✶ 7 ✶
Valentina także w pewnym sensie postanowiła rozprawić się dzisiaj z przeszłością, ruszyć z miejsca i zrobić kolejny mały krok ku temu, by wrócić do upragnionej przedwypadkowej normalności. Innymi słowy - szła na rozmowę o pracę. Szczerze mówiąc trochę się zdziwiła, że ktoś postanowił się do niej odezwać, bo nie uważała swojego CV za szczególnie atrakcyjne, ale najwyraźniej dyrektor szkoły podstawowej był innego zdania i z jakiegoś powodu uznał, że byłaby świetną nauczycielką wychowania fizycznego. Czy faktycznie była to praca jej marzeń, pozostawało kwestią mocno dyskusyjną, ale niestety, była świadoma że z samego prowadzenia treningów boksu długo już nie wyżyje i musi oprócz tego zająć się jeszcze czymś innym. Na codzień raczej nie miewała zbyt wiele do czynienia z dziećmi w wieku podstawówkowym, nie bardzo wiedziała jak się przy nich zachowywać, ale miała nadzieję że to nie okaże się jakąś ogromną przeszkodą nie do przejscia. W końcu mówią, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Ciężko stwierdzić, na co właściwie się nastawiała, ale z całą pewnością nie aż na tak okropną porażkę - a tej była pewna ledwie tylko otworzyła usta podczas rozmowy. Stres zjadł ją całkowicie. Jeszcze rok temu coś takiego byłoby dla niej nie do pomyślenia, ale teraz przez nerwy udało jej się bardzo konkretnie zjebać i tym samym stracić szansę na ustabilizowanie zawodowego życia. Już dawno nie była niczym tak zdołowana, uznała więc, że mała wycieczka do portu, spacer i jakieś dobre lody dobrze jej zrobią.
Czy to przypadek, że prędzej czy później nogi poniosły ją w stronę tych przeklętych kłódek? Raczej nie, Tina miała jakiś sentyment do tego miejsca, bo przywodziło na myśl dobre wspomnienia z czasów, kiedy jeszcze wszystko było normalne i kiedy miała u swojego boku kogoś na kim zaczynało jej naprawdę bardzo zależeć. Uśmiechnęła się delikatnie na samo wspomnienie, odtwarzając w myślach wszystkie piękne chwile, wydające się być teraz tak bardzo odległe, jakby to wszystko działo się w innym życiu. Cóż za ironia losu, że najwyraźniej nie tylko ona postanowiła zrobić sobie dzisiaj sentymentalną wycieczkę...
Patrząc na drobną, dobrze sobie znaną sylwetkę, w pierwszej chwili pomyślała że cierpi na jakieś urojenia, bo przecież takie przypadki nie zdarzały się w prawdziwym życiu... ale nie - z całą pewnością miała przed sobą Judy Evans we własnej osobie, nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. W jednej chwili ogarnęła ją panika - całkiem uzasadniona, biorąc pod uwagę, że tylko i wyłącznie ona sama była winna temu, jak obecnie wyglądała ich relacja. Czy może raczej, że nie istniała już w ogóle.
Okej, tylko spokojnie. Wdech i wydech a potem trzy, dwa, jeden, odwrót. Plan idealny, co mogło pójść nie tak. Może Judy nie zwróci na nią uwagi; może uda jej się odejść niezauważoną. Już miała robić krok do tyłu, już prawie jej tu nie było, kiedy zgodnie z jej obawami Judy odwróciła się w jej stronę, krzyżując spojrzenie z jej spojrzeniem.
Kurwa. To by było na tyle z dyskretnej ucieczki. Zresztą Valentina pewnie i tak nie byłaby w stanie nigdzie się ruszyć, bo nogi momentalnie odmówiły jej posłuszeństwa. Mogła jedynie stać i dzielnie wytrzymywać spojrzenie dziewczyny, którą kiedyś uwielbiała i która chyba wciąż przyprawiała ją o szybsze bicie serca, ale przed którą jednocześnie tak bardzo chciała w tym momencie uciec.
-
Hej - rzuciła cicho i niepewnie, zupełnie bez zastanowienia, dosłownie w tej samej sekundzie strzelając sobie mentalnego facepalma.
Poważnie? H e j ? Goldsworthy, ależ z ciebie skończona idiotka!
Powinna była w ogóle się nie odzywać, tylko mimo wszystko zrobić planowany szybki odwrót i oczywiście udawać że nic się nie stało, bo tak było najłatwiej. Teraz jednak było chyba trochę za późno. Skoro już raczyła wyrzucić z siebie jakże elokwentne
hej to wypadałoby pójść o krok dalej, choć była wewnętrznie rozdarta, czy w ogóle powinna. Odcięcie się od tego co było
kiedyś wydawało się zdecydowanie prostszą i bardziej przystępną opcją, ale nie od dziś wiadomo, że Valentina słynęła raczej z komplikowania sobie życia, aniżeli wybierania łatwiejszych rozwiązań.
-
Chyba jestem ci winna wyjaśnienia - wydusiła z siebie w końcu, po dłuższej chwili milczenia. Czy była na to gotowa? Absolutnie nie, bo jednoznacznie wiązało się to z wejściem na temat pożaru, poparzeń i głębokiej rany na psychice, która za nic w świecie nie chciała się wygoić, ale z drugiej strony, doskonale wiedziała, że kto jak kto, ale Judy zasługiwała na prawdę. Skoro już doszło do konfrontacji to musiała się przełamać i o wszystkim jej powiedzieć, to mogła być jej ostatnia szansa, a była jej to winna, po tym jak z dnia na dzień nagle zniknęła z jej życia, bez choćby słowa wyjaśnienia.
Judy Evans