lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wracanie do zdrowia nigdy nie było najlepszą stroną tego upartego Szkota. Miał już swoje lata, więc kilka kontuzji zdarzyło mu się mieć, zwłaszcza podczas żeglugi, lecz po dziś dzień nie nauczył się tego, że czasami po prostu trzeba poleżeć i odpocząć. Takie bezrobocie, z braku lepszego słowa, niesamowicie go rozsierdzało. Do tego dochodziła jeszcze frustracja faktem, że jego pamięć pomimo już kilku tygodni nadal nie wracała na odpowiedni tor, mianowicie nadal nie pamiętał swojej rodziny. Na domiar złego jego kochana żona postanowiła pojawiać się tylko na badania bądź okazjonalną zdawkową pogawędkę, co z początku wydawało mu się przynajmniej dziwne, a z czasem zaczęło go trochę irytować. Wiedział, że nie powinno, pewnie ma swoje powody. Ponownie, ufał sobie na tyle by przekonać się, że dobrze dobrał sobie małżonkę, aczkolwiek trudno było pogodzić się z sytuacją w której wybudził się ze śpiączki, a ona postanowiła nagle zacząć go unikać pomimo tego, że pierwsze kilka godzin po przebudzeniu nastawiało go do tej sytuacji choć trochę optymistycznie.
Wtedy pomagało to odgonić wszystkie czarne myśli, a teraz wszystkie wracały ze zdwojoną siłą gdy nie miał nawet z kim o tym wszystkim porozmawiać. Nadal nie wiedział nic o swoich synach, żaden nie przyszedł z odwiedzinami. Ich matka pewnie chciała im oszczędzić rozczarowania i to był w stanie zrozumieć, ale dlaczego ona nie próbowała jakichś nowych sposób na pobudzenie jego pamięci do wzmożonego wysiłku? Nie miał pojęcia. Jedyne, co mu zostało to jakieś głupie flirty z pielęgniarkami oraz fizjoterapeutkami, ponieważ te zatrzymywały się chociaż na chwilę żeby nawiązać z nim jakąś konwersację. Tego samego nie mógł bynajmniej powiedzieć o własnej żonie.
W końcu odzyskał na tyle sprawności by dostać wypis ze szpitala. Jego parametry były w normie, przeszedł wszystkie badania Enriki, był w stanie samodzielnie się poruszać. Kiedy o tym wspomniał kochanej małżonce nie wydawała się z tego faktu zadowolona, ale on nie zamierzał odwlekać tego w nieskończoność. Przy pierwszej możliwej okazji wypisał się na własne życzenie pomimo pewnych protestów ze strony najbardziej zainteresowanej osoby. Niestety, on zawsze stawiał na swoim. Nie zamierzał spędzić minuty dłużej w tej szpitalnej sali. Nie przypominał sobie niczego. W domu miał szansę, że coś ruszy w jego pamięci. Jakieś zdjęcie, znajomy zapach, cokolwiek. Tutaj na pewno by mu się nie polepszyło.
Na szczęście mógł jeszcze liczyć na to, że go we własnym domu przyjmą, chociaż jeśli miał być szczery przeszło mu już przez myśl, że ich małżeństwo może wcale nie było tak kolorowe jak się wydawało i rzeczywiście byli w trakcie rozwodu, którego nie pamiętał? Czy dlatego właściwie całą drogę spędzili w ciszy?
Wysiadając z samochodu i podpierając się na wypożyczonej ze szpitala lasce naprawdę miał nadzieję, że widok rodzinnego domu sprawi, że coś, cokolwiek w jego pamięci drgnie. Powrócą jakieś wspomnienia. Musiał przecież spędzić tutaj całe lata swojego życia. Tego nie można było tak po prostu wymazać. Stał tak dłuższą chwilę zanim w końcu westchnął ze zrezygnowaniem by za chwilę przekroczyć próg ich domu.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Gdy tylko Irving się obudził i okazało się, że poza wybiórczą amnezją nic mu nie dolega, postanowiła przełączyć się w tryb zadaniowy. Dla niego mogło to wydawać się bezduszne, ale zakopała się bez reszty we wszelkich opracowaniach i krok po kroku badała wszystkie możliwości. Musiała walczyć, więc potrzebowała do tego wiedzy i umiejęntości, a obecność Macnee mimo wszystko działała na nią rozpraszająco i demotywująco. Mimo wszystko nie potrafiła przejść bezdusznie do porządku dziennego nad tym, że jej wcale nie pamięta. Tylko miała trudności (jak zwykle) z okazywaniem emocji w takich momentach. Jak zawsze włączał się jej nieuleczony nigdy Asperger i potrafił mocno zamieszać w jej odczuwaniu. Co jednak nie świadczyło, że przestała go kochać czy też porzuciła. Po prostu chciała dla niego jak najlepiej, więc nie wprowadzała mu dodatkowych bodźców w postaci roztrzęsionej żony. Myślenie pokraczne jak cholera, ale hej, niegdyś również za to ją kochał. Obecnie zaś zapewne był nieźle poruszony, więc próbując mu pomóc i trochę dać mu przestrzeń, wysypała się na całego i sprawiła, że jeszcze dołożyła mu zmartwień. Cholera.
- Nie jestem zadowolona z tego, że wypisałeś się na własne życzenie - podjęła temat, który do przekroczenia progu domu frapował ją najbardziej. - Nie stawia to mojego oddziału w dobrym świetle, a ostatnio już i tak… - ale urwała, nie chciała mówić mu o głośnej kłótni z Jonathanem, która jawiła się jako konflikt interesów i mocno zachwiała ich dobrą współpracą, którą wypracowali na przestrzeni lat.
Zamiast tego jednak otworzyła drzwi i dała mu wejść do czegoś, co stało się zbiorowiskiem map pamięci. Podczas gdy jej stażyści badali go i próbowali dociec przyczyny tego stanu rzeczy, Enrica poświęciła godziny na stworzenie makiet ze zdjęciami miejsc i ludzi, którzy byli dla niego bliscy. Nawet pofatygowała się do tej pieprzonej Szkocji, by dać mu namiastkę domu, choć do górali miała dość osobliwy stosunek. W końcu była Walijką, z dziada pradziada. Wszystko to wyglądało imponująco i nawet on, wściekły na nią musiał przyznać, że się postarała, zwłaszcza że w międzyczasie miała pracę, dzieci i koty, które teraz w piątkę siedziały przy ścianie i patrzyły na swojego pana.
- Hudsona nie ma. Nie radzi sobie z tym wszystkim - przyznała, wzdychając. O starszym synu na razie nie chciała mówić. - Jesteś głodny? - tak, kolację też przygotowała, choć jeszcze się zastanawiała, czy podać wino. Wycofała się, dając mu czas na zapoznanie się z domem.
Okazałym (w końcu byli lekarzami), ale w dobrym smaku i widać było, że mimo wszystko mieszka tutaj rodzina. Jeśli nie liczyć makiet, które wyglądały trochę jak opisy zbrodni w kryminalnych serialach (teraz to skojarzyła), to był to normalny budynek, którzy tworzyli ludzie, uwiecznieni na milionach ujęć. Te jej ulubione znajdowały się przy schodach i zawierały ich szaleńczą sesję poślubną, na której oczywiście, Irving się wygłupiał jak szalony, a ona usiłowała zachować powagę.
- Musimy porozmawiać - nie dała mu za wiele czasu na adaptację, ale musiała to wszystko mu wyjaśnić i przy okazji się usprawiedliwić. Musieli ustalić zasady, jakiś regulamin, a dla Duke- Macnee nie było niczego ważniejszego od przestrzegania reguł.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Nie mogłem tam dłużej leżeć jak warzywo. Niczego sobie nie przypomnę w tej jałowej sali, prócz może jakichś detali z oddziału. Potrzebuję przypomnieć sobie was, a nie szpital. - odburknął z niezadowoleniem - Myślę, że nie będzie tak źle. Każdy, kto mnie zna wie, że nie czekam posłusznie na rekonwalescencję. Nie będę spędzał czasu w szpitalu jako pacjent. - odpowiedział dość stanowczo dając się trochę ponieść frustracji ostatnich dni.
Nie mógł już wszystkiego zrzucać na leki. Zdawał sobie sprawę z faktu, że jest teraz trochę niestabilny emocjonalnie. Nie był przecież głupi. Zawsze był porywczy, a teraz będzie jeszcze bardziej. Nie wyobrażał sobie osoby, która nie miałaby problemu z pogodzeniem się z tak bolesną utratą pamięci. Jako dumny Szkot przecież się do tego nie przyzna, ale bał się, co to wszystko dla niego oznacza. Nie mieli żadnej sensownej diagnozy. W teorii wszystko było z nim w porządku, a jednak nadal nie pamiętał. Frustrowało go to. Frustrowało go też to, że nie mógł nic z tym zrobić, a przede wszystkim to, że krzywdził w ten sposób również swoją rodzinę. Mógł ich w tej chwili nie pamiętać, lecz nie to oznaczało, że byli mu obojętni. Nie mógł powiedzieć, że czuje tę samą miłość, co kiedyś, ale na pewno nie byli mu obojętni. Zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy by odzyskać to, co ten wypadek mu odebrał. Dokona tego, albo nie nazywa się Irving Macnee.
Wchodząc do środka starał się nie spodziewać niczego, aczkolwiek to, co zobaczył przerosłoby nawet jego oczekiwania. Wszędzie były porozkładane makiety, mapy pamięci, wszystko ze zdjęciami. Teraz zaczął czuł się głupio, że posądzał ją o jakiś brak zainteresowania własnym mężem, kiedy ona tak ciężko pracowała nad takim powitaniem. Cała frustracja, którą w sobie względem niej trzymał po prostu prysnęła. Powinien był zacząć przyglądać się temu wszystkiemu, lecz w pierwszej kolejności postanowił zrobić coś zupełnie innego, o wiele ważniejszego. Podszedł do Enriki podpierając się na swojej lasce by po prostu ją czule przytulić. Nie była zimna. Po prostu inaczej okazywała swoje zaangażowanie, a on dopiero teraz zaczynał to dostrzegać.
- Dziękuję. - wyszeptał jej do ucha w końcu puszczając ją po dłuższej chwili.
Dopiero teraz zauważył piątkę kotów wpatrujących się w niego spod ściany. O tym najwyraźniej też zapomniał. Nie miał pojęcia, czy to jego, czy żony. Pasowały mu trochę bardziej od niej. Siebie widziałby raczej z jakimś wielkim, obślinionym psiakiem hasającym po ogródku, ale kto wie. Może tutaj też go pamięć zawodzi.
- Jesteśmy jakimiś fanatykami kotów..? - spojrzał na małżonkę z pytaniem wymalowanym na twarzy.
Zaczął przechadzać się od makiety do makiety sprawdzając czy którekolwiek ze zdjęć wzbudzi w nim jakąś iskrę, która wybudzi ukryte wspomnienia. Nie mogły przecież tak po prostu zniknąć. Nadal był zdania, że po prostu się gdzieś zawieruszyły i trzeba je po prostu znaleźć.
- Tak pewnie jest lepiej... Nie chcę by cierpiał z mojego powodu. - odpowiedział gorzko wpatrując się akurat w fotografię całej ich trójki, na której zapewne był również wspomniany Hudson.
Boże... Co za ojciec zapomina własnego syna... - dołożył sobie kolejny kamień hańby na szyję karcąc się w myślach za taki rozwój wydarzeń.
- Oh. Piękna, inteligentna i jeszcze gotuje? Co ty we mnie widziałaś. - wymusił w sobie cichy śmiech by rozładować nieco napiętą atmosferę, chociaż wcale mu do tego śmiechu nie było.
To było tak cholernie dziwne. Być tutaj, a nic nie pamiętać. Obcym we własnym domu, a co najgorsze, obcym w życiu swojej własnej rodziny. Czuł się jak kompletny wyrzutek i zaczynał się zastanawiać, czy nie powinien zaproponować, że zamieszka na jakiś czas po prostu w hotelu. Jeśli jego małżonka nie mogła znieść jego widoku w szpitalu, jak miała to robić na porządku dziennym w domu? Nigdy nie chciał być ciężarem dla swojej rodziny. A teraz..? Po ciężkim dyżurze będzie musiała wracać do domu i patrzeć na mężczyznę, który jej nie pamięta? To wydawało się dość okrutne.
- Tak... Myślę, że musimy. - oparł się o stół w jadalni zdając sobie sprawę, że jeszcze nie jest w stu procentach sprawny - Teraz widzę, że chyba popełniłem błąd. Jeszcze dobrze nie wróciłem, a nasz syn już nie radzi sobie z tym najlepiej. Nie chcę być dla was ciężarem. Nie możecie płacić ceny za mój wypadek. Może byłoby lepiej gdybym zamieszkał na jakiś czas w hotelu i przynajmniej na początku odwiedzał was od czasu do czasu? - spojrzał na Enrikę wyraźnie tym zasmucony i takie wyznanie nie przychodziło mu wcale łatwo.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Gryzła się w język zawzięcie, co akurat przy nim nie zdarzało się zbyt często. Dawniej potrafiła wygarnąć mu wszystko na jednym wydechu, ale teraz musiała pamiętać, że wciąż ma do czynienia z osobą z uszkodzonym mózgiem. Jako lekarz znała zasady i wiedziała, że dla Irvinga musi czasami spuścić z tonu, choć posiadał skłonności do wyprowadzania ją z równowagi. Dlatego pokochała go szaleńczą miłością. Jako jedynemu udawało się przełamać tę górę lodową, jaką zazwyczaj była i sprawić, że zaczynała irytować się niesamowicie. Tak jak i teraz, gdy uznała, że wiezie do domu nie swojego męża, a duże dziecko, które musi postawić na swoim, tupnąć nóżką i biec do domu, niezależnie od jej racjonalnych. Na przykład, związanych z tym, że do cholery, nie ma czasu doglądać go, gdy już nie będzie na oddziale. Pół życia spędziła w szpitalu i nie zamierzała teraz tego zmieniać, choć jednocześnie nie wyobrażała sobie bycia bez Irvinga. Wszystko to sprawiało, że sam jego wypis doprowadzał ją do szewskiej pasji, a to był dopiero początek spraw, które mieli poruszyć.
- Jesteś pacjentem, Macnee czy ci się to podoba czy nie – odparła więc dziwnie spokojnie, ale to była całkiem ostrzegawcza nuta, która dla męża z długim stażem mogła zwiastować prawdziwą burzę. Przynajmniej dla każdego męża z pełną pamięcią, który odczytuje takie niezbyt subtelne sygnały. Irving zaś w tego typu emocjonalne maliny mógł brnąć po sam pas, bo wciąż pozostawał nieświadomy tego, jak bardzo żądna kontroli i odpowiedzialności jest Enrica.
I jak nadal rozbrajał ją jego dotyk. To właśnie dlatego głównie w szpitalu go unikała, bo nie umiała odnaleźć odpowiedniego klucza do ich relacji. Miała być teraz jego lekarką, przyjaciółką, kochanką? Nigdy nie była dobra w podobne niuanse i wszystko sprowadzało się do tego, że była całkiem sztywna, gdy znowu ją przytulał do siebie, ale schowała przez chwilę głowę w jego ramieniu.
- Czytałam, że to powinno pomóc. Przynajmniej możemy spróbować, zaraz obok hipnozy – wywróciła oczami, tak, by zrozumiał, że akurat ten pomysł podsunęli jej jego szaleni, szkoccy krewni, bo ona jako lekarka miała swój pogląd na temat tego typu szarlataństwa, ale nawet do tego mogła się podsunąć, byle tylko znowu odzyskał pamięć i zaczął karmić te cholerne koty. Które sam sprowadził co do jednego, więc spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Na mnie nie patrz. To twoja robota – jeśli Enrica decydowałaby się na jakikolwiek zwierzyniec, to byłby to indyk w lodówce i ewentualnie jakaś wieprzowina, a tak musiała pokochać te znajdy albo przynajmniej zacząć je tolerować. Hudson również taki był, tolerował pewne rzeczy, ale przeważnie był zamknięty i nieobecny. Ostatnio działo się z nim ewidentnie coś niedobrego, ale nie sądziła, że ma to związek z ojcem.
- Nie będzie cierpiał. To mądry chłopiec, poukłada sobie – odpowiedziała więc z pewnością i gdy zadał jej retoryczne pytanie (przynajmniej dla niej) nieco się rozluźniła i nawet sięgnęła po to nieszczęsne wino, które zaczęła odkręcać spokojnie.
Do czasu, gdy nie usłyszała jego słów, a wówczas nacisnęła korkociąg z całej siły, doprowadzając do tego, by musujący napój wybuchnął i zalał jej perfekcyjne ściany.
- Co ty powiedziałeś?! – i wtedy przestała być ostrożna, zważać na jego stan czy pamiętać o tym, że ma amnezję. Po prostu chciała go zamordować z premedytacją za słowa, które właśnie wypowiedział. – Nie dość, że walnąłeś się w głowę i straciłeś pamięć, to jeszcze raz upadłeś na mózg?! Jaka wyprowadzka?! – może i miał amnezję, ale groziła mu obecnie najzwyklejsza sprzeczka małżeńska.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Czy to był argument, który kiedykolwiek do mnie trafiał? - odpowiedział małżonce z przekąsem zupełnie tak jak za dawnych lat, zupełnie jakby nie stracił pamięci.
W jego konkretnym przypadku prawdą były te brednie o tym, że nawet bez wspomnień nie zatraci się własnego charateru. W przypadku Irvinga zapomniał część swojego życia, a nie jego całość. Przede wszystkim stracił tę część, która go balansowała. Enrica zawsze miała ten dar przekonywania, który do niego trafiał. Potrafiła, jak dobra żona, nakierować jego tok myślenia na właściwe tory i spożytkować jego gwałtowny oraz energiczny charakter w taki sposób by nikomu nie zaszkodził, a najlepiej pomóg. Teraz niestety tego wszystkiego brakło. Nie dość, że był pod presją braku rodzinnych wspomnień, to bez elementu balansującego, jakim była jego żona, był mocno skłonny do irytacji oraz wybuchów złości. W tym przypadku jej brak zainteresowania jego osobą w szpitalu nadal kładł się cieniem na ich aktualnej reakcji. Jednak jako osoba bardzo racjonalna chyba będzie potrafiła zrozumieć z jego strony takie zachowanie?
Irving nie doczytywał w jej dość sztywnej reakcji na swój dotyk niczego negatywnego. Był w stanie zrozumieć, że trudno może być obcować z osobą, która mówi jak twój partner, wygląda jak twój partner i zachowuje się jak twój partner, a tak w istocie nim nie jest ponieważ wszystko, co do tej pory między sobą wypracowali zniknęło jak za dotknięciem jakiejś, cholernej, magicznej różdżki w chwili, gdy uderzył w drzewo. Piekielne nastolatki.
- Dziękuję Ci Enrico. Nawet jeśli to nie zadziała, doceniam twój wysiłek. - odpowiedział żonie całkiem szczerze patrząc na nią z nieukrywanym szacunkiem - Niech zgadnę, ta hipnoza to pomysł kogoś z mojej rodziny? - posłał jej rozbawiony uśmiech nawet jeśli obojgu nie było teraz do końca do śmiechu.
Na razie żadna makieta, czy zdjęcie na którym zawiesił oko nie powodowało, że trybiki w jego pamięci nareszcie zaskoczyły i zaczęły sortować wszystkie foldery na nowo. Wyglądało na to, że ani współczesna medycyna ani psychologiczne sztuczki nie były mu w stanie pomóc. Pomimo faktu, że Irving Macnee nigdy się nie poddawał, zaczynał już trochę tracić nadzieję i zaczął nawet rozważać poddanie się hipnozie. Jeśli ma to pomóc spróbuje wszystkiego by odzyskać swoją rodzinę. Nigdy by ich tak łatwo nie porzucił, to nie w jego naturze.
- Moja? Naprawdę..? - spojrzał na nią dość sceptycznie po czym przerzucił swój wzrok na koty, które zaczynały się już rozchodzić po kątach, bo przecież te zwierzaki nie miały w zwyczaju zbyt długo przebywać w jednym miejscu, chyba, że śpią.
Nigdy nie wpadłby na pomysł, że będzie kociarzem. Można mieć jednego, dwa, żeby się nie nudziły, ale piątkę? Chyba przygarniał je z ulicy biorąc pod uwagę fakt, że żadne dwa nie są takie same i raczej żaden nie jest z tych ras cenionych za swoją unikatową urodę. Może wcale nie jest tak bardzo sobą, jak mu się wydawało?
- Ufam, że wiesz, co mówisz. Nie chcę mu dokładać problemów. - odpowiedział trochę nieprzekonany.
Nawet pomiędzy nimi panowała dziwna i napięta atmosfera, a są dorosłymi ludźmi w dodatku lekarzami z wieloletnimi stażami. Jak nawet młody dorosły miał to sobie poukładać? Nikt w tym momencie nie wiedział na czym stoi. W tej sytuacji nie było niczego łatwego, więc pomimo wiary w swoją małżonkę, nie do końca ufał jej słowom. Mogła przeceniać ich pociechę.
Nie mógł natomiast przewidzieć efektu jaki wywołają jego słowa. Już w momencie gdy wino rozlało się po ścianach wiedział, że ma przechlapane. Mógł nie pamiętać żony, ale nie był głupi. Tak dobrze utrzymany dom wskazywał na to, że jest bardzo poukładana. Przyjdzie mu zebrać słowne lanie, co nastąpiło zaledwie sekundę później.
- Enrica... Nie powiedziałem, że się wyprowadzam. - uniósł dłonie w obronnym geście - Po prostu próbuję z tobą przedyskutować nasze opcje. Nie zostawię swojej rodziny! - załamał ręce nie wierząc, że mogłaby go o tak haniebny czyn posądzać.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Może ta ich kłótnia tak naprawdę była całkiem zdrowym objawem relacji. Która od samego początku nie bywała łatwa, a trwała już tyle lat, że miała za sobą epizody lepsze i gorsze, związane z jego lekkomyślnością i jej dystansem. Przecież to nie był pierwszy raz, gdy tak zamykała się w sobie i próbowała własnymi sposobami dojść do równowagi psychicznej. Zazwyczaj radziła sobie doskonale z tak skomplikowanymi emocjami, ale potrzebowała czasu i spojrzenia na nie z nieco szerszej perspektywy. Tymczasem Macnee ze swoim szkockim uśmiechem i uroczym usposobieniem wcale tego nie ułatwiał. Nie mogła być bezstronna i obojętna, więc dla jego dobra musiała się wycofać, choć gdyby wiedziała, że tak urazi to jego męską dumę, to zastanowiłaby się dwa razy… a potem pewnie zrobiłaby tak samo. Był jej mężem, więc jego powrót do zdrowia był jej priorytetem, niezależnie od tego, co musiała przez to poświęcić.
I ile butelek wina obalić z Olivią, by dojść do podobnych wniosków.
- Do ciebie nie trafia absolutnie nic – zauważyła cierpko – i tak było od zawsze, więc mamy jakiś progres – i choć te słowa brzmiały jak wyrzut, samo to, że był postęp, musiała uznać za dobry powód do świętowania.
Które szło naprawdę do pewnego momentu jak z płatka. Owszem, przytulił ją, ale już nie uciekała od jego reakcji i odnajdywała siłę na tyle, by trwać w uścisku pomimo oczywistych konotacji, że była dla niego kimś obcym i nie kierowała nim już miłość tylko czysta wdzięczność. Zaśmiała się, gdy z łatwością odkrył, że to jego rodzina, a nikt inny zaproponowała tak niedorzeczne rozwiązanie.
- Twojego stryja. Zabij mnie, ale nie pamiętam którego – nie chciała brzmieć jak rasistka, ale ci rudzi ludzie wyglądali dla niej identycznie, więc postanowiła nie pogrążać się bardziej i obserwować jego poczynania.
Czy spodziewała się, że za przejściem za próg tego domu w magiczny sposób odzyska pamięć i powrócą do niego wszystkie wspomnienia? Nie, aż tak naiwną nigdy nie była i wiedziała, że nie ma na to najmniejszych szans. Potrzebował terapii, solidnego treningu i znajomej okolicy. Także syna, który przeżywał wszystko po swojemu. Nawet koty łapały dystans, choć zazwyczaj się do niego łasiły.
Sytuacja wydawała się dziwnie patowa, a ona czuła się jak ostatni kapitan tonącego okrętu, który próbowała wszelkimi możliwymi sposobami utrzymać w ryzach.
Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie odpuściła i że stało się wtedy, gdy zaczął jej proponować wyprowadzkę do hotelu. Na jakiś czas, ale do cholery, nawet ona, mająca zwykle problemy z czytaniem między wierszami mogła przypuszczać jak to się skończy. Pozna jakąś piękną dziewoję, która nie będzie wymagała od niego wspomnień i odpowiedzialności, poczuje się wolny, zdąży opublikować książkę z relacją ze swojego życia bez amnezji i tym sposobem Enrica pozostanie bez miłości swojego życia.
Czy histeryzowała?
A jakże! Co najgorsze, w tym całym ataku paniki nawet sama się nie poznawała, bo przecież nie była tego typu osobą, więc działo się to poza jej charakterem. Może strach wywoływał takie skomplikowane reakcje? Była neurologiem, powinna się na tym znać lepiej, ale najwyraźniej obecnie wolała skupić się na kłótni, która miała się rozpętać tego wieczoru.
- To słucham, jak ty sobie to wyobrażasz? – założyła ręce na piersi i przyglądała mu się dłuższą chwilę. – Bo ja nie widzę twoich postępów w leczeniu w obcym środowisku, wśród ludzi, którzy nie będą dla ciebie żadnym bodźcem do flashbacków – sięgała po termin, związany bardziej z zażywaniem środków psychoaktywnych, ale miała wrażenie, że właśnie tak to będzie wyglądać. Jego wspomnienia będą powracać w sposób nagły, doprowadzając go zapewne do wściekłości i zagubienia.
Chciał to przeżywać samotnie?
Sam brak kontroli ją przerażał, więc zabrała się za sprzątanie plam wina, nalewając sobie resztki do kieliszka i wypijając go jednym haustem. Irving nie dostanie, póki jej nie wyjaśni swojego cudownego planu.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Szkot zaczynał się zastanawiać czy tak zawsze wyglądała ich relacja. Na razie mieli tylko jakieś mniejsze sprzeczki, a największą był fakt, że po prostu zostawiła go w tym szpitalu samego bez żadnych dodatkowych bodźców do powrotu wspomnień. Rzeczywiście nie wyobrażał sobie życia z kobietą, która na każdym kroku by go chwaliła, rozpieszczała i po prostu ubóstwiała. To nie dla niego. Sam w sobie był cholernie pewny siebie i narwany. Gdyby związał się z kobietą która jeszcze by go w tym wszystkim utwierdzała... Długo by nie pożył. Pewnie przepierdzielił wszystkie pieniądze, a sam skończył na dnie morza w jakimś paskudnym wypadku na swojej łodzi. Enrica zdecydowanie nie była tego typu kobietą. Wydawała się do bólu logiczna oraz postępująca zgodnie z zasadami. Nie wiedział tylko czy ogólnie przyjętymi, czy swoimi własnymi. To pewnie właśnie była kobieta, której potrzebował, ale jak na razie wydawała mu się trochę chłodna. Bo jak inaczej nazwać pozostawienie męża samemu sobie w szpitalnym pokoju? Ciężko było mu ją rozgryźć, a to nie zdawało się często.
- Cóż, przynajmniej wiemy, że nie straciłem swojego charakteru. - odpowiedział jej dość zgryźliwie pomimo tego, że była to naprawdę dobra wiadomość.
Dla niego był to sygnał, że te wspomnienia nie są całkiem stracone, a po prostu gdzieś się zagubiły. Inaczej nie byłby tym samym facetem, którego znała jego żona, prawda? To dawało pewną nadzieję an pełny powrót do zdrowia, tylko czy jego rodzina będzie w stanie tak długo czekać bez żadnych zapewnień? Nie mając związanych z nimi wspomnień nie mógł być taki pewien.
- Tak, to brzmi jak któryś z nich. - przewrócił oczami lekko kręcąc głową - Ale chcę spróbować wszystkiego. Nie ważne, jak absurdalnie by nie brzmiało. Chcę przypomnieć sobie o Tobie, naszych dzieciach. Chcę pamiętać rodzinę. - spojrzał na nią zdeterminowany, a jeśli on sobie coś założył, zawsze to osiągnął, jak chociażby ich ślub.
Dawał jej również jasno do zrozumienia, że to właśnie oni są jego rodziną. Dobór słów nie był tutaj przypadkowy. Przecież pamiętał swoje szkockie korzenie i chociaż tamci ludzie również byli jego rodziną, nie byli nawet w połowie tak ważni jak stojąca przed nim kobieta oraz ich dzieci. Dla niego liczyła się rodzina, którą sam założył. Była jego świętością, nawet jeśli w tym momencie jej nie pamiętał. Wbrew pozorom Macnee był bardzo rodzinnym typem.
Nie miał pojęcia dlaczego jego propozycja wywołała akurat taką reakcję. Do tej pory małżonka wydawała mu się bardzo spokojna, trochę chłodna, ale przede wszystkim bardzo opanowana. To co się przed chwilą rozegrało na jego oczach nie miało z tym obrazem nic wspólnego. Zaczął się zastanawiać czy czegoś w przeszłości nie przeskrobał. Chyba nie zrobili sobie takiej przerwy w przeszłości, w której on zrobił coś nieodpowiedzianego jak romans na boku? Nie, to niemożliwe. Nie on, nie Irving Macnee. Był lojalnym typem. Jeśli dawał swoje słowo to go nie łamał, a jej przysiągł wierność, aż po grób, prawda? To się po prostu wszystko nie trzymało kupy. Mógł tylko przeczekać jej złość i trochę się wytłumaczyć.
- Nie mam pojęcia Enrico, to dla mnie też nowa sytuacja... - westchnął przeciągle zaczesując włosy do tyłu - Próbuję po prostu jakoś wam w tym wszystkim ulżyć, rozumiesz? Wiem, że nie może być ci łatwo patrzeć na mnie i wiedzieć, że cię nie pamiętam. Dla naszych synów musi być to równie trudne. Jeden nawet nie chciał mnie zobaczyć po powrocie. - załamał ręce - W ten sposób możemy nadal się widywać, ale wy przynajmniej nie musicie patrzeć na mnie błąkającego się po tym domu bez celu każdego dnia. - uniósł na nią trochę niepewny wzrok ponieważ też nie wiedział jak to wszystko ma działać.
Kiedy natomiast zaczęła sprzątać zamiast skupić się na rozmowie wezbrała w nim złość. Zdecydowanie takie wahania nastroju były efektem ubocznym jego wypadku, ale nie mógł powstrzymać swojej irytacji, kiedy wstał od stołu i powędrował do niej by zabrać jej szmatkę i samemu zająć się porządkami.
- To przeze mnie. Nie będziesz sprzątać mojego bałaganu słońce. - mruknął biorąc się do roboty i nawet nie zauważając, że użył określenia, które zawsze pieszczotliwie kierował do swojej żony.
Każdy, kto znał Enricę powierzchownie nigdy nie powiedziałby, że jest duszą towarzystwa czy wesołym promyczkiem w pomieszczeniu. Jednak dla niego właśnie tym była, jego słońcem odkąd ją poznał. To wokół niej kręcił się jego świat i to ona była jego centrum. Nawet jeśli czasami używał tego określenia sarkastycznie robiąc jej na złość.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
- Tak, to ten twój słynny szkocki charakter – z jej słów można było wywnioskować, że nie przepadała za tą nacją, ale skoro jej mąż był Szkotem z krwi i kości, to zrobiła wszystko co w jej mocy, by pokochać tych ludzi. Nie zrozumieć, aż taką czarodziejką nie była, żeby pojąć ten przesądny i romantyczny naród, który z dziada pradziada opiera się na zawsze mocnej whisky, ale przynajmniej starała się obdarzyć ich szacunkiem. Sama przejawiała bardzo racjonalne podejście do życia i może to była brytyjska zdroworozsądkowość, a może jej chłód, który nakazywał jej unikanie Irvinga.
Mimo wszystko jednak potrafiła przyznać się do błędu, bo dopiero po jego reakcji zrozumiała, że bardzo go skrzywdziła nieobecnością.
Dlatego zamiast odpyskować znowu, postanowiła odpuścić i przynajmniej nie doprowadzać do kolejnego spięcia między nimi. A przynajmniej jeszcze wówczas tak się łudziła, gdy mieli przede wszystkim zająć się jego hipnozą, nie zaś wyprowadzką z domu.
- Nie mogę ci obiecać, że kiedykolwiek to nastąpi – musiała mu to powiedzieć, bo mógł żyć nadzieją, ale ona jako lekarz już wiedziała, że mózg po raz kolejny pokazał, że jest niezgłębiony i że równie dobrze mogą nigdy nie odkryć klucza do jego pełnej rekonwalescencji. - Z badań, które udało się już przeprowadzić – wiadomo, na wyniki tych genetycznych musieli jeszcze poczekać - wynika, że to nie jest żadna choroba umysłowa. Twój mózg po prostu w wyniki urazu stracił pewne fragmenty, które dotychczas były zakodowane – usiłowała znaleźć równowagę między mówieniem do pacjenta, a do swojego męża, który jednak był specjalistą w innej dziedzinie. - Trochę to przypomina odnalezienie odpowiedniej reguły. Z tym, że całkiem możliwe, że nie nastąpi to nigdy, bo twój umysł skupi się na aktualnych przeżyciach. I tak, również uważam, że hipnoza to coś, co nie powinno zaszkodzić. Nie wiem, na ile może pomóc, być może w ogóle, ale postaram się znaleźć kogoś, kto przynajmniej zna się na tego typu przypadkach – nie dodawała, że już rozpoczęła poszukiwania i były one ściśle związane ze szpitalem, w którym pracuje.
Nie oddałaby Irvinga jakiemuś nawiedzonemu typowi spod ciemnej gwiazdy, który podawałby się za szarlatana. Pragnęła mu pomóc za wszelką cenę, ale w ramach przyjętych konwenansów, co zapewne nie spotkałoby się z jego uznaniem.
Najwyraźniej jednak oboje robili rzeczy, które druga połówka uznałaby za karygodne, bo to co on teraz do niej mówił, sprawiało, że czuła się jak w czeskim filmie klasy B. Nie chciała żadnej separacji, nawet ze względów zdrowotnych, więc jego słowa wytrącały ją z równowagi jak nigdy. Owszem, była spokojna, wyważona i chłodna, ale wszystkie te przymioty znikały jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, gdy pojawiał się w nich Macnee. Łatwo było traktować kogoś obojętnie, gdy niewiele znaczył, a jej mąż dla niej znaczył wszystko.
Może nawet więcej niż kilka wcześniej, gdy mieli jeszcze na horyzoncie dorastające dzieci. Wówczas mogła uznać, że bycie matką jest ważniejsze, ale teraz tak naprawdę (i co było widać na załączonym obrazku) zostali znowu we dwoje i musieli tak sobie urządzić życie, by się spełniać w roli emerytów (długa przyszłość) bądź dziadków (miała nadzieję, że całkiem prędko).
- Jak możesz się błąkać po własnym domu? Irving, to wszystko – wskazała dłonią – jest przecież twoje. Nie jesteś żadnym gościem, tylko gospodarzem i dzieci to wiedzą. To, że jeszcze to wszystko próbują przepracować to nie powód do porzucenia tego stanu rzeczy – już była spokojna, choć to był bardzo pozorny spokój, ot, cisza po burzy w kieliszku pełnym wina, które właśnie ścierała, gdy dotarło do niej to określenie.
Nawet nie wiedział jak potrzebowała takich drobnych sygnałów, że jednak coś do niego powraca, że jego umysł powoli szuka wspomnień, nawet jeśli nie do końca wierzyła, że znajdzie je do końca. Złapała jego dłoń i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Zawsze mnie tak ironicznie nazywałeś. Zapewne z powodu mojego chłodu – parsknęła i westchnęła, bo mimo wszystko zasługiwał na przeprosiny. – Nie powinnam zostawiać cię samego w szpitalu. Przepraszam, ale zwyczajnie bałam się i nie chciałam ci tego okazać. Do diagnozy czułam, że poruszam się we mgle. Potem trochę mi ulżyło, ale wciąż… - nie przyszła, bo chciała znowu go tulić i całować, a potrzebował dystansu.
Z tym, że niekoniecznie tego mieszkaniowego.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pewnie gdyby Irving był bardziej sobą temat swojego szkockiego charakteru pociągnąłby trochę dalej, aczkolwiek przynajmniej na razie wolał nie wchodzić w tego typu polemikę ze swoją żoną. Bez swoich wspomnień trochę ciężko byłoby mu wygrać tego typu potyczki. Coś mu podpowiadało, że Enrica potrafi wbić mu szpilę tak by te jego złotouste usta się zamknęły, a jego jedyną linią obrony są jakieś zdarzenia z przeszłości, których nadużywa żeby wyprowadzić ją z równowagi i chociaż nie zejść z pola bitwy kompletnym przegranym. Tym razem musiał przyjąć tę małą złośliwość do siebie bez żadnej dobrej riposty. Ten związek zaczynał go z jednej strony trochę bawić, a z drugiej przerażać. W każdym razie pozwoliło mu to trochę spuścić z tonu w kwestii tego całego porzucenia w szpitalu.
Kiedy przyszło do wysłuchiwania złych wieści przyjął to jak na lekarza przystało. Nie histeryzował ani nie użalał się nad swoim losem. Nawet jeśli nie pamiętał swojej rodziny, a przez to części swojej kariery, miał świadomość, że czasami zdarzają się po prostu przypadki beznadziejne. Jego mógł właśnie taki być. Jego żona przedstawiła to w bardzo dobry sposób. Nie spodziewałby się po niej niczego innego. Połączyła medyczny żargon z podejściem jak do pacjenta, a nie drugiego lekarza. Nie skreślała niczego, lecz nie dawała też niepotrzebnej nadziei. Martwił go trochę fakt, że nawet tak dobra specjalistka, jak ona nie miała dla niego dobrych wieści. Jeśli fizycznie nic z nim nie było nie tak, wszystko leżało gdzieś w psychice, a to ten najgorszy typ urazu, którego czasami po prostu nie da się wyleczyć. Oboje myśleli podobnie. Te wspomnienia gdzieś tam są, potrzebują tylko klucza by na nowo je uporządkować. Byli też zgodni, że spróbują wszystkiego. To dobrze, a nawet bardzo dobrze.
- W takim razie pozostaje nam tylko próbować i czekać. - odpowiedział strapiony przyglądając się kolejnym zdjęciom z nadzieją, że któreś z nich trzyma klucze do królestwa jego wspomnień - Ufam, że znajdziesz najlepszego. Kto, jak nie moja żona. - uśmiechnął się do niej przelotnie - Jeśli nie zadziała z jednym, możemy spróbować z kilkoma. Ten klucz musi gdzieś być. Nie przyjmuję do wiadomość, że mogę sobie was nie przypomnieć. - odpowiedział stanowczo patrząc zdeterminowany na swoją małżonkę.
Nie musiał mieć wspomnień z tych wszystkich lat żeby wiedzieć, że Enrica nie jest osobą, która wierzyłaby w te całe zabobony. Może co najwyżej uwierzyć, że psychiatrzy są pomocni, a psycholodzy to prawie lekarze, ale rzeczy jak hipnoza musiały być dla niej czystą ezoteryką. Niemniej dawała mu przyzwolenie żeby ich spróbować i jeśli to nie mówi mi o tym, jak bardzo jej zależy, to nie wiedział co powinna jeszcze zrobić. Powoli zaczynał ją poznawać na nowo, a poprzednie sprzeczki przestawały być takie istotne. Miała swoje powody by się od niego na jakiś czas odsunąć.
- Chyba chciałaś powiedzieć, że to wszystko jest nasze. - uśmiechnął się dość zadziornie na rozluźnienie atmosfery - Wiesz, że bez moich wspomnień tak właśnie będę wyglądał. Będę musiał was pytać gdzie jest nasza sypialnia, łazienka czy połowa rzeczy w kuchni. Nie dziw mi się, że będę się tutaj z początku czuł jak gość... - mruknął niezadowolony podnosząc na nią wzrok - Dla nikogo z nas nie będzie to proste, dlatego próbuję wam w tym jakoś ulżyć.
Spojrzał zdziwiony kiedy dopiero co się na siebie wydzierali, a ona teraz brała jego dłoń z uśmiechem, jakby zupełnie nic się nie stało. Kiedy wspomniała o jakimś określeniu, którego użył, musiał sięgnąć pamięcią do tego co powiedział zaledwie kilka sekund wcześniej. Rzeczywiście wyszło to z niego podświadomie, a to napawało nadzieją na chociaż połowiczny sukces.
- Jesteś pewna, że nie chodziło o ten kolor włosów albo promienny uśmiech, który tak mi dawkujesz? - uśmiechnął się do niej ciepło wolną dłonią głaskając jej policzek.
- Rozumiem. Nie musisz przepraszać, wiem, że tobie tym bardziej nie jest z tym łatwo. Ale kiedy się boisz możesz zawsze przyjść do mnie. Nie muszę wszystkiego pamiętać by być tam dla ciebie. - oparł swoje czoło o jej patrząc jej w oczy z ciepłym uśmiechem.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Enrica nawet w swojej pracy preferowała szczerość, jeśli chodzi o pacjenta. Nierzadko dostawała przez te cęgi od dyrekcji (nawet oschły Jonathan miał ponoć serce), ale empatia wydawała się jej pustym stwierdzeniem. Była na tyle dojrzała, by wiedzieć, że współczucie musi czasami przegrać z twardymi faktami. Nie mogła użalać się nad osobami, które leczy, bo nie tego one wymagały. Potrzebowały za to terapii, rezultatów, a nie klepania po ramieniu i mówienia, że wszystko będzie dobrze. Unikała tego sformułowania jak ognia, bo zdawała sobie sprawę, że tego nie wie.
Nie mogła zapewniać w kółko, że wszystko się ułoży i że pacjent przeżyje, bo zazwyczaj zjawiała się ostatnia cholera, zwana potocznie rakiem i wskazywała jej, że jej prognozy wyjścia chorego na prostą to tylko pobożne życzenia szaleńca. Może dlatego nie mogła i nie chciała być jedną z tych wróżek, które wieszczą powodzenie. Nie wiedziała, czy się spełni, więc wolała brutalną prawdę między oczy.
Szkoda tylko, że łatwo było tak postępować z obcymi, a gdy pacjentem okazywał się własny mąż to wszystko okazywało się skomplikowane. Nie chciała go straszyć, nie chciała również oszukiwać, a nade wszystko nie chciała i nie była obojętna na to, co się działo, więc była tak naprawdę przegrana na starcie.
Jako żona i jako lekarz jednocześnie.
Jej ambicja została pogrzebana i brak odpowiedniej diagnozy tylko potęgował to uczucie, bo zamiast dojść do jakichś konkretów i podjąć terapię, błądziła w tak olbrzymiej mgle, że hipnoza okazała się zbawieniem. Jak nisko musiała upaść, by zawierzać swojego męża podobnym praktykom? Pokręciła z niedowierzaniem głową, ale chciała, bardzo chciała spróbować i uwierzyć w to, że cokolwiek zmieni ta cała podróż do źródeł poznania. A przynajmniej tak głosiły nachalne ulotki, które właśnie miała w torbie, razem z przeświadczeniem, że zamienia swoją medyczną praktykę w kpinę. Czego jednak nie robiło się dla miłości?
- Następnym razem, gdy zobaczysz wariata na rowerze, to po prostu go przejedź, a nie pakuj się w drzewo. Szybciej wyciągnę cię z więzienia niż z amnezji – powoli wracał do niej ten czarny humor, który czasami był nieco za ostry, ale cóż, chyba za często zaglądała śmierci w oczy, by przejmować się podobnymi konwenansami.
- I widzisz, rozważałam umieszczenie karteczek na wszystkim, łącznie z kotami, byś zapamiętał ich imiona, ale po pierwsze, ja nie wszystkie pamiętam – parsknęła, faktycznie splot wydarzeń sprawił, że poczuła się rozluźniona, a to wcale nie było takie złe – a po drugie, ważne jest, byś trenował swoją pamięć i trochę uczył się na nowo zapamiętywania. W najgorszym wypadku to będą jedyne wspomnienia, które będziesz posiadał – i może nie powinna używać tak ostrych i ostatecznych stwierdzeń, ale skoro już zaczynał sobie przypominać, to naprawdę miała nadzieję, że to wszystko jest tylko tymczasowe.
Ba, oddałaby nawet skalpel, gdyby to gwarantowało, że pewnego dnia sobie przypomni, skąd się wzięło to słoneczko i dlaczego ją to zawsze bawiło. Chciała ocalić ich wspomnienia, a niestety mimo dwudziestego pierwszego wieku nie miała za wiele możliwości, by mu je przekazać. Może tylko nagrania, zdjęcia, ale nadal nie pamiętał zapachu, wrażeń. Nagle jej ulubiony narząd w ludzkim ciele postanowił pokazać jej soczystego fucka i zupełnie się w tym gubiła, choć gdy głaskał jej policzek, miała wrażenie, że powracają do jednych z najpiękniejszych chwil ich życia.
Zapewne mylne, ale nie dała sobie tego odebrać i pozwoliła mu na to, by jego czoło złączyło się z jej. Patrzyła mu w oczy z bliska, jeszcze nie dorosła do tego, by go całować, ale ta intymność jej na razie wystarczała.
- Jasne, przyjdę do męża, który ledwo wyszedł ze śpiączki. Bo do mózgu dorzucimy jeszcze zawał serca, akurat po mojej awanturze z najlepszym kardiologiem – musiała mówić i musiała być zgryźliwa, ale i tak zmiękła, bo on był bliziutko i czuła jego oddech na swoich ustach.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving musiał przyznać, że zupełnie nie odnajdował się w roli pacjenta. Miał wystarczająco dużo wspomnień ze swojej profesji by czuć się pełnoprawnym chirurgiem. Tak nagła zamiana ról była bardzo dezorientująca dla kogoś, kto tak naprawdę do tej pory nie miał żadnych poważnych operacji ani innych urazów, które sprawiłyby, że potrzebował całodobowej opieki lekarskiej, czy nawet lekarskiego dozoru. Naprawdę ciężko było nie wchodzić w buty pana doktora i nie analizować własnej przypadłości. Nie uczestniczyć w całym procesie, kiedy od tego wszystkiego tak naprawdę zależy jego życie, bo powiedźmy sobie szczerze... Amnezja selektywna obejmująca tylko najbliższą rodzinę i to z ostatnich kilkudziesięciu lat była czymś, co potrafiło zmienić życie człowieka na zawsze. Pomimo tego, że gdzieś podświadomie całkowicie ufał Enrice i nie miał żadnych zastrzeżeń do tego, jak prowadziła jego przypadek. Może poza tym, że zostawiła go samego sobie, lecz tutaj chodziło bardziej o jej rolę żony niż lekarki, więc nie wpływało to na ocenę jej umiejętności. Po prostu stanie z boku i cierpliwość nigdy nie były jego mocną stroną, więc kobieta będzie mu musiała wybaczyć te wahania nastrojów. Potrzebował jeszcze trochę czasu,
Szkot potrafił być czasami zabobonny, lecz nigdy nie można było o nim powiedzieć by takie rzeczy jak ezoteryka traktował poważnie. Nawet dla niego to wszystko było stekiem bzdur, zatem jeśli nawet on był skłonny porwać się na skorzystanie z usług jakiegoś szarlatana od hipnozy mogło tylko pokazać jak bardzo zależy mu na odzyskaniu tych wspomnień. Odzyskaniu rodziny i ciepła tego domowego ogniska, którego tym czterem ścianom bez niego chyba trochę brakowało. Naprawdę zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy. Nawet jakichś medytacji, które wyprowadzają go z równowagi zanim jeszcze dobrze usiądzie. Nigdy nie lubił siedzieć w miejscu.
- Myślisz, że jesteśmy aż tak dziani? - zaśmiał się cicho na tę dawkę czarnego humoru - W tamtym momencie stałem przed wyborem amnezji albo jakiegoś ponad stu kilowego gościa, który upatrzyłby sobie mój świetny tyłek w więzieniu. Zanim byś mnie wyciągnęła pewnie nie wróciłbym taki sam, bo kto mógłby mi się oprzeć? Wspomnienia mogą wrócić, a tamtych nie byłbym w stanie wymazać, ani odzyskać godności. Cholerni rowerzyści! - warknął uśmiechając się do niej dość wymownie bo jak widać dwoje potrafiło grać w tę grę i on wcale nie był taki najgorszy.
- Myślę, że koty nie byłyby zbytnio zadowolone... - zachichotał patrząc jak czmychają, jakby wiedziały, że to właśnie o nich mowa - Dobrze, że tego nie zrobiłaś, bo poczułbym się jak facet z całkowitą demencją, a nie amnezją. Tylko brakuje żebyś napisała, że muszę uważać na noże, bo są ostre. - przewrócił teatralnie oczami cicho wzdychając.
Był jej wdzięczny, że pozwoliła mu zachować jeszcze trochę swojej godności. Pewnie zwariowałby w domu w którym wszystko oklejone jest jakimiś cholernymi karteczkami. Dajcie mu jeszcze dziadkowy segregator z tabletkami i już zacznie się pakować do domu starców. Nie był jeszcze tak stary, a przynajmniej tak mówiła jego metryczka. Miał wiele do zrobienia, wiele do przeżycia, wiele do zobaczenia, a przede wszystkim wiele wspomnień do stworzenia, a może jeszcze więcej do przypomnienia. Jego robota nie była skończona.
Szkot sam nie wiedział skąd przychodziła ta czułość względem kobiety, której tak naprawdę nie pamiętał, ale postanowił, że jeśli coś wydaje mu się na miejscu i zupełnie naturalne, powinien to robić. Chyba najlepszą metodą pokonania jego przypadłości będzie poddanie się po prostu podświadomości oraz trzymanie kciuków, że klucz w końcu sam się znajdzie i którejś nocy sam wszystko mu w głowie poukłada. Powiedźmy też sobie szczerze. Z jego małżonki była naprawdę atrakcyjna kobieta, więc nie widział najmniejszych przeszkód przed cielesnym kontaktem.
- Przysięgaliśmy sobie w zdrowiu i chorobie, prawda? - uśmiechnął się spoglądając jej w oczy nadal czule muskając jej policzek - Nie wiem o co wam poszło z tym kardiologiem, ale znając mnie mam z nim nienajgorszy kontakt, więc go udobrucham w jedną albo drugą stronę. - puścił jej oczko z tą irytującą pewnością siebie po czym zawiesił na chwilę spojrzenie na jej ustach, które były tak blisko jego - Słońce... Spróbowaliśmy już kilku rzeczy i na razie to nie działało, więc czy byłabyś skłonna dać mi spróbować jeszcze jednej rzeczy? - uniósł na nią spojrzenie i jeśli nie otrzymał żadnego sprzeciwu po prostu ją pocałował.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Tak, bez niego ten dom tracił zupełnie swoje właściwości i ponownie stawał się budynkiem bez duszy. Enrica mogła starać się jak cholera, ale nadal pozostawała przede wszystkim chłodną panią neurolog, która z lubością grzebała w mózgach i odtwarzała przepisy rodzinne z dokładnością co do jednego grama. Całe jej życie naznaczone było podobną dokładnością. Odmierzaniem proporcji, liczeniem czasu, który sprawiedliwie rozdzielała na rodzinę i na szpital oraz kalkulacją szans na wyleczenie kolejnego pacjenta. Ciągła arytmetyka, która przy tylu zmiennych wykończyłaby nawet słabsze jednostki. A przecież ona była cholernie silną babką, która niejedno w życiu widziała i niejednego doświadczyła. Mimo wszystko nadal potrzebowała kogoś, kto byłby jej buforem bezpieczeństwa. Osobą, która łączyłaby dwa bliskie jej światy i sprawiała, że jej rozsądek czasami ulatniał się w nieznanym kierunku. Takim człowiekiem zawsze był dla niej Irving i gdy zapadł w śpiączkę, grunt usunął się jej spod nóg. Mogła żartować, umieszczać sprośne kartki o wykopach u wezgłowia jego łóżka, ale tak bardzo wierzyła, że pewnego dnia po prostu się obudzi i z powrotem obejmie pieczę nad ich domem. Stanie się jego dobrym duchem i opiekunem i do cholery jasnej, zacznie karmić koty, które wydawały się jej takie podejrzane, że była gotowa uwierzyć, że czekają na moment, w którym zaśnie, by tymi malutkimi łapkami udusić ją, a potem pożreć na obiad.
Właśnie tak sobie naiwnie wyobrażała i zderzyła się. Może nie z takim impetem jak on i nie o drzewo, ale zdecydowanie przyszło jej odnajdywać się w nowej rzeczywistości, która była tak koszmarnie absurdalna, że załączał się jej najbardziej prymitywny rodzaj czarnego humoru, jaki znała. W zasadzie oboje chyba odnajdywali się całkiem nieźle w tej konwencji, bo słyszała całkiem szczery śmiech z jego strony.
- Macnee, twój tyłek był świetny jakieś trzydzieści lat temu. Teraz ty byłbyś tym atakującym, taką mam przynajmniej nadzieję – musiała się mu odgryźć, ale na jego szczerą pogardę dla przedstawicieli jednośladów pokiwała głową. – Oni są jacyś nienormalni. Australia i rowery? – tak, nie dość, że duszno, parno i bez deszczu (więc dla Enrici warunki nie do życia), to jeszcze daleko wszędzie. Jak dla niej to była kolejna grupa ludzi, których kompletnie nie rozumiała. W obronie rowerzystów należało stwierdzić, że kobieta nie przepadała też w dużej mierze za pieszymi oraz za tymi, którzy ślamazarnie usiłują prowadzić swoje samochody. Kierowcą pozostawała dobrym, jeśli oczywiście, lubiło się ekstremalne przygody.
- I żebyś uważał na ekspres, bo czasami kopie? Chciałam zobaczyć jutro rano jak wszystkie włosy stają ci dęba – uśmiechnęła się nader złośliwie, ale Boże, jak ona tęskniła za tą małżeńską rutyną, za ciągłymi docinkami, za żartami, które były tylko ich. Normalność wydawała się jej teraz marzeniem ściętej głowy, ale nie pogardziłaby za jej choćby namiastką, więc nie odsunęła się od swojego męża i pozwoliła się ponieść tej chwili, która zdawała się być szalenie ulotna.
- Nie, jest twoim szefem. I moim, nie będziesz z nim rozmawiać – nie wyprowadzała go z błędu, ale Jonathan przez lata prędzej dogadywał się z nią, bo spotkali się fanatycy sztywnych reguł i obojętności, ale to w tym momencie nie było istotne. Tak naprawdę pozostawiła to za drzwiami tego domu, tutaj liczył się tylko Irving. Który chciał próbować nowych terapii. Jasne, akurat teraz, gdy byli tak blisko! Nie zdążyła jeszcze oburzyć się jedynym słusznym gniewem, gdy jego słowa nagle osiadły prosto na jej ustach. Tak samo jak jego wargi, które po raz pierwszy dotknęły tych ich od czterech miesięcy. Tak, liczyła i to była ostatnia matematyka, o której pomyślała, bo nagle skupiła się na tym, by przejechać dłońmi po jego ramionach i powoli rozchylić swoje usta, ułatwiając mu to leczenie dotykiem.
Nie powinna się być może całować ze swoim pacjentem, a także mężem w stanie wybiorczej amnezji, zwłaszcza gdy jego uczucia pozostawały pod znakiem zapytania, a oni nie mieli dwadzieścia lat, by się opanować, ale chemia między nimi nie zniknęła. Może i tylko przewody nerwowe nie zaczytywały wspólnych chwil, ale pamięć ciała oraz ta uczuciowa to była zupełnie inna bajka. Bardzo chciała w to wierzyć, gdy pogłębiała pocałunki i w końcu naprawdę czuła się jak w domu, choć głównie czekała na jego ruch, na jego działanie, bo to Irving był w tym wszystkim najważniejszy.
Taka była z niej oddana pani doktor i żona.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
ODPOWIEDZ