#1 Be my everything
: 28 paź 2021, 21:02
– Znajoma pracowała w „restauracji” – zaginęła palce obu rąk tworząc niewidoczny cudzysłów. – Tego typu i po tym co mi opowiedziała – pokiwali przecząco głową... – Staram się omijać szerokim łukiem. Zjeżdżam z trasy tylko w razie konieczności do takich miejsc – dwu lub nawet trzykrotnie wrzucane frytki do tego samego oleju aby były ciepłe, wszystko przetrzymywane w chłodni, zgłaszane włosy w kanapkach. Ogólnie mega niezdrowo, tłusto i… i nie. To nie tak, że Su robiła z siebie pańcie, która wybierała tylko te najdroższe restauracje. Bywało tak, że wystarczyło jej raz coś obrzydzić a ona doznawała urazu na długie lata. Przykład – w tamtym roku z zupełnych nudów obejrzała program o robieniu, przygotowaniu parówek i tym oto sposobem nie zjadła żadnej od tamtego dnia. Podobnie miała z sokiem miętowym… kiedyś w czasie choroby, bodajże grypy, ojciec kupił jej całą zgrzewkę napojów i do dnia dzisiejszego jest to dla niej zapach i smak choroby.
Zdecydowanie łatwo się zniechęcała.
– Mój były w swojej ostatniej akcji widział jak jego koledzy giną. A ona sam wyszedł z tego z PTSD i zupełnie pokiereszowanymi plecami. Strasznie niewdzięczna robota – pokiwała głową przecząco dopiero po chwili miarkując się, że nie powinna o nim wspominać bo to brzmi głupio. - Sorry. Nie powinnam – założyła kosmyk włosów za ucho spuszczając wzrok gdzieś na martwy punkt. Były rozdział jej życia z pewnością będzie jeszcze długo wkradał się do tego nowego, lepszego, ale nie było na to rady. I to nie tak, że szukała porównań. To jakoś przychodziło samo.
– Dobrze – przyjęła alkohol od Azjaty zerkając na Grahama z ukosa. Do tej pory nie powiedziała mu o sobie zbyt wiele. A od kilku dni była pracownikiem nocnego klubu co wiązało się z podawaniem drinków. Niestety jej staż był zbyt krótki aby umiała przygotować jakieś super dobre i kolorowe napoje więc będzie mogła zaoferować colę z łychą lub wódką… następnym razem będzie lepiej.
– Dziękujemy i było pyszne! – pomachała staruszkowi na odchodne przebierając szybko nogami przez co wokół jej osoby dało się słyszeć głośny stukot obcasów. – Zastanowię się – droczyła się ciągle z Grahamem wsiadając do auta. Adres znał więc nie musiała go prowadzić.
Gdy zajechali na miejsce, na podwórku paliło się zaledwie kilka świateł. – Muszę w końcu kupić jakieś psy – podzieliła się przemyśleniem z mężczyzną wygrzebując z torebeczki klucze do drzwi. – Zapraszam do mojego królestwa – uśmiechnęła się szeroko zapraszając mężczyznę do środka. Sama rzuciła wcześniej wspomnianą torebkę na siedzisko idąc w stronę dużego salonu, którego częścią był aneks kuchenny. – Na co ma pan ochotę ? – zapytała gubiąc po drodze szpilki. Była w nich dobre kilka godzin więc jej stopy prosiły o ratunek. – Uprzedzam, że nie mam barmańskich umiejętności na wysokim poziomie – machnęła ręką odganiając niewidzialną muchę. – Mam lód, colę zero i sok pomarańczowy. Z alkoholi praktycznie wszystko. To znaczy zupełny brak likierów ale nie wyglądasz na kogoś kto raczy się płynnym cukrem – zatrzymała się w okolicy barku będąc cały czas w gotowości. – Jaka decyzja?- podparła bok jedną dłonią mierząc Grahama od góry do dołu.
Prawda, że gdy tylko chciała, umiała być bardzo grzeczna ???
Graham Halifax
Zdecydowanie łatwo się zniechęcała.
– Mój były w swojej ostatniej akcji widział jak jego koledzy giną. A ona sam wyszedł z tego z PTSD i zupełnie pokiereszowanymi plecami. Strasznie niewdzięczna robota – pokiwała głową przecząco dopiero po chwili miarkując się, że nie powinna o nim wspominać bo to brzmi głupio. - Sorry. Nie powinnam – założyła kosmyk włosów za ucho spuszczając wzrok gdzieś na martwy punkt. Były rozdział jej życia z pewnością będzie jeszcze długo wkradał się do tego nowego, lepszego, ale nie było na to rady. I to nie tak, że szukała porównań. To jakoś przychodziło samo.
– Dobrze – przyjęła alkohol od Azjaty zerkając na Grahama z ukosa. Do tej pory nie powiedziała mu o sobie zbyt wiele. A od kilku dni była pracownikiem nocnego klubu co wiązało się z podawaniem drinków. Niestety jej staż był zbyt krótki aby umiała przygotować jakieś super dobre i kolorowe napoje więc będzie mogła zaoferować colę z łychą lub wódką… następnym razem będzie lepiej.
– Dziękujemy i było pyszne! – pomachała staruszkowi na odchodne przebierając szybko nogami przez co wokół jej osoby dało się słyszeć głośny stukot obcasów. – Zastanowię się – droczyła się ciągle z Grahamem wsiadając do auta. Adres znał więc nie musiała go prowadzić.
Gdy zajechali na miejsce, na podwórku paliło się zaledwie kilka świateł. – Muszę w końcu kupić jakieś psy – podzieliła się przemyśleniem z mężczyzną wygrzebując z torebeczki klucze do drzwi. – Zapraszam do mojego królestwa – uśmiechnęła się szeroko zapraszając mężczyznę do środka. Sama rzuciła wcześniej wspomnianą torebkę na siedzisko idąc w stronę dużego salonu, którego częścią był aneks kuchenny. – Na co ma pan ochotę ? – zapytała gubiąc po drodze szpilki. Była w nich dobre kilka godzin więc jej stopy prosiły o ratunek. – Uprzedzam, że nie mam barmańskich umiejętności na wysokim poziomie – machnęła ręką odganiając niewidzialną muchę. – Mam lód, colę zero i sok pomarańczowy. Z alkoholi praktycznie wszystko. To znaczy zupełny brak likierów ale nie wyglądasz na kogoś kto raczy się płynnym cukrem – zatrzymała się w okolicy barku będąc cały czas w gotowości. – Jaka decyzja?- podparła bok jedną dłonią mierząc Grahama od góry do dołu.
Prawda, że gdy tylko chciała, umiała być bardzo grzeczna ???
Graham Halifax