardzo się ruszyć? - Jeśli podasz mi rękę to mogę spróbować Cię stamtąd wyciągnąć - dodała po chwili, rozglądając się z uwagą po otoczeniu, bo może podchodzenie bliżej nie było wcale tak bardzo rozsądne i lepiej było wykorzystać, chociażby jakąś gałąź, czy nawet pasek od torebki?
ambitny krab
Weronika
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Lorgan miał naprawdę dużo szczęścia, że ktokolwiek odpowiedział na jego krzyki. Teren ruin nie był zbyt często odwiedzany, nawet przez lokalną społeczność Aborygenów, więc Meave i jej chęć udzielenia pomocy spadły mu wprost z nieba. Gorzej, że gdzieś pod ziemią, coś również zainteresowało się tkwiącą w dziurze nogą mężczyzny. Czy to tylko podmuch powietrza, dostającego się do wnętrza ruin przez jakąś inną dziurę, delikatnie musnął mu właśnie skórę i włoski na fragmencie odkrytej łydki? Może to tylko gęsia skórka wywołana przypływem nagłych emocji? A może jednak... Kilka par odnóży bez pośpiechu wspinało się po uwięzionej nodze Lorgana, póki co jeszcze spokojnie badając teren i intruza. Kto wie jednak na jak długo, skoro mężczyzna właśnie zniszczył ich starannie wyplecioną sieć. Samice Atraksa może nie bywały tak jadowite, jak męskie osobniki, ale zagrożenie zawsze istniało, prawda?


Możecie póki co grać między sobą, wymienić parę postów, a jeśli uznacie, że w danej chwili potrzebna Wam będzie kolejna ingerencja lub pomoc ze strony Mistrza Gry, oznaczcie w poście konto Bunyip <3
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
33 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
does such a thing as ‘the fatal flaw,’ that showy dark crack running down the middle of a life, exist outside literature? i used to think it didn’t. now i think it does. and i think that mine is this: a morbid longing for the picturesque at all costs.
Maeve Thompson

- Maeve...? - wydukał niepewnie; czy to już ten etap, w którym zaczyna majaczyć? Tylko dlaczego umysł miałby zwizualizować w pierwszej kolejności akurat ją? Właściwie przecież ledwie zdążyli się poznać. Z drugiej strony, chyba czytał gdzieś o tym, że we śnie nasz mózg wykorzystuje twarze osób nam znanych - chociażby takich, które mignęły gdzieś w tłumie; że żadnej z twarzy nie tworzy od nowa - może tak samo dzieje się w chwilach zagrożenia? I tak naprawdę jej tu nie ma, ale żeby zmobilizować go do działania jego podświadomość przywołała świeże wspomnienie osoby, która ostatecznie mogłaby się tu jednak znaleźć...?
Zanim zabrnie za daleko w te rozważania, bezsensowne i całkowicie zbędne... wziął jeden głębszy oddech, a potem wraz z wydechem spróbował wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Nawiedzony świr, którego spotkał na plaży, zarzekał się, że techniki oddechowe działają.
No nie tym razem.
Uznał jednak ostatecznie, że Maeve to Maeve, we własnej osobie, która nie jest jedynie projekcją; i chyba jej obecność zmobilizowała go do tego, żeby ponownie przyjrzał się uważnie wszystkim elementom konstrukcji, która mogła mu pomóc wydostać się z tej dziury.
Wiedział już, w jaki sposób powinien spróbować dźwignąć się, opierając ciężar na pasku kamery - i być może także dzięki jej pomocy, jeśli zdecyduje się go poratować.
- Kiedy mówiłem, że oprowadzę cię po okolicy - w ramach amerykańskiej komitywy zadeklarował się, że pokaże jej Lorne Bay, kiedy tylko w trakcie ich poprzedniego spotkania zdradził ją akcent - naprawdę nie miałem na myśli zaciągnięcia cię na jakieś bagna ani tym bardziej zapewnienia survivalowych atrakcji - słowo harcerza, którym nigdy nie był - w sumie... co ty tak właściwie tu robisz? - z jakieś powodu uznał, że doprecyzowanie tej kwestii jest niezbędne, by mogli przejść do dalszej części rozmowy i...
- Ja pierdolę - wyrwało mu się, gdy tylko dotarło do niego, że na swojej skórze nie czuje wcale dotyku meszków jakiejś rośliny - cokolwiek to było, poruszało się i miało... osiem odnóży; przełknął ślinę, stosunkowo głośno; nie miał jednak odwagi, by wykonać gwałtowniejszy ruch, ani tym bardziej, żeby spojrzeć w oczy (a pewnie było ich trochę) pasażerowi na gapę - czy jesteś w stanie nie podchodząc bliżej - cholera wie, czy ten teren również miał się zaraz nie zapaść, urwać, czy cokolwiek stało się z tą ziemią - zobaczyć, czy pająk, który właśnie wspina się po mojej nodze, zachowuje się tak, jakby... nie wiem, może jakby planował poczęstować mnie jadem? - zaniósł się nerwowym śmiechem, gdy tylko wypowiedział na głos te słowa; niemniej, logicznie rzecz biorąc musiała istnieć jakaś różnica w zachowaniu pająka, który po prostu się przemieszcza, a takiego, który szykuje się do ataku albo zdradza oznaki... zdenerwowania? Wkurwienia? W końcu - co uświadomił sobie dopiero teraz - chyba zniszczył jego dom.
Nie był pewien, czy zrzucanie go z siebie w tym momencie - do dziury, w której tkwiła wciąż noga - to najlepszy pomysł, dlatego jakimś cudem dokopał się w sobie do resztek spokoju i starał się zignorować fakt, że być może chodzi po nim stworzenie, które jest w stanie pozbawić go w życia w ciągu... no, powiedzmy, że szybko.
Wydech (może jednak te techniki oddechowe nie są takie całkiem bez sensu...?).
Najpierw jeden problem - potem zajmie się drugim.
- Rzucisz mi pasek od swojej torby? - jako drugą linę, zabezpieczenie, gdyby wysłużona etniczna plecionka pękła szybciej niż się spodziewał (optymistycznie obstawiał, że jest nieśmiertelna, ale to chyba niekoniecznie to samo, co niezniszczalna).
I choć nie dodał proszę, to w jego oczach kryła się niema prośba.
powitalny kokos
lu
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Doniosła na własnego ojca, a ten wylądował przez nią w więzieniu. Po wszystkim postanowiła uciec od wspomnień, jednak te wciąż ją prześladują pod postacią dobrze znanych jej osób.
Jego sytuacja była na tyle niekomfortowa i niebezpieczna, że nie było nic dziwnego w tym, że próby uspokojenia ciała i umysły zawiodły, a najgorsze i tak miało dopiero nadejść. Zresztą samą Maeve w tym momencie ciężko było nazwać oazą spokoju. Tuż przed nią znajdował się Lorgan, balansujący wręcz na granicy śmierci, a ona miała totalną pustkę w głowie i brak pomysłu na to w jaki sposób wyciągnąć go z opresji. Nigdy wcześniej nie znajdowała się w choć minimalnie podobnej sytuacji i obawiała się, że zamiast mu pomóc mogłaby mu zaszkodzić, naruszając jeszcze bardziej podłoże.
Przez kilka dłuższych chwil stała nieruchomo, rozglądając się po otoczeniu w poszukiwaniu czegoś do pomocy. Z rozmyślań wyrwał ją dopiero żart mężczyzny i nawet spojrzała na niego pełnym zdziwienia wzrokiem, gdyż nie spodziewała, że humor będzie mu dopisywał. - A już myślałam, że to jakiś podstęp - mruknęła uśmiechając się niepewnie i nerwowo przeczesała palcami włosy. - Aktualnie to staram się wymyślić coś, żeby Ci pomóc, a wcześniej.. zwiedzałam okolice, bo mój przewodnik gdzieś utknął - spojrzała na niego sugestywnie i właśnie w tym momencie zauważyła wspinającego się po jego lewej łydce pająka, co sprawiło, że momentalnie cała zbladła. Przeraźliwie bała się tych stworzeń. Wzbudzały w niej niepokój, a już zwłaszcza, gdy były tej wielkości! Nie chciała, jednak stresować Lorgana i starała się zachowywać w miarę neutralnie, choć cały czas wpatrzona była w ten jeden czarny punkt.
Niestety jej starania nie przyniosły zamierzonych skutków, bo już po chwili Grisberg sam zauważył intruza. Zgodnie więc z jego prośbą przechyliła się delikatnie do przodu, aby bliżej przyjrzeć się stworzeniu - Wydaje się być.. spokojny - wymamrotała, przełykając przy tym ślinę i wzięła głębszy wdech powietrza. Nie posiadała zbyt dużej wiedzy na temat pająków i nie miała pojęcia w jaki sposób zachowują się tuż przed ukąszeniem - Na wszelki wypadek jednak nie wykonuj zbyt gwałtownych ruchów - co zapewne mogło być trudne, jeśli zamierzał wydostać się z dziury.
- Może pasek od spodni będzie lepszym pomysłem? - zaproponowała i nie czekając na odpowiedź, zaczęła wyciągać go ze szlufek. Był grubszy, więc pewnie wytrzymalszy. - Postaram się zaprzeć nogami i jakoś Cię stamtąd wyciągnąć. - dodała rzucając w jego kierunku jedną z końcówek paska - Gdy będziesz już w miarę blisko to wyciągnij rękę w moim kierunku

Lorgan Ginsberg
ambitny krab
Weronika
33 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
does such a thing as ‘the fatal flaw,’ that showy dark crack running down the middle of a life, exist outside literature? i used to think it didn’t. now i think it does. and i think that mine is this: a morbid longing for the picturesque at all costs.
Skrzywił usta w kwaśnym uśmiechu, gdy sugestywnie wspomniała coś o tym, że jej przewodnik utknął; cóż, on też wolałby chyba znajdować się w innym położeniu. Wertykalnym. Ale chwilo i tak nie mógł narzekać - cud się wydarzył, nie będzie musiał próbować wydostawać się z tej dziury w pojedynkę. I w razie czego będzie miał kompana do umierania, to się ceni.
- Rozważyłbym zmianę przewodnika, cholera wie, w co mógłby cię wpakować, gdyby tylko miał okazję - podsunął usłużnie, pozwalając sobie na tę wymianę zdań, które stanowiły chyba bufor bezpieczeństwa. I komfortu psychicznego. Przynajmniej nie zafiksowywał się jedynie na włoskach pająka poruszającego się sukcesywnie w górę.
Wbił uważne spojrzenie w Maeve, jakby szacując, na ile to, co mówi o ośmionożnym spokoju to prawda, a na ile jedynie próba pocieszenia go. Nie mógł sam tego sprawdzić, nie wykonując gwałtowniejszych ruchów, bo pająk przemieszczał się po tylnej części łydki.
- Myślisz, że to taka cisza przed burzą? Spokój przed atakiem? - wyrwało mu się - ponownie, niby w ramach kiepskiego żartu, ale kiedy powiedział to na głos, nagle przestało brzmieć to niemożliwie. - Kurwa mać, żeby to przynajmniej była Szeloba, z nią wiedziałbym, co robić - taki właśnie pożytek z ojca pierdolniętego na punkcie Tolkiena - będziesz w stanie zmierzyć się z wyimaginowanym Wielkim Pająkiem, ostatnim przedstawicielem dzieci Ungolianty, ale o tych czyhających na ciebie za rogiem nie masz już bladego pojęcia.
- Racja, wygląda stabilniej - skinął głową, oszacowując pasek wzrokiem - to co, gotowa? - oplótł sobie pasek wokół nadgarstka, zaciskając na nim mocno rękę, a potem posłał Maeve spojrzenie bojowe. - Ja już bardziej nie będę... dobra, na trzy, dwa... jeden - zaparł się tą nogą, która nie utknęła w dziurze, a potem napiął mięśnie całego ciała, zmuszając je do współdziałania; w odpowiednim momencie chwycił też ją za rękę, podciągając się dzięki pomocy kobiety.
- Dzięki - wyrwało mu się pospiesznie; jednak w tym samym momencie, kiedy znalazł się na tej stabilniejszej (na razie) części podłoża, poczuł, jak odnóża pająka naciskają na jego skórę jakby... mocniej? Przez gwałtowny ruch nogą stworzenie musiało zadbać o to, by nie spaść z tymczasowego punktu zaczepienia; nie był pewien, co nie-Szeloba zrobi w następnej kolejności - udało mu się ją rozdrażnić?
Miał już teraz gdzieś niegwałtowność, za bardzo martwił się tym, co ośmionóg aktualnie planuje.
- O ja pierdolę - dopełnił paletę przekleństw, gdy przekrzywił ciało tak, by móc zmierzyć się na spojrzenia z tym diabelstwem. - To wygląda jak chodząca śmierć - brązowy odwłok - zbiornik na jad? I ta czarna reszta... - Myślisz, że skakanie Spider-Mana po linach nie wzięło się znikąd? W sensie, no wiesz, po linach z pajęczych sieci? Że to było jakoś inspirowane pająkami i na przykład ten tu może wystrzelić taką siecią i przerzucić się na ciebie? - włączył mu się tryb bezsensownej paplaniny, typowa reakcja na sytuacje stresowe; choć w tym samym czasie ręce działały niemal bezwiednie, niezależnie od niego - sięgnął po tę gałąź, o którą zaczepiła się wcześniej kamera, i odłamał ją. A potem - nie, nie przemyślał tego - dzierżąc patyk w dłoni tak, jak Sam Żądło, zamachnął się, chcąc zagrać w golfa i - zamiast piłką - trafić pająkiem z powrotem do tej piekielnej dziury, z której to stworzenie wylazło.

Maeve Thompson
powitalny kokos
lu
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Doniosła na własnego ojca, a ten wylądował przez nią w więzieniu. Po wszystkim postanowiła uciec od wspomnień, jednak te wciąż ją prześladują pod postacią dobrze znanych jej osób.
Thompson zdecydowanie wolała zostać kompanem do kieliszka, a nie umierania. Zwłaszcza, że dokonywać żywota miał jej potencjalny przewodniki, a następnego na jego miejsce jeszcze nie znalazła. Była więc wyjątkowo zmotywowana, aby wyciągnąć go z tej przeklętej dziury, bo kto jak nie on zaprezentuje jej uroki Australii?
- Och, czyli nie jest to jednak pierwszy punkt tej super wycieczki po wyspie, którą mi obiecywałeś? - uniosła brwi starając się brzmieć śmiertelnie poważnie, jednak już po chwili jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
- Co do potencjalnej zmiany przewodnika, to o ile nie utknie na zawsze w tych ruinach, to dam mu jeszcze jedną szansę. - każdemu w końcu może zdarzyć się błąd i jeden nieuważny krok - Jednak może następnym razem pozwiedzamy okolice, gdzie trudniej jest o usuwający się pod stopami grunt - dodała, spoglądając na niego sugestywnie. Wycieczkom w odludne miejsca może i towarzyszyły ciekawe doznania, jednak pociągały za sobą również ryzyko. Nie chciała znaleźć się w podobnej sytuacji co Lorgan. Raczej więc nie będzie zapuszczać się już w głąb dżungli, bo kto wie co może ją tu jeszcze spotkać.
- Czy ja wiem.. - zmarszczyła brwi, przyglądając się pająkowi z dość nietęgą miną. - Gdyby miał zaatakować, to pewnie już by to zrobił. Postaraj się po prostu go bardziej nie denerwować - łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Sama pewnie wpadłaby w panikę i nie potrafiłaby zachować trzeźwego myślenia, a w efekcie wraz z ośmionożnym towarzyszem wylądowałaby w otchłani. Byłby to przykry koniec, zarówno dla niej, jak i dla pająka.
- To do dzieła - mruknęła trochę bardziej do siebie, niż do niego i zaparła się nogami o podłoże, starając się pomóc Lorganowi wyjść z pułapki w jakiej się znalazł. Na szczęście dla nich obojga cała operacja poszła nad wyraz dobrze i już po chwili mężczyźnie udało się stanąć obiema nogami na pewnym (przynajmniej na razie) gruncie. - To było.. stresujące - mruknęła, biorąc głębszy wdech powietrza. Przez chwilę zupełnie zapomniała, że na mężczyźnie wciąż siedzi nieproszony gość i wcale nie było jeszcze po wszystkim.
- Co? - zapytała ze zdziwieniem i dopiero po chwili skojarzyła o co mu chodzi - Nie wiem czy pająki to potrafią, ale wolę tego nie sprawdzać - stwierdziła i dla własnego bezpieczeństwa zrobiła krok do tyłu. Jeszcze faktycznie by na nią przeskoczył, a wtedy.. lepiej nie mówić. Prawdopodobnie umarłaby ze strachu - Sądzę, że ty również wolisz nie sprawdzać, czy dostaniesz pajęcze moce po ugryzieniu. Musimy go jakoś.. - urwała zdanie zanim zdążyła je dokończyć, gdyż zauważyła, co robi Ginsberg i wcale jej się to nie spodobało - Nie! - rzuciła się, aby zatrzymać jego rękę szykującą się do zrzucenia stworzenia - Nie rób mu krzywdy! - nie była wielką obrończynią pająków, ale no.. trochę jej było szkoda tego wielkoluda. Nie dość, że jego dom został zniszczony, to jeszcze Lorgan zamierzał zrzucić go wprost do dziury, a nie wiadomo, czy podczas lotu nie doznałaby żadnych obrażeń - Jesteś mu coś winien za to, że wciąż Cię nie ugryzł. Trzeba to zrobić delikatniej - tylko jak? Nie miała pojęcia jak w humanitarny sposób pozbyć się z ciała pająka. Może sam w końcu zejdzie?

Lorgan Ginsberg
ambitny krab
Weronika
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
20.

Nie mogła wprost uwierzyć w zgubienie swojego klucza od rowerowej kłódki! Odkąd jej samochód pożegnał się ze swoim żywotem w zgniatarce na złomowisku, Raine nie mogła przyzwyczaić się do tego, że nie ma pod ręką pickupa, którym może wszędzie podjechać. Z jednej strony i tak nie był on niezawodny, a dziewczyna całe życie musiała być przygotowana na to, że gdzieś się spóźni (co w sumie często robiła), ale jednak codziennie dojazdy rowerem na autobus i dalej na uczelnię jakoś nieszczególnie były dla niej porywające. Nie zmieniało to faktu, że wolałaby jednak mieć alternatywę w postaci jednośladu, zamiast nie mieć nic, więc kiedy wieczorem zorientowała się, że nie może zlokalizować kluczyków od linki, którą przypinała rower w miejscach publicznych, żeby nie kusił złodziei.
Dlatego właśnie błądziła po zakamarkach Sapphire River, próbując odtworzyć którędy wracała i zanim się obejrzała, słońce schyliło się ku zachodowi, pozostawiając jedynie nieznaczną poświatę promieni, a ona sama zawędrowała w okolice ruin, gdzie, jak podsłuchała od dzieci na osiedlu, podobno czasem straszyło. Raine nie wierzyła jednak w takie rzeczy, więc przysiadła na kamieniu, żeby na chwilę odsapnąć i zebrać też myśli, próbując sobie jakoś ułożyć w głowie co, gdzie i jak się zadziało. Wtem, gdzieś w krzakach, usłyszała jakieś poruszenie. Mógł to byc obcy człowiek, albo co gorsza jakiś wombat, czy inny aligator, więc poderwała się na równe nogi, wypatrując w zaroślach raczej futrzastej sylwetki jakiegoś zwierzaka. - Ej! Kto tam? - mruknęła jeszcze, jakby się miało okazać, że ma do czynienia z jakimś człowiekiem i wzrokiem zaczęła szukać jakiegoś patyka, albo podobnego sprzętu, żeby w razie potrzeby mieć się w jaki sposób przed dziczyzną obronic, bo nie chciała umierać!

nadir al khansa
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
lorne bay — lorne bay
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
𝐼 𝑠ℎ𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑡ℎ𝑒 𝑤𝑜𝑟𝑙𝑑 𝑑𝑟𝑜𝑝𝑠 𝑑𝑒𝑎𝑑;
𝐼 𝑙𝑖𝑓𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑖𝑠 𝑏𝑜𝑟𝑛 𝑎𝑔𝑎𝑖𝑛.
#3

Dzień wolny upływał mu na spacerowaniu dawno porzuconymi w przeszłości szlakami, które powoli strzepywał z kurzu niepamięci. Zdawało się Nadirowi, że gdy mocno wytęży słuch, mógłby zdołać usłyszeć błąkający się w koronach drzew śmiech jego i siostry. Jednak wiele z dawnych dróżek przestało już istnieć, zarastając przez lata nieobecności. W takich momentach budziły się w nim nostalgiczne emocje, zalewające go niczym tsunami wchodzące daleko w głąb lądu. Cel wędrówki nadal nie był określony, więc momentalnie przystanął, słysząc kobiecy głos skierowany najprawdopodobniej pod jego adresem. Wprawdzie nie spodziewał się żadnego towarzystwa na szlaku, ale ucieszył go taki obrót sprawy. Nawet jeśli wspólnie spędzony czas z nieznajomą był im zapisany wyłącznie w niespełna kilku minutach.
- A kogo potrzebujesz, zbłądzonej duszy? Słyszałem, że takimi wołaniami łatwo możesz je zbudzić... - odkrzyknął w kierunku głosu, jak zwykle dając ponieść się wyobraźni przy tworzeniu nieprawdziwych legend. Dopiero po chwili małej szarpaniny zdołał wydostać się cudem z zarośli. Ten, kto nigdy nie błądził w tej okolicy, nie wiedział, jaki niekiedy problem stanowiło przedarcie się przez mury przeróżnych gałązek. Dłonie trzymał wyciągnięte przed twarzą na kilkanaście centymetrów, chroniąc ją tym samym od nieprzyjemnych smagań liści. Stanął na parę kroków od rozglądającej się niewiasty i mogłoby się wydawać, iż początkowo trochę speszył się własnym odkryciem - czyżby ją wystraszył? Wszakże chodziły słuchy o atakach dzikich zwierząt, a przynajmniej takimi nowinami zawsze straszyła go najdroższa mama, wymachując przy tym drewnianą łyżką dla podkreślenia niebezpieczeństwa leśnych wędrówek. Z drugiej strony szanse na odpowiedź od zwierzyny czającej się na nią były naprawdę nikłe, ale prawdopodobnie on sam postąpiłby w identyczny sposób. Uśmiechnął się lekko i idąc jej śladem również zaczął się rozglądać po okolicy - za czym? Sam dokładnie nie wiedział, lecz niespodziewanie w oko wpadły mu schody w dość opłakanym stanie. - Wiesz, dokąd prowadzą? - Zapytał jakby już od dłuższego czasu byli w trakcie prowadzenia konwersacji, zaciekawiony przy tym spoglądając w kierunku ruin.

Raine Barlowe
  • your song fades in like morning
    your song creeps into my dawn
ambitny krab
-
brak multikont
ODPOWIEDZ