#2 damn, it's seven a.m.
: 30 paź 2021, 21:32
#2
Świat się kończył.
Świat musiał się kończyć, bo nie było innego logicznego wytłumaczenia na to, że Dottie Buchanan o tak wczesnej porannej porze w dzień wolny nie przewracała się akurat na drugi bok w łóżku, zawinięta w kołderkę niczym zaspane burrito, tylko ćwiczyła jogę na niewielkim tarasie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jednak na to, że była nie dość, że w pełni przebudzona, to jeszcze całkiem ogarnięta - i choć nieuchronnie zbliżająca się apokalipsa wydawała się najlogiczniejszym wytłumaczeniem, to jednak powód tej anomalii był z grubsza inny. Otóż, Odell kilka dni temu obwieścił, że malowanie jej nowego lokum najlepiej zacząć o wczesnych godzinach porannych, a że Dottie starszego brata uważała za największy w swym życiu autorytet i bezwzględnie liczyła się z niego zdaniem (chyba, że akurat rozmijało się ono z jej własnym albo dotyczyło jej spraw sercowych, wtedy skrupulatnie je ignorowała), toteż zwlekła się z łóżka bladym świtem. Kiedy jednak w oddali dostrzegła sylwetkę Ela, cała jej poranna insta-rutyna poszła się... no wszyscy wiemy co, a blondynka już biegła do niego boso, żeby go uściskać jakby nie widzieli się przynajmniej kilka lat, a nie kilka dni.
- Zdajesz sobie sprawę, że takie wczesne wstawanie to jest pierwsza oznaka tego, że się starzejesz? Wszyscy emeryci wstają bladym świtem, jak jeszcze się zaczniesz kłaść przed dziesiątą to już w ogóle krzyżyk na drogę - podzieliła się z nią swoimi spostrzeżeniami, prowadząc go do swojej chatki. Ziewnęła jeszcze pokazowo, w końcu przed robotą należało jeszcze napić się kawki, bo bez tego zdecydowanie brakowało jej sił na cokolwiek. - Chcesz coś do picia? - zaproponowała, jak przystało na perfekcyjną panią domu, którą niestety nie była. - Powiedz mi jeszcze... co wiesz o cieknących kranach? Bo istnieje szansa, że zepsułam go lepiej, niż został później naprawiony - co oznaczało tyle, że nadal z niego ciekło. A skoro już miała dzielnego mężczyznę pod ręką, to należało załatwić od razu wszystkie wymagające męskiej ręki sprawy.
odell buchanan
Świat się kończył.
Świat musiał się kończyć, bo nie było innego logicznego wytłumaczenia na to, że Dottie Buchanan o tak wczesnej porannej porze w dzień wolny nie przewracała się akurat na drugi bok w łóżku, zawinięta w kołderkę niczym zaspane burrito, tylko ćwiczyła jogę na niewielkim tarasie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały jednak na to, że była nie dość, że w pełni przebudzona, to jeszcze całkiem ogarnięta - i choć nieuchronnie zbliżająca się apokalipsa wydawała się najlogiczniejszym wytłumaczeniem, to jednak powód tej anomalii był z grubsza inny. Otóż, Odell kilka dni temu obwieścił, że malowanie jej nowego lokum najlepiej zacząć o wczesnych godzinach porannych, a że Dottie starszego brata uważała za największy w swym życiu autorytet i bezwzględnie liczyła się z niego zdaniem (chyba, że akurat rozmijało się ono z jej własnym albo dotyczyło jej spraw sercowych, wtedy skrupulatnie je ignorowała), toteż zwlekła się z łóżka bladym świtem. Kiedy jednak w oddali dostrzegła sylwetkę Ela, cała jej poranna insta-rutyna poszła się... no wszyscy wiemy co, a blondynka już biegła do niego boso, żeby go uściskać jakby nie widzieli się przynajmniej kilka lat, a nie kilka dni.
- Zdajesz sobie sprawę, że takie wczesne wstawanie to jest pierwsza oznaka tego, że się starzejesz? Wszyscy emeryci wstają bladym świtem, jak jeszcze się zaczniesz kłaść przed dziesiątą to już w ogóle krzyżyk na drogę - podzieliła się z nią swoimi spostrzeżeniami, prowadząc go do swojej chatki. Ziewnęła jeszcze pokazowo, w końcu przed robotą należało jeszcze napić się kawki, bo bez tego zdecydowanie brakowało jej sił na cokolwiek. - Chcesz coś do picia? - zaproponowała, jak przystało na perfekcyjną panią domu, którą niestety nie była. - Powiedz mi jeszcze... co wiesz o cieknących kranach? Bo istnieje szansa, że zepsułam go lepiej, niż został później naprawiony - co oznaczało tyle, że nadal z niego ciekło. A skoro już miała dzielnego mężczyznę pod ręką, to należało załatwić od razu wszystkie wymagające męskiej ręki sprawy.
odell buchanan