Keep calm and drive
: 20 paź 2021, 12:57
/ z lasu deszczowego
W swoim młodym wieku Emily miała już naprawdę wiele sytuacji stresowych. Spora część miała miejsce w szkole, gdzie czuła się nikim, kiedy nie była najlepsza, ale też miewała takie sytuacje w domu, a czasem nawet wśród znajomych. W tej chwili wydawało jej się jednak, że nigdy w życiu nie stresowała się tak, jak w momencie, gdy wiozła Damiena do szpitala. Może i skręcona kostka nie jest zagrożeniem życia, więc nawet nie musieli jechać jakoś bardzo szybko, ale inne czynniki zdecydowanie ją stresowały. Przede wszystkim obawiała się o samochód Blanca. Miała prawko i umiała jeździć, ale rzadko zdarzało jej się siadać za kierownicą, bo nie miała własnego auta. Samodzielna jazda do Cairns zdarzyła jej się może ze dwa razy w życiu. Na dodatek Damien pewnie miał jakieś szałowe auto, które kosztowało więcej niż Emily kiedykolwiek widziała, więc to też odbierało jej pewność siebie i sprawiło, że kilka razy zapomniała o kierunkowskazie, a raz przy zakręcie wjechała na krawężnik.
Koniec końców dowiozła ich jednak zupełnie bezpiecznie do szpitala w Cairns, chociaż na samą myśl o drodze powrotnej robiło jej się niedobrze ze stresu. Pomogła Damienowi wypakować się z samochodu i dotrzeć do środka, a później zabrała się za ogarnianie wszystkich formalności, choć oczywiście przy wypełnianiu papierów musiał mieć swój udział. Później klasycznie kazali im czekać, co okropnie się dłużyło — a biorąc pod uwagę, że było już grubo po północy, to tym bardziej. Wreszcie jednak jakaś średnio sympatyczna pielęgniarka przekierowała ich do jednego z gabinetów i kazała czekać tam, ale niestety nie powiedziała nawet w przybliżeniu, ile to potrwa.
Wyciągnęła z kieszeni telefon, ale przypomniała sobie, że jest rozładowany. Miała tylko nadzieję, że mama śpi i się o nią nie martwi — pewnie tak było, bo inaczej już dawno zdobyłaby numer do Damiena i napastowała go telefonami, dopóki by nie odebrał.
— Bardzo boli czy trochę przeszło? — zagadnęła, siadając obok niego na leżance, czy gdzie tam siedział. Pogłaskała go po ramieniu, chcąc chociaż trochę dodać mu otuchy. Nie, żeby uważała, że bał się lekarza, ale pewnie był zmęczony bólem i późną porą też, a przecież za kilka godzin mieli być w szkole! Chociaż Damien pewnie tam nie dotrze.
— Obiecuję, że następnym razem nie będę cię wyciągała na nocne spacery. Po ciemku będziemy spotykać się tylko w domu — zarządziła, chociaż pewnie wcale tak nie będzie. No ale w domu też się nie nudzili; zawsze znaleźli sobie mniej lub bardziej produktywne zajęcie. Może po prostu ryzyko kontuzji było mniejsze niż w spowitym nocą lesie, chociaż to zależy, bo jak robili sobie maratony horrorów, to też po ciemku! Na razie jednak obyło się bez wypadków w domu i oby tak zostało.
— Chyba będziesz musiał zrobić sobie przerwę w szkole, no a na pewno nie będziesz mógł do niej jeździć autem — zauważyła, jak na przyszłą panią doktor przystało. — Ale spoko, z każdym dniem powinno być coraz lepiej.
Damien Blanc
W swoim młodym wieku Emily miała już naprawdę wiele sytuacji stresowych. Spora część miała miejsce w szkole, gdzie czuła się nikim, kiedy nie była najlepsza, ale też miewała takie sytuacje w domu, a czasem nawet wśród znajomych. W tej chwili wydawało jej się jednak, że nigdy w życiu nie stresowała się tak, jak w momencie, gdy wiozła Damiena do szpitala. Może i skręcona kostka nie jest zagrożeniem życia, więc nawet nie musieli jechać jakoś bardzo szybko, ale inne czynniki zdecydowanie ją stresowały. Przede wszystkim obawiała się o samochód Blanca. Miała prawko i umiała jeździć, ale rzadko zdarzało jej się siadać za kierownicą, bo nie miała własnego auta. Samodzielna jazda do Cairns zdarzyła jej się może ze dwa razy w życiu. Na dodatek Damien pewnie miał jakieś szałowe auto, które kosztowało więcej niż Emily kiedykolwiek widziała, więc to też odbierało jej pewność siebie i sprawiło, że kilka razy zapomniała o kierunkowskazie, a raz przy zakręcie wjechała na krawężnik.
Koniec końców dowiozła ich jednak zupełnie bezpiecznie do szpitala w Cairns, chociaż na samą myśl o drodze powrotnej robiło jej się niedobrze ze stresu. Pomogła Damienowi wypakować się z samochodu i dotrzeć do środka, a później zabrała się za ogarnianie wszystkich formalności, choć oczywiście przy wypełnianiu papierów musiał mieć swój udział. Później klasycznie kazali im czekać, co okropnie się dłużyło — a biorąc pod uwagę, że było już grubo po północy, to tym bardziej. Wreszcie jednak jakaś średnio sympatyczna pielęgniarka przekierowała ich do jednego z gabinetów i kazała czekać tam, ale niestety nie powiedziała nawet w przybliżeniu, ile to potrwa.
Wyciągnęła z kieszeni telefon, ale przypomniała sobie, że jest rozładowany. Miała tylko nadzieję, że mama śpi i się o nią nie martwi — pewnie tak było, bo inaczej już dawno zdobyłaby numer do Damiena i napastowała go telefonami, dopóki by nie odebrał.
— Bardzo boli czy trochę przeszło? — zagadnęła, siadając obok niego na leżance, czy gdzie tam siedział. Pogłaskała go po ramieniu, chcąc chociaż trochę dodać mu otuchy. Nie, żeby uważała, że bał się lekarza, ale pewnie był zmęczony bólem i późną porą też, a przecież za kilka godzin mieli być w szkole! Chociaż Damien pewnie tam nie dotrze.
— Obiecuję, że następnym razem nie będę cię wyciągała na nocne spacery. Po ciemku będziemy spotykać się tylko w domu — zarządziła, chociaż pewnie wcale tak nie będzie. No ale w domu też się nie nudzili; zawsze znaleźli sobie mniej lub bardziej produktywne zajęcie. Może po prostu ryzyko kontuzji było mniejsze niż w spowitym nocą lesie, chociaż to zależy, bo jak robili sobie maratony horrorów, to też po ciemku! Na razie jednak obyło się bez wypadków w domu i oby tak zostało.
— Chyba będziesz musiał zrobić sobie przerwę w szkole, no a na pewno nie będziesz mógł do niej jeździć autem — zauważyła, jak na przyszłą panią doktor przystało. — Ale spoko, z każdym dniem powinno być coraz lepiej.
Damien Blanc