And I try to keep the light burning bright, but can't turn away from the pleasure of my pain
: 21 paź 2021, 01:29
13.
Tu muzyka i tu słowa
Kościół od zawsze był jej bezpiecznym miejscem. Nie urodziła się święta, a raczej przyszła na świat splamiona nie tylko grzechem pierwszych ludzi, ale już swoim własnym, w wyniku którego jej matka zginęła. Można by powiedzieć, że ze wszystkich istot tego świata, najmniejsze miała szanse na życie w zgodzie z Bogiem, a mimo to była tutaj, czując, że nigdzie indziej nie mogłaby się podziać. Szczególnie teraz, kiedy jej niewielka chata pośrodku lasu, była nawet gorszym schronieniem, niż dotychczas. Miała wrażenie, że tylko w murach Bożego domu, nie spotka jej nic złego i jak te zranione zwierzę, niestrudzenie tu wracała, do tych chłodnych ścian i kamiennych posadzek. Ta noc nie była w niczym różna od wielu wcześniejszych, podczas których już po północy zakradła się na balkon z organami. W jej domu było jej zbyt gorąco, nie chciała się przed sobą przyznać, że temperatura jej ciała niepokojąco skoczyła w górę, gdyby sama przyznała się do takiej słabości, najpewniej za tym jednym potknięciem, poszłyby kolejne, a na to nie mogła sobie pozwolić. Oddychała więc chłodnym, kościelnym powietrzem, ignorując ból łydki, który tego dnia stawał się szczególnie uciążliwy, wolała o tym nie myśleć, nie poddawać się temu, to kolejna próba, co by się nie działo, będzie cierpiała, ale ostatecznie z tego wyjdzie. Zawsze wychodziła. Bóg jedynie sprawdzał, czy nadal mu ufa. Ufała... chociażby temu, że tak łatwo nie skończy tego, z czym nie radziła sobie od przeszło dwudziestu lat. Chcąc zająć czymś myśli, otworzyła klapę instrumentu, pozwalając na to, by budynek, jak i jego okolice wypełniła muzyka, jej największa miłość i radość. Miała chociaż tyle i nie planowała przestawać, aż nie poczuje się lepiej. Przynajmniej takie były założenia, w których trwała ponad godzinę, aż w końcu palce przestały trafiać w klawisze. Za którąś z fałszywych nut, odeszła od instrumentu, czuję, że w tym stanie niegodna jest go dotykać. To miejsce nie powinno być świadkiem jej słabości i chociaż zawsze czuła się tu bezpieczna, tym razem wiedziała, że musi wrócić do domu, przetrwać chwilę próby. Powoli stawiała stopy na kolejne stopnie, krzywiąc się nieznacznie, gdy ranna noga stawała się głównym punktem podparcia. W domu weźmie zimną kąpiel, to pomoże na gorączkę... rana się jątrzyła, ale w jej przypadku nawet najmniejsza skaleczenia lubiły długo się ślimaczyć. To po prostu kolejna próba, nic więcej. Kościół o tej porze zdawał się być wyjątkowo przerażającym miejscem, w dodatku drzwi zaskrzypiały groźnie, gdy Divina delikatnie je uchyliła, aby wydostać się na zewnątrz. Nie bała się... ludzie boją się miejsc takich, jak kościoły, czy cmentarze, dlatego, że te po zmroku są zwykle puste. Bardzo to niezrozumiałe... bać się odosobnienia, kiedy to ludzie najczęściej byli źródłem wszelkiej krzywdy. Tym razem jednak niedane było jej cieszyć się samotnością, a chociaż w tym stanie jej wzrok był rozmazany, była pewna, że zna doskonale osobę, której sylwetka wybijała się na tle ciemnej nocy. Westchnęła cicho. Nie rozumiała, ale akceptowała jego obecność. Z drugiej strony... może tym razem skróci jej męki? Szczególnie tej nocy nie miałaby nic przeciwko. Póki co jednak ruszyła w stronę bramy, wiedząc, że będzie musiała koło niego przejść. Kiedy to nastąpiło, nie okazała żadnego zaskoczenia, jakby co najmniej się go tu spodziewała.
- Nie powinien pan tu przebywać o tej porze - zauważyła jedynie i nawet się nie zatrzymała. Już i tak wystarczająco wiele kosztowało ją to, by iść względnie prosto, nie zwracając uwagi na nogę. Szczególnie przed nim nie chciała pokazać swojej słabości, chociaż bycia wyśmianą nigdy jej nie przerażało. Wręcz do tego przywykła. - Dobranoc - dodała jedynie, nawet nie zerkając w jego kierunku. Tak było lepiej, tym bardziej, że nie miała teraz sił wdawać się w żadne dyskusje. Wolała też nie dopuszczać do siebie myśli, że mogłoby ją to wszystko ciekawić. Co tutaj robił? Jak długo tutaj był? Czy słuchał jej gry i śpiewu? Każdy wierny mógł to robić podczas większości mszy, ale rzadko kiedy spotykała tu kogoś, kto w środku nocy pozwalała sobie na upust emocji.
Nathaniel Hawthorne
Tu muzyka i tu słowa
Kościół od zawsze był jej bezpiecznym miejscem. Nie urodziła się święta, a raczej przyszła na świat splamiona nie tylko grzechem pierwszych ludzi, ale już swoim własnym, w wyniku którego jej matka zginęła. Można by powiedzieć, że ze wszystkich istot tego świata, najmniejsze miała szanse na życie w zgodzie z Bogiem, a mimo to była tutaj, czując, że nigdzie indziej nie mogłaby się podziać. Szczególnie teraz, kiedy jej niewielka chata pośrodku lasu, była nawet gorszym schronieniem, niż dotychczas. Miała wrażenie, że tylko w murach Bożego domu, nie spotka jej nic złego i jak te zranione zwierzę, niestrudzenie tu wracała, do tych chłodnych ścian i kamiennych posadzek. Ta noc nie była w niczym różna od wielu wcześniejszych, podczas których już po północy zakradła się na balkon z organami. W jej domu było jej zbyt gorąco, nie chciała się przed sobą przyznać, że temperatura jej ciała niepokojąco skoczyła w górę, gdyby sama przyznała się do takiej słabości, najpewniej za tym jednym potknięciem, poszłyby kolejne, a na to nie mogła sobie pozwolić. Oddychała więc chłodnym, kościelnym powietrzem, ignorując ból łydki, który tego dnia stawał się szczególnie uciążliwy, wolała o tym nie myśleć, nie poddawać się temu, to kolejna próba, co by się nie działo, będzie cierpiała, ale ostatecznie z tego wyjdzie. Zawsze wychodziła. Bóg jedynie sprawdzał, czy nadal mu ufa. Ufała... chociażby temu, że tak łatwo nie skończy tego, z czym nie radziła sobie od przeszło dwudziestu lat. Chcąc zająć czymś myśli, otworzyła klapę instrumentu, pozwalając na to, by budynek, jak i jego okolice wypełniła muzyka, jej największa miłość i radość. Miała chociaż tyle i nie planowała przestawać, aż nie poczuje się lepiej. Przynajmniej takie były założenia, w których trwała ponad godzinę, aż w końcu palce przestały trafiać w klawisze. Za którąś z fałszywych nut, odeszła od instrumentu, czuję, że w tym stanie niegodna jest go dotykać. To miejsce nie powinno być świadkiem jej słabości i chociaż zawsze czuła się tu bezpieczna, tym razem wiedziała, że musi wrócić do domu, przetrwać chwilę próby. Powoli stawiała stopy na kolejne stopnie, krzywiąc się nieznacznie, gdy ranna noga stawała się głównym punktem podparcia. W domu weźmie zimną kąpiel, to pomoże na gorączkę... rana się jątrzyła, ale w jej przypadku nawet najmniejsza skaleczenia lubiły długo się ślimaczyć. To po prostu kolejna próba, nic więcej. Kościół o tej porze zdawał się być wyjątkowo przerażającym miejscem, w dodatku drzwi zaskrzypiały groźnie, gdy Divina delikatnie je uchyliła, aby wydostać się na zewnątrz. Nie bała się... ludzie boją się miejsc takich, jak kościoły, czy cmentarze, dlatego, że te po zmroku są zwykle puste. Bardzo to niezrozumiałe... bać się odosobnienia, kiedy to ludzie najczęściej byli źródłem wszelkiej krzywdy. Tym razem jednak niedane było jej cieszyć się samotnością, a chociaż w tym stanie jej wzrok był rozmazany, była pewna, że zna doskonale osobę, której sylwetka wybijała się na tle ciemnej nocy. Westchnęła cicho. Nie rozumiała, ale akceptowała jego obecność. Z drugiej strony... może tym razem skróci jej męki? Szczególnie tej nocy nie miałaby nic przeciwko. Póki co jednak ruszyła w stronę bramy, wiedząc, że będzie musiała koło niego przejść. Kiedy to nastąpiło, nie okazała żadnego zaskoczenia, jakby co najmniej się go tu spodziewała.
- Nie powinien pan tu przebywać o tej porze - zauważyła jedynie i nawet się nie zatrzymała. Już i tak wystarczająco wiele kosztowało ją to, by iść względnie prosto, nie zwracając uwagi na nogę. Szczególnie przed nim nie chciała pokazać swojej słabości, chociaż bycia wyśmianą nigdy jej nie przerażało. Wręcz do tego przywykła. - Dobranoc - dodała jedynie, nawet nie zerkając w jego kierunku. Tak było lepiej, tym bardziej, że nie miała teraz sił wdawać się w żadne dyskusje. Wolała też nie dopuszczać do siebie myśli, że mogłoby ją to wszystko ciekawić. Co tutaj robił? Jak długo tutaj był? Czy słuchał jej gry i śpiewu? Każdy wierny mógł to robić podczas większości mszy, ale rzadko kiedy spotykała tu kogoś, kto w środku nocy pozwalała sobie na upust emocji.
Nathaniel Hawthorne