lorne bay — lorne bay
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Co ci do tego?
1.

Zaskoczenie i odrobina rozczarowania, które zagościły u Hailey w pierwszym dniu pobytu w Lorne Bay nie ustępowały w ciągu tych prawie dwóch miesięcy. Nie spotkała kangura wskakującego jej na drogę, na dzień dobry nie machał jej żaden koala, nie znajduje pająka wielkości mieszkania w każdym bucie (nie narzeka) no i nie ma do czynienia jedynie z surferami, rancherami i modelkami. W wieku dwudziestu ośmiu lat Hailey przekonała się, że popkultura ją okłamała bezlitośnie. Do tego spośród wszystkich małych mieścinek wybrała nie najpiękniejszą. Mechanizm przykrywania narzekaniem na błahe spraw niewygodnego uczucia (tu wstaw jakiekolwiek) to nie pierwszyzna jeśli chodzi o Jenkins. W dzisiejszym menu mamy kiełkujące uczucie przynależności i bezpieczeństwa. Wydawałoby się, że to dobra wiadomość, prawda? Otóż dla Hailey znaczy to tyle, że traci czujność. Znowu. Z całych sił nie chciałaby przywiązywać się do ludzi i miejsca, bo to nie może skończyć się dobrze.
W tej chwili klęła pod nosem, pedałując zawzięcie pod górę. To jebane San Francisco, czy dziura na antypodach?! Próbując zignorować ogień w pośladkach, (szkoda, że nie w lędźwiach, hehe) parła dalej, chcąc być przed swoim nowym współlokatorem. Nie była pewna, czy schowała ten wibrator z kuchennego blatu. Niby nie obchodził jej jakiś randomowy typ, ale po co robić sobie jakieś dodatkowe niezręczności? Poza tym głupio byłoby go odstraszyć, w końcu płaci połowę czynszu. Swoją drogą dobrze, że Grace go znalazła, Hailey nie dałaby rady za Chiny zapłacić sama za ten miesiąc. Odetchnęła, gdy wjechała na ostatni odcinek trasy, którą już pierwszego dnia pracy podzieliła w głowie sprawiedliwie. Ostatni, prawie płaski, najbardziej miejski. Jest jaśniej, głośniej, gęściej. To ostatnie sprawia, że H jest zmuszona dużo zwolnić, żeby nie spowodować wypadku. Mimo to zgrabnie i szybko przemierza kolejne uliczki, jak co dzień dziwiąc się, że po półtorej zmiany ma siłę jeszcze choćby oddychać. Przyczepiła rower w klatce schodowej, nie chcąc nawet wyobrażać sobie tachanie go na trzecie piętro. Zawróciła na półpiętrze. Nie stać ją na to, że ktoś podpierdoli jej rumaka, o nie. Z determinacją wzięła go pod pachę i wspięła się na górę. Z duszą na ramieniu otworzyła drzwi. W następnej chwili, gdy przekraczała próg, czując się jak intruzka, wręcz osłupiała. Poczuła zapach jakiegoś prawdziwego jedzenia, najwidoczniej gotowanego na jej kuchence. Zanim się rozpędziła i poczuła jak trzy niedźwiadki, wbijając na chatę po odwiedzeniu jej przez Złotowłosą, otrząsnęła się i uzmysłowiła sobie, co to w ogóle znaczy.
- Cześć. - powiedziała jednocześnie zdyszana, zaskoczona i rozbawiona na widok wielkiej góry ciała i włosów uformowanych w kształt paskudnie-dziwnie-intrugującego człowieka trzymającego w dłoni szmatkę w kaczuszki. Patrzyła się w niego chwilę z wysoko poniesionymi brwiami, w końcu opuściła na podłogę rower, który zaczynał jej ciążyć. Przerwała kontakt wzrokowy, zajmując się swoim rumakiem. Odstawiła go na miejsce, czyli pod ścianę w salonie, po czym powędrowała za przybyszem do kuchni. Umyła ręce w zlewie kuchennym i zawiesiła się na chwilę, bo materiał, w który zazwyczaj wyciera ręce, był poplamiony czerwonym sosem i, co ważniejsze, znajdował się w posiadaniu jej Złotowłosej. Na tę myśl Hailey parsknęła śmiechem, opluwając się niczym przykładowy roczniak.
marcus glinsky
powitalny kokos
shrimp#2128
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Było lepiej niż się spodziewał, naprawdę. Ładne przestronne mieszkanie, wszędzie blisko (nie trzeba odpalać samochodu, win). No dobra, może nie takie przestronne, ale jasne. Łóżko trochę ciasne, a raczej trochę krótkie, ale nie skrzypiało. W sam raz na dobry początek prawda. Prawda. A przynajmniej tak próbował się usilnie przekonać. O i jeszcze właścicielka była sympatyczna. Co prawda miała trochę przepoconą sukienkę, która zapachem przypominała skunksa, ale to też nieważne. Będą się widywać rzadko, czynsz na konto. Świetnie.
Oczywiście, że byłoby go stać, żeby wynająć coś samodzielnie. Może nawet przydałoby mu się mieszkanie w samotności. Czuł jednak jakiś dziwny opór, którego nie potrafił zwalczyć. A może bardziej nie chciał? Ostatnie miesiące wypruły go całkowicie ze wszelkich sił do jakiejkolwiek walki. Co prawda nie przemyślał sobie, że posiadanie współlokatorki może ciągnąć za sobą konsekwencje, które będą wykorzystywać wszystkie jego zasoby.
Dość szybko się o tym przekonał, odnajdując w lodówce świeżo wynajętego mieszkania głównie echo, odbijające się od zapleśniałej cytryny i mleka wątpliwej świeżości. Przetarł twarz, po prostu wychodząc na zakupy. Nauczył się nie komentować pewnych rzeczy nawet w głowie. Tak było prościej.
Dość późno odkrył, że lubi gotować. Nie był może Magdą Gessler (popatrzcie na włosy, ok?), ale szło mu tak całkiem, całkiem. Śmiał twierdzić, że podniebienie jego współlokatorki nie jest szczególnie wyrafinowane, patrząc na zawartość lodówki (zapleśniała cytryna, skiśnięte mleko, czosnek tworzący nową kolonię swoich pobratymców, kaszę z molami i resztkę mąki) oraz szafek kuchennych. Lepiej dla niego. Gotowanie dobrze uwalniało myśli, na pewno było mniej niezręczne niż medytacja. Tak, nadal nie wierzył w jej zbawienną moc. Pokroił cebulę, otworzył mięso, wstawił wodę na makaron. Poczuł lekkie spięcie między łopatkami, słysząc, jak drzwi się otwierają. Złapał się tym samym na podśpiewywaniem pod nosem. Żałosne.:
-Cześć -odparł, zerkając na blondynkę, która pojawiła się w drzwiach z rowerem pod pachą. Nie mogła go przypiąć na dole? Naprawdę trzeba było go wnosić na górę? No nic. – Zrobiłem spaghetti, mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką – uśmiechnął się do niej lekko, zapamiętując dokładnie jej rysy twarzy. Umknęło mu zupełnie, że się nie przedstawił. Zresztą, że ona tego nie zrobiła również.
Odcedził makaron, wymieszał go z sosem, starł ser na tarce. W międzyczasie zupełnie zignorował parsknięcie dziewczyny, pochłonięty swoimi myślami. Postawił dwa talerze na stole, siadając na jednym z krzeseł. Stół mógłby być troszkę wyższy, zdecydowanie. Ponownie utkwił wzrok w swojej współlokolatorce:
-Wyrzuciłem to co umierało w lodówce, mam nadzieję, że nie byłaś szczególnie przywiązana. A i nie mogłem znaleźć pieprzu, więc kupiłem. Mogłabyś go wziąć, stoi obok tostera? – zapytał, czekając, aż usiądzie. Jedzenie w towarzystwie było dla niego ważne. Cholerne rytuały, wykończą cię Glinsky.

hailey jenkins
powitalny kokos
bejbi#2175
lorne bay — lorne bay
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Co ci do tego?
Z wdzięcznością zauważyła zignorowanie jej popisu wydzielania płynów przez otwory paszczowe, dyskretnie wytarła twarz, zaśmiała się krótko.
- Och, brzmi pysznie, z chęcią się poczęstuję. - odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie. To niepojęte, że tak szybko udało im się porozumieć. Jak dwoje dorosłych ludzi zajmujący tę samą przestrzeń, jakby znali się dłużej niż dwie minuty!
- Powinnam ci dziękować, a nie wybaczać, podchodziłam do tego jak dingo do tarantuli, czy coś. - wywróciła wdzięcznie oczami, podnosząc przy tym ramiona w lekkodusznej pozie „no cóż”. Z gracją i bez słowa wzięła pieprz i poszła za mężczyzną, postawiła pojemnik na stole. Bez skrępowania usiadła, nakładając sobie prosto z gara parujący, aromatyczny posiłek.
- Jezusicku, pachnie obłędnie. Gdzie nauczyłeś się gotować? - zapytała, nachylając się nad talerzem, pozwalając tym samym otoczyć się przez opary dania. Po chwili wyprostowała się i entuzjastycznie zaczęła pałaszować. Z ciekawością zerkała na mężczyznę, wymyślając naprędce założenia co do jego osoby. Rybak, który dzięki sile swoich mięśni i żyłce do interesu jest na drodze od zera do milionera? Chyba nie, ale kto wie? Pisarz pikantnych powieści historycznych? Może. Seryjny morderca? Prawdopodobnie.
WRÓĆ. Let’s be real, nie było szansy, żeby opisana wyżej scena miała możliwość się spełnić.
W popłochu przed dalszym opluciem jej aparat nosowo-gardłowy zrobił fiku-miku, powodując, że zabrakło jej przez chwilę tchu. Ta sytuacja wyzwoliła jakąś nadzwyczajną dawkę adrenaliny. Hailey wybałuszyła oczy, wypuściła głośno powietrze i w końcu odetchnęła głęboko. Strzał adrenaliny spowodował spięcie całego obwodu, kazał w tej chwili zinterpretować wszystkie bodźce jako zagrożenie. Hailey jak w teatrze patrzyła na niewyobrażalnie wysokiego mężczyznę zajmującego JEJ przestrzeń. Serce zaczęło łomotać jej w klatce piersiowej. Nie była w stanie choćby przełknąć śliny.
- Y-ym. - bąknęła przeczenie, próbując skrzywić twarz w coś na kształt uśmiechu. Nie pomagało to, że mężczyzna wpatrywał się w nią. Planuje jakieś posunięcie? Ocenia? Chuj wie? Wszystko w niej krzyczało „U C I E K A J!”. Nie była w stanie dogrzebać się do racjonalnej części swojego mózgu. Nie umiała nawet nazwać powodu jej stanu. Przecież nic się nie dzieje. W innej rzeczywistości odburknęłaby, że „nie dzięki, mam kolację”, po czym odgrzałaby makaron z serem, który zapakowała jej podkochująca się w niej pomocniczka kucharza. Zjedliby w ciszy, szybko, rachu-chachu i po robocie, elo. W tej rzeczywistości nie była w stanie odmówić. - To znaczy - nie jestem. Chętnie zjem. - powiedziała, wciąż walcząc, by przywołać uśmiech. Toczyła też wojnę z włosami, które wymykały się spod niewoli gumki i opadały na kark.
Bez słowa wzięła pieprzniczkę i powędrowała mechanicznym krokiem za mężczyzną. Odbywała przecież milion razy takie wycieczki, dokładnie w takim stanie. Żadna nowość. Usiadła bezszelestnie, czekając na znak, że może nałożyć sobie jedzenie. Potem należy poczekać na modlitwę i skinięcie głową zezwalające na jedzenie. Potrząsnęła głową, próbując się obudzić, ale szło jej niezbyt dobrze. Kręciła głową zapamiętale z wyrazem skupienia na twarzy. W końcu wyciągnęła przed siebie ręce i odsunęła się z krzesłem od stołu.
- Przepraszam. - powiedziała, ukrywając twarz w dłoniach, te kładąc na kolanach. Siedziała tak skulona przez jakiś czas. Pozwoliła, żeby oddech się uspokoił, dał mózgowi niezbędny tlen. Wizualizowała sobie to. Najpierw do płuc, tam dzięki naczyniom włosowatym natleniona krew do serca. Komora, przedsionek, tętnica, mózg. Już. W końcu wyprostowała się nagle i popatrzyła przed siebie. Zamrugała szybko. Co za koleś siedzi w jej salono-jadalni? Wtf? Zanim wydarła się niczym hiszpańska matka zgarniająca swoje mocosos na comidę, przypomniała sobie, siedzi przed nią jej nowy współlokator. Wypuściła powoli powietrze, wzdychając i przymykając oczy na dwie sekundy.
- Em, jemy? - podniosła brwi i przywołała ekscytację, nakładając sobie solidną porcję i biorąc pierwszy kęs. - Mmmm, pyszne! - Poszło jej prawie gładko. Wciąć pulsowało jej w skroniach, serce tłukło, a w gardle czuła kulę wielkości Jowisza. Ale to nic. Zje jak grzeczna dziewczynka, po przytakuje, po czym pozmywa i zamknie się w swoim pokoju na klucz.

marcus glinsky
powitalny kokos
shrimp#2128
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
No dobra, co mogło pójść nie tak? W którym momencie popełnił błąd? Może na samym początku, zakładając, że przyjazd do Lorne Bay to dobry pomysł. Wysoce prawdopodobne. Kolejny błąd popełnił, gdy uznał, że wynajmowanie mieszkania-niespodzianki to dobry pomysł. Przecież mógł trafić na prawdziwą wariatkę, socjopatkę, kleptomankę albo – co gorsza – osobę parującą skarpetki. Chryste. No i sam pomysł z gotowaniem i zachowywaniem się naturalnie widocznie też nie był zbyt wybitny. Niby taki naukowiec, wielki mózg, a coś średnio szło mu w życie. Gdzieś od dwóch lat tak średnio mu szło, powiedzmy sobie szczerze. No ale teraz to nieważne.
W sumie to na korzyść dziewczyny działało to, że nie był zbyt biegły w odczytywaniu ludzkich emocji z ich twarzy. Nie rozumiał pewnych subtelności i grymasów, wybałuszonych oczu, ani zmrużonych powiek. Za to świetnie znał się na rybach i żółwiach. No ale o tym to może potem. W każdym razie zauważył trochę dziwaczne zachowanie blondynki, ale może po prostu tak miała? Ostatnio mało czasu spędzał w towarzystwie ludzi, których nie znał od przynajmniej, dekady więc może zapomniał, że oni czasem mają trochę inne reakcje i mimikę. Można gdzieś się z tego podszkolić?
Rozłożył sztućce i miseczkę z serem na stole, mimowolnie obserwując dziewczynę. No obserwatorem był dobrym, gorzej z wyciąganiem wniosków. Nie bardzo rozumiał, co właściwie się działo. Może jednak była wegetarianką i mielona świnia wymieszana z pomidorami uderzyła głęboko w jej światopogląd? Czy jutro położy się pod jego sypialnią zapakowana jak świńska tuszka? Wymazana we krwi? Boże uchowaj. W każdym razie nałożył sobie makaron, starając się nie przyglądać jej dziwacznej, skulonej pozycji. No cóż, wygląda na to, że jest po prostu pierdolnięta. Trudno.
- Umm- wymamrotał tylko, bo zanim doszła do siebie, miał już w gębie sporą porcję makaronu – Nie wiedziałem, że czekasz na hasło „Start”- zaśmiał się gardłowo, po czym wstał i skierował swoje kroki do kuchnii – Chcesz colę? – zawołał, nie czekając, na odpowiedź przyniósł dwie puszki i jedną postawił przed swoją współlokatorką. Nagle, zupełnie niespodziewanie go olśniło, gdzieś dwa i pół widelca dalej. Może ta właścicielka jej nie powiedziała? I ta urocza, acz trochę mocno pierdolnięta blondynka wzięła go za włamywacza? To całkiem prawdopodobne, prawda? Głupie, acz prawdopodobne.:
- Jestem Marcus, nie wiem, czy Grace Ci wspominała, ale wynająłem pół mieszkania. Znaczy pokój, bo łazienka i kuchnia jest trudna do podzielenia. – w sumie faktycznie miał dość głęboki głos. Nie wiedział, czy ustala się coś z nowymi współlokatorami. Co z paleniem na balkonie, zapraszaniem gości i innymi tego typu rzeczami. Popatrzył na nią jeszcze przez chwilę, próbując odszyfrować wyraz jej twarzy i po prostu wrócił do jedzenia. No pierdolnięta i tyle.

hailey jenkins
powitalny kokos
bejbi#2175
lorne bay — lorne bay
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Co ci do tego?
Mogła zachować się na miliony różnych sposobów, zdawała sobie z tego sprawę, ale obwinianie się o to, jak toczy się ten wieczór, zostawi sobie na później. Teraz miała tylko jeden cel: przetrwać ten niezręczny czas konsumowania posiłku i zaszyć się w swoim pokoju. Najchętniej nie zamieniłaby z tym człowiekiem ani jednego słowa więcej. Czuła jakąś niewytłumaczalną blokadę przed interakcjami z mężczyzną. Fazę strachu wywołanego triggerami z niedalekiej przeszłości miała za sobą, to nie to. Może po prostu wiedziała, że się już ośmieszyła i nie chce brnąć w to dalej? Bzdura, w nosie ma to, co o niej sądzi ta karykatura Syriusza Blacka. Prychnęła sobie nawet pod nosem, spoglądając zaczepnie na towarzysza. Precyzyjnie rzecz ujmując, spojrzała zaczepnie na jego tyłek, który właśnie eksponował, idąc do kuchni po colę. Oczy i cała twarz właściciela pośladków nic nie straciła, bo Hailey utrzymała minę z wytrwałością godną performerki.
Delektowała się ciszą i ciepłym, smacznym posiłkiem. Dawno jadła coś innego niż odgrzewane motelowe jedzenie, lub taniochę do mikrofali. Ostatnio prawie trzy tygodnie temu, spaghetti z klopsikami wołowymi serwowane przez Marge. Ścisnęło ją w żołądku na to wspomnienie. Odpływała myślami z zautomatyzowanego przyzwyczajenia. Usilnie odtrącała wszelkie bodźce, nawet te zupełnie nowe. Wszystkiego jednak nie dało się zignorować. Ciekawe spojrzenia kierowane w jej stronę, regularne sięganie do miseczki z serem, pomrukiwanie po średnio co czwartym widelcu, ściągnięte brwi po połknięciu zbyt ciepłego sosu. Próbowała myśleć o tym, że przed pójściem do pokoju musi odłożyć spakowany makaron z serem, żeby jeść go na następne dwa śniadania. Dzięki temu oszczędziła prawie dwa dolce. Może jednak zjedzenie kolacji z tym przybyszem z kosmosu nie miało samych minusów.
Słysząc wypowiedź mężczyzny à propos Grace, Hailey zamrugała gwałtownie, a na jej twarzy wymalował się wyraz oburzenia. Ten wyciągnięty plastuś śmiał twierdzić, że jest skończoną kretynką?!!!!!!!!!!!!!1 Jeżu kolczasty, przecież gdyby miała go za włamywacza, to istniało milion innych lepszych rozwiązań, niż ładowanie mu się w łapy z miną niewiniątka i jedzenie podawanej przez niego potrawy. Hailey najpewniej odstawiłaby rower, powiedziała, że ma jeszcze torbę na dole i wycofałaby się rakiem, po czym puściła galopem do następnego skrzyżowania. Tam zadzwoniłaby najpierw do Grace, a jeśli okazałoby się, że ta o niczym nie wie, to na policję. Logicznym byłoby teraz sprostować przypuszczenie mężczyzny, którego imię wypadło jej z głowy. Gdy oburzenie przeszło, do Hailey dotarło, że pora na te współlokatorskie wstępne pierdolenie. Dżizas.
- Nie obchodzi mnie, co robisz u siebie w pokoju, bylebyś nie wkręcał mnie w jakiś nielegalny szajs. - zaczęła po głębokim westchnięciu. Odłożyła widelec i spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek. Założyła ręce i położyła je na stole. - Palimy tylko na balkonie, zrzucamy się na środki czystości. Imprezy mnie nie obchodzą, póki nikt nie roznosi mieszkania. I tak nie ma mnie większość doby tutaj. - wzięła oddech, zawieszając na mężczyźnie wzrok, wwiercający się głęboko, po czym kontynuowała beznamiętnie. - Co tydzień wymieniamy się sprzątaniem w przestrzeniach wspólnych, w tym tygodniu ja mam łazienkę, ty kuchnię, ten pokój zazwyczaj sprząta osoba, która ostatnia robiła w mieszkaniu imprezę, albo ta, która jadła na czyjś koszt, albo co innego. No, to ogólnie rzecz biorąc przedmiot licytacji. Mam nadzieję, że nie masz pytań, bo szczerze to nie mam siły i ochoty na dalszą pogawędkę i będę wdzięczna, jak ograniczymy wspólne rozmówki. - uśmiechnęła się najsztuczniej jak potrafiła, popatrzyła jeszcze chwilę na mężczyznę, po czym wróciła do pałaszowania kolacji. Nie widziała w swoim zachowaniu cienia chamstwa. Od dawna nie mówiła do nikogo z przesadną uprzejmością, więc gdy wyłamała się ze schematu, nie widziała za bardzo granicy.

marcus glinsky
powitalny kokos
shrimp#2128
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Nie można zarzucić Marcusowi, że się nie starła, bo naprawdę dał z siebie wszystko. Przynajmniej we własnym przekonaniu. Posprzątał lodówkę, zrobił jedzenie. Był miły i uprzejmy. Nie wiedział, czego można było oczekiwać więcej. Co więcej, naprawdę wspiął się na wyżyny swoich umiejętności społecznych. Tak, zdecydowanie trzeba było wrócić do Stanów albo polecieć do Europy.
Słuchał uważnie, nie chcąc uronić ani jednego słowa. A miewał z tym problem, odpływał regularnie, to przecież tak działa, że jedno słowo powoduje lawinę wspomnień i bodźców przenoszących człowieka w zupełnie inne miejsce. Marcusowi przydarzało się to naprawdę regularnie. No ale teraz nie o tym. Sam wrzucił się w tę niekomfortową sytuację towarzyską (mimo swoich najszczerszych intencji) i sam musiał się z niej wyplątać. Obraz mieszkania w Lorne Bay, który i tak miał już całkiem sporo wad, zarysował się jeszcze bardziej. Cholera, całe życie piachem w oczy.
Pokiwał głową, czując wewnętrznie, że już jakiś czas temu minęły czasy, gdy po prostu przytakiwał. Nie był od tej małolaty (bo dotarło do niego z całą mocą, że była na bank banków młodsza) w żaden sposób zależny. Może i znalezienie mieszkania nie było proste, ale mógł zawsze się spakować i wyprowadzić. Na inny kontynent. Badania można było prowadzić na całym świecie. Australia nie była przecież w żaden sposób wyjątkowa. Co więcej, Glinsky zdecydowanie powinien się trzymać od niej z daleka. No ale to nie teraz:
- Dobrze, ja pracuję głównie w domu, więc cieszę się, że bywasz tu rzadko – kurza stopa, zabrzmiało to trochę nieuprzejmie. No trudno. Chociaż określenie praca, też było w wypadku mężczyzny na wyrost. Nie musiała przecież tego wiedzieć:
- Mnie zależy na tym, żeby odpływ nie był zatkany włosami, w lodówce niech nic nie pleśnieje. Z tego co się orientuje, w budynku jest rowerownia, byłoby wspaniale, jakbyś to właśnie tam zostawiała rower. Nie będziesz musiała taszczyć go na każdym razem na piętro i nie będzie zagracał – tutaj położył nacisk na kolejne słowo – Wspólnej przestrzeni. Spojrzę na to, jakie są środki czystości i podzielimy to sprawiedliwie – raczej nie spodziewał się, że znajdzie wybitnie bogaty zbiór środków do czyszczenia kibla. Upił spory łyk coli. No cóż, mogło być naprawdę miło.:
- Czyli reasumując, ty zmywasz po obiedzie – uśmiechnął się nieco ironicznie, nigdy mu specjalnie ironiczny uśmiech nie wychodził. Zdał sobie sprawę, że typiara dalej mu się nie przedstawiła:
- A w ogóle to jak masz na imię? Czy mam na Ciebie mówić nie wiem, pani rowerzystka? Albo spleśniała cytryna? – no mógł niby sobie darować, ale to było silniejsze od niego. Pamiętaj maleńka, kto mieczem wojuje od miecza ginie. A Marcus miał dobre lata treningu w drobnych uszczypliwościach. Czarny pas.

hailey jenkins
powitalny kokos
bejbi#2175
lorne bay — lorne bay
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Co ci do tego?
Rzeczywiście, zasługuje na medal z ziemniaka, albo na karnego drewnianego kutasa. Był miłym, porządnym człowiekiem, powinien dostać co najmniej Pokojową Nagrodę Nobla, prawda? W końcu tak się chłopak stara, a ta niewdzięcznica nie oddaje mu nawet ułamka włożonego zaangażowania, przecież to jest oczywiste, że powinna jak w masło wejść w tę nową dla niej sytuację, zabawić go elokwencją, okazać wdzięczność i połechtać ego komplementami dotyczącymi jedzenia. Jasne.
Naprawdę miała nadzieję na relację opartą na ignorowaniu siebie nawzajem. Uważała, że dała z siebie solidne 2% zaangażowania, które idealnie pokażą, jaką ona będzie współlokatorką, a Gollum się dostosuje. W jej idealnej wersji rzeczywistości właśnie tak miało być. Ona beznamiętnie opowie o zasadach, pomilczy, rzuci kilka zmęczonych życiem spojrzeń i elo, pozamiatanie. No ale nie, no nie. Pan Ugotuję-Ci Obiad-i-Będzie-Tak-Jak-Mówię wie lepiej. Jezu Chryste, w co ona się wpakowała. W co ją Grace wpakowała?!
Słuchając wychudzonego Guliwera Hailey czuła, jak wzbiera w niej wkurw. Nie po to zrobiła gigantyczną pracę, uciekła na inny kontynent i prawie przymierała z głodu, żeby znowu słuchać słabo zaszytych pretensji pseudointelektualisty. Bardzo chciała mu przywalić, ale wiedziała, że nie skończy się to dobrze. Poza tym nie miała obiektywnego powodu. Chyba. Odetchnęła, wciąż uśmiechając się do niego, niczym księżniczka małego miasteczka w Luizjanie witająca nową, ładną mieszkankę. Swoją drogą czas na rewatch Hart of Dixie, zdecydowanie.
- Nie wiem, co zamierzasz, mówiąc do mnie w ten sposób. - zaczęła, a bił od niej blask inspiracji tego vibe’u - prof. Umbridge. Całość wykoślawiała jej zmęczona twarz, tłuste, zaczesane w tył włosy i sprany dres, w którym najwygodniej jej się jeździło do pracy. Westchnęła, zbierając myśli. - Wymienię miejsce na rower w salonie za dodatkową półkę w lodówce. Reszta dla mnie git. - popatrzyła na niego, unosząc brwi. Zdawała sobie sprawę, że on wie o małym poświęceniu z jej strony, jednak ekstra miejsce w lodówce może być dla niego cenniejsze. Na to właśnie liczyła. Nie miała zamiaru opowiadać o swoich maniakalnych obawach przed kradzieżą. W odpowiedzi na wypowiedź o dzisiejszym zmywaniu wzruszyła ramionami, kiwając głową i dając znać, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji takiego podziału obowiązków.
Wstawała właśnie, gdy Pan Uszczypliwy zaczął ją pytać o imię. Potrzebowała skorzystać z toalety i nie zamierzała się tłumaczyć, czy jakoś o tym wspominać. Cóż, może trochę na złość Strażnikowi Dobrych Manier. W chwili, gdy z jego ust padła „spleśniała cytryna” Hailey zupełnie przypadkiem wstając, zahaczyła ręką o pusty świecznik, który upadając popchnął puszkę z napojem mężczyzny, skutkiem czego, resztka jej zawartości znalazła się w jego talerzu.
- Och! Sorka. - Przykryła ręką twarz w sposób iść teatralny, zrobiła zmartwioną minę, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku łazienki. - Hailey! - rzuciła w połowie drogi, po czym zniknęła za drzwiami toalety.

marcus glinsky
powitalny kokos
shrimp#2128
biolog morski — ale bezrobotny
38 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
Znam się na oceanach, morzach, jeziorach i rzekach, to chyba tyle? Często słyszałem, że na niczym więcej, ale to nie szkodzi przecież. Grunt to zrobić dobre, pierwsze wrażenie.
Na rany Chrystusa, co było nie tak z tą dziewczyną? Czy on przez zupełny przypadek trafił do jakiejś tandetnej komedii romantycznej dla nastolatek? Bo, prawdę mówiąc trochę się tak czuł. I czuł, że to jedna wielka pomyłka. Nie do końca potrafił zrozumieć, dlaczego dziewczę zachowuje się jak spłoszona fretka. I może nie był najbardziej krytycznie nastawionym do samego siebie człowiekiem, ale trudno mu było znaleźć w tym swoją winę. Hej, zrobił obiad. Czego oczekiwała? Ankiety do wypełnienia na swój temat i takiej samej ankiety na jego temat? Kiedy się urodził, na co jest uczulony, dlaczego tak ślepo kocha Eltona Johna, skąd się wzięła blizna na jego barku, jakiej sławnej osobie najchętniej by się oświadczył i dlaczego byłaby to Adele? No na boga, nie przesadzajmy. Naprawdę nie można być dla siebie po prostu miłym i uprzejmym nie pokazując dominacji? Marcus głęboko wierzył, że tak się da no.
Jego gęste brwi poszybowały wysoko do góry, słysząc o wymianie. Nie, on nie zamierzał w to grać. Absolutnie, nie było takiej opcji. Poza tym w lodówce była parzysta ilość półek, po co to zmieniać. A ten zasrany rower w salonie wszystkim przeszkadzał, na pewno na czele z samą właścicielką. No nic. Westchnął i przyjrzał się uważnie dziwnie napiętej twarzy dziewczyny:
- Półki są 4. Każdy ma po dwie. A rower ląduje w rowerowni. – no nie bardzo było tu pole do dyskusji. Glinsky zdał sobie sprawę, że trochę infantylne to dziewczę. Blondynka, o naprawdę ładnej twarzy zachowywała się, jakby zamiast drugiego dorosłego człowieka siedział naprzeciwko niej dinozaur, którego trzeba było jak najszybciej wyeliminować. No ale widocznie pomyleńcy tak mają, wiecznie czują się zagrożeni.
Jedząc makaron, próbował naprawdę intensywnie analizować, czym mógł tę dziewczynę urazić. Co takiego zrobił, że aż tak się spłoszyła. Zaraz jednak Resztka coli wylądowała w jego makaronie, a to gdzieś przelało szalę goryczy. Z tego wszystkiego, nie zapamiętał imienia dziewczyny. Za to wstał, wziął swój talerz i po wyrzuceniu resztek jedzenia zalanych colą, pozmywał po sobie. Pozmywał też patelnię, garnek i wytarł blat. Gdy usłyszał otwierające się drzwi od łazienki, zaczął swoją tyradę. Zapewne nie potrzebną, zapewne zupełnie bezcelową.:
- Nie wiem, o co Ci chodzi dziewczyno. Wybacz, że włamałem się do twojego nieco zapyziałego pałacu i planuję zając jeden pokój. Chryste- strząsnął ręce do zlewu, pozbywając się z nich większości piany – Wystarczyło powiedzieć, koleś pierdol się, a nie zachowujesz się jak pizda – spakował resztkę makaronu do pudełka i wziął się za wycieranie talerza – I ponoć Grace konsultowała z Tobą współlokatora w mieszkaniu, więc ja naprawdę nie rozumiem, o co ci chodzi – no cóż, widocznie męskie ego Marcusa poczuło się dotknięte. Słusznie czy nie, poczuło się dotknięte. A patrząc na pełen wachlarz doświadczeń ostatnich kilkunastu miesięcy, Marcus miał bardzo krótki zapłon.

hailey jenkins
powitalny kokos
bejbi#2175
ODPOWIEDZ