: 25 paź 2021, 03:55
Graham musiał stwierdzić, że mimo wszystko nie tęsknił za tą cholerną brytyjską pogodą. Były takie dni na pustyni, kiedy modlił się o chociaż godzinę tego pieprzonego deszczu albo najlepiej jedną z tych ulew, która nawet takich dzików, jak on zatrzymuje w pół kroku. W końcu dostał. Burzę piaskową, po której ziarenka piasku odnajdował wszędzie przez następny tydzień. Wszędzie. Tutaj osiedlił się bardziej ze względu na kwestie legislacyjne oraz bliskość azjatyckich rynków, lecz na warunki pogodowe mimo wszystko nie narzekał. Z dwojga złego lepiej w tę stronę, jak to mawiał klasyk. Kiedy było za gorąco w domu można było po prostu włączyć klimatyzację, albo wykąpać się w oceanie. Deszczu nie da się po prostu wyłączyć.
- A to pozwoli ci poczuć magię świąt? - uśmiechnął się zadziornie widząc się w tego typie przebraniu i zdecydowanie nie był taki widok przeznaczony dla młodszych widzów.
Jego myśli krążyły co prawda wokół trochę większych planów przyniesienia świąt oraz śniegu do Lorne, albo zabrania jej w jakieś miejsce, gdzie ten śnieg jeszcze zalega, lecz skoro tak łatwo byłoby ją zadowolić nie musiała szukać dalej. Graham był osobą, która w swoim życiu musiała wszystkiego spróbować, a to akurat nie było mu już obce. Powiedźmy tylko, że ma pewne doświadczenie w roli strażaka...
- Myślę, że Mikołaj miałby już dla swojej pomocnicy jeden, bardzo specjalny... Własnoręcznie zapakowany prezent. - nachylił się do niej by wyszeptać jej tę kwestię do ucha i przygryźć delikatnie jego płatek.
Dwoje mogło grać w tę grę. Su mogła zacząć, lecz Graham nie potrzebował dużo by dołączyć do zabawy, a potrafił się naprawdę dobrze bawić.
- No to dobrze trafiłaś. Brałem udział w castingu do roli człowieka zagadki w batmanie, ale odpadłem bo nie mogłem wcisnąć się w ten obcisły garniturek. - zaśmiał się rubasznie puszczając jej oczko.
To oczywiście było wierutne kłamstwo w formie żartu. Raczej nie będzie mu miała tego za złe, a przy okazji będzie mogła sobie wyobrazić jak kilku ludzi od garderoby próbuje go wcisnąć z ten zielony strój, który bynajmniej szyty na niego nie był. Jednak każdy, kto choć trochę go poznał wiedział, że jest absolutnie nieprzewidywalny. Takie niespodzianki to jego specjalność.
Choć jej żywiołowość z początku trochę martwiła Halifaxa, po tych kilku pierwszych buziakach oraz jej nodze, która wylądowała między jego zupełnie przestał już o tym myśleć. Hedonizm był istotą jego osobowości, więc nie zamierzał sobie odmawiać tak przyjemnych rzeczy nawet gdyby później konsekwencje okazały się trochę przykre. Z resztą nie było, co się oszukiwać. Wiedział, jak działa na niektóre kobiety, a na tę najwyraźniej nadzwyczaj dobrze. Tak długo jak oboje dobrze się w tym wszystkim bawili nie miał z tym najmniejszego problemu.
- Chętnie je poznam, te ukryte również. - odpowiedział zniżając głos, a przy okazji i swoją twarz by znów złączyć ich usta w kolejnych pocałunkach.
Tym razem nie były już takie delikatne i niespieszne. Nabierały większej namiętności z każdym kolejnym. Dłoń z jej policzka przesunęła się na szyję przez chwilę grożąc tym, że delikatnie się na niej zaciśnie, jednak powędrowała tylko na kark by upewnić się, że znów po dwóch czy trzech pocałunkach mu nie ucieknie. Prawa dłoń natomiast już całkiem łapczywie wsunęła się pod materiał sukienki by ścisnąć jej pośladek bez tej niepotrzebnej warstwy materiału. Pewnie gdyby nie byli w tym balonie, jej stopy już straciłyby kontakt z jakimkolwiek podłożem. Jego język również całkiem śmiało ruszył do przodu i wszystko było świetnie do momentu w którym całym koszem trochę zatrząsnęło, a on odruchowo zabrał swoje dłonie z jej ciała żeby złapać za ranty kosza i upewnić się, że ona jest bezpieczna. Kiedy już upewnił się, że to jednorazowa turbulencja jeszcze raz namiętnie ją pocałował szeroko się do niej uśmiechając.
- Sorry, sorry. W nocy trochę ciężej się ląduje. - ich operator uśmiechnął się trochę głupkowato i żadne z nich nie było w stanie stwierdzić czy zrobił to specjalnie - W każdym razie radziłbym się czegoś trzymać. Zaraz będziemy lądować.
Kiedy on zajmował się nakierowaniem ich na kolejne rozświetlone lampionami pole, Graham zdążył już przez ten moment trochę otrzeźwieć po nagłym skoku adrenaliny. Rzeczywiście przez zabawy z Susan nie zauważył kiedy zeszli na pułap koron drzew. Przegapili właściwie większość lotu, ale cóż... Dla niego było warto. Ma co odhaczyć w swoim notatniku, a może mu się jeszcze bardziej dzisiaj poszczęści.
- To co, trzymasz się mnie? - zapytał z szelmowskim uśmiechem łapiąc kosz w żelaznym uścisku, a ją tym razem całkiem poprawnie powyżej bioder. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Susan Murphy
- A to pozwoli ci poczuć magię świąt? - uśmiechnął się zadziornie widząc się w tego typie przebraniu i zdecydowanie nie był taki widok przeznaczony dla młodszych widzów.
Jego myśli krążyły co prawda wokół trochę większych planów przyniesienia świąt oraz śniegu do Lorne, albo zabrania jej w jakieś miejsce, gdzie ten śnieg jeszcze zalega, lecz skoro tak łatwo byłoby ją zadowolić nie musiała szukać dalej. Graham był osobą, która w swoim życiu musiała wszystkiego spróbować, a to akurat nie było mu już obce. Powiedźmy tylko, że ma pewne doświadczenie w roli strażaka...
- Myślę, że Mikołaj miałby już dla swojej pomocnicy jeden, bardzo specjalny... Własnoręcznie zapakowany prezent. - nachylił się do niej by wyszeptać jej tę kwestię do ucha i przygryźć delikatnie jego płatek.
Dwoje mogło grać w tę grę. Su mogła zacząć, lecz Graham nie potrzebował dużo by dołączyć do zabawy, a potrafił się naprawdę dobrze bawić.
- No to dobrze trafiłaś. Brałem udział w castingu do roli człowieka zagadki w batmanie, ale odpadłem bo nie mogłem wcisnąć się w ten obcisły garniturek. - zaśmiał się rubasznie puszczając jej oczko.
To oczywiście było wierutne kłamstwo w formie żartu. Raczej nie będzie mu miała tego za złe, a przy okazji będzie mogła sobie wyobrazić jak kilku ludzi od garderoby próbuje go wcisnąć z ten zielony strój, który bynajmniej szyty na niego nie był. Jednak każdy, kto choć trochę go poznał wiedział, że jest absolutnie nieprzewidywalny. Takie niespodzianki to jego specjalność.
Choć jej żywiołowość z początku trochę martwiła Halifaxa, po tych kilku pierwszych buziakach oraz jej nodze, która wylądowała między jego zupełnie przestał już o tym myśleć. Hedonizm był istotą jego osobowości, więc nie zamierzał sobie odmawiać tak przyjemnych rzeczy nawet gdyby później konsekwencje okazały się trochę przykre. Z resztą nie było, co się oszukiwać. Wiedział, jak działa na niektóre kobiety, a na tę najwyraźniej nadzwyczaj dobrze. Tak długo jak oboje dobrze się w tym wszystkim bawili nie miał z tym najmniejszego problemu.
- Chętnie je poznam, te ukryte również. - odpowiedział zniżając głos, a przy okazji i swoją twarz by znów złączyć ich usta w kolejnych pocałunkach.
Tym razem nie były już takie delikatne i niespieszne. Nabierały większej namiętności z każdym kolejnym. Dłoń z jej policzka przesunęła się na szyję przez chwilę grożąc tym, że delikatnie się na niej zaciśnie, jednak powędrowała tylko na kark by upewnić się, że znów po dwóch czy trzech pocałunkach mu nie ucieknie. Prawa dłoń natomiast już całkiem łapczywie wsunęła się pod materiał sukienki by ścisnąć jej pośladek bez tej niepotrzebnej warstwy materiału. Pewnie gdyby nie byli w tym balonie, jej stopy już straciłyby kontakt z jakimkolwiek podłożem. Jego język również całkiem śmiało ruszył do przodu i wszystko było świetnie do momentu w którym całym koszem trochę zatrząsnęło, a on odruchowo zabrał swoje dłonie z jej ciała żeby złapać za ranty kosza i upewnić się, że ona jest bezpieczna. Kiedy już upewnił się, że to jednorazowa turbulencja jeszcze raz namiętnie ją pocałował szeroko się do niej uśmiechając.
- Sorry, sorry. W nocy trochę ciężej się ląduje. - ich operator uśmiechnął się trochę głupkowato i żadne z nich nie było w stanie stwierdzić czy zrobił to specjalnie - W każdym razie radziłbym się czegoś trzymać. Zaraz będziemy lądować.
Kiedy on zajmował się nakierowaniem ich na kolejne rozświetlone lampionami pole, Graham zdążył już przez ten moment trochę otrzeźwieć po nagłym skoku adrenaliny. Rzeczywiście przez zabawy z Susan nie zauważył kiedy zeszli na pułap koron drzew. Przegapili właściwie większość lotu, ale cóż... Dla niego było warto. Ma co odhaczyć w swoim notatniku, a może mu się jeszcze bardziej dzisiaj poszczęści.
- To co, trzymasz się mnie? - zapytał z szelmowskim uśmiechem łapiąc kosz w żelaznym uścisku, a ją tym razem całkiem poprawnie powyżej bioder. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Susan Murphy