here we go again, podejście nr... a kto to wie?
: 11 paź 2021, 21:33
Kto znał Lincolna Burke'a ten wiedział, że mężczyzna od lat wręcz najmłodszych wykazywał się niewątpliwą cierpliwością oraz wytrwałym dążeniu do celu. Potrafił czekać na efekty. Nawet jeśli nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co chciałby tak właściwie osiągnąć swoim postępowaniem. Ważne jednak, że jakiś cel mu przyświecał. Tak też było w sytuacji z Primrose. Ciężko było Linkowi powiedzieć wprost dlaczego dzień w dzień ją odwiedzał i to w o wiele łagodniejszym wydaniu niż kiedykolwiek zdarzało im się spotkać, ale jednak wciąż to robił. Oczywiście, nie odpuszczając sobie małych uszczypliwości, ale prawda jest też taka, że one nie do końca zawsze były świadome. Lata przez które budowali tę relację w ten, a nie inny sposób, sprawiły, że blondynowi nieco zatarły się granice i nie do końca uznawał za coś nieodpowiedniego rzecz, którą normalnie od razu, by tak określił. Pech. A może zbawienie, bo mogli zachować jakikolwiek balans, czyż nie? Być może.
Sam nie wiedział, który raz już tu jest, chociaż to nie jest chyba zbyt trudna kalkulacja. Codziennie po pracy przyjeżdżał do szpitala, odkąd wybrał się tu pamiętnego popołudnia z pretensją oraz papierami. Teraz można rzec, że przyjeżdżał z sercem na dłoni, a i tak traktowany był z tą samą obojętnością. Może... To głupie, ale chyba cała sytuacja, choć iście poważna, poniekąd dla Lincolna była kolejnym wyzwaniem. Chciał zobaczyć zmianę w pani Henderson. Poniekąd pragnął tego dokonać. A w rzeczywistości... Gdzieś tam w głębi i pod skorupą tej cholernej obojętności, to blondyn jednak wiedział, ze brakuje mu w biurze tej zadziornej, drobnej blondyneczki. Tak więc, udając, że to nic, starał się jak mógł. Najgorsze jednak, że nie zmieniało się kompletnie nic. Ale hej... Kto tu jest najwytrwalszy? Link!
-Cześć, zobacz, co dla ciebie mam.. - wszedł może za bardzo rozentuzjazmowany, biorąc pod uwagę, że sprawa w sądzie dała mu dziś w kość, o mało co nie przegrał i właściwie to chciał się upić, ale był pewien, że nie przejdzie kontroli z flaszką czegoś mocniejszego. Odpuścił więc sobie. Przyniósł za to arbuza, pokrojonego i przygotowanego do jedzenia. No i dwie cole. Uczta prawdziwych bogów, czyż nie? Oby tym razem to ucieszyło Prim, bo jutro... Chyba przyniesie jej różowego jednorożca, skoro żadne smakołyki na nią nie działały, a prawda jest taka, że Link próbował już naprawdę... Wiele. Wręcz kończyły mu się pomysły, co chyba też widać po jego dzisiejszym doborze menu. Pech.
primrose henderson
Sam nie wiedział, który raz już tu jest, chociaż to nie jest chyba zbyt trudna kalkulacja. Codziennie po pracy przyjeżdżał do szpitala, odkąd wybrał się tu pamiętnego popołudnia z pretensją oraz papierami. Teraz można rzec, że przyjeżdżał z sercem na dłoni, a i tak traktowany był z tą samą obojętnością. Może... To głupie, ale chyba cała sytuacja, choć iście poważna, poniekąd dla Lincolna była kolejnym wyzwaniem. Chciał zobaczyć zmianę w pani Henderson. Poniekąd pragnął tego dokonać. A w rzeczywistości... Gdzieś tam w głębi i pod skorupą tej cholernej obojętności, to blondyn jednak wiedział, ze brakuje mu w biurze tej zadziornej, drobnej blondyneczki. Tak więc, udając, że to nic, starał się jak mógł. Najgorsze jednak, że nie zmieniało się kompletnie nic. Ale hej... Kto tu jest najwytrwalszy? Link!
-Cześć, zobacz, co dla ciebie mam.. - wszedł może za bardzo rozentuzjazmowany, biorąc pod uwagę, że sprawa w sądzie dała mu dziś w kość, o mało co nie przegrał i właściwie to chciał się upić, ale był pewien, że nie przejdzie kontroli z flaszką czegoś mocniejszego. Odpuścił więc sobie. Przyniósł za to arbuza, pokrojonego i przygotowanego do jedzenia. No i dwie cole. Uczta prawdziwych bogów, czyż nie? Oby tym razem to ucieszyło Prim, bo jutro... Chyba przyniesie jej różowego jednorożca, skoro żadne smakołyki na nią nie działały, a prawda jest taka, że Link próbował już naprawdę... Wiele. Wręcz kończyły mu się pomysły, co chyba też widać po jego dzisiejszym doborze menu. Pech.
primrose henderson