Troy od dawna planował ten wypad, ale jakoś wcześniej nie mógł znaleźć na to czasu. Ciągle siedział w pracy albo biegał między jednymi zawodami z surfingu do kolejnych. Specjalnie już dwa miesiące wcześniej wpisał sobie pełny weekend wolny żeby móc udać się na wycieczkę, którą rozpisał sobie już dawno temu.
Od najmłodszych lat uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu najczęściej jeździł na rowerze i łamał to sobie kolejne kości z uśmiechem na ustach. Tylko rodzice jakoś zbytnio zadowoleni nigdy nie byli, a on dopiero gdy dorósł zrozumiał ich obawy. Tyle, że on nadal był dzieckiem. Dorosłym, ale dzieckiem.
Kiedy szedł do ulubionego sklepu to zawsze przy wejściu można było zauważyć na jego twarzy te same obawy. Obawy, że ponownie zobaczy półkę z ulubionymi żelkami pustą. Wtedy rozpacz ogarniała jego całe ciało, ale był zdeterminowany żeby zdobyć to po co przyszedł. I właśnie to samo miał z wycieczką. Musiała się udać.
Wstał wcześnie rano, bo trasa była zaplanowana na cały dwa dni z punktem spania pod gołym niebem lub ewentualnie namiotem gdyby zbyt wiele pająków lub innych niepożądanych stworzeń miało się kręcić u jego stóp. Pierwszym punktem na mapie było miejsce w którym lubił przesiadywać kiedy miał wszystkiego dosyć lub gdy chciał przemyśleć swoją przyszłość.
Drzewo ja którym był wyrzeźbiony jakiś dziwny znak. Wielokrotnie próbował go rozczytać, ale jakoś nigdy nie potrafił zagłębić się bardziej w jego sens. Snuł teorie i zapisywał je w zeszycie, który potem lądował na dnie szafy, a kiedy przyszło mu się wyprowadzić z rodzinnego domu to musiał go wyrzucić uznając za niepotrzebny.
Pamiętał jednak, że jedną z legenda jaką wymyślił była kłótnia kochanków, którzy znaleźli złoto i jeden z nich go gdzieś zakopał i ze złości na drugą połówkę wymalował jedną z tych dziwnych wskazówek. Matka mu potem opowiadała zupełnie inną historię, ale on wolał wierzyć w swoje przekonania.
Tak więc wziął rower, plecak z prowiantem k drugi mniejszy z namiotem i ruszył w drogę. Był gotowy na wszelkie ewentualności. Miał nóż, zestaw do rozpalania ognia jak i naładowany telefon w razie gdyby trzeba było wezwać pomoc. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Tyle, że nie spodziewał się jednego. Ktoś już tam siedział i najwyraźniej nie był to przystanek na kilka minut. Kobieta wcale nie wyglądała na taką, która miałaby uciekać przed komarami lub innymi stworzeniami. Zszedł z rowera i poprowadził go kawałek chcąc sprawdzić czy aby na pewno przy jego drzewie nie ma miejsca. Nie było. Troy stanął przed wielkim dylematem.
Zagadania lub porzucenia planu. Wybór był jeden.
-
Przepraszam. Mogę się dosiąść? - Spytał uprzejmie z uśmiechem na twarzy. Wystarczył jeden rzut oka żeby stwierdzić, ze nieznajoma jest piękniejsza niż to sobie wyobrażał kilka chwil wcześniej.
Sophia Curtis