Wrogo szumiące korony drzew nadawały im jakby ostatnią szansę na wycofanie się; nie życząc dziś sobie odwiedzin, niezadowolone były z tego wtargnięcia, choć żadne z nich nie zakłócało przecież panującego tu porządku. Może jednak świat ten pamiętał jego poczynania z młodości, chcąc z nich właśnie teraz go rozliczyć? Cóż, Jude przybył tu wyłącznie w dobrych celach i nadzieję miał niezmiennie, że uda się mu czegoś dowiedzieć o zaginionym turyście. A skoro miał przed sobą jedyną podejrzaną obiecywał sobie, że już wkrótce wycofa się z tego poniekąd sakralnego miejsca.
— Pani mi wyjawi jej charakter — odparł tonem spokojnym, nie ściągając z dziewczyny spojrzenia. Twarz jej powoli łączyła się z inną sprawą, ale brakło mu jeszcze pewności, by wypytywać o cokolwiek — dość fortunnie złożyło się więc to wszystko, nawet jeśli ta toczona przez nich dyskusja była idiotyczna.
— Cóż, pani jest zdecydowanie za młoda na tak rażące zmęczenie życiem. I chyba najlepiej zrobimy, kiedy wylegitymujemy się sobie nawzajem — zasugerował, a brew posłana ku górze wskazała tylko, że żadne wymówki się w tym przypadku nie sprawdzą. Może i nieznajoma sądziła, że te jej kłamstwa nie zostaną przejrzane, że on sam odpuści, ale Jude był przecież uparty i zawzięty — szczególnie, że podobnych oszustw nie tolerował, bez względu na to, jakie intencje im przyświecały.
— Skoro prowadzi tu pani tajną misję, to z całą pewnością wie coś o zaginionym tutaj tego ranka turyście, prawda? No więc możemy wymienić się informacjami — zasugerował z uśmiechem, podążając wraz z nią wzrokiem po okolicznych zaroślach. Słyszane hałasy nie robiły jednak na nim najmniejszego wrażenia, bo nazbyt wielu tragizmów w życiu doświadczył, by w takich sytuacjach odczuwać niepokój.
— Ze wsparciem, ale to nie jest ważne — obojętny ton głosu niósł w sobie także upomnienie, że to nie on musi się teraz jakkolwiek tłumaczyć. Musiała się już domyśleć, że nie jest byle kim; nie turystą, nie przypadkowym obserwatorem tutejszej flory.
— Pani ma na imię Matilda — dorzucił nagle, powracając wzrokiem do jej twarzy. Prawdopodobnie powinien był przyjąć zupełnie inną strategię, ale za późno było już na jakiekolwiek bezpieczne podchody — kapryśny los i tak za niego zadecydować miał o przebiegu tego spotkania, dość dziwnego i niespodziewanego. Ale tak, Jude był już pewien, że oto stoi przed nim kobieta, która dawno już temu stawić się miała na posterunku. Jako ten brakujący element śledztwa, przez które nie mógł w nocy zmrużyć oczu. Kolejny trzask gałązki, gdzieś nieopodal, sprawił jednak, że dłoń jego automatycznie drgnęła w kierunku paska, przy którym przyzwyczaił się nosić już broń — nie było już wątpliwości, że ktoś lub coś się im przygląda. I chociaż początkowo przypuszczał, że to jego przyjaciółka nadgoniła tak prędko drogę, teraz pewien był, że to nie ona czai się w zaroślach.
koniec
Tilly Huntington