[14]
Jedda niemal z ulgą przyswoiła wiadomość, iż Pete chce się z nią spotkać. Właściwie, gdy tylko odczytała komunikat, stwierdziła, że idealnie się składa, bo i ona chciała się z chłopakiem zobaczyć. W ostatnim czasie wpadła w wir poszukiwań Tilly, pracy i nieustannego uciekania z celownika, więc i trochę nic dziwnego, że nie potrafiła znaleźć czasu dla chłopaka. Możliwe, że nie odpowiadała przez jakiś czas na jego wiadomości przez ostatnie kilka tygodni – co było do niej zupełnie niepodobne – ale za tym jej dziwnym zachowaniem stał oczywiście solidny powód. Podejrzewam, że ostatnim razem Jedda zachowywała się w ten sposób, gdy w dziwnych okolicznościach zaginął jej były-nie-do-końca-były chłopak Johann. Wtedy sama była o krok od ucieczki z Lorne Bay, byleby odnaleźć swoją sympatię. Ostatecznie tego nie zrobiła, ale sprawa ciągnęła się za nią aż do teraz.
I wreszcie ją tknęło, że to trochę nieładnie ignorować swojego przyjaciela. Poza tym jej zachowanie mogło być nieco alarmujące, a ostatnie, czego chciała to by ktoś się o nią martwił. Wolała stać po drugiej stronie barykady i martwić się o kogoś. No i musiała z ręką na sercu przyznać, że spotkanie z Pete’m zawsze należało do lepszych momentów jej życia, dlatego przystała spontanicznie na propozycję spotkania. Była nawet taka niecierpliwa, że ogarnęła się w mgnieniu oka i wyszła mu naprzeciw, pojawiając się przed jego domem.
–
Hej, przystojniaku – przywitała się z uroczym uśmiechem już na wstępie, gdy wreszcie wyszedł ze swojego domu i pokonał te kilka stopni, które ich dzieliło. Nawet pomachała do jego rodziców, którzy spoglądali na nią zza okna, a którzy to po tym niewinnym geście z rozmachem zasunęli firankę. –
Widzę, że twoi staruszkowie nadal za mną nie przepadają – stwierdziła złośliwie, krzyżując ręce na piersi. Nie miała im tego w zasadzie za złe – choć nie do końca rozumiała czemu ona była winna w tym przypadku. Nie była ani swoim ojcem, ani swoim bratem i na pewno nie odpowiadała za ich występki i gdyby tylko to cokolwiek dało to przecież spróbowałaby im przeszkodzić. Ale jej zdanie i czyny naprawdę niewiele znaczyły, a wręcz były zbywane protekcjonalnymi słowami i buziakiem w czoło. I wreszcie Jedda po prostu się poddała.
Odsunęła te myśli i zaproponowała, by wybrali się do ich stałego miejsca, w którym pewnie jeszcze za młodszy lat niejednokrotnie przesiadywali i pili swoje nielegalne pierwsze trunki. Ale Jedda naprawdę lubiła ten most. Jak i cała dzielnicę Tingaree, bo miejsce to było jej bliskie od dziecka. Usiadła na moście, spuszczając nogi i spoglądając przez chwilę na wodę. Nagle podniosła wzrok i skierowała go na twarz przyjaciela, i szeroko się do niego uśmiechnęła. –
Zastanawiałeś się kiedyś nad wyprowadzką z Tingaree? – zagadnęła niespodziewanie. Prawdę mówiąc… ona w ostatnim czasie trochę się nad tym zastanawiała, zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń, które miały miejsce w jej życiu.
Pete Corowa