Kawka z psiapsi to zawsze dobry plan
: 30 wrz 2021, 22:41
#2
Czasami nawet Willow Kelly potrzebowała wyjść z domu i odpocząć od wszystkich rodzinnych dramatów. To było coś, co zdarzało się niezwykle rzadko i wiązało się z logistyką godną planu ataku na jakąś tajną bazę. To było jej pierwsze takie wyjście od kiedy wróciła do Lorne Bay i pewnie z nikim innym by się nawet nie planowała spotkać, gdyby nie chodziło o Leonie.
To była jej przyjaciółka, chyba najstarsza, taka, z którą utrzymywała kontakt na studiach i potem. Taka, która znała sekrety Willow i na dodatek taka, której nie dzieliła ze świętej pamięci siostrą. Leonie nie była odziedziczona jak syn, czy Chilly, nie dzieliła jej z Celeste. Zawsze Leonie była tylko jej, tak jak muzyka i studia. Jeden z niewielu elementów w jej życiu, których nie musiała z nikim dzielić, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało. Bo przecież kobieta nie była własnością rudej, miała własne życie, rodzinę i tak dalej, ale dzięki temu, że nie przyjaźniła się z Celeste za jej życia, to nie miała poczucia, że coś jej ukradła, że coś była winna siostrze. To było bardzo miłe uczucie, zwłaszcza, że cała reszta jej życia, wydawała się Willow "cudza", ukradziona siostrze, choć przecież się nie prosiła o to, by zajmować się jej synem, mieszkać z mężem.
Udało się jakoś poukładać kwestie pracy na farmie i opiekę nad Philemonem. Umówiły się z Leonie w kawiarni a Willow nawet przemogła się i nie wybierała lokalizacji pod względem bliskości domu, ale pod względem dobrej kawy i przyjemnej atmosfery. Na miejsce przybiegła minimalnie spóźniona. Nie lubiła się spóźniać, zwykle była na miejscu kilka minut przed czasem, ale tym razem nie było to zależne od niej. Cud, że w ogóle udało jej się dotrzeć na miejsce.
- Strasznie cię przepraszam. - przytuliła Leonie na przywitanie. Spóźnienie było minimalne, pewnie nawet niezauważalne, ale i tak zbyt duże jak na standardy Willow. W jej życiu wiele rzeczy było poukładanych na styk i czasami przesunięcie kilku-kilkunastu minutowe potrafiło zburzyć cały dzienny plan.
leonie turner
Czasami nawet Willow Kelly potrzebowała wyjść z domu i odpocząć od wszystkich rodzinnych dramatów. To było coś, co zdarzało się niezwykle rzadko i wiązało się z logistyką godną planu ataku na jakąś tajną bazę. To było jej pierwsze takie wyjście od kiedy wróciła do Lorne Bay i pewnie z nikim innym by się nawet nie planowała spotkać, gdyby nie chodziło o Leonie.
To była jej przyjaciółka, chyba najstarsza, taka, z którą utrzymywała kontakt na studiach i potem. Taka, która znała sekrety Willow i na dodatek taka, której nie dzieliła ze świętej pamięci siostrą. Leonie nie była odziedziczona jak syn, czy Chilly, nie dzieliła jej z Celeste. Zawsze Leonie była tylko jej, tak jak muzyka i studia. Jeden z niewielu elementów w jej życiu, których nie musiała z nikim dzielić, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało. Bo przecież kobieta nie była własnością rudej, miała własne życie, rodzinę i tak dalej, ale dzięki temu, że nie przyjaźniła się z Celeste za jej życia, to nie miała poczucia, że coś jej ukradła, że coś była winna siostrze. To było bardzo miłe uczucie, zwłaszcza, że cała reszta jej życia, wydawała się Willow "cudza", ukradziona siostrze, choć przecież się nie prosiła o to, by zajmować się jej synem, mieszkać z mężem.
Udało się jakoś poukładać kwestie pracy na farmie i opiekę nad Philemonem. Umówiły się z Leonie w kawiarni a Willow nawet przemogła się i nie wybierała lokalizacji pod względem bliskości domu, ale pod względem dobrej kawy i przyjemnej atmosfery. Na miejsce przybiegła minimalnie spóźniona. Nie lubiła się spóźniać, zwykle była na miejscu kilka minut przed czasem, ale tym razem nie było to zależne od niej. Cud, że w ogóle udało jej się dotrzeć na miejsce.
- Strasznie cię przepraszam. - przytuliła Leonie na przywitanie. Spóźnienie było minimalne, pewnie nawet niezauważalne, ale i tak zbyt duże jak na standardy Willow. W jej życiu wiele rzeczy było poukładanych na styk i czasami przesunięcie kilku-kilkunastu minutowe potrafiło zburzyć cały dzienny plan.
leonie turner