#5 Pink Floyd
: 03 lis 2021, 21:08
So, so you think you can tell
Heaven from Hell,
Blue skies from pain.
Can you tell a green field
From a cold steel rail?
Leżała na łóżku wpatrując się w sufit i wsłuchując w muzykę lecącą ze starej płyty winylowej z kolekcji ojca. Z początku chciała ją wyrzucić, żeby nie mieć niczego co należało do osoby, która zostawiła ją i brata, ale miała słabość do dobrej klasycznej muzyki. Pomagała jej zebrać myśli i zastanowić się nad życiem a ostatnio, zwłaszcza dzisiaj, miała o czym myśleć.
Wpadła w sidła kłamstw kogoś, kogo częściowo wpuściła do swego życia. Nie uważała się za moralny kompas ani kogoś, kto powinien oceniać życie innych, ale jedyne czego nie trawiła to właśnie kłamstwa. Czy nie wystarczyło, że ludzie oszukiwali samych siebie? Na przykład ona. Kłamała sobie prosto w twarz, że śmierć Isabelle wcale nie miała wpływu na jej życie i że nie popadła w manię szukania jej mordercy. To wszyscy inni przesadzali z oceną jej zachowania, bo przecież zauważyłaby, gdyby rzeczywiście popadła w obłęd.
Zauważyłaby? Prawda?
Odwróciła głowę w bok patrząc na plecak, którego nie rozpakowała. Zmusiła się do uniesienia tułowia do siadu i rozpięła torbę wyciągając z niej butelkę wody oraz żelek, które z powrotem wcisnęła do środka. Nie wiedziała co z nimi zrobi. Może kiedyś wyrzuci do kosza.
Mozolnie z butelką wody zeszła na dół, gdzie spały jej dwa prywatne psy. Apollo drzemał w swoim kojcu, zaś Jello przebudziła się i przeciągnęła na widok swej pani idącej do kuchni. Paxton zajrzała do lodówki, wyjęła z niej piwo, którego wypicie może pozwoli jej zasnąć i wyjrzała przez okno w stronę hali. Trzymała i tresowała w niej psy klientów (w podglądzie domu są zdjęcia), którzy jednak nie urządzali sobie nocnych wycieczek na spotkanie ze swymi pupilami. Kto więc tkwił w środku i zapalił światło, które teraz rzuciło się w oczy Eve?
Sprawdziła wyświetlacz na telefonie. Nie miała żadnej wiadomości, co początkowo wzbudziło w niej niepokój, ale i tak w miarę spokojnie ruszyła w stronę hali nie uzbrajając się w nic konkretnego. Miała tylko butelkę piwa i Jello, która uznała, że nie odstąpi swej pani na krok.
To właśnie psina jako pierwsza wbiegła do środka i nie słysząc jej szczekania Eve uznała, że ktokolwiek siedział w środku, nie był to ktoś im obcy.
Jello powitała się z przybyszem zadowolona z jego widoku i trochę mniej, że ten głaskał właśnie innego psa nocującego w jednej z zagród.
- Preston – przywołała przyjaciela, gdy tylko po wejściu do hali zauważyła kto ją dzisiaj nawiedził. – Czasem dawaj znać, że wpadniesz, co? Kiedyś skończy się tym, że wezmę broń i cię przypadkowo postrzelę. – Próbowała zażartować, ale nie miała dzisiaj na to humoru.
Podeszła do otwartej zagrody, w której siedział mężczyzna głaszczący na zmianę Jello i Sare, mleczną suczkę golden retrievera, którą szkoliła z grzeczności dla osoby z epilepsją. Zazwyczaj się tego nie podejmowała, ale miała za miękkie serce, żeby odmawiać komuś w potrzebie (zwłaszcza z tak cudownym psem). Eve oparła się o bramkę od zagrody i wbiła wzrok w Turnera.
- Nie mam dla ciebie piwa, ale chyba nie tego teraz potrzebujesz – W końcu przyszedł do psów i na pewno nie zrobił tego bez powodu. – Pomogło? – zapytał mając na myśli interakcję z czworonogiem, która dawała pewnego rodzaju ukojenie, lecz niestety nie trwało ono długo.
Preston Turner
Heaven from Hell,
Blue skies from pain.
Can you tell a green field
From a cold steel rail?
Leżała na łóżku wpatrując się w sufit i wsłuchując w muzykę lecącą ze starej płyty winylowej z kolekcji ojca. Z początku chciała ją wyrzucić, żeby nie mieć niczego co należało do osoby, która zostawiła ją i brata, ale miała słabość do dobrej klasycznej muzyki. Pomagała jej zebrać myśli i zastanowić się nad życiem a ostatnio, zwłaszcza dzisiaj, miała o czym myśleć.
Wpadła w sidła kłamstw kogoś, kogo częściowo wpuściła do swego życia. Nie uważała się za moralny kompas ani kogoś, kto powinien oceniać życie innych, ale jedyne czego nie trawiła to właśnie kłamstwa. Czy nie wystarczyło, że ludzie oszukiwali samych siebie? Na przykład ona. Kłamała sobie prosto w twarz, że śmierć Isabelle wcale nie miała wpływu na jej życie i że nie popadła w manię szukania jej mordercy. To wszyscy inni przesadzali z oceną jej zachowania, bo przecież zauważyłaby, gdyby rzeczywiście popadła w obłęd.
Zauważyłaby? Prawda?
Odwróciła głowę w bok patrząc na plecak, którego nie rozpakowała. Zmusiła się do uniesienia tułowia do siadu i rozpięła torbę wyciągając z niej butelkę wody oraz żelek, które z powrotem wcisnęła do środka. Nie wiedziała co z nimi zrobi. Może kiedyś wyrzuci do kosza.
Mozolnie z butelką wody zeszła na dół, gdzie spały jej dwa prywatne psy. Apollo drzemał w swoim kojcu, zaś Jello przebudziła się i przeciągnęła na widok swej pani idącej do kuchni. Paxton zajrzała do lodówki, wyjęła z niej piwo, którego wypicie może pozwoli jej zasnąć i wyjrzała przez okno w stronę hali. Trzymała i tresowała w niej psy klientów (w podglądzie domu są zdjęcia), którzy jednak nie urządzali sobie nocnych wycieczek na spotkanie ze swymi pupilami. Kto więc tkwił w środku i zapalił światło, które teraz rzuciło się w oczy Eve?
Sprawdziła wyświetlacz na telefonie. Nie miała żadnej wiadomości, co początkowo wzbudziło w niej niepokój, ale i tak w miarę spokojnie ruszyła w stronę hali nie uzbrajając się w nic konkretnego. Miała tylko butelkę piwa i Jello, która uznała, że nie odstąpi swej pani na krok.
To właśnie psina jako pierwsza wbiegła do środka i nie słysząc jej szczekania Eve uznała, że ktokolwiek siedział w środku, nie był to ktoś im obcy.
Jello powitała się z przybyszem zadowolona z jego widoku i trochę mniej, że ten głaskał właśnie innego psa nocującego w jednej z zagród.
- Preston – przywołała przyjaciela, gdy tylko po wejściu do hali zauważyła kto ją dzisiaj nawiedził. – Czasem dawaj znać, że wpadniesz, co? Kiedyś skończy się tym, że wezmę broń i cię przypadkowo postrzelę. – Próbowała zażartować, ale nie miała dzisiaj na to humoru.
Podeszła do otwartej zagrody, w której siedział mężczyzna głaszczący na zmianę Jello i Sare, mleczną suczkę golden retrievera, którą szkoliła z grzeczności dla osoby z epilepsją. Zazwyczaj się tego nie podejmowała, ale miała za miękkie serce, żeby odmawiać komuś w potrzebie (zwłaszcza z tak cudownym psem). Eve oparła się o bramkę od zagrody i wbiła wzrok w Turnera.
- Nie mam dla ciebie piwa, ale chyba nie tego teraz potrzebujesz – W końcu przyszedł do psów i na pewno nie zrobił tego bez powodu. – Pomogło? – zapytał mając na myśli interakcję z czworonogiem, która dawała pewnego rodzaju ukojenie, lecz niestety nie trwało ono długo.
Preston Turner