doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Nie znasz się. Jak mówię, że by była to, by była. W końcu znała już Logana jak spotkała się z Corvo i wtedy typ nie był dla niej wcale w żaden sposób pociągający. Smutne jest to, że jej życie byłoby o wiele, wiele lepsze, gdyby w taki sposób to wszystko pozostało. Niestety tak się nie przytrafiło i Henderson została zdradziecką pizdeczką, zdarza się najlepszym. Lizzie się nie zdarza, bo ona akurat nikogo nie zdradza, śmieszne.
- Nie - odpowiedziała, bo akurat papieros był dla Zoyi formą relaksu, a była już i tak wystarczająco spięta żeby pozbywać się i tego. Chciała mieć w życiu jakieś drobne przyjemności, a nie tylko pasmo udręk i męki, które sobie fundowała każdego dnia. - Na coś trzeba umrzeć, mogą mi wysiąść płuca - dodała jeszcze, bo w tej chwili nie miała motywacji do tego, by nawet się na poważnie zastanowić o rzuceniu. Motywacja taka się znajdzie jak się okaże, że Zoya ma w brzuszku małe bobo, ale na razie było jak było. - Ciężki rok - westchnęła, bo jak na to tak dłużej popatrzeć to serio ten 2021 był jakiś pojebany. - Dobrze, że się już kończy, może nowy będzie dla mnie lepszy - dodała, bo nie od dziś wiadomo, że "nowy rok, nowa ja", może wraz z fajerwerkami coś się odmieni i Henderson się zmieni w o wiele lepszą i bardziej ciekawszą wersję samej siebie. Chyba by tego chciała. - Ale sama Tasmania nie była jakaś zła, było całkiem nieźle, chociaż w naszym kraju istnieje jeszcze sporo rasistów, szczególnie starszych pań - stwierdziła i lekko pokręciła głową, bo kto by się spodziewał czegoś takiego w XXI wieku.
- Mówię przez sen? - Teraz to się zdziwiła, biedna będzie się bała zasnąć, bo będzie sie zastanawiać czy nie powie czegoś głupiego. - Emmm... nie chcesz wiedzieć - rzuciła marszcząc nieco czoło, bo wstyd jej było o tym mówić, a nie chciała okłamywać przyjaciółki, że śniło jej się, że grały w kosza, bo Zoya chyba nigdy nawet w kosza nie grała więc Sam od razu, by się zorientowała, że coś jest nie tak. - Tak, dobrze się wtedy bawiłam - rzuciła żartując sobie oczywiście, bo to nie miało nic wspólnego z dobrą zabawą. Przez cały czas miała wtedy w głowie fakt, że blondynka chciała ją zabić no i też to, że jak jej umrze w pościeli to pewnie Henderson nigdy się z tego nie wytłumaczy, a nie znała nikogo, kto mógłby jej pomóc zakopać ciało. Znaczy znała swojego chłopaka gangstera, ale akurat ten już nie żył. Zoya wtedy też po raz pierwszy kogokolwiek zszywała, nic dziwnego, że Sam miała teraz nie najładniejsze blizny. Henderson się do tego przyczyniła swoimi grubiutkimi palcami i chujową igłą. - Tak - zaśmiała się. - Nawet dzisiaj jak spałaś byłaś urocza - stwierdziła przyglądając się przyjaciółce z uśmiechem. - Nie, nie zawsze - spojrzała na bliznę, po której podrapała się Sam. - To nowość - rzuciła i pochyliła się żeby przejechać palcem po jej obojczyku, tak jak i w sklepie, lub wcześniej na kanapie w salonie dotykała innych jej blizn. Czyżby wychodził jakiś dziwny fetysz Zoyi?
- Co? Wcale nie... - Zoya wciąż stała murem za tym, że to była bardzo spoko pidżama! - Nie chciałabyś ze mną uprawiać seksu, bo miałabym taką pidżamę? - Zapytała unosząc brew, czy to było dobre i odpowiednie pytanie? Nie, ale trudno, Sam ją pierwsza całowała z rana więc niestety jest odpowiedzialna za tego typu myśli ze strony Henderson. - A chcesz coś robić? Albo nic nie robić? Jestem tak jakby bezrobotna i mam za dużo wolnego czasu, który nie mam na co zagospodarować, to może byś się ze mną ponudziła? - Nie lubiła zostawać sama, bo wtedy dopadały ją rozmyślania i musiałaby sie zastanowić nad swoją przyszłością, a nie chciała tego robić. Strasznie ją jednak ubodło takie jechanie po jej pięknej pidżamce, wiec nie mogła tak na spokojnie leżeć i aż się podniosła z łóżka stając na materacu. - Zobacz, na stojąco się pewnie lepiej prezentuje... i jest seksi okej? Ma sznureczek, który można odwiązać - nawet jej zaprezentowała, że można. - I koszulkę, którą można podciągnąć albo zdjąć - no więc podciągnęła, ale tak tylko odsłaniając pępek. - Zostawia też trochę dla wyobraźni, a to też jest hot - można później na przykład mieć erotyczne sny!

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Mhm.
-Nie? – Zapytała rozbawiona. Zoya okej, była pewną siebie laską i w ogóle, ale rzadko kiedy stawiała się Sam. A przynajmniej Sam nie odnosiła wrażenia, żeby Zoya mogła do niej odpyskować. A teraz tak pewnie odpowiedziała, że nie rzuci palenia, że Sam była nawet pod wrażeniem. –Kto co lubi, Henderson. – Uniosła dłonie w geście poddania się. Przecież nie będzie tutaj matkować Zoyi. Była jej psiapsią, a nie matką. Aczkolwiek przykre, że Zoya, ze wszystkich śmierci, wybrała akurat śmierć przez papierosy. Sam to na przykład wolałaby zostać rozstrzelana. Nieważne gdzie. Ważne, że rozstrzelana. Chociaż fajnie jakby ją zabili na jakimś bezludziu.
-Hm. Okej. – Nie łykała tej wymówki o ciężkim roku, ale postanowiła nie drążyć, bo Sam wychodziła z założenia, że jak ktoś będzie jej chciał coś powiedzieć to powie. I to nie tak, że kwestionowała ten ciężki rok Zoyi, wiedziała, że miała chujowy rok, ale jednak wcześniej nie pijała tak randomowo w samotności. Albo po prostu Sam nie wiedziała. –A czemu ciebie interesują rasiści? Jesteś białą, uprzywilejowaną, bogatą kobietą. – Aż prosiło się o stwierdzenie basic white bitch, ale niestety Sameen nie znała takich slangów.
-Nie wiem czy mówisz. Dzisiaj mówiłaś. – Uśmiechnęła się i podłożyła sobie dłonie pod głowę, żeby sobie wygodniej patrzeć na Zoyę. –Dajesz, Zoya. Co może być takiego przerażającego? – Prychnęła, bo przecież Sam tyle w życiu nieszczęścia widziała, tyle tragedii przeżyła, że jeden sen Zoyi nie brzmiał przerażająco. –Zabiłaś mnie? Ja zabiłam ciebie? Widziałaś moją śmierć? – Nie była przesądna raczej, więc coś takiego absolutnie jej nie ruszało. Nie pomyślała jakoś o tym, że Zoya mogła mieć o niej sprośne sny. To, że Sam miewała o niej to było raczej naturalne? Ale Zoya o Sam? Dziwnie. Znaczy nie dziwnie, bo wiadomo, Sam była seksowna, więc naturalnie, że pojawiała się w snach, ale u Zoyi?
-Żałujesz czasami, że mnie uratowałaś? – Zapytała bez jakiegoś cienia złośliwości. Czysta ciekawość. Bóg jeden wiedział, że Sameen marzyła o śmierci. No i wiadomo, gdyby wtedy umarła to życia wielu ludzi byłyby ocalone, a Zoya pewnie byłaby szczęśliwsza.
-Nie jestem urocza. – Zaśmiała się i pewnie nawet jej uszy z żenady poczerwieniały, bo jak to tak, że ona była urocza. Absolutnie nie. Nie chciała tego zaakceptować, chociaż pewnie jej ego zostało trochę pogilane, że ktoś mógłby tak o niej pomyśleć.
-To złe pytanie. – Wycelowała w nią palec. Przecież wiadomo, że Sam już dawno chciała się z nią przesłać. –Ale wyobraź sobie, że przychodzę z pracy, wkurwiona i zmęczona. Nie mam absolutnie na nic ochoty. Witasz mnie ty w takiej piżamie i absolutnie mnie to nie rusza. Ale jakbyś mnie przywitała w czymś ładniejszym to pewnie od razu chciałabym się z tobą kochać i pewnie miałabym myśli, że może robota chujowa, ale przynajmniej wracam do mojej seksownej dziewczyny, żony, kochanki, cokolwiek. – Aż miała zgagę przez to, że użyła takiego zwrotu jak „kochać się”, ale już trudno. Mleko się rozlało. Dostała gęsiej skórki kiedy Zoya dotknęła jej blizny. –Postrzał. – Skomentowała i patrzyła na Zoyę.
Sam nie przerażała nuda. Sam przerażało to, że Zoya mogłaby zobaczyć jak ona się bawi podczas nudy. A obie dobrze wiemy, że Sameen może godzinami siedzieć na parapecie i gapić się w okno myśląc nostalgicznie o niczym. –Jasne. Mogę zostać. Pójdę tylko do siebie po czyste ciuchy i się umyję. – No bo jednak wczoraj wróciła z roboty, pewnie miała czyjąś krew pod paznokciami czy coś.
Spuściła gdzieś wzrok jak Zoya zaczęła prezentować tą piżamę rozwiązując sznurek i podnosząc koszulkę do góry. Nie wiedziała jak to odebrać, więc wolała udawać, że się gapi, ale jednak tego nie robiła. Raz tylko zerknęła, żeby sprawdzić jak ta piżama wygląda w całej okazałości, bo rzeczywiście widziała ją na Zoyi tylko jak ta leżała nieprzytomna. –Nadal jestem na nie. – Odparła z dziwnym uśmiechem i podciągnęła się do góry.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Bo dookoła nie ma tylko białych ludzi i wszyscy zasługują na szacunek, no chyba, że ktoś jest chujową osobą, to wtedy kolor skóry i tak nie ma znaczenia - znała wielu białych ludzi, którzy byli po prostu zjebami i nie zasługiwali na nic. - Poza tym, moim współprowadzącym był ciemnoskóry mężczyzna i cóż, ta panie nie była dla niego przyjemna, więc to trochę słabo - poza tym Henderson udawała kobietę w ciąży z bliźniakami, co ta babka w sumie łyknęła, więc z automatu Zoya poczuła się kilka kilogramów grubsza, skoro mogła tak dobrze udawać ciężarną.
- I powiedziałam tylko Twoje imię? - Zapytała żeby się tak w stu procentach upewnić, że nie walnęła żadnej innej gafy. - To nie było nic przerażającego, nie miałam koszmarów - no zdecydowanie nie mogła tego nazwać koszmarem, bo to był bardzo przyjemny sen, chociaż teraz było jej głupio, że ją Sam na czymś takim przyłapała. - Co? Nie... śniło Ci sie kiedyś, że mnie zabiłaś, albo że ja zabiłam Ciebie? - Zapytała, bo jeżeli tak to Zoya totalnie chciała wiedzieć w jaki sposób senne marzenia Sam chcą ją ukatrupić. Tak na wszelki wypadek. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na przyjaciółkę lekko przechylając głowę na bok. - Śniło mi się, że uprawiałyśmy seks na jakimś dachu, nie wiem czy to była jakaś drewniana chata czy chuj wie co, ale było przyjemnie - powiedziała wszystko na jednym wydechu patrząc się na blondynkę i w sumie przecież to nic strasznego, że jej się to śniło. Nic wielkiego. Już przecież Sam i tak wiedziała, że pociąga Zoye na jawie, więc co tam jakiś sen.
- Nie, nigdy tego nie żałowałam - mówiła całkowicie poważnie. - Na początku było mi trochę ciężko, bo jednak starałam się zaufać osobie, która zabiła na moich oczach masę ludzi wliczając w to mojego chłopaka, ale z czasem zrozumiałam, że to co się wydarzyło połączyło nas już na zawsze i kiedy przekonałam się, że rzeczywiście nie chcesz mnie zabić to zaczęłam Ci ufać i cóż, nigdy nie zrobiłaś nic przez co mogłabyś je stracić - a przynajmniej nic o czym Zoya wiedziała, bo to dość ważne. - A Ty myślałaś o tym żeby dokończyć robotę po tym jak cię pozszywałam? - Zapytała, bo kto wie, może była narażona na niebezpieczeństwo dużo dłużej niż sądziła.
- Jesteś, zobacz jakie masz czerwone uszka - zachichotała i nawet wyciągnęła rekę żeby dotknąć Sam jedno z czerwonych uch. - Chcę jeszcze kiedyś zobaczyć jak sie rumienisz, wtedy będę mogła umierać szczęśliwa - nigdy nie widziała Sam zawstydzonej czy zarumienionej, więc chciałaby to kiedyś gdzieś wyłapać, chociaż może być ciężko. Prawie jak polowanie na YETI. - Nie, nie, nie... źle mówisz Sam, bo jakbyś miała taką dziewczynę, żonę, kochankę, cokolwiek jak ja, to jakbyś wracała z pracy zmęczona i wkurwiona, to nawet gdybym miała na sobie worek po ziemniakach to byłabyś najszczęśliwszą kobietą na ziemi, tylko dlatego, że bym Cię witała i chciała się z Tobą kochać - musiała sobie sama podbudować ego. - Postrzał - powtórzyła po niej kiwając głowa i wpatrywała się w tą małą bliznę cały czas jeżdżąc po niej delikatnie palcem. Zastanawiała się teraz jaki to ból, dostać taką kulą i ile razy Sameen musiała z siebie takie rzeczy wyciągać. Nie chciała jej jednak o to pytać.
- Super - ucieszyła się, że blondynka chce z nią zostać i nawet się uśmiechnęła. - Tak, ja też pójdę wziąć prysznic, a później... chcesz zjeść coś na śniadanie? Tost? - Ostatnio to Sameen u niej jadła więc kto wie, może miałaby ochotę na to samo, a Zoya jej chciała pokazać, że pamięta! Co było bez sensu, bo zupełnie nie rozumiała dlaczego tak nagle chce jej pokazać, że takie małe rzeczy nie są dla niej obojętne. Wywróciła oczami słysząc ostatnie słowa Sam i spojrzała na nią z góry. - Mówi babka w golfach - Zoya jej tak łatwo nie odpuści tych golfów i nawet przyklękła obok niej w tej swojej "okropnej" pidżamie i pocałowała ją, bardzo spokojnie, jakby robiły to już tysiące razy.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zacisnęła szczęki, bo temat rasizmu to był dosyć ciężki temat. Nie lubiła go poruszać. Sama nie miała problemu z tym czy ktoś był żółty, czarny, biały czy fioletowy. Mordowała ludzi niezależnie od koloru skóry. Była zdania, że była to walka, która mniejszości rasowe powinny toczyć i coś o co oni powinni się upominać. Jasne, miło jak białe kobiety dawały im wsparcie, ale jednocześnie, jak Sam widziała białe kobiety mieszające się w takie tematy to potrzebowała sporej ilości kilometrów żeby coś takiego rozchodzić. – Jestem pewna, że twój kolega nie zawraca sobie tym głowy. - Nie wiedziała co powiedzieć. Starzy, biali ludzie byli tragiczni. Wątpiła jednak, żeby kolega Zoyi miał styczność z rasizmem po raz pierwszy i właśnie zarywał nocki z powodu starej baby, która jest tak samotna, że pierdoli bzdury do byle kogo.
-Tyle usłyszałam. – Potwierdziła skinieniem głowy, ale spojrzała na Zoyę podejrzliwie, bo może powinna usłyszeć coś więcej? Pokiwała głową, bo dopóki Zoya nie miała na jej temat żadnych koszmarów to Sameen mogła w sumie spać spokojnie. Nie chciałaby być koszmarem Henderson. –Oczywiście, że tak. – Zmarszczyła brwi, bo wbrew pozorom, dla niej było to coś całkiem normalnego. –To moja praca, Zoya. Śnię o mordowaniu ludzi bardzo często. – Machnęła ręką, bo absolutnie nie widziała w tym czegoś czym można by się jakoś specjalnie przejmować. Chciała nawet rzucić jakąś uwagę na temat tego, że nie powinny drążyć tego tematu, ale wtedy Zoya zbiła ją z pantałyku swoim wyznaniem. –Na dachu drewnianej chaty? – Zapytała chociaż dobrze usłyszała, ale po prostu samo miejsce było bardzo specyficzne i jednocześnie konkretne. –To twój pierwszy taki sen? – Zapytała, bo nie od dziś wiadomo, że jak Sameen chciała to była bardzo ciekawską osobą i nie obawiała się zadawania pytań. Przy okazji posłała Zoyi tajemniczy uśmiech. Może Zoya miała inne fantazje, które pokrywałyby się z tymi, które miała Sam. –Opowiedz więcej. – Zachęciła ją gestem ręki i uśmiechem. Nawet chciała przyjąć pozę jakiegoś psychologa czy kogoś, ale co ona tam wiedziała o terapiach.
Zmarszczyła brwi i nawet się trochę podniosła. –Czekaj, czekaj. Co? – Spojrzała na Zoyę przerażona. –Twojego chłopaka? Zabiłam go? – Aż dostała gęsiej skórki. Oczywiście nie potrafiła zliczyć tego ilu ludzi zabiła. Większości nie znała nawet imion, bo jej to nie interesowało, albo po prostu zapominała. Ale nigdy nie wiedziała, że zabrała Zoyi kogoś kogo ta potencjalnie kochała. –Dlaczego w takim razie mi pomogłaś zamiast go pomścić? – To było dla Sam niezrozumiałe. Tym bardziej, że nie raz proponowała zamordowanie Logana i ta się na to nie godziła. –Nie. – Nie chciała zabijać Zoyi, bo to była jedyna osoba, która kiedykolwiek okazała jej dobroć. I Zoya nie była w błędzie, była narażona na niebezpieczeństwo, ale nigdy ze strony Sameen.
-Bo gorąco w tym twoim mieszkaniu! – Powiedziała zażenowana i żartobliwie odtrąciła dłoń Zoyi od swojego ucha i zakryła sobie uszy dłońmi. Była zażenowana swoją reakcją, ale co zrobisz, nie mogła tego ukryć. –Mam nadzieję, że to się nigdy nie wydarzy. – Chyba umarłaby ze wstydu jakby się okazało, że się rumieni.
-Prawdopodobnie tak. Ale tego nigdy się nie dowiem. – No bo nie była stworzona do związków i w sumie to też nie była pewna czy Zoya jej sugerowała jakiś związek ze sobą czy sugerowała jej, że mogłaby poznać dziewczynę taką jak Zoya.
-Mhm. Tost brzmi spoko. – Może zaszaleje i zje dwa tosty a na deser jabłko pokrojone w cieniutkie plasterki. No chyba, że Henderson da jej tylko jednego tosta, to sobie doje u siebie. –Moje golfy nie są brzydkie. – Zmarszczyła brwi, bo przecież nosiła klasyki. Albo zwykłe czarne golfy, albo zwykłe ciemnoszare golfy, które uchodziły za czarne. –To ja idę się umyć. – Powiedziała przerywając pocałunek kiedy potrwał według niej odrobinę za długo. Wstała z łóżka, wzięła swoje buty, spodnie i sweter i poszła do swojego mieszkania.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Pewnie nie, ale i tak, trochę to smutne - Kirby bronił się dowcipem, ale chuj go tam wie, jak do tego podchodził. Henderson było smutno, że takie rzeczy się dzieją w tym pięknym kraju i miała nadzieję, że udało jej się dobrze pocieszyć nowego kolegę. Starała się. Ona się bawiła nie najgorzej.
Kiwnęła głową, bo trochę odetchnęła z ulgą, że Sam słyszała tylko tyle. Teraz będzie bała się przy niej zasnąć, bo za swoją wyobraźnie nie brała odpowiedzialności. Nie mogła tego kontrolować w żaden sposób i strasznie ją to irytowało. Mogła wyjść teraz na jakąś mocno napaloną idiotkę. - Mi się śniło coś takiego tylko raz z moim nauczycielem od chemii, bo był strasznym cymbałem - pewnie Zoya dostała wtedy po raz pierwszy jedynkę i chciała faceta oblać kwasem i spalić. Nie wątpiła w to, że ludzie często myślą o tym co by się stało gdyby kogoś zabili, jej sie też zdarzało. Myśli, sny, a czyny to jednak inne rzeczy. Od jej sennych fantazji na temat Sameen do czynów było jeszcze trochę drogi, a Zoya coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że chciałaby ją pokonać. Nawet tylko na próbę. - Yhym... wiem, że to dziwne miejsce, mogłyby nam się wbić drzazgi - któraś też mogłaby spaść! Ale może Zoya potrzebowała w życiu jakiejś małej adrenalinki. - Właściwie to nie - Henderson pomyślała, że pokaże się od tej odważnej strony, która nie boi się odpowiadać na ciężkie pytania. - Śniłaś mi się już kiedyś, ale nie na dachu. W sumie to było też kilka innych sytuacji, w których o Tobie myślałam - przyznała wpatrując się w twarz przyjaciółki z kamiennym wyrazem twarzy. Nie miała się przecież czego wstydzić, już przy ich ostatnim spotkaniu Zoya była gotowa bardzo zaszaleć, ale wtedy Sam je zastopowała. - Nie, nie opowiem Ci, zabiorę to ze sobą do grobu - tym razem już się zaśmiała, bo to miała być jej słodka tajemnica.
- Tak, wtedy w gangu... - kiwnęła głową - Tommy był jednym z dostawców, miałam z nim pojechać, bo mówił, że potrwa to tylko chwilę, a później mieliśmy pójść do kina na Opowieści z Narni Książe Kaspian - ale cóż nic z tego nie wyszło i Henderson do tej pory nie obejrzała tego filmu. - Nie wiem, nie czułam chyba takiej potrzeby... w sensie jak miałam Ci zrobić krzywdę gdy leżałaś umierająca, tak sie nie robi... a później jakoś tak samo wyszło - z czasem gdy zaczęła ją poznawać po prostu zrozumiała, że wbrew pozorom mają ze sobą trochę wspólnego i zaczęła ją traktować jak koleżankę, a później przyjaciółkę, a teraz... teraz to nie wiedziała. - A Ty? Dlaczego później mi zaufałaś, że Cię nie wydam? - Mogła przecież pójść na policję, gdy Sameen leżała w jej łóżku ledwo żywa, zresztą mogła to zrobić wiele razy, ale jakoś to nawet nie przyszło Henderson przez myśl.
- Jasne - zachichotała i pokręciła lekko głową - odbierasz mi radość z życia - dodała jeszcze tym razem się już śmiejąc w głos. Żartowała sobie oczywiście, bo akurat dawno się nie śmiała tak głośno jak w tej chwili, więc możliwe, że było zupełnie na odwrót. Może dzięki Sameen tą radość powoli odzyskiwała. - Nigdy nie mów nigdy - tego się już Henderson nauczyła w swoim życiu. Ona sądziła, że nigdy, by nikogo nie zdradziła, a cóż... wyszło jak wyszło.
- Dobra, to ja zrobię śniadanie - kiwnęła głową i obserwowała jeszcze przez chwilę jak Sam się zbiera i dopiero gdy blondynka wyszła z mieszkania to Zoya wywlekła sie z łóżka i poszła pod prysznic. Umyła sobie włosy i dupe, ale nie czekał na nią chłopak, więc trochę lipa. Później nastąpił problem, bo nie miała sie w co ubrać. Nie miała ciuchów do nic nie robienia. Nigdy w swoim życiu nie była bezrobotną. W końcu coś wybrała i przeszła do kuchni żeby zacząć przygotowywać im jedzenie. Sam miała dobre wyczucie czasu, bo tosty, akurat kończyły się robić, gdy weszła do mieszkania. - Kawę? - Zoya pewnie też miała ekspres, ale taki zwykły, przelewowy, nie ufała tym ciśnieniowym i sądziła, że kawa z przelewowego jest o wiele lepsza. Fascynujące, że ma zupełnie tak jak ja. - Dobra to z czymś chcesz te tosty czy same? - No, bo coś tam miała w lodówce więc mogła się podzielić.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie kontynuowała tematu rasizmu. Nie potrafiła nawet stwierdzić czy było to smutne, bo nigdy nie miała nawet czarnoskórych znajomych, albo znajomych z jakiś mniejszości. Dobra, ona w ogóle nie miała znajomych, ale wiadomo o co chodzi.
-Sny, w których kogoś zabijasz są całkiem normalne, Zoya. Nie przejmowałabym się. Sprawdzałaś sennik? – Zabrzmiała pewnie jak jakaś specjalistka. Zoya powinna być z niej dumna, że z takim spokojem podeszła do takiego tematu i jeszcze zarzuciła ciekawostkę o senniku. W sumie to Henderson sama powinna o tym wiedzieć, ale wiadomo, czasami ludzie nie myślą. Sameen pewnie śniła nawet o tym, że morduje całą swoją rodzinę. Tylko po to, żeby uchronić ich od bólu jakim może być poznanie prawdy na temat zaginionej córki. –Dziwne. – Przyznała. –Ale jednocześnie nie jest to coś czemu powiedziałabym nie.. – Uśmiechnęła się. –Chociaż nie jestem fanką jakiś dziwnych miejsc do uprawiania seksu. – Ot kolejna ciekawostka, którą mogła się podzielić z Zoyą. Spojrzała na przyjaciółkę zaintrygowana. –Mówimy tylko o rzeczach erotycznych? – Zmarszczyła brwi, bo oczywiście wolała tutaj być też pewna tego o czym rozmawiają. –Co konkretnie? Jak często? Od kiedy? Opowiedz, jestem ciekawa. – W sumie to już nawet nie czuła zażenowania. No bo racja, całowały się już, Sam miała przyjemność dotykać jej cycków. Kilka sekund dłużej i by je nawet zobaczyła. Niestety wtedy nie była w humorze. –Dajesz, Zoya. – Machnęła ręką. Chciała znać szczegóły.
-Kurwa… czemu nigdy mi o tym nie powiedziałaś? – Oczywiście, że chciałaby wiedzieć, że zamordowała chłopaka Zoyi. –Mogłaś mnie po prostu zostawić, żebym się wykrwawiła i umarła. Nie musiałaś nawet nic robić. – Sam była wtedy w takim stanie, że pewnie nie dożyłaby wieczora. –Dlaczego wybrałaś mnie, a nie jego? – Wszyscy dobrze wiemy, że wtedy nie była tak seksowna jak teraz, ale wiadomo, może Zoya miała przeczucie, że z tej kobiety wyrośnie piękny łabędź. Tak czy siak trochę się wkurwiła, że Zoya ocaliła ją po tym jak ta zabiła jej chłopaka. –Bo byłaś pierwszą osobą, która kiedykolwiek okazała mi dobroć. Mogłaś mnie zostawić, żebym umarła. Mogłaś mnie zabić. Mogłaś mnie wydać, a tego nie zrobiłaś. Po co miałabyś mnie ratować? Żeby później wydać mnie policji? Nie miało to sensu. Próbowałam doszukać się logiki w twoim zachowaniu, ale nic nie znalazłam. – No było to dosyć specyficzne zachowanie, ale dzięki temu obie teraz żyły i się przyjaźniły, więc wyszło im to na dobre.
-Okej. – Zasalutowała Zoyi na pożegnanie i u siebie wzięła sobie szybki prysznic, też umyła włosy i dupę i na nią też nikt nie czekał w łóżku, więc przykro w chuj. Sameen to była nawet taka super, że sobie podsuszyła włosy, bo chyba nie chciała, żeby Zoya ją oglądała taką nieogarniętą. Ubrała się standardowo w to. Nie była jak Zoya i nie potrzebowała spędzić stu lat przed szafą. Wróciła do mieszkania Zoyi bez pukania i od razu poszła do kuchni. Chwyciła sobie jabłko, umyła je i zaczęła jeść. –Tak. – Pewnie nie lubiła tej przelewowej od Zoyi odkąd miała swój ekspres, ale już nie chciała być chamska i niemiła. –Suche będą okej. – Pewnie miała delikatne podniebienie i nic jej nie smakowało.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Nie, nie sprawdzałam. Może jeszcze mam iść do wróżki? - Zoya nie wierzyła w tego typu rzeczy, w jakieś ukryte znaczenia snów. Po prostu nie lubiła swojego nauczyciela i tyle. Nie doszukiwałaby się tu jakiś wybitnych podtekstów. Tak samo jak w tych swoich nowych sennych marzeniach. Dobrze przecież wiedziała co oznaczają. Po prostu miała chrapkę na Sam. Sądziła, że jej to wszystko niedługo przejdzie. - Serio? To wiele tracisz. Niektóre miejsca są fajne - nie mówiła tu o jakiś łazienkach w barach, bo to oczywiście nie było najgorsze miejsce do uprawiania seksu, ale nie było też najfajniejsze. Zoya w sumie pewnie była typ typem, dla którego satynowa pościel była super, aczkolwiek lubiła też trochę poszaleć, szczególnie jeżeli nie mogła od kogoś odciągnąć rąk. Dlatego z jej biurkiem w pracy wiązało się wiele ciekawych wspomnień. - A lubisz jak ktoś głośno krzyczy? - Zapytała tak z czystej ciekawości, bo tu też ludzie mieli podzielone zdania. Była ciekawa jak to jest z nią. - No tak - z nikim ostatnio nie chodziła za rekę żeby sobie wyobrażać, że to ręka Sam. - Jezu Galanis przestań dopytywać - wywróciła oczami - kilka razy.... w sumie odkąd uczyłaś mnie strzelać, tak mi się wydaje, ale nie będę się zgłębiać w szczegóły. Powie tylko, że mi się podobało - puściła do niej oczko, niech to zostanie już w głowie i wspomnieniach Henderson. Nie chciała o tym mówić, bo już się czuła trochę jak idiotka po tym jak Sam ją ostatni raz trochę zlała.
- Myślałam, że wiesz. Dlaczego miałabym tam być? - No sądziła, że Sameen po prostu miała świadomość, że był tam ktoś dla niej istotny. - Mogłam, ale nie potrafiłabym tak kogoś po prostu zostawić na śmierć, nieważne kto to był - była dobrym człowiekiem, co tu dużo mówić. Na dodatek trochę też naiwnym, bo ufała ludziom i zawsze się na tym przejechała. Nie chciała już nigdy więcej czuć tego wielkiego zawodu jaki towarzyszy takiej utracie zaufania. A jednak i tak pchała się tam, gdzie i tak byłaby okłamywana. Mała masochistyczna Zoya Henderson. - On nie żył, nie było tam za wielkiego wyboru - nie mogła już mu pomóc, a Sameen jak najbardziej. Uśmiechnęła się lekko słysząc jej słowa, bo cóż, ona też wiele razy nie potrafiła się doszukać logiki w swoim zachowaniu, ale miała na to wytłumaczenie. - Widzisz Sam, pod wpływem emocji lub uczuć nie ma co na siłę szukać w czymś logiki, bo pewnie się tego nie znajdzie - tak jak matki ratowały swoje dzieci, jak mężowie ratowali żony, gdy groziło im niebezpieczeństwo. Wszystko to było z miłości i empatii, nawet jeżeli instynkt samozachowawczy pewnie mówił co innego. - Wtedy się nie zawahałam i gdyby sytuacja miała się w jakikolwiek sposób powtórzyć, teraz też bym się nie zawahała, nawet sekundy. Zawsze Ci pomogę, niezależnie od sytuacji czy konsekwencji - chciała żeby Sam była świadoma tego, że zawsze może na nią liczyć.
Ta rozmowa sprawiła, że Henderson zrobiła się głodna, ale nie na tyle żeby jeść suchy tost. Wyciągnęła więc z lodówki jakiś dżem, którym posmarowała sobie chleb, a później nalała im kawy. Podała Sam kubek razem z talerzem, na którym miała swoje suche tosty. - Smacznego - uśmiechnęła się. - Jak tam wyprawa na Bora Bora? Masz już wszystko? - była ciekawa, bo niedawno jej przecież trochę miała możliwość pomóc.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Prychnęła marszcząc brwi. –Niezła próba, Henderson. – Przewróciła oczami. –Dobrze wiem, że wróżki nie istnieją. – Oczywiście nie pomyślała o tym, że Zoya po prostu chciała iść do jakiejś starej cyganki, naciągaczki, która siedziała przy szklanej kuli i udawała, że coś widzi. Sameen rzeczywiście pomyślała o latających wróżkach. Poza tym wiedziała, że są dzieci, które wierzą w kobietę, które kolekcjonowała ich zęby, a w zamian zostawiała pod poduszką pieniądze. To dopiero pojebana sprawa. Gdyby Sam kolekcjonowała zęby ludzi, których zabijała to pewnie nie potrzebowałaby zbierać opłat za swoje usługi. –Może. – Wzruszyła ramionami, ale nie ciągnęła tematu, bo ona nie czerpała z seksu tych wszystkich dreszczyków emocji i uczuć, które zapewne towarzyszyły Zoyi i jej dziwnym miejscom. –Nie. – Zmarszczyła czoło. –Nikt tego nie lubi. Wszystko wtedy brzmi sztucznie i naciąganie. – Machnęła ręką. –Ale nie lubię też przesadnie cichego seksu, bo wtedy człowiek zaczyna sobie myśleć, że coś jest nie tak? – Podrapała się po brodzie. –Zresztą… serio to wszystko brzmi jak problemy ludzi w związkach, a ja w żadnym nie jestem i nie zapowiada się, żebym kiedykolwiek była, więc mogę sobie odpuścić rozkminianie tego. – Ponownie machnęła ręką. Zaczęła się obawiać, że są o krok od tego, żeby rozmawiać o idealnych partnerach czy coś. –Wow, Zoya… – Zamachała do przyjaciółki brwiami. –Byłaś wtedy z Larrym i już myślałaś o mnie? Naughty. – Puściła jej oczko, a specjalnie na prośbę Zoyi, przestała dopytywać o szczegóły. A przynajmniej na chwilę obecną, bo później z pewnością przypomni jej się, że jednak chciałaby wiedzieć więcej.
-Nie wiem. W sumie nigdy o tym nie myślałam. – Spojrzała gdzieś w bok i na kilka chwil zawiesiła się rozmyślając o tym dlaczego Zoya tam była. Nigdy o tym nie myślała. Po prostu tam była i ją uratowała i nic innego się nie liczyło. –Kochałaś go? – Przeniosła wzrok na Zoyę. Chyba by umarła jakby się okazało, że Zoya na przykład niesamowicie kochała tego typa i uważała go za miłość swojego życia i może planowała z nim wspólną przyszłość? Chyba, że zobaczyła Sameen, w pełnej okazałości i uznała, że to jednak ona jej się podoba, ale z jakiegoś powodu skrywała się z tym trzynaście lat?
Skinęła głową odbierając od niej talerz i kubek. Wzięła sobie tost w jedną rękę, kubek z kawą w drugą i podeszła do okna, żeby patrzeć na piękne widoki. Skubała sobie tego suchego tosta i popijała go kawą. –Tak. Myślę, że tak. – Potwierdziła oderwana od swoich dotychczasowych przemyśleń. –Jutro w sumie mam ostatni wyjazd związany z Bora Bora i myślę, że to będzie na tyle i będę mogła lecieć tam. – Napiła się kawy i wróciła do wyspy czy tam stołu, gdziekolwiek Zoya teraz była. –Czemu pytasz? – Sięgnęła po kolejny tost, ale ugryzła go tylko raz i odłożyła na talerz.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Jak to nie? Czyli Harry Potter to ściema? Ale byłam w tym zamku... - zażartowała sobie używając największej broni smutnego człowieka czyli ironii. Trochę żałowała, że magie nie istnieje i nie mogłaby sobie naprawić życia przy dotyku czarodziejskiej różdżki. Wymazałaby sobie pamięć, zmieniła wygląd, osobowość i może jakoś by się ułożyło, bez większych dram i problemów. No, ale to forum SL, a nie Potterowe więc musiała sobie radzić bez tego. - Oh nie przesadzaj - wywróciła oczami. - To brzmi jak zwykłe problemy, zwykłych ludzi i normalna rozmowa o preferencjach - wzruszyła ramionami, bo ona nie widziała w takiej rozmowie nic złego. - Przynajmniej jest to coś o czym jeszcze nie rozmawiałyśmy, widzisz po trzynastu latach jeszcze cały czas możemy znaleźć coś nowego czego o sobie nie wiemy - albo raczej czego ona nie wie o Sam, bo obstawiała, że Galanis o niej wie więcej niż Henderson mogłaby kiedykolwiek podejrzewać. Nie przeszkadzało jej to, bo i tak nie miała przed przyjaciółką nic do ukrycia, była z nią szczera w 99% przypadków. Ten jeden to były jej erotyczne sny, o których rozmawiać nie chciała, bo się tego wstydziła. - Z Loganem - poprawiła ją, nie pierwszy zresztą raz. - I jak widać, oboje myśleliśmy o innych kobietach - gdy to powiedziała to nawet zrobiło jej się trochę smutno, bo niestety chyba było to prawdą, a przynajmniej w głowie Zoyi tak to wyglądało, bo nawet nie za bardzo chciała słuchać tłumaczeń Logana dlaczego sobie wesoło chodził na dziwki do Shadow. Czy tam na jedną dziwkę... chuj go tam wie.
- Hmmm - zamyśliła się na chwilę zastanawiając się nad tym. To było dawno temu, ale cóż, była w stanie przypomnieć sobie jego twarz i zachowanie, nawet niektóre rzeczy, które wspólnie robili. Szczególnie, że była wtedy nastolatką i niektóre rzeczy z nim robiła po raz pierwszy. - Był moim pierwszym chłopakiem, takim poważniejszym, zaczęliśmy sie spotykać jak miałam niecałe siedemnaście lat więc nie wiem... pewnie mu ciągle mówiłam, że go kocham, bo zapewne myślałam, że tak właśnie jest, że jak sie z kimś spotykasz to go kochasz... ale byłam wtedy jeszcze dużym dzieckiem, więc wątpię żeby to była miłość po grób - aczkolwiek no trochę była. Wyszło niezamierzenie. - Może to źle o mnie świadczy ale nie rozpaczałam za nim jakoś wybitnie. Wiedział z czym wiąże się jego "praca", ja też zdawałam sobie sprawę ile rzeczy może pójść nie tak - niestety Zoya Henderson wiele razy musiała sobie zdawać sprawę z przebywania i obdarowywania uczuciami osób, które miały problemy z prawem. Niektóre mogły wrócić do więzienia, niektóre tak jak Tommy czy Sam, nigdy już do niej nie wrócić.
- Czyli wszystko idzie zgodnie z planem - pokiwała głową - zastanawiałam się w sumie czy Twoja oferta jest jeszcze aktualna? Może rzeczywiście wakacje dobrze, by mi zrobiły, ale mam jeszcze do załatwienia ten bal w pracy więc nie wiem czy się zgramy z czasem, a nie chcę Cię opóźniać - bo jednak ktoś tam czekał na śmierć.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Kto? – Zmarszczyła brwi, bo oczywiście nie miała zielonego pojęcia kim jest Harry Potter i dlaczego mieszka w zamku. Pomyślała, że Harry to może jakiś chłopak Zoyi, ale nie kojarzyła żadnych zamków w okolicy i szybko tą myśl odrzuciła. No chyba, że chodziło o jakiegoś bolca z Anglii. –Dokładnie. – Zgodziła się z Zoyą. –Czyli dokładnie coś czego ja nigdy nie będę miała. Normalności. – Trochę było przykre to jak bardzo Sameen nie wierzyła w to, że normalne życie mogłoby być czymś co mogłaby mieć. Niestety nie wierzyła w swoje szczęście. Gdyby miała mieć normalne życie to mogłaby je mieć tylko z Zoyą, bo to jedyna osoba, która wiedziała o niej wszystko. Nie musiałaby się przed nią kryć i rozumiałaby to, że Galanis nie zawsze będzie w stu procentach dostosowana do tego wszystkiego. –To akurat prawda. – Rozchmurzyła się, bo w sumie to bardzo miłe, że rzeczywiście znały się tak długo, ale nadal się poznawały i miały o czym rozmawiać. –Masz jeszcze jakieś przyjaciółki, z którymi znasz się tak długo, ale nie jest niezręcznie i macie o czym rozmawiać i nie jest nudno? – Chciała sprawdzić czy jest wyjątkowo czy to jest raczej taka popularna relka, że normalne laski miały coś takiego z każdym.
-Z Larrym. – Teraz to ona poprawiła Zoyę, bo była pewna, że Zoya się myli. –Z tym, że ty masz zdecydowanie lepszy gust i trafiłaś zdecydowanie lepiej. – Dla potwierdzenia swoich słów przejechała sobie dłońmi po twarzy i przez chwilę masowała klatkę piersiową. Jakby ktoś ją zapytał co kierowało nią podczas wybierania tych gestów to prawdopodobne po prostu by wyszła, więc jak nie chcesz kończyć gry to niech Zoya lepiej nie pyta.
-Kurwa. Zoya. Kurwa. – Aż się wyprostowała i zamknęła na chwilę oczy. I sorki, ale zakładam, że gadają o tym już w kuchni, więc oparła się dłońmi o blat i tak chwilę sobie trwała. –Nie wierzę, że zabiłam kurwa twojego pierwszego chłopaka, a ty mi nic nie powiedziałaś. Nawet nie pamiętam jak wyglądał. Na pewno ja go zabiłam? – Zapytała. Wtedy był taki rozpierdol, że w sumie to każdy mógł go zabić. Z drugiej jednak strony Sam doskonale pamiętała, że upewniała się, że nikt nie przeżył i pakowała kulkę w każde ciało jakie napotkała. –Kurwa. – Przeklęła pod nosem. –Nie wiem czy to coś zmieni, ale… nawet jeśli tamtego dnia transakcja doszłaby do skutku to i tak już mieliśmy zlecenie na to, żeby ich zabić. – Spojrzała na Zoyę i nie wiedziała po co jej to mówi. –Byliśmy mordercami, a nie handlarzami. – Nie wiedziała kto normalny zatrudnia zabójców do wymiany towaru. Oczywiście zakładała, że strona, dla której pracował Tommy, nie była tego świadoma.
-Tak. Trochę pchnęłaś mi sprawę do przodu pomagając z tymi fakturami. – Uśmiechnęła się, bo pomoc Zoyi była wtedy nieoceniona. Chociaż Sam bardziej uśmiechała się z powodu tego co się później wydarzyło w aucie. Albo co miało się wydarzyć, a co Sam przerwała. Oparła się łokciami o blat i przybliżyła do Zoyi. Pewnie była nawet za blisko i może Zoyi było niekomfortowo jeść śniadanie, ale oczywiście Sam się tym nie przejmowała. Napiła się swojej kawy i uniosła brwi w zdziwieniu słysząc wyznanie przyjaciółki. –Poważnie? – Zapytała i nawet nie ukrywała uśmiechu. –Jak najbardziej aktualna. Jeszcze nie bukowałam lotu i hotelu. – Uśmiechała się przez cały czas. –Mogę się dostosować do ciebie. Także potwierdź mi, że chcesz jechać, a zarezerwuje wszystko na dwie osoby. – Puściła jej oczko.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Harry Potter... oh Sameen, dobra to też obejrzymy, żebyś wiedziała o kim mówię, albo wcześniej dam Ci książki i sobie przeczytasz, a później obejrzymy. Nie będę Ci spoilerować - Zoya czasem zapominała ile rzeczy z popkultury ominęły Galanis, ale cóż, nie ma tego złego co, by na dobre nie wyszło. Będą mogły sobie teraz to nadrobić, a Henderson chętnie sobie zrobi mały rewatch. - A to? Ta rozmowa? Nasza przyjaźń? To jest coś normalnego. Tak to wygląda w zwykłym, nudnym świecie. - Powiedziała patrząc na blondynkę i posłała jej lekki uśmiech, bo wcale nie sądziła, żeby wszystko co zwykłe i normalne było dla Sam stracone. Sadziła, że jeszcze się może miło zaskoczyć, a z drugiej strony nie była też pewna, że tak naprawdę prowadzenie takiego tradycyjnego trybu życia było to coś czym jej przyjaciółka rzeczywiście byłaby zainteresowana. No, bo nie oszukujmy się. Nie było tu wybuchów, tajnych akcji i strzelanin.
- Hmm, mam siostrę, ale z nią większość rozmów jest dziwna i niezręczna. Nie mam zbyt wielu znajomych ze szkoły średniej, jak wyjechałam na studia to kontakty się pourywały. No jest w sumie Mel, ale to szalona głowa i czasem poważne rozmowy są ciężkie do przeprowadzenia. Zresztą z kimkolwiek bym się nie przyjaźniła to i tak nie mogą się dowiedzieć o mnie wszystkiego, tylko z Tobą mogę być w stu procentach szczera - taka była prawda. Nikomu nie mówiła ani o tym, że miała typa w gangu, ani o tym, że uratowała życie seryjnej morderczyni cudem unikając śmierci. Dla siebie zatrzymała też fakt, że nie pracowała z do końca legalnymi sprawami przez ostatnie lata. Tym mogła się dzielić tylko z Galanis. - A Ty? Masz jeszcze kogoś z kim możesz sobie tak po prostu pogadać? - No, bo znajomi byli ważni w życiu. O dziwo.
Uśmiechnęła się, bo nie chciała już znów wyprowadzać Sam z błędu i okej, w sumie, może lepiej będzie jak zacznie nazywać Logana Larrym i po prostu w ten sposób zacznie o nim zapominać. - Oh zdecydowanie, Ty jesteś super hot - powiedziała nie komentując tych dziwnych ruchów przyjaciółki, ale za to poszerzyła uśmiech i nawet się cicho zaśmiała pod nosem.
- Też kobieta - kiwnęła głową, no chyba, że chodziło o dziwki Logana z Shadow, wtedy wiadomo jak było. - Sam, to nie ma znaczenia. Dobrze, że nie zabiłaś żadnego kolejnego - bo jednak Zoya się zapierała nogami i rękami przed robieniem krzywdy takiemu Loganowi. Postanowiła to jednak trochę wykorzystać, bo czemu nie. - Widzisz, teraz musisz o siebie bardzo dbać i uważać na misjach i nie dać się zabić, bo nie możesz mi znowu odebrać kogoś dla mnie tak istotnego - spojrzała na blondynkę z lekko uniesioną brwią i napiła się łyka kawy cały czas wpatrując się w przyjaciółkę.
- Polecam się na przyszłość, cieszę się, że mogłam Ci pomóc -tak, cieszyła sie z tego, że dzięki temu Sameen kogoś szybciej zabije, głównie dlatego, że wtedy istniało prawdopodobieństwo, że będzie więcej czasu spędzać w Lorne, a co za tym idzie, może go spędzać z nią. Nie wiedziała dlaczego nagle zaczęła tak na to patrzeć. Może po prostu była samotna i nie chciała siedzieć sama. A może nie...
Zoya była już blisko Sam na tyle, że teraz ta bliskość nie robiła na niej większego wrażenia. Prawda była jednak taka, że nie mogła skupić się na jedzeniu, bo zamiast na tost to wpatrywała się w hipnotyzujące oczy przyjaciółki. - Hmmm - mruknęła zastanawiając się i przygryzła lekko dolną wargę, a później kiwnęła głowa. - Dobra, to jadę z Tobą - no i już, decyzja podjęta. Jej pierwszy wyjazd jako singielki od dobrych kilku lat. Oderwała też w końcu wzrok od blondynki i zeszła z krzesła biorąc swój kubek z kawą w jedną rękę, paczkę papierosów razem z zapalniczką w drugą i podeszła do balkonowych drzwi. Kawę odstawiła na parapecie, a później odsunęła wielkie szklane drzwi, dobrze, że na nie nie spadły. - Nie mogę się doczekać żeby Cię zobaczyć w stroju kąpielowym - rzuciła odpalając papierosa i oparła się o framugę drzwi, zaciągając się. - Wybrałam też sukienkę na bal i miałaś rację, trzeba wprowadzić trochę kolorów więc postawię na czerwień - powiedziała wypuszczając dym z płuc. Tak, trochę miała nadzieję, że wygląda hot.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Film i książki? – Zmarszczyła brwi i spuściła wzrok na podłogę. –Chodzi o tego dużego, czerwonego psa? – Zapytała szczerze przerażona, bo jakoś jej nie pasowało to, że Zoya mogłaby być fanką wielkiego, czerwonego psa. Wyglądało to bardziej na coś czym mogłyby się jarać dzieci do lat dziesięciu. No, ale też co Sameen mogła wiedzieć. Ona jak była dzieckiem to pewnie oglądała fioletowego dinozaura i miała to za szczyt dobrej zabawy, którą rodzice ograniczali, bo nikt nie chciał dziecka uzależnionego od ekranu. –No tak, zgadza się. Ale jednak rozmowa o preferencjach jest dziwna, bo dla mnie za każdym razem zaczyna się głosem w mojej głowie „pomyśl jaka byś chciała być gdybyś była normalna”. – Podrapała się gdzieś za uchem zażenowana w ogóle tym wyznaniem. Pewnie nigdy wcześniej nie mówiła Henderson, że miała głos w głowie, który non-stop przypominał jej o tym, że jest abominacją, która nie powinna w ogóle istnieć.
-Hm. – Mruknęła kiwając głową. –A co z twoim bratem? Z nim też jest dziwnie i niezręcznie? – Pamiętała, że już rozmawiały o Williamie, ale nie pamiętała czy konkretnie w tych kategoriach. –Nie chciałabyś naprawić relacji z rodzeństwem? Albo ich pogłębić? – Ona na miejscu Zoyi walczyłaby o to, żeby jednak rodzeństwo było dla niej kimś bliskim. Tak jak teraz walczyła o Raine mimo, że ta nie mogła wiedzieć, że Sam jest jej siostrą. –Przepraszam, że jestem beznadziejną przyjaciółką. – Nie były to raczej słowa, które powinny paść po stwierdzeniu, że tylko przy niej Zoya może być sobą. Wiedziała jednak do czego Zoya nawiązuje i po prostu… chciałaby, żeby Zoya nie potrzebowała takiej przyjaciółki jak Sam. –Mam Raine. – Odpowiedziała bez zastanowienia. –Ale nie wiem na ile to ma sens, skoro tą relację buduję na kłamstwach. – Ciągle w tej relacji tworzyła otoczkę kogoś kto musi wyjeżdżać, bo podpisuje kontrakty z hotelami. O Inej nie wspomniała, bo nie chciałaby informować Zoyi o tym, że chyba zaczęła się przyjaźnić z psychopatką. Nie wiedziała jak Zoya by na to zareagowała. Była jeszcze Eve, ale to też coś czego Sameen nie chciała poruszać.
Zaśmiała się słysząc, że Zoya nazywa ją super hot. Dobrze, że jej się uszy nie zaczerwieniły.
-Nie zabiłam go dlatego, że był w związku z tobą. – Wolała to wyjaśnić, bo słowa Zoyi zabrzmiały trochę tak jakby Sam chodziła i mordowała jej chłopaków. –Chociaż powiedz tylko słowo, a Larry padnie jeszcze w tym tygodniu. – Wycelowała w Zoyę palec, bo akurat tego typa to absolutnie nie trawiła i naprawdę jakby Zoya chociaż przez sen wypowiedziała te słowa to Sam potraktowałaby je jako oferta kontraktu, który przyjęłaby i wykonała od ręki. –Czekaj… jak to? – Zapytała przerażona. –Znowu spotykasz się z kimś niebezpiecznym? – Oczywiście biedactwo nie ogarnęło, że chodziło o nią. Założyła głupio, że Zoya ma teraz nowego chłopaka, który jest niebezpieczny i to tak niebezpieczny, że jest szansa, że mógłby zostać celem Sameen. –Mam nadzieję, że to nie ten z Bora Bora. – Przypomniało jej się, że Henderson wypytywała o firmę tego nieboszczyka. Dobra, nie nieboszczyka, przyszłego nieboszczyka.
-Serio? – Uniosła brwi zaskoczona, bo oczywiście nie pomyślałaby, że Zoya przemyślę sprawę tak szybko. –To fantastycznie! – Aż się wyprostowała i nie wiedziała co ze sobą zrobić. –To wykupię lot i hotel. – Wybierze jakiś luksusowy hotel czy domek. Sobie to pewnie brała jakieś tanie szałasy, bo nie potrzebowała wygody. Z Zoyą to jednak wolała zdecydować się na coś drogiego, żeby Henderson nie musiała obniżać swoich standardów. Sięgnęła nawet po swój telefon komórkowy, w którym już zdążyła zbić szybkę. Zaczęła przeglądać internet, żeby zrobić rezerwację. –Słucham? – Zmarszczyła brwi i podniosła wzrok znad telefonu. –Ja… ja nie ubieram strojów kąpielowych. Nawet nie mam żadnego. – Jedyne co miała to piankę do nurkowania i to pewnie z firmy Zoyi i Willa, bo kiedyś pożyczyła i zapomniała oddać, a potrzebowała do misji.
-Brawo, Zoya! – Ucieszyła się, że przyjaciółka zdecydowała się na kolor. –Zrób jakieś fotki, żebym mogła później obczaić. – Puściła jej oczko.

Zoya Henderson
ODPOWIEDZ