48. +
outfit
Po ostatniej rozmowie z Raine, Sameen bardzo wzięła sobie do serca jej słowa. Oczywiście te odnośnie wyposażenia swojego mieszkania. Tak, Sameen mieszkała w Lorne już kilka miesięcy, niedługo właściwie to nawet jej tutaj minie rok, a i tak jej apartament składał się tylko i wyłącznie z materaca, na którym spała, mini lodówki, w której trzymała napoje i niczym poza tym. To nie tak, że wierzyła w minimalizm. Po prostu „dorastała” w gorszych warunkach i niekoniecznie czuła, że zasługuje na coś lepszego. Wygodne łóżka i piękne pokoje nieco ją przerażały. Z drugiej jednak strony, skoro wiązała swoją przyszłość z tym miastem i chciałaby kiedyś zaprosić do siebie Raine, to wolałaby mieć to mieszkanie jakoś udekorowane i umeblowane. Niestety nie miała swojego stylu, nic w katalogach jej nie pasowało. Nie chciała apartamentu w stylu greckim, bo jej domek na Krecie był w stylu greckim. A nie potrafiła znaleźć nic co by sugerowało, że istnieje coś takiego jak styl australijski. Postanowiła więc, że pochodzi sobie po sklepach i po prostu będzie inwestowała w to co jej się podoba. A, że Sameen miała kupę forsy, to postanowiła wspierać mieszkańców Lorne i kupuje produkty tylko od nich. Wina tylko z winiarni Rockwella, jabłka z sadu Gin Blackwell. Czemu więc nie miałaby kupować dodatków od kogoś kto poświęca czas na stworzenie ich?
Przechodziła obok sklepu i normalnie by go olała, bo nawet nie przeszłoby jej przez myśl, że potrzebowałaby kosza wiklinowego, ale z drugiej strony… takie kosze kojarzyły jej się z jabłkami, a tak się składało, że Sameen bardziej od jabłek kochała tylko Grecję i jej mitologię. Nic poza tym. Cofnęła się więc o dwa kroki i weszła do sklepu.
Posłała uśmiech dziewczynie, która przywitała ją dosyć personalnie. –
Dzień dobry. – Przywitała się i nawet wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny, żeby się z nią przywitać uściskiem dłoni. Jak pojechała do sadu Gin Blackwell to ta ją tak powitała, więc Sameen postanowiła podchwycić to zachowanie. –
Właściwie to nie wiem. – Powiedziała całkiem szczerze i przeniosła wzrok na produkty, które oferował sklep. –
Lubię jabłka, zawsze mam ich dużo. Więc może potrzebowałabym czegoś takiego? – Zapytała kobietę i podeszła sobie do czegoś czego nie potrafiła nazwać. Wyglądało jak misa, ale było plecione wikliną, ale jednocześnie Sam widziała, że jabłka prezentowałyby się w tym ładnie. Wystawione na stole, którego jeszcze nie miała. –
Chociaż myślę, że kosz do przenoszenia jabłek też by mi się przydał. – Nie brałaby od Gin skrzyń tylko przyjeżdżałaby ze swoim koszykiem. –
Sama to wszystko robisz? – Zapytała zafascynowana i typowym dla siebie zachowaniem, przeszła z dziewczyną na ‘ty’. Delikatnie, opuszkami palców wędrowała po jednym z koszów.
Andromeda Hillbury