Na cholerę była im ta cała wycieczka?! Julia nigdy nie była fanką natury jako takiej. Tak naprawdę była z niej miastowa dziewczyna, bestia z klubów, która najlepiej czuje się wśród migoczących świateł, a nie gdzieś w dżungli, gdzie pewnie nie było ani zasięgu ani pomocy medycznej jako tako. Na dodatek zaczęli bardzo niewygodny temat, który dotyczył jej związków. Wróć, jednej pieprzonej relacji, którą niedawno z hukiem zamknęła. Z tym, że przypominało to trzaśnięcie mocno drzwiami, które obrażone na swojego właściciela otwierały się i przyprawiały ją o chęć mordu na kimkolwiek. Wiedziała, że podjęła słuszną decyzję i z czasem poczuje się znacznie lepiej, ale nie znaczyło to, że porzuci swoje uczucia ot tak. Ba, miała wrażenie, że czasami życie robi jej na przekór i każe jej powracać do czasów, w których nawet Hyde nie chciałby ją poznać.
A przecież wykazał się mocną cierpliwością w stosunku do niej.
- Nie będę deliberować z tobą o moim byłym, bo pewnie nie masz w tym plecaczku wystarczającej ilości alkoholu, by to wszystko ogarnąć. A uwierz, było tego sporo – uśmiechnęła się do niego. Może i nie byli jakoś zżyci szczególnie i nie wybuchały fajerwerki (wszak do tej pory zaliczyli zaledwie jedno spotkanie), ale jego stosunek do niej rozczulał ją. Może dlatego nie chciała ubrudzić go tym, w czym brnęła przez ostatnie lata aż po łokcie. Na pewno nie na trzeźwo i w tych pięknych okolicznościach przyrody.
– Wydajesz się jednym z tych dobrych – zauważyła jednak, gdy wspomniał o byłej. Crane była raczej wytresowana do bycia stuprocentową kobietą, ale nie sądziła, że to była wina Adama. Raczej to były żałosne próby zatrzymania go przy sobie, które kończyły się niepowodzeniem.
– I hej… - spojrzała na niego dłużej.
– Nie mam problemu z kostkami, pościel się pierze, a toksyka pozbyłam się sama. Masz młodsze rodzeństwo? Bo przemawiasz trochę tak jakbyś miał – zachichotała, niepomna konotacji, jakie niesie ze sobą to niewinne stwierdzenie.
Nie mogła przecież przypuszczać, że i on nosi w sobie tak ogromny mrok, mimo uśmiechu, którym ją obdarzał i żartów z jej wątpliwego obuwia. I braku znajomości westernów.
- Czy ja wyglądam na fankę kowbojskich klimatów? Wolę konie mechaniczne, zdecydowanie – parsknęła i pomyślała nagle, że fakt, zobaczyła w tych butach węże. A raczej brudną i nikomu niepotrzebną szarpaninę – Adama, który łapie ją za nadgarstki tak mocno, że nosi ślady przez kolejne tygodnie, ją rozbijającą w drobny mak jego szybę i wyrzucającą fortepian, zdrady, których się dopuścili. Każdy zły uczynek, do którego zachęcał ją szeptem, a który miał powrócić kiedyś do niej jak pieprzony bumerang. Co z tego, że była wrażliwa, skoro z taką łatwością dawała się omamić i sprowadzać na złą drogę? A może ona od początku była tak bardzo skalana, że ciągnęło ją naturalnie do tej relacji, którą każdy normalny człowiek by odpuścił. Przez to miała jeszcze większe wyrzuty sumienia, które chciałaby z łatwością wyrzucić jak te szpilki, na które ledwo by mogła zarobić, jeśli pracowałaby tylko w
Shadow.
Mimo wszystko pomyślała, że szkoda jej butów.
I tego szaleńczego rajdu, którym niegdyś było jej życie, teraz sztucznie wyciszone przez małżeństwo. Z tym, że skoro i ono miało termin przydatności i minął on gdzieś z miesiąc temu.
Zapewne jednak te myśli nadeszły w złej godzinie – która z niepotrzebnym mieszała się lękiem, jak mawiała poetka – bo zapragnęła przygody i ją dostała. Pierwsza zasada wszechświata, oby się nie spełniło to, o czym tak usilnie się marzy, bo wówczas można się przekonać, że jest się jak dziecko, które chce się pobawić nożyczkami i je dostanie. Tylko potem by się nimi okaleczyć.
Wszystko świetnie, jakaś karmiczna zasada złamana, ale czemu jej ostry ekwipunek miał włochate nóżki i sunął po jej gładkiej nodze, zapewne zainteresowany tatuażem na udzie?
- Pięknie, zginęła od jadu pająka. To się już nadaje do Śmierci na tysiąc sposobów? – mimo wszystko powstrzymywała nerwowy śmiech, zwłaszcza gdy Hyde klęknął przy niej i zanurzył rękę między jej uda. Zazwyczaj mężczyźni (i kobiety) robili to w zupełnie innym celu, ale musiała mu przyznać, nigdy nie czuła tak prędko walącego serca jak przy jego dłoniach. Wcale nie takich magicznych, chodziło po prostu o pająka.
Najwyraźniej niewiele trzeba by
poruszyć dziewczynę. Zgodnie z jego poleceniem cofnęła się i pozwoliła zwierzątku wejść na podeszwę buta, ale wtedy zrozumiała. Mogła zgrywać kapryśną księżniczkę do woli, ale nie w chwili, gdy niewinny mężczyzna mógł przez nią zostać ukąszony. Nie ten, który karmił ją sernikiem.
- Do cholery, Terrell! – i po prostu wyrwała mu buta razem z pająkiem z ręki, a gdy zobaczyła, że zwierzę pomknęło w nieznanym kierunku, uspokoiła się. Albo inaczej, wówczas dopiero poczuła, że zaczyna się cała trząść i dociera do niej, co mogło się stać.
Na tyle, by rzucić się mężczyźnie w objęcia i schować w jego ramionach przed całym światem. Durna mała dziewczynka.
Hyde O. Terrell