: 17 lis 2021, 18:54
Delany również nie żałował swojej relacji z Corinne. Zauroczył się w niej w końcu tak silnie, że pomylił to z miłością. Jakby się zastanowić, miała wszystko czego szukał w partnerce życia. Była ambitna, zabawna i potrafiła dotrzymać mu kroku. Rozumiała też i akceptowała jak wiele znaczyła dla niego praca. Chciała stworzyć z nim coś stałego, ale niestety nie była Hope. Ten jeden szczegół zaważył na wszystkim, a potem ich drogi się rozeszły. Zapewne mogliby o swój związek zawalczyć, jednak żadne z nich nie czuło takiej potrzeby. Nie byli sobie pisani, to wszystko.
- I dobrze. Naliczyłbym Ci wysokie odsetki - Pelletier i ta jej wieczna niezależność. Chirurg czasem godził się na jej wymysły wyłącznie dla świętego spokoju. Jak wtedy w restauracji, gdy pozwolił postawić jej obiad. Powiedzmy, że blondynka cholernie mu utrudniała bycie szarmanckim, jednak podejrzewał, że zapewne ma to związek z faktem, iż była zaręczona, a przez to podwójnie ostrożna. Niestety sam fakt, że musiała mieć się przy nim na baczność działał na niekorzyść Huntingtona.
Tak samo jak na niekorzyść Nemo wpływało towarzystwo lekarki. Szczególnie, że wreszcie nieco spuściła z tonu i rozmawiała z nim bardziej swobodnie. Tak jakby nigdy nie wyjechali z Vermont. Już tylko pierścionek z brylantem przypominał blondynowi o jego rywalu, ale z każdym kolejnym piwem nawet ten fakt wydawał się coraz bardziej odległy.
- To... to była rozgrzewka! - zaskoczona mina chirurga dosadnie świadczyła o tym, że nie przegrał celowo. Miał za sobą długi, ciężki dzień i pewnie mógłby odpuścić sobie jogging po dyżurze, jednak Tysonowi należał się spacer. Delany miał to do siebie, że nigdy nie wiedział kiedy odpuścić, dlatego lepiej aby przyjaciółka nie proponowała mu kolejnych wyskokowych szotów. Tymczasem nie dając jej czasu do namysłu, wyciągnął spod spodu trójkąt i zaczął układać w nim na nowo bile słuchając opisu swojej idealnej partnerki. Na koniec do powiedzenia miał wyłącznie jedno.
- Tylko gdzie ja znajdę drugą taką jak Ty, hm? - rzucił tym boleśnie żartobliwym tonem, nieszczery uśmiech ukrywając za dnem kufla, który wychylił do końca. Dla równowagi przegryzł też kilka nachosów, sprawdzając jak blondynce idzie picie - Ty zacznij, a ja skoczę po następne.
Hope Pelletier
- I dobrze. Naliczyłbym Ci wysokie odsetki - Pelletier i ta jej wieczna niezależność. Chirurg czasem godził się na jej wymysły wyłącznie dla świętego spokoju. Jak wtedy w restauracji, gdy pozwolił postawić jej obiad. Powiedzmy, że blondynka cholernie mu utrudniała bycie szarmanckim, jednak podejrzewał, że zapewne ma to związek z faktem, iż była zaręczona, a przez to podwójnie ostrożna. Niestety sam fakt, że musiała mieć się przy nim na baczność działał na niekorzyść Huntingtona.
Tak samo jak na niekorzyść Nemo wpływało towarzystwo lekarki. Szczególnie, że wreszcie nieco spuściła z tonu i rozmawiała z nim bardziej swobodnie. Tak jakby nigdy nie wyjechali z Vermont. Już tylko pierścionek z brylantem przypominał blondynowi o jego rywalu, ale z każdym kolejnym piwem nawet ten fakt wydawał się coraz bardziej odległy.
- To... to była rozgrzewka! - zaskoczona mina chirurga dosadnie świadczyła o tym, że nie przegrał celowo. Miał za sobą długi, ciężki dzień i pewnie mógłby odpuścić sobie jogging po dyżurze, jednak Tysonowi należał się spacer. Delany miał to do siebie, że nigdy nie wiedział kiedy odpuścić, dlatego lepiej aby przyjaciółka nie proponowała mu kolejnych wyskokowych szotów. Tymczasem nie dając jej czasu do namysłu, wyciągnął spod spodu trójkąt i zaczął układać w nim na nowo bile słuchając opisu swojej idealnej partnerki. Na koniec do powiedzenia miał wyłącznie jedno.
- Tylko gdzie ja znajdę drugą taką jak Ty, hm? - rzucił tym boleśnie żartobliwym tonem, nieszczery uśmiech ukrywając za dnem kufla, który wychylił do końca. Dla równowagi przegryzł też kilka nachosów, sprawdzając jak blondynce idzie picie - Ty zacznij, a ja skoczę po następne.
Hope Pelletier