Mama zawsze mówiła : " Jeśli się na czymś nie znasz, idź do specjalisty".
: 26 paź 2021, 17:44
#3
Ostatnimi czasy Bartholomew zaczął zauważać, że jego życie powoli zaczyna przybierać nieoczekiwany obrót. Nie wszystko szło po jego myśli i zgodnie ze schematem, który do tej pory działał przecież zupełnie prawidło. Nigdy nie sądził, że znajdzie w patowej sytuacji. Tahnee od kilku dni w ogóle się do niego nie odzywała, czemu kompletnie się nie dziwił, zważywszy na ich ostatnią awanturę. Jakby nie patrzeć, ostatnio wiecznie kłócili się o to samo. A on zaczynał mieć już tego serdecznie dosyć. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak na niego naciskała w pewnych kwestiach, i dlaczego nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że jemu jest dobrze tak, jak jest.
Z racji tego, że ostatnio miał sporo wolnego czasu, bo wybrał w pracy zaległy urlop, postanowił nieco odpocząć i ukoić skołatane nerwy. Niestety, wycieczka w tak ukochane przez niego góry nie przyniosła mu niczego dobrego, ani tym bardziej nie pozwoliła ukoić skołatanych nerwów. Wrócił więc do domu jeszcze bardziej wkurzony na cały świat, a ten stan pogorszył jeszcze stan jego przydomowego ogródka. Nie mając nic lepszego do roboty, zaczął tworzyć w nim coś sam, jednak kiepsko mu to wychodziło. Pamiętał jednak, że kilka lat temu poznał Laurissę, miłą florystkę, która miała dekorować jego i Tahnee salę weselną. Do transakcji nie doszło z wiadomych powodów, jednak Stonehart doskonale pamiętał adres jej kwiaciarni.
Niewiele myśląc i chcąc w końcu działać wsiadł w swoje auto i pojechał do miejsca pracy dawnej znajomej. Po cichu liczył na dobre rady, ewentualnie na małą pomoc z jej strony, a już w ogóle byłby szczęśliwy, gdyby brunetka ogarnęła jego ogród zupełnie sama. On się na tym kompletnie nie znał. Był specjalistą od ściągania kotków z drzew i gaszenia pożarów. Wszelka zielenina znajdująca się w jego ogródku była dla niego niczym innym, niż czarną magią.
- Dzień dobry. - Przywitał się, wchodząc do środka i rozglądając się ciekawie po wnętrzu, jednocześnie szukając wzrokiem Laurissy. - Potrzebuję pomocy w moim ogrodzie. - Od razu na wstępie, bez zbędnych ceregieli wyjaśnił przyczyny swojego pojawienia się w tym miejscu, licząc na to, że sprawę załatwi w miarę szybko.
Laurissa Hemingway
Ostatnimi czasy Bartholomew zaczął zauważać, że jego życie powoli zaczyna przybierać nieoczekiwany obrót. Nie wszystko szło po jego myśli i zgodnie ze schematem, który do tej pory działał przecież zupełnie prawidło. Nigdy nie sądził, że znajdzie w patowej sytuacji. Tahnee od kilku dni w ogóle się do niego nie odzywała, czemu kompletnie się nie dziwił, zważywszy na ich ostatnią awanturę. Jakby nie patrzeć, ostatnio wiecznie kłócili się o to samo. A on zaczynał mieć już tego serdecznie dosyć. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak na niego naciskała w pewnych kwestiach, i dlaczego nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że jemu jest dobrze tak, jak jest.
Z racji tego, że ostatnio miał sporo wolnego czasu, bo wybrał w pracy zaległy urlop, postanowił nieco odpocząć i ukoić skołatane nerwy. Niestety, wycieczka w tak ukochane przez niego góry nie przyniosła mu niczego dobrego, ani tym bardziej nie pozwoliła ukoić skołatanych nerwów. Wrócił więc do domu jeszcze bardziej wkurzony na cały świat, a ten stan pogorszył jeszcze stan jego przydomowego ogródka. Nie mając nic lepszego do roboty, zaczął tworzyć w nim coś sam, jednak kiepsko mu to wychodziło. Pamiętał jednak, że kilka lat temu poznał Laurissę, miłą florystkę, która miała dekorować jego i Tahnee salę weselną. Do transakcji nie doszło z wiadomych powodów, jednak Stonehart doskonale pamiętał adres jej kwiaciarni.
Niewiele myśląc i chcąc w końcu działać wsiadł w swoje auto i pojechał do miejsca pracy dawnej znajomej. Po cichu liczył na dobre rady, ewentualnie na małą pomoc z jej strony, a już w ogóle byłby szczęśliwy, gdyby brunetka ogarnęła jego ogród zupełnie sama. On się na tym kompletnie nie znał. Był specjalistą od ściągania kotków z drzew i gaszenia pożarów. Wszelka zielenina znajdująca się w jego ogródku była dla niego niczym innym, niż czarną magią.
- Dzień dobry. - Przywitał się, wchodząc do środka i rozglądając się ciekawie po wnętrzu, jednocześnie szukając wzrokiem Laurissy. - Potrzebuję pomocy w moim ogrodzie. - Od razu na wstępie, bez zbędnych ceregieli wyjaśnił przyczyny swojego pojawienia się w tym miejscu, licząc na to, że sprawę załatwi w miarę szybko.
Laurissa Hemingway