Czuł na sobie jej wzrok, a idąca za nim mina przypadła mu do gustu, ta świadomość atrakcyjności podbijała samoocenę, ale i była niezwykle przydatna w prowadzonych negocjacjach, a na tym polu Włoch był człowiekiem upartym i czasem, zbyt staromodnie myślącym, za dużo wpojonych za młodu wartości rodzinnych i narodowych sprawiło, że był dumnym człowiekiem, tak ze swego pochodzenia, jak i tego co reprezentuje, być może wojsko i dyscyplina, tam wszechobecna dodatkowo podkreśliły i uzewnętrzniły tak jego wady, jak i zalety.
Spojrzeniem, którym ją otaksował, wrócił do linii oczu, uznając za niezbyt taktowne patrzenie w inne regiony jej ciała, zwłaszcza kiedy mieli sobie do pogadania. Musiał jednak sam przed sobą przyznać, że miał dziwną i niewytłumaczalną słabość do filigranowych kobiet, przy tym te zawsze emanowały kobiecością i potrafiły, jeśli chciały, na długo wryć się w pamięć.
–
Dobre pytanie – udał, wyraz zamyślenia nie spuszczając zeń wzroku. –
Za tobą, czy zegarkiem? – Uśmiechnął się, drapieżnie, chociaż kąciki ust tylko nieznacznie podniosły się ku górze. –
Odrobinę – dodał, po chwili przedłużającej się ciszy, aby zakończyć temat tęsknoty.
Jej słowa naturalnie nie zrobiły na nim wrażenia, pozostając czujnym i starając się nie wpaść w sidła, które zapewne miała, gdzieś w pogotowiu w razie, gdyby rozmowa przybrała, nieco inny charakter. To zapewnienie zostało potraktowane jako kłamstwo mydlące oczy, bo wiedział, że od jej pociągów do takich i innych błyskotek, nie ma ratunku i kiedyś, w końcu wpadnie. Czego szczerze jej nie życzył, bo była sympatyczną i bystrą kobietą, a żal, by taki potencjał marnował się za kratami.
Uśmiech radości przywodzący, ten dziecięcy wyraz zachwytu, gdy magik pokazuje sztuczkę, rozjaśnił oblicze biznesmena, który tak skupiony na jej oczach nie dostrzegł, jak założyła zegarek. Jego waga i lekki chłód metalu sprawiły, że wspomnienia z nocy, podczas której go stracił, stanęły, przed nim jak żywe, było w tym sporo prawdy, bo wszystko się zgadzało, pomijając kraj, czas, kreacje i nastroje. Ale poza tym, było miło. –
Pamiętam twoje dłonie, był niezwykle sprawne. Powinienem się tych kilku sztuczek nauczyć – odparł z uśmiechem i spojrzał na zegarek, jak na starego towarzysza, którego nie widział od lat.
Jej słowa wyrwały go z okowów szczęścia i sprowadziły, może nie z hukiem na ziemię, ale wyraz twarzy uległ lekkiej zmianie. Ten przebiegły uśmiech, tak dobrze wypraktykowany podczas rozmów handlowych teraz miał okazję ponownie zabłyszczeć.
–
Płacić ci? No proszę, to raczej ty mi winnaś zapłacić odszkodowanie za uprowadzenie sentymentalnej pamiątki – odparł, podłapując jej grymasik. –
Chyba że... Chcesz mi oznajmić, że było tak źle, iż musiałaś, jakoś sobie powetować zmarnowaną noc? – Ton głosu, nie zdradzał wesołości, lecz robiły to oczy.
Anita Peterson