Huston... mamy problem
: 08 paź 2021, 22:19
#5
Od dłuższego już czasu, Adonis chodził po mieście tak, jakby unosił się parę centymetrów nad ziemią. Biedak nie do końca wiedział skąd to się u niego wzięło, ponieważ jakichś większych zmian w jego życiu nie było. Pracował, wracał do domu, od czasu do czasu spotykał się z Lucy. I tak w kółko.
No właśnie, chyba o to się rozchodziło. Chociaż Adonis nadal nie potrafił określić swoich uczuć w stosunku, do blondynki którą znał zaledwie rok, to jednak zauważył któregoś dnia, że zajmuje w jego życiu dość ważne miejsce. Kumple niby podśmiewali się z niego, że się zakochał. Że i jego w końcu trafiło, ale on nie był tego taki pewien. Coś ewidentnie było nie tak. Lucy albo coś przed nim ukrywała, albo nie mówiła mu wszystkiego, albo po prostu, najzwyczajniej w świecie miała go w nosie.
Dlatego też, że los poskąpił Adonisowi rozeznania w relacjach damsko – męskich, pewnego popołudnia, Brooks postanowił odwiedzić młodszego brata, żeby wypytać go co i jak. Trochę to śmieszne było, że straszy brat wybierał się do tego młodszego od siebie, żeby zapytać go o dziewczyny. Jednak nie od dziś wiadomo było, że Adek jest lekko pokręcony. W końcu, kto normalny zbiera garnki?
Nie zapowiadał się wcześniej, jednak liczył na to, że Archer jest w domu i będą mieli okazję pogadać. Może nie tylko o Lucy, ale również o innych istotnych rzeczach. W końcu już jakiś czas się nie widzieli i trzeba było nadrobić zaległości.
W ramach pretekstu, Adonis zabrał ze sobą naczynie żaroodporne wypełnione najlepszą na świecie lasagne. Najlepszą, bo jego własnej roboty. Dotarłszy na miejsce, Brooks zadzwonił dzwonkiem i czekał.
– Czołem Archie. - Zawołał z uśmiechem, kiedy już drzwi stanęły przed nim otworem. - Zobacz co ci przyniosłem. - podniósł do góry naczynie z obiadem w ilości odpowiadającej porcji przynajmniej dla piętnastu osób. Wszedł do środka, bez ceregieli ładując się do salonu i odstawiając jedzenie na stolik. Popatrzył na młodszego brata, zdjął kurtkę i usadowił się na kanapie.
– Słuchaj... - Zawahał się przez chwilę, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. – Chyba się zakochałem. - Strzelił w braciszka bombą, rozsiadając się wygodniej na swoim miejscu.
Archer Brooks
Od dłuższego już czasu, Adonis chodził po mieście tak, jakby unosił się parę centymetrów nad ziemią. Biedak nie do końca wiedział skąd to się u niego wzięło, ponieważ jakichś większych zmian w jego życiu nie było. Pracował, wracał do domu, od czasu do czasu spotykał się z Lucy. I tak w kółko.
No właśnie, chyba o to się rozchodziło. Chociaż Adonis nadal nie potrafił określić swoich uczuć w stosunku, do blondynki którą znał zaledwie rok, to jednak zauważył któregoś dnia, że zajmuje w jego życiu dość ważne miejsce. Kumple niby podśmiewali się z niego, że się zakochał. Że i jego w końcu trafiło, ale on nie był tego taki pewien. Coś ewidentnie było nie tak. Lucy albo coś przed nim ukrywała, albo nie mówiła mu wszystkiego, albo po prostu, najzwyczajniej w świecie miała go w nosie.
Dlatego też, że los poskąpił Adonisowi rozeznania w relacjach damsko – męskich, pewnego popołudnia, Brooks postanowił odwiedzić młodszego brata, żeby wypytać go co i jak. Trochę to śmieszne było, że straszy brat wybierał się do tego młodszego od siebie, żeby zapytać go o dziewczyny. Jednak nie od dziś wiadomo było, że Adek jest lekko pokręcony. W końcu, kto normalny zbiera garnki?
Nie zapowiadał się wcześniej, jednak liczył na to, że Archer jest w domu i będą mieli okazję pogadać. Może nie tylko o Lucy, ale również o innych istotnych rzeczach. W końcu już jakiś czas się nie widzieli i trzeba było nadrobić zaległości.
W ramach pretekstu, Adonis zabrał ze sobą naczynie żaroodporne wypełnione najlepszą na świecie lasagne. Najlepszą, bo jego własnej roboty. Dotarłszy na miejsce, Brooks zadzwonił dzwonkiem i czekał.
– Czołem Archie. - Zawołał z uśmiechem, kiedy już drzwi stanęły przed nim otworem. - Zobacz co ci przyniosłem. - podniósł do góry naczynie z obiadem w ilości odpowiadającej porcji przynajmniej dla piętnastu osób. Wszedł do środka, bez ceregieli ładując się do salonu i odstawiając jedzenie na stolik. Popatrzył na młodszego brata, zdjął kurtkę i usadowił się na kanapie.
– Słuchaj... - Zawahał się przez chwilę, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. – Chyba się zakochałem. - Strzelił w braciszka bombą, rozsiadając się wygodniej na swoim miejscu.
Archer Brooks