Coś smacznego..
: 22 paź 2021, 17:15
Brie Danvers
Nastały ciężkie dosyć czasy w życiu Winstona, a szczególnie w jego małżeństwie, stąd poszła lawina pewnych rzeczy. Musiał się wyprowadzić do innego mieszkania, rzucić się w wir pracy no a przy tym zaniedbać trochę siebie. Nie oszukujmy się, mało miał czasu na dobry i smaczny posiłek a przy tym taki zdrowy. Dobrze jednak, że miał te znajomości i przyjaźnie, które nie raz ratowały mu przysłowiowo dupę. Dosłownie tak było z Brie i jej wiadomością, zdjęciem kuszącym - w sensie oczywiście burczenia brzuszka, a co innego niby? Co prawda Mick żył aktualnie w dziwnym zawieszeniu, bo nie wiedział jak tam się sprawa potoczy z jego małżeństwem i czy nagle singlem nie zostanie, ale to inna para kaloszy. Umówili się z Danvers na małą ucztę, to jeszcze nic złego, prawda? Po za tym potrzebował takiej odskoczni, zebrania myśli i może jakiejś porady ze strony osoby bezstronnej? Albo w ogóle potrzebował towarzystwa kogoś innego niż brat czy żona, a już na pewno musiał odpocząć od tego wszystkiego. Dla wyjaśnienia, to Mick dowiedział się, że zona go zdradziła przed ślubem i dziecko, które miał za swoje było tamtego typa, także w skrócie przejebane. Cały związek i niby to małżeństwo oparte na kłamstwie i takiej jakiejś bańce, która zdawała się aktualnie pękać. Nie wiedział co pocznie, ale na ten moment - potrzebował odpoczynku od tej sytuacji, od małżonki i od wszystkich, którzy starali się mu mówić co ma robić. Może w sumie dobrze, że się tak stało? Może sam Winston nie wiedział co czuje i czy ogólnie w tym wszystkim się odnajduje, że rodzina i te sprawy, czy to wszystko właściwe. Tak czy inaczej po ostatnim smsie od znajomej, wiedział co i jak będzie dzisiaj robił. Znał miejsce, znał adres i wiedział jak się dostać od zaplecza do środka, więc wkrótce mogła go usłyszeć jak przedziera się przez drzwi i wchodzi do środka, tak bardzo głodny jak wilk.
- Witaj. Jak widać, pędziłem za tym jedzeniem jak głupi. - lekka zadyszka, którą oczywiście udawał miała oddać w sumie dowcipnie, to jaki Mick był wypuszczony. To była w sumie prawda, bo jadał bardzo zle i słabo, momentami siląc się na fast foody, a przecież nie pomyślał o tym lokalu, o Brie. Dopiero w chwili gdy się odezwała, ratując jego żołądek po raz kolejny przed kiepskim posiłkiem, zapaliła mu się lampka. Mniejsza o to, przywitał się z nią delikatnym uściskiem i według jej wskazówki czy tam gestu, usiadł gdzieś gotowy na wyjadanie pyszności, jakie miała mu zaserwować. Ogólnie miło było się też spotkać, w takim momencie gdy oboje wiecznie zastawiali się pracą, rodzinką czy tam czymś, głównie Winston, wiadomo - mąż i ojciec, wciąż jeszcze niby.
[Chapter 4]
Nastały ciężkie dosyć czasy w życiu Winstona, a szczególnie w jego małżeństwie, stąd poszła lawina pewnych rzeczy. Musiał się wyprowadzić do innego mieszkania, rzucić się w wir pracy no a przy tym zaniedbać trochę siebie. Nie oszukujmy się, mało miał czasu na dobry i smaczny posiłek a przy tym taki zdrowy. Dobrze jednak, że miał te znajomości i przyjaźnie, które nie raz ratowały mu przysłowiowo dupę. Dosłownie tak było z Brie i jej wiadomością, zdjęciem kuszącym - w sensie oczywiście burczenia brzuszka, a co innego niby? Co prawda Mick żył aktualnie w dziwnym zawieszeniu, bo nie wiedział jak tam się sprawa potoczy z jego małżeństwem i czy nagle singlem nie zostanie, ale to inna para kaloszy. Umówili się z Danvers na małą ucztę, to jeszcze nic złego, prawda? Po za tym potrzebował takiej odskoczni, zebrania myśli i może jakiejś porady ze strony osoby bezstronnej? Albo w ogóle potrzebował towarzystwa kogoś innego niż brat czy żona, a już na pewno musiał odpocząć od tego wszystkiego. Dla wyjaśnienia, to Mick dowiedział się, że zona go zdradziła przed ślubem i dziecko, które miał za swoje było tamtego typa, także w skrócie przejebane. Cały związek i niby to małżeństwo oparte na kłamstwie i takiej jakiejś bańce, która zdawała się aktualnie pękać. Nie wiedział co pocznie, ale na ten moment - potrzebował odpoczynku od tej sytuacji, od małżonki i od wszystkich, którzy starali się mu mówić co ma robić. Może w sumie dobrze, że się tak stało? Może sam Winston nie wiedział co czuje i czy ogólnie w tym wszystkim się odnajduje, że rodzina i te sprawy, czy to wszystko właściwe. Tak czy inaczej po ostatnim smsie od znajomej, wiedział co i jak będzie dzisiaj robił. Znał miejsce, znał adres i wiedział jak się dostać od zaplecza do środka, więc wkrótce mogła go usłyszeć jak przedziera się przez drzwi i wchodzi do środka, tak bardzo głodny jak wilk.
- Witaj. Jak widać, pędziłem za tym jedzeniem jak głupi. - lekka zadyszka, którą oczywiście udawał miała oddać w sumie dowcipnie, to jaki Mick był wypuszczony. To była w sumie prawda, bo jadał bardzo zle i słabo, momentami siląc się na fast foody, a przecież nie pomyślał o tym lokalu, o Brie. Dopiero w chwili gdy się odezwała, ratując jego żołądek po raz kolejny przed kiepskim posiłkiem, zapaliła mu się lampka. Mniejsza o to, przywitał się z nią delikatnym uściskiem i według jej wskazówki czy tam gestu, usiadł gdzieś gotowy na wyjadanie pyszności, jakie miała mu zaserwować. Ogólnie miło było się też spotkać, w takim momencie gdy oboje wiecznie zastawiali się pracą, rodzinką czy tam czymś, głównie Winston, wiadomo - mąż i ojciec, wciąż jeszcze niby.