hurt and grieve but don’t suffer alone, engage with the pain as a motive
: 22 paź 2021, 20:53
- osiem
Właściwie mogłaby tak umrzeć. Tańcząc do upadłego na dachu jednego z najwyższych (choć mającego tylko kilka pięter) budynków Lorne Bay. W tańcu zrobić jeden krok poza krawędź i ostatni piruet w powietrzu zakończyć ostatecznym lądowaniem. Z nadal zaciśniętymi powiekami i naciągniętymi na uszy wielkimi, starymi słuchawkami, wychylić się do tyłu, poddając testowi wiarę, że upadek okaże się wiążący i że nikt jej przed nim nie zatrzyma. Czekała, aż którąś z tych możliwości uda jej się przełożyć z myśli w rzeczywistość, ale nic się nie działo. Nie opuszczała jej energia, choć nie dawała sobie chwili odpoczynku i od dłuższego czasu nie miała w ustach czegokolwiek. Ani razu nie potknęła się nawet o krawędź dachu, choć jedynym źródłem światła był wiszący wysoko księżyc, którego blask i tak blokowała przez przymknięte oczy. I, choć próbowała wielokrotnie, ani razu nie zdała testu wiary. Tchórz. Nieudacznica. Zdradliwa suka...
Z transu wybudził ją nagły trzask zamykających się drzwi na dach. Zatrzymała się w pół skoku, lądując na podkurczonych nogach i obróciła w stronę intruza. - Co do cholery...?! - zaczęła ostro i nagle urwała, wciąż jedną stopą w zupełnie innym świecie. Najpierw zsunęła na szyję wielkie, stare słuchawki, a dopiero potem sięgnęła do kieszeni obszernej bluzy po telefon, by wyłączyć odtwarzany właśnie kawałek. Przez pajęczynę pękniętej szybki wyraźnie było widać stan baterii - jakimś cudem utrzymujący się jeszcze powyżej pięciu procent. Znów podniosła wzrok i, jakby coś w końcu do niej dotarło, zaczęła się nagle śmiać. Głucho i bez większego rozbawienia, ale jednak śmiać. Oczywiście, że nie miała skończyć tego nic niewartego życia w jakiś poetycki sposób, tylko utknąć na pieprzonym dachu i jeszcze pociągnąć za sobą jakiegoś nieznajomego! Nie powinno jej to nawet dziwić. - Hej, zgubiłeś coś? - zwróciła się do chłopaka niezbyt miło, kiedy chwila śmiechu minęła. Właściwie nie wiadomo jak długo stał tam i oglądał jej taniec. Jakby na to nie patrzeć, wtargnął w jej samotność, a na domiar złego jeszcze odciął do niej drogę powrotną. Miała prawo być zła... Choć właściwie bardziej wściekała się sama na siebie, bo po raz kolejny pozwalała się zatrzymać przed wcieleniem swoich planów w nieżycie...
phineas woodsworth