strażak — lorne bay fire station
34 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#2


Chociaż minęło już tyle lat, Bartholomew do tej pory nie potrafił racjonalnie wyjaśnić, dlaczego tak właściwie przyjaźnił się z Remingtonem. Od zawsze byli świetnymi kumplami, dogadywali się niemal ze słów, a i Bartowi nie przeszkadzało to, że Dick jest tak naprawdę niezłym... palantem.
Nie zmieniało to jednak faktu, że kiedy naszemu strażakowi waliło się życie, to w pierwszej kolejności uderzał do swojego druha, bo ten jak nikt inny, wręcz łopatologicznie, a czasami i używając argumentu siły, potrafił Stoneharta naprostować.
Tego wieczoru miało być podobnie, chociaż nie tylko z problemami Bart zmierzał do mieszkania kumpla. Dick ostatnio dostał awans, więc chodził dumny jak paw, a że Stonehart nie miał wcześniej jak z przyjacielem poświętować, postanowił zrobić to właśnie teraz. Miał nawet zamiar złamać swoją zasadę nie chlania. W końcu miał okazję do zabawy i jak raz wyłączy telefon na amen nic się raczej nie stanie.
Dlatego też teraz, zabezpieczony w trzy pokaźnych rozmiarów butelki whisky zmierzał do Dicka. Domyślał się, że o własnych siłach raczej do domu nie wróci, jednak kto by się tam tym przejmował. Tahnee znów się na niego obraziła, bo znów nie przyznał jej racji, że powinni zamieszkać razem. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ona tak strasznie na niego naciskała. I dlaczego on sam, nie potrafił się zdecydować na ten ostateczny krok. Przecież ją kochał. Co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
Bart, stanąwszy pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania Remingtona, zadzwonił dzwonkiem, przynajmniej trzy razy. Niecierpliwił się, bo trzymane w dłoniach butelki z alkoholem nieco mu ciążyły, a jakby je rozbił to chyba by z Dickiem spędzili noc na korytarzu, zlizując bursztynowy płyn z kafelek, żeby się alkohol nie zmarnował.
- Gratuluję awansu! - Zawołał, kiedy druh jego w końcu drzwi otworzył, po czym zadyndał mu przed oczami wspomnianymi wyżej butelkami. - Zobacz co mam. - Radość aż od niego biła, a on zachowywał się wręcz irracjonalnie, chcąc chyba zagłuszyć wyrzuty sumienia, że jednak wolnego wieczoru nie spędza z narzeczoną, a przyjacielem. - Dziś się sponiewieramy. - Zawyrokował, ładując się Dickowi do mieszkania i nawet nie czekając na oficjalne zaproszenie.


Richard Remington
ambitny krab
BlackSwan90#4142
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Większość ludzi tak naprawdę nie wiedziała, czemu przyjaźni się, ba, czemu się zna z kimś takim jak Richard Remington. Jeśli chodzi o jego zalety, to zazwyczaj kończyły się na pakiecie Netflixa za darmo (w końcu stary miał tam znajomości) i na sutym koncie bankowym (w końcu stary zarabiał na platformie streamingowej niezłe pieniądze). Poza tymi dwiema korzyściami sam Dick był człowiekiem z charakterem mało przystającym do innych ludzi. Eufemizm jak się patrzy, bo chodziło głównie o to, że młody strażak był kawałem sukinsyna i jeśli ktokolwiek chciał go znać, to musiał być przygotowany na fakt, że jest skupionym na sobie gnojkiem, który zjadł już wszystkie zęby na poszukiwaniu adrenaliny. I wszystkiego co było marnym substytutem kokainy. Nawet matkę przyjaciela potraktowałby jak ostatnią szmatę, gdyby tylko w tym momencie to miałoby odwrócić jego uwagę od wszystkiego co zakazane.
Czytając głośno od tej zjebanej koki, której brak wyżerał mu w mózgu olbrzymie dziury. Mimo że nie było to możliwe, to tak właśnie widział to Dick. Swój nałóg widział jak olbrzymiego potwora, który powoli zżera jego ciało, bo zamiast posypać się białym proszkiem, to jedynie okadza się nikotyną. A bestia nigdy nie śpi i czeka na żer. Inna sprawa, że ta kurwa czasami mogłaby spasować i stwierdzić, że alkohol z wyższej półki mógłby być. Ale nie, ona potrzebowała narkotyku, który doprowadził do takiego spustoszenia w jego życiu, że aż dziw, że Bart pozostał.
Może dlatego, że przemilczał pewne kwestie przed nim. Jak na przykład to, że zabił swoje nienarodzone dziecko, bo zechciało mu się zachować jak ostatni brutal. Co gorsza, wcale tego nie pamiętał. Czy więc zasługiwał na awans i gratulacje?
Nadal czuł się jak pieprzony oszust, przebrany za strażaka, bo ci budzą największe zaufanie społeczne. Jakże ciekawe, skoro on sam był człowiekiem, któremu nie należało ufać. Uśmiechnął się jednak na widok przyjaciela.
Jeśli miał alkohol, to zawsze był mile widziany.
- Już zaczynasz znosić łapówki? I tak będę cię traktować identycznie – wyszczerzył ząbki, a jego prawa ręka na temblaku nadal była bezwładna, więc wskazał mu kuchnię. – Polej, bo ja nawet sobie sam konia nie zwalę – dodał swobodnie, a widząc przerażony wzrok druha dodał: - Nie, o tę przysługę nie będę cię prosić.

Richard Remington
strażak — lorne bay fire station
34 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
A może Stonehart został z nim, bo widział w nim kogoś więcej niż zaćpanego strażaka? Może i nie zrozumiał, by postępowania kumpla, ale jednak nie zostawiłby go na pastwę losu. Tak się przyjaciele nie zachowują. Zresztą, Richard zawsze pomagał jemu, więc Bartholomew nie robił niczego więcej, tylko odwdzięczał się za wcześniej okazaną pomoc.
Bart parsknął śmiechem, słysząc słowa starego druha. - Czyli nic się nie zmieni i nadal będziesz skończonym palantem, jakim byłeś do tej pory. - Stwierdził, kierując się do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś szkła, by nalać do niego whisky. Faktycznie, przeraził się, że miałby Dickowi walić konia, bo tego to ich umowa przyjacielska nie obejmowała. - Znalazł byś sobie jakąś panienkę to nie miał byś tego problemu. - Skwitował, podając Remingtonowi jedną ze szklanek. – Przynajmniej nie siedziałbyś sam w chałupie i głupoty by ci do głowy nie przychodziły. - Dodał jeszcze, przechodząc do salonu i rozsiadając się na kanapie. - Popatrz na mnie? Czyż nie jestem okazem szczęścia niezmiernego z tego powodu, że posiadam narzeczoną? - Zapytał, choć na zbyt szczęśliwego to on teraz zdecydowanie nie wyglądał. Te jego kłótnie z Tahnee powoli wyprowadzały go z równowagi. Nie potrafił zrozumieć jej naciskania na niego w pewnych kwestiach. Jemu było dobrze tak, jak było. Po co miał zmieniać coś, co działało jak dobrze naoliwiony mechanizm.


Richard Remington
ambitny krab
BlackSwan90#4142
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Z tym, że Richard doskonale zdawał sobie sprawę, że przyjaciel z niego był kiepski. Jeśli potrafił robić coś zawodowo, to pieprzyć relacje z ludźmi, na których mu zależało. A może to już była depresja? Sam nie wiedział do końca, ale już był przerażony na myśl o tym, że kolejnym krokiem w AA będą listy, w których będzie musiał przeprosić za swoje zachowania podczas ćpania. Mówiąc ładnie, będzie musiał pokajać się za bycie szmatą, którą był zazwyczaj po przypudrowaniu sobie noska.
Może jednak niepotrzebnie wyprzedzał czas, na razie przyszła pora na świętowanie.
- Duke też jest palantem i został komendantem – wywrócił oczami, nie żeby mu zazdrościł, raczej miał wrażenie, że to jest początek końca, bo nie dogadywali się najlepiej. – Będę palantem wyższego stopnia – dodał, gdy odebrał od niego szklankę. Czy chciałby, że to akurat ten przyjaciel walił mu konia? Podziękowałby. Miał dużo przystojniejszych kumpli i o tym myślał, szczerząc się do Barta. – Miałem panienkę, pamiętasz? Nie wyszło to nikomu na dobre – zauważył i spoważniał na myśl o blondynce, która wrzeszczała, że go nienawidzi.
Jeśli miał znowu to przeżywać, to chyba wolał oddać się przelotnym znajomościom. Skoro nawet ubrań nie umiał sobie poukładać, to jak to miało zadziałać z jakąkolwiek dziewczyną? Upił spory łyk najlepszego trunku dla ludzi w depresji i spojrzał na kumpla.
- Widzę, pełnia szczęścia – zadrwił. – O co znowu poszło? – czyżby to była ta słynna troska Remingtona? Zdarzała się tak rzadko, że była niemalże Świętym Graalem każdej jego znajomości.

Bartholomew Stonehart
strażak — lorne bay fire station
34 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaśmiał się tylko, słysząc słowa kumpla. Remington zawsze umniejszał swoje zasługi i Stonehart domyślał się, że i tym razem było podobnie. Dick pewnie uważał, że nie jest godzien tego awansu, że zawsze znalazłby się ktoś lepszy, jednak Bart wiedział, że nikogo lepszego w straży nie mieli. A to, że miał swoje problemy? Każdy je miał. Mniejsze czy większe. W ich pracy bardziej istotne było to, ile kto dawał od siebie. Czy był gotów na najwyższe poświęcenia, a Richard taki właśnie był. Przynajmniej w oczach swojego najlepszego przyjaciela.
– No to naprawdę sporo się zmieni. - Skwitował. – Dwóch palantów na kierowniczych stanowiskach. Normalnie żyć, nie umierać. - Żartował sobie oczywiście, bo jednak lubił i Dicka i Duke'a. Obu znał od lat i wiedział, że decyzja o ich awansie była słuszna. On sam pewnie by się nie zgodził, bo dobrze mu było tam, gdzie było.
– Bardziej chodziło mi o jakąś spokojną i ułożoną dziewczynę. - Wyjaśnił, bo jednak uważał, że jego kumpel zasługuje na kogoś normalnego, kto wyciągnie go z tego całego bagna. - Wiesz, taką, która się tobą zajmie i da ci odrobinę normalności. - Sam nie znał takiej kobiety, ale może gdzieś tam po świecie chodziła sobie taka panienka o gołębim sercu, która dałaby sobie radę z Remingtonem i jego jazdami.
Z jednej strony Bartholomew trochę zazdrościł Dickowi, że ten nie musiał użerać się z jedną kobietą. Chociaż, on sam jakoś sobie bez Tahnee życia nie wyobrażał. Był z nią ponad dwadzieścia lat, z krótszymi, bądź większymi przerwami i było mu tak wygodnie. Tylko te jej wieczne pretensje każdego w końcu doprowadziły by do szału.
- O to samo co zwykle. - Mruknął, wzruszając ramionami. Bart naprawdę nie miał pojęcia o co chodziło Tahnne. Przecież było dobrze, a po co zmieniać coś, co działało jak należy. - Wiecznie ta sama śpiewka... Dlaczego nie chcesz żebym się wprowadziła? Dlaczego nie bierzemy jeszcze ślubu... Szału idzie dostać. - Stwierdził, próbując naśladować głos swojej narzeczonej. Stonehart czasami się zastanawiał, czy gdyby dał Walker to, o co go prosiła to w końcu dałaby mu święty spokój i by się uspokoiła. Tyle że on nie chciał robić tego ostatniego kroku, bo podejrzewał, że chciałaby potem jeszcze dziecko, większy dom, albo nie wiadomo co jeszcze. Dasz takiej palec, to zaraz całą rękę będzie chciała. - I weź tu zrozum kobiety. - Pokręcił głową, upijając solidny łyk ze swojej szklanki.


Richard Remington
ambitny krab
BlackSwan90#4142
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Owszem, praca strażaka sprawiała mu sporo satysfakcji, ale zapewne w sposób, w który żaden szarak nie mógł pojąć. Dlatego, iż dla Richarda uczestniczenie w akcjach było rodzajem zastępstwa. Nie mógł się szprycować niedozwolonymi środkami, więc zafundował sobie adrenalinę w najczystszej postaci. Może powinien pieprzyć, że chodzi o pomaganie ludziom, ale aż takim altruistą nie był. Na dodatek wydawało mu się, że z czasem przyszło mu zobojętnieć zupełnie i kolejne wypadki nie robiły na nim żadnego wrażenia. Z tym, że to na pewno czyniło z niego lepszego strażaka, bo był diabelnie skuteczny i opanowany.
W szaleństwie tkwiła metoda? Niechaj będzie.
- Może wreszcie zaprosicie mnie na jakąś imprezę – ostatni jego samotny dyżur skończył się otwartym złamaniem, bo oczywiście wszyscy balowali, a Dick jak ten ostatni ciul siedział samotnie i oczekiwał na zgłoszenia jak pieprzony Romeo.
I potem zamiast wspinać się po balkonie, wybrał upadek z drzewa. Chyba przez to miał po dziurki w nosie panienek, choć Pearl wydawała mu się… miła. Była jak zupełny powiew normalności w stadzie pełnych idiotek i tinderowej rozpusty jego życia.
- Naprawdę sądzisz, że pasuje do mnie jakaś spokojna dziewczyna? – upewnił się, bo zawsze mu się wydawało, że jemu trzeba takiej, co chwyci go za mordę i sprowadzi na dobrą drogę swoją stanowczością. Już próbował z delikatną i wyszło z tego jedno wielkie zabójstwo, więc chyba dlatego był taki sceptyczny.
A może zwyczajnie nie wyleczył jeszcze złamanego serca? Sam nie wiedział i na razie nie chciał dociekać, skupiając się na piciu ze szklanki i krzywiąc się, bo nigdy nie przywyknie w pełni do tego smaku.
- Nie zastanawiałeś się kiedyś nad tym, by się po prostu oświadczyć? – zapytał od niechcenia, nie, żeby go namawiał, bo przecież Dick był przeciwnikiem formalizowania związków od zawsze, ale zwyczajnie był ciekaw. Inna sprawa, że na wesele też by go pewnie nie zaprosili, bo wciągnąłby im nawet mąkę, a potem przeruchał druhny, ale lubił sobie pomarzyć.

Richard Remington
strażak — lorne bay fire station
34 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z kolei Bartholomew uwielbiał pomagać innym. To go różniło od Richarda. On uwielbiał swoją pracę za to, że zawsze mógł się wykazać, wybawić od kłopotów innych ludzi. Adrenalina też oczywiście robiła swoje, jednak dla Stoneharta była zdecydowanie na drugim miejscu.
- Chwila moment. - Zaczął, unosząc rękę do góry. - Nie moja wina, że ostatnim razem miałeś dyżur, a my imprezowaliśmy. - Powiedział, bo gdyby to od niego zależało to i Dick na tej zabawie by był. - By mógł bawić się ktoś, ktoś cierpieć musi. - Stwierdził, śmiejąc się ze swojego durnego stwierdzenia. Niestety, praca w straży miała swoje plusy i minusy. Jedną z większych wad było to, że zawsze ktoś musiał być na posterunku, gdyby coś miało się wydarzyć.
Najwidoczniej każdy z nich miał zupełnie inne podejście do kobiet. Stonehart zawsze uważał, że kobiety, które były rozsądne, aczkolwiek spokojniejsze potrafiły wyrwać każdego faceta z dołka w jakim się znalazł. A jeśli jeszcze taka, darzyła uczuciem owego delikwenta, nie było mocnych żeby mu nie pomogła.
– Zawsze mi się wydawało, że te spokojne mają w sobie mnóstwo niespożytkowanej miłości. A podejrzewam, że właśnie tego ci trzeba. - Wyjaśnił. Nie sądził, by kobieta o silnym charakterze była w stanie zdziałać coś z Dickiem. Bart już trochę za długo go znał. - Wiesz, taka spokojna dziewczyna samym podejściem do twojej osoby mogłaby zdziałać naprawdę bardzo dużo. Nie powiesz mi, że takie delikatne panienki nie są urocze. Nie byłbyś w stanie takiej odmówić, bo one zazwyczaj są urocze w swoim sposobie bycia i nie sposób być na nie złym, czy zachowywać się w stosunku do nich jakoś nieodpowiednio. - No teraz to już trochę popłynął, nieco filozofując, ale może jednak trochę racji miał. Zbyt dużego doświadczenia w tej kwestii nie miał, bo od lat był w związku tylko z jedną kobietą, która była przeciwieństwem delikatnej niewiasty.
Dlaczego Bart miały nie zaprosić najlepszego przyjaciela na własny ślub? Oczywiście, że by to zrobił, a jeszcze pewniejsze było to, że Remington byłby jego drużbą. A to, że przeruchałby druhny i inne panny? Mógł robić co chciał, byleby tylko nie tykał panny młodej. Ta była zarezerwowana dla Stoneharta.
- Chyba coś ci się pomieszało, bo oświadczyłem się pięć lat temu. - Zaśmiał się, popijając ze swojej szklanki. - A Tahnee męczy mnie teraz o ślub i wspólne zamieszkanie. - Wyjaśnił. W sumie, to nie do końca wiedział dlaczego jeszcze tego nie zrobili. On po prostu miał jakieś obawy, blokadę, która nie pozwalała mu pójść krok na przód. Być może była ona spowodowana naciskami jego narzeczonej, a może tym, że jego stan kawalerski aż za bardzo mu odpowiadał. - Zresztą, nie gadajmy o tym, bo mi tylko ciśnienie skacze. - Odezwał się w końcu po chwili. - Powiedz mi lepiej, jak sobie radzisz na zwolnieniu. Nie czujesz się samotny? - Zapytał, bo jednak złamana ręka skutecznie musiała uziemić Dicka na dość długi czas.

Richard Remington
ambitny krab
BlackSwan90#4142
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Podziwiał ludzi, którzy naprawdę pomagali z dobroci serca. On niestety do nich nigdy nie należał. Po pierwsze większość ofiar nudziła go niesamowicie – to nie był serial Netfliksa, by byli zabijani w jakiś wyszukany sposób – a po drugie z tymi żywymi też nie umiał prowadzić ożywionej konwersacji. Poza tym doświadczenie robiło swoje. Z czasem jego żałosna egzystencja sprowadzała się już tylko do zamykania worków z kolejnymi ciałami, których imion nawet nie potrafił odtworzyć. Zresztą, po co rozpamiętywać trupy?
Żeby wiedzieć który go straszy w nocy? Podziękuje.
- Jakoś często tak się zdarza, że wy imprezujecie, a ja… - ale machnął dłonią, wiedział, że to dla jego dobra. Były ćpun to nie był najlepszy kompan do zabaw wszelakich, bo zagrożenie nadal było bardzo realne. Inna sprawa, że podczas tego dyżuru na drzewie nie zaplątał się kotek, a realna kobieta i że skończył ze złamanym barkiem. Najwyraźniej miał szczęście do takich akcji. Jeśli miał wybierać, to na przyszłość wolał nie zostawać na takich dyżurach.
Co do jego podejścia do ludzi – w końcu był biseksualny i wcale się tego nie wstydził – uważał, że już wystarczająco poniżył biedną i niewinną dziewczynę, by w kolejną pakować się ze swoimi traumami, dramami i ciągłą potrzebą bycia w niebezpieczeństwie. To chyba był najlepszy zamiennik kokainy, jaki znalazł. Oczywiście poza walkami w klatkach, ale ostatnio nawet Lorenzo przestał się odzywać i podejrzewał, że wpływ ma na to jego była. Niesamowite, że w jego wieku nie potrafił poustawiać sobie tak prostych relacji, ciągle poznając ludzi z przypadku. Większość i tak po bliższej znajomości robiła sobie wolne od niego, więc powinien docenić ludzi takich jak Bart.
I ich dobre rady. Postanowił nawet sobie to zapisać. Poznać nieskomplikowaną istotę, która nie jara się jego drogim zegarkiem i powierzchownością jak z okładki Variety, ale jego czystą duszą. Sam w to nie wierzył, ale niech będzie. Kim on był, żeby negować takie odkrycia?
- Nie pamiętasz Lorry? Ona była taka słodka i niewinna. Istny cud, który mi wybaczył prawie wszystko – odparł nieco zgorzkniały, bo obaj dobrze wiedzieli, że to nie skończyło się za dobrze. – Nie chcę kolejnej dobrej istotki, którą zniszczę, bo znowu wpadnę w cug. Kto wie, co będzie dalej. Jestem czysty dopiero od trzech miesięcy – i choć bardzo chciał obiecać mu, że tak pozostanie, to wcale nie był tego taki pewny.
Jak i faktu, że potrzebował kogokolwiek do szamotania i kłótni.
- Debilu, jeśli po roku od oświadczyn nie weźmiesz ślubu, to się już nie liczy – uświadomił mu tonem człowieka, który przeglądał razem z Lauren Conrad wszystkie magazyny, dotyczące mody ślubnej. Przewrócił teatralnie oczami. – Tak właściwie to czego ty się boisz? Jesteś z nią od zawsze… Niewiele się u was zmieni. Ta sama nuda – aż zacmokał, bo wydawało mu się absolutnie przerażające. Bycie z jedną osobą tyle czasu. To była gorsza niż ta sama praca i mieszkanie, a przecież już się tutaj dusił.
- Ujdzie – odpowiedział więc całkiem nieszczerze, w takich chwilach nosiło go najbardziej. – Niedługo wracam, nie powinienem tak długo… No wiesz – pozostawać w jednej pozycji, bo ADHD i potrzeba kokainy to za dużo jak dla niego.

Bartholomew Stonehart
strażak — lorne bay fire station
34 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Eh, kobiety. Odwieczny temat poruszany na każdym męskim spotkaniu. Każda szanująca się popijawa, zazwyczaj kończyła się rozmowami na temat kobiet, o których się śniło, które się straciło, albo które się kochało. Wszak, przedstawicielki płci pięknej były sensem życia każdego mężczyzny, a Bart uważał dodatkowo, że bez nich gatunek męski już dawno by wymarł.
– Lorry to była zupełnie inna historia. Przede wszystkim byłeś wtedy zupełnie innym człowiekiem. - Zaczął wyjaśniać mu wszystko łopatologicznie, jak nauczyciel tępemu na wskroś uczniowi. - Chyba nie do końca rozumiesz, co mam na myśli. Chodzi mi o dziewczynę, która nie będzie się bała poznać cię lepiej, której nie odstraszysz swoimi jazdami i przypałami, i która przede wszystkim łatwo się nie podda. - Wyjaśnił, chociaż nie wiedział, po co to tak naprawdę robi. - Zresztą, rób jak uważasz. Ja nie mogę ci życia wiecznie układać, a przede wszystkim nie będę cię umoralniał. - Wzruszył ramionami, w końcu się poddając, bo Dick miał jak zawsze trzy słowa na jego jedno.
Bartholomew czasami naprawdę nie miał pojęcia, w jaki sposób dotrzeć do swojego najlepszego przyjaciela. Miał wrażenie, że Richard zamyka się na wszystko co lepsze. Tym bardziej, że przecież powoli wychodził na prostą i powinien był wprowadzić jakieś zmiany w swoje życie, by ponownie nie sięgnąć po dragi.
- Sam jesteś debilem. - Stwierdził, chociaż słowa Dicka miały jakiś sens. - Uważasz więc, że co roku powinienem się jej oświadczać, albo w końcu wziąć z nią ślub, bo i tak nic się nie zmieni? - Zapytał, chcąc utwierdzić się w przekonaniu o takiej możliwości. - I wypraszam sobie. To nie jest nuda. To stabilność. Spróbuj kiedyś nawiązać dłuższą relację z jedną dziewczyną, a zobaczysz, że to nic złego. - Wyjaśnił, wzruszając ramionami. Dla niego to było oczywiste, bo w swoim życiu miewał momenty, kiedy rozstawał się z Tahnee i próbował korzystać z życia, jednak zawsze wracał, do tej, do której należało jego serce. - Sam kiedyś spróbuj się zaangażować. Tym bardziej, teraz, kiedy zaczynasz tak jakby nowe życie. Może warto wprowadzić w nim jakieś zmiany? - Stwierdził, mając nadzieję, że da Remingtonowi trochę do myślenia. Znali się nie od dziś i Bart uważał, że kto jak to, ale Richard po tym co przeszedł, naprawdę zasługiwał na drugą szansę.
Upił nieco ze swojej szklanki i zamyślił się na chwilę.
– Ostatnio zastanawiałem się nad tym, czy nie wykorzystać zaległego urlopu i gdzieś nie wyjechać. Wiesz, żeby się zrestartować. - Podjął po chwili inny, mniej drażliwy temat. - Cholernie tego potrzebuję, bo mam wrażenie, że życie nie idzie mi tak jak powinno. Nie chcesz jechać ze mną? - Zaproponował, zupełnie spontanicznie, bo wydawało mu się, że Dick potrzebuje takiego świeżego startu i pobycia sam na sam ze swoją głową.


Richard Remington
ambitny krab
BlackSwan90#4142
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę Richard czasami śmiał twierdzić, że bez kobiet byłby sobie w stanie poradzić. Może głównie dzięki swojej biseksualności, która dawała mu ogromne pole do popisu, ale tak naprawdę też nie szukał na gwałt (choć poza tym też) jakiejkolwiek kobiety. Nie potrzebował na razie tego, a wymarcie gatunku im również nie groziło. Świat był dostatecznie przeludniony i mocno zepsuty, a gdyby jeszcze wypuścić bachora z jego lędźwi… Coś czuł, że mogło to skończyć się zagładą ludzkości.
- Nie, Bart, ty nie rozumiesz – nie chciał się z nim kłócić, ale alkohol i bycie wstrętnym sukinsynem zawsze robiło swoje. – Ja nadal jestem tym samym człowiekiem. Nie mogę usprawiedliwiać wszystkiego kokainą. Wiem, że trochę popsułem, nawet bardzo, więc średnio widzi mi się kolejna dziewczyna do kolekcji przetrąconych przez Dicka – to był fakt, że zaczynał zbierać te kobiety jak pokemony, każdą skrzywdził w zupełnie inny sposób i jego mniemaniu decyzja o wycofaniu się i spędzeniu życia na szybkich romansach była jak najbardziej słuszna.
Przynajmniej nie dostanie znowu od przyjaciela, że jakaś dziewczyna za nim roi łzy. Niestety, ale kobiety miały nieznośną tendencję do wpadania w łapska takich skurwysynów jak Remington. Większość była łasa na kasę jego tatusia, pozostałe mdlały na widok jego wyglądu, bo oczywiście, Bozia obdarzyła go wieloma przymiotami, ale finał zawsze pozostawał ten sam.
Z Dicka wychodziło to co najgorsze i tym sposobem mógł dopisywać kolejną cizię do listy. Nie miało to żadnego przełożenia na Barta, który miał narzeczoną od kiedy pamiętał i nie zamierzał zmieniać tego stanu, choć Richard był mocno ciekawy jak to jest, że nie nudzi mu się jedna królewna, zwłaszcza że kłócą się tak nieustannie.
- Nie mówię, że to złe – sprostował. – Zapewne dobre i słuszne, ale śmiertelnie nudne, a ja nienawidzę się nudzić. W końcu mam to całe ADHD – machnął ręką i nalał im jeszcze, bo brak alkoholu skutkował coraz bardziej ponurymi myślami, w które bardzo nie chciał się zagłębiać.
Jeszcze nie teraz, a najlepiej nigdy.
Z ulgą więc przyjął zmianę tematu, choć nie do końca wiedział jak ma rozumieć tę propozycję.
- Chcesz jakiś kawalerski w Vegas czy biwak na łonie natury? I nie, nawet pod wpływem ci nie zrobię laski, nawet sobie nie myśl – zapewnił, ale widać było, że zaświeciły mu się oczy. Oczywiście, że względu na propozycję, a nie na seks oralny z kumplem.

Bartholomew Stonehart
strażak — lorne bay fire station
34 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czasami Bart zastanawiał się, jakim cudem przyjaźni się z Dickiem, skoro tak bardzo się od siebie różnili. Ale może właśnie o to chodziło. Może właśnie dlatego, że byli od siebie tak różni, potrafili się w jakiś sposób ze sobą dogadać. Jeden zawsze starał się pomóc drugiemu, chociaż czasami Stonehart nie potrafił do końca zrozumieć Remingtona.
- Dobra, koniec tematu, bo i tak nie dociera do ciebie sens moich słów. - Stwierdził po chwili, unosząc ręce w geście poddania, po czym wrócił do sukcesywnego opróżniania swojej szklaneczki.
Bart wiedział, że ma rację. Dick owszem, miał problemy, ale nie mógł się wiecznie zamykać na nowe możliwości. Tyle, że on już nie wiedział jak do niego dotrzeć, a przede wszystkim ani nie był jego ojcem, ani tym bardziej inną osobą, upoważnioną do tego, by go umoralniać. Richard sam musiał w końcu dojść do tego, czego tak naprawdę chciał i sam w jakiś sposób poukładać swoje życie. A Bartowi pozostawało chyba jedynie stanie z boku i kibicowanie mu w tej drodze.
- Wydaje mi się, że odrobina nudy w twoim życiu też by cię przydała. - Odezwał się po chwili, jednak zaraz zakończył ten temat. Nie było sensu dalej go ciągnąć, bo Dick i tak dołożył by do tego swoje kolejne trzy grosze.
- Myślałem raczej o spokojnym wypadzie w góry. Wiesz, dla odświeżenia umysłu. - Wyjaśnił, spoglądając na kumpla i marszcząc brwi. - Żadnych kawalerskich, żadnego robienia sobie lasek. Tylko my dwaj i obcowanie z naturą. Przynajmniej ja tego potrzebuję. Muszę sobie to i owo przemyśleć, a przede wszystkim chcę odpocząć. - Powiedział, dolewając im do szklanek kolejną porcję whisky. - A wydaje mi się, że i tobie przydałby się wyjazd z Lorne. W końcu ostatnio miałeś ciężki czas. - Dodał jeszcze, spoglądając na przyjaciela. Wiedział, że Richardowi musi być teraz trudno. W końcu przechodził ten cały detoks, a kobieta jego życia wzięła nogi za pas. Obaj potrzebowali chwili świętego spokoju i totalnego restartu. I chociaż momentu na to, by zapomnieć o problemach, które mieli.

Richard Remington
ambitny krab
BlackSwan90#4142
ODPOWIEDZ