Take you like a drug I taste you on my tongue
: 19 paź 2021, 18:50
004.
Take you like a drug
I taste you on my tongue
You ask me what I'm thinking about
I tell you that I'm thinking about
Whatever you're thinking about
Tell me something that I'll forget
And you might have to tell me again
It's crazy what you'll do for a friend
Było późno, choć noc wydawała się tak bardzo młoda. Zupełnie jakby dopiero się zaczynała pomimo faktu, że Dash znajdował się już w klubie przez kilka dobrych godzin. Niby nic specjalnego - zwykły wypad na miasto w piątkowy wieczór, podparty dużą ilością alkoholu i niewielkiego dodatku białego proszku, wciągniętego nosem w zaciszu męskiej toalety. Tak dla rozluźnienia, tak dla ciut lepszej, ciekawszej zabawy. Ćpanie dla rozrywki stało się ostatnimi czasy pewnego rodzaju rutyną, do której niebezpiecznie zaczynał się przyzwyczajać. Zwykły joint już nie był wystarczający, a głośna muzyka po prostu uderzała inaczej. Lepiej. Mocniej. Trafiała prosto w każdą kość. Każdą przetaczającą krew żyłę. Uwielbiał ten stan. Uzależnił się od niego. Zupełnie tak, jak tamtego wieczoru od niego - nieznajomej postaci, którą od jakiegoś czasy przyłapał się obserwować.
Pierwszy raz zwrócił na niego uwagę przy barze, kiedy sam smakując krwistą tequilę, drapiącą po gardle nawiązali pierwszy kontakt wzrokowy, a piwne oczy w sekundę przyprawiły o szybszy oddech. Zupełnie jakby na ten ułamek chwili przeprowadzili niewerbalną rozmowę, złożyli cichą obietnicę oddając wzajemną uwagę na tej wieczór. Potem było już tylko gorzej. Szukał go wzrokiem przy każdej, lepszej okazji. Podziwiał, jak zwinnie wyginał ciało w kocim tańcu, skupiając na swoje całą, pieprzoną atencję. A on wcale nie pozostał mu dłużny. Brooks również czuł na sobie jego spojrzenie - przy barze, w kolejne do kibla, a szczególnie, gdy słodka brunetka wieszała się na jego szyi, mocno dociskając biodrami do klubowego filara. Dość miał już tych przypadkowych spojrzeń. Najadł się nimi. Potrzebował więcej.
Krew wrzała w nim niemiłosiernie, podkręcając odczuwanie powietrza do pieprzonej sauny, kiedy odprowadzając nieznajomego wzrokiem do męskich toalet, sam Dash ruszył w ich kierunku zaledwie minutę później. Uchylił lekko główne drzwi, ciesząc się brakiem kolejki i wskoczył na chłodne kafelki tuż przy umywalce.
Z kieszeni kurtki wyciągnął idealnie skręconego jointa, umieszczając go między wargami i nie przejmując się ewentualnymi konsekwencjami, odpalił, delektując się lekkim syczeniem gorącego żaru tuż przy czubku. Opadł plecami na wielkie lustro, przyglądając się wyczekująco jedynej zamkniętej kabinie, łapiąc w płuca kolosalną ilość słodkiej zieleni.
— Oh — wymalował na twarzy udawane zdziwienie, wbijając spojrzenie piwne oczy z naprzeciwka — Nie wiedziałem, że ktoś tu jest, wybacz — dodał z cwanym uśmiechem, wypuszczając dym, który na moment zasłonił jego rozbawioną twarz. Oczywiście, że nie był to zwykły przypadek. Zdawało się jakby oboje bawili się nawzajem w kotka i myszkę przez większość wieczoru. Ktoś w końcu musiał wystąpić przed szereg.
Your move.
JJ Phoenix