Friday, I'm in love
: 26 paź 2021, 20:17
Gdyby ktoś powiedział Jebowi, że po wielu perypetiach związanych ze stanem kawalerskim i desperackich próbach wyjścia z niego, będzie obecnie sobie beztrosko biegał na randki to zapewne kazałby mu się puknąć w ten pusty łeb. Dla Ashwortha zazwyczaj schemat postępowania był prosty i bardzo chrześcijański. Chłopak poznaje dziewczynę, oświadcza się jej i potem oczywiście, podczas niedzielnego nabożeństwa we zborze biorą skromny ślub, okraszony weseliskiem, na którym bawi się połowa miasta. Oczywiście w kolosalny sposób narusza to jego zapasy bimbru, ale hej, czego się nie robi dla prawdziwej miłości. Z tym, że zazwyczaj w toku jego planu pojawiła się jedna maciupieńka ryska, która z czasem urastała do wielkiej.
Tak, Jebbediah już pięć razy stawał przed ołtarzem i już był gotowy, by wypowiedzieć słowa małżeńskiej przysięgi, ale zawsze coś stawało mu na drodze szczęścia małżeńskiego. Według niego, rzecz jasna, bo jego wybranki miały na ten temat inne zdanie i nie zamierzał przytaczać ustępów z ich ostatniej rozmowy, bo był przekonany, że na pewno wówczas przez jego usta nie przemawiał Duch Święty, a sam szatan. W innym wypadku nie porównywałyby go do łajdaka, który zniszczył im życie i zrujnował reputację. Przecież on im chciał ją darować, bo po seksie z nim i tak były nieczyste, a one co? Zero wdzięczności. Wesele też za każdym razem organizował, wychodząc z założenia, że jedzenie i alkohol nie mogą się zmarnować. Miał również wrażenie, że niebawem burmistrz miasteczka podejmie decyzję o uchwaleniu festynu, który byłby ściśle związany z jego ślubem. Taki doroczne święto, prawie tak uroczyste jak dożynki albo obchody patrona miasta.
Zanim jednak to nastąpiło, musiał przyznać, że Audrey to coś innego. Nie do końca rozumiał tak naprawdę co, ale nie zamierzał ani zaciągać jej do łóżka (choć działała na niego jak cholera) ani tym bardziej przed ołtarz. Po prostu spędzanie z nią czasu weszło mu w krew i zachowywał się jak uczniak, ukrywając te randki przed jej ojcem i jego wściekłą dubeltówką.
Jego mama też pewnie zareagowałaby paskudnie, więc cóż, krył się na farmie, korzystał z momentów, gdzie pana Clarka nie było i wpadał na seanse kinowe z dziewczyną. Właśnie z takiego wracał, gdy poczuł, że ktoś jadł z jego miseczki, kolokwialnie mówiąc. Czyżby tu znowu była ta mała Peggy z wiewiórkami w podzięce? A może inne rude…
- JUDITH, WYCHODŹ Z PIWNICY, WIEM, ŻE TAM JESTEŚ – i kradła, oczywiście, jego bimber, bo co rude i wredne może robić.
Nie bez kozery ten kolor włosów uważał za szatański i nigdy nie oświadczyłby się takiej kobiecie. Pewnie dlatego, że pierwsza by go zostawiła, a tego jego męskie by nie zniosło. Jak i zapachu ropy ze świeżo napoczętej buteleczki trunku, więc nalał temu demonowi i czekał na nią w kuchni. O ile miał rację i to Judith, a nie na przykład, kosmici albo ojciec jego dziewczyny z załadowaną amunicją.
Dla pewności przeżegnał się, teraz już na pewno trafi do nieba jakby co.
judith fletcher
Tak, Jebbediah już pięć razy stawał przed ołtarzem i już był gotowy, by wypowiedzieć słowa małżeńskiej przysięgi, ale zawsze coś stawało mu na drodze szczęścia małżeńskiego. Według niego, rzecz jasna, bo jego wybranki miały na ten temat inne zdanie i nie zamierzał przytaczać ustępów z ich ostatniej rozmowy, bo był przekonany, że na pewno wówczas przez jego usta nie przemawiał Duch Święty, a sam szatan. W innym wypadku nie porównywałyby go do łajdaka, który zniszczył im życie i zrujnował reputację. Przecież on im chciał ją darować, bo po seksie z nim i tak były nieczyste, a one co? Zero wdzięczności. Wesele też za każdym razem organizował, wychodząc z założenia, że jedzenie i alkohol nie mogą się zmarnować. Miał również wrażenie, że niebawem burmistrz miasteczka podejmie decyzję o uchwaleniu festynu, który byłby ściśle związany z jego ślubem. Taki doroczne święto, prawie tak uroczyste jak dożynki albo obchody patrona miasta.
Zanim jednak to nastąpiło, musiał przyznać, że Audrey to coś innego. Nie do końca rozumiał tak naprawdę co, ale nie zamierzał ani zaciągać jej do łóżka (choć działała na niego jak cholera) ani tym bardziej przed ołtarz. Po prostu spędzanie z nią czasu weszło mu w krew i zachowywał się jak uczniak, ukrywając te randki przed jej ojcem i jego wściekłą dubeltówką.
Jego mama też pewnie zareagowałaby paskudnie, więc cóż, krył się na farmie, korzystał z momentów, gdzie pana Clarka nie było i wpadał na seanse kinowe z dziewczyną. Właśnie z takiego wracał, gdy poczuł, że ktoś jadł z jego miseczki, kolokwialnie mówiąc. Czyżby tu znowu była ta mała Peggy z wiewiórkami w podzięce? A może inne rude…
- JUDITH, WYCHODŹ Z PIWNICY, WIEM, ŻE TAM JESTEŚ – i kradła, oczywiście, jego bimber, bo co rude i wredne może robić.
Nie bez kozery ten kolor włosów uważał za szatański i nigdy nie oświadczyłby się takiej kobiecie. Pewnie dlatego, że pierwsza by go zostawiła, a tego jego męskie by nie zniosło. Jak i zapachu ropy ze świeżo napoczętej buteleczki trunku, więc nalał temu demonowi i czekał na nią w kuchni. O ile miał rację i to Judith, a nie na przykład, kosmici albo ojciec jego dziewczyny z załadowaną amunicją.
Dla pewności przeżegnał się, teraz już na pewno trafi do nieba jakby co.
judith fletcher