OMG, TO TY!
: 12 paź 2021, 15:08
Stawiając kroki na chodniku, pilnowała żeby nie nadepnąć na linie oddzielające od siebie płyty. Lepsze to był niż unikanie wzroku przechodniów, ewidentnie zerkających na nią z zaciekawieniem. Ale może to tylko przewrażliwienie. Może ktoś spojrzał, akurat dlatego, że wdepnęła w kałużę, ochlapując nogawkę jego świeżo wypranych, zaprasowanych w kant spodni.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na randce. O ile randką można było nazwać spotkanie się z kimś przypadkowo poznanym w internetowej aplikacji. Otóż można. Te czasy rządziły się innymi zasadami. Nakazywały po wyborze miejsca, w dniu o ustalonej porze stawić się w wybranym miejscu, w ubiorze najlepiej seksi, ale nie wyuzdanym, jak twierdziły nagłówki durnych artykułów na plotkarskich stronach. Szkopuł w tym, że większość obecnej garderoby Panam stanowiły jeansy i dresy. Więc postawiła na jeansy i bluzkę jakąś wygrzebaną z dna szafy, z dekoltem, który uznała jednak za nader śmiały. Ale uznała to już po wyjściu z domu, kilka przecznic dalej, więc nie było odwrotu. To znaczy był, ale ryzykowała spóźnieniem. Raz kozie śmierć, mawiają, a ona za dużo myślała. Tak dużo, że niemal przeoczyła bieloną konstrukcję restauracji, w której umówiła się ze swoją randką.
Coś mówiło jej to nazwisko. Coś.
- Rusty Overgaard ? - zapytała niepewnie, tył głowy odpowiadający zdjęciom na Tinderze. Nikt inny, siedzący samotnie przy stoliku nie dysponował takim tyłem głowy, więc uznała ten za właściwy. - Długo czekasz? - ot zarzuciła small-talkiem, zupełnie zbędnym, ale wypełniającym lukę czasową pomiędzy podejściem do stolika i zajęciem przy nim miejsca.
Kuurwa, nie wiedziała jak zachowywać się w takich sytuacjach. Mogła rzucić dowcipem na powitanie. Mogła. Ale jej dowcipy były krótko mówiąc chujowe.
Zmrużyła oczy, wpatrując się intensywnie w kolesia, ale za nic nie była w stanie sobie przypomnieć skąd może go kojarzyć. Z drugiej strony to Lorne Bay. Tutaj raczej wszyscy się kojarzą.
- Wiesz, jak coś uprzedzam, że dawno nie chodziłam na takie spotkania, więc jakby było naprawdę żenująco i chciałbyś uciec, to naprawdę się nie obrażę - uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do niego, jakby sama siebie próbowała przekonać, że to był tekst na miarę wyluzowanej laski, a nie... cóż. Każdy niech dokończy to we własnym zakresie.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na randce. O ile randką można było nazwać spotkanie się z kimś przypadkowo poznanym w internetowej aplikacji. Otóż można. Te czasy rządziły się innymi zasadami. Nakazywały po wyborze miejsca, w dniu o ustalonej porze stawić się w wybranym miejscu, w ubiorze najlepiej seksi, ale nie wyuzdanym, jak twierdziły nagłówki durnych artykułów na plotkarskich stronach. Szkopuł w tym, że większość obecnej garderoby Panam stanowiły jeansy i dresy. Więc postawiła na jeansy i bluzkę jakąś wygrzebaną z dna szafy, z dekoltem, który uznała jednak za nader śmiały. Ale uznała to już po wyjściu z domu, kilka przecznic dalej, więc nie było odwrotu. To znaczy był, ale ryzykowała spóźnieniem. Raz kozie śmierć, mawiają, a ona za dużo myślała. Tak dużo, że niemal przeoczyła bieloną konstrukcję restauracji, w której umówiła się ze swoją randką.
Coś mówiło jej to nazwisko. Coś.
- Rusty Overgaard ? - zapytała niepewnie, tył głowy odpowiadający zdjęciom na Tinderze. Nikt inny, siedzący samotnie przy stoliku nie dysponował takim tyłem głowy, więc uznała ten za właściwy. - Długo czekasz? - ot zarzuciła small-talkiem, zupełnie zbędnym, ale wypełniającym lukę czasową pomiędzy podejściem do stolika i zajęciem przy nim miejsca.
Kuurwa, nie wiedziała jak zachowywać się w takich sytuacjach. Mogła rzucić dowcipem na powitanie. Mogła. Ale jej dowcipy były krótko mówiąc chujowe.
Zmrużyła oczy, wpatrując się intensywnie w kolesia, ale za nic nie była w stanie sobie przypomnieć skąd może go kojarzyć. Z drugiej strony to Lorne Bay. Tutaj raczej wszyscy się kojarzą.
- Wiesz, jak coś uprzedzam, że dawno nie chodziłam na takie spotkania, więc jakby było naprawdę żenująco i chciałbyś uciec, to naprawdę się nie obrażę - uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do niego, jakby sama siebie próbowała przekonać, że to był tekst na miarę wyluzowanej laski, a nie... cóż. Każdy niech dokończy to we własnym zakresie.