Cora nie potrafiła określić, czy jest romantyczką. Lubiła pokładać wiarę w tym, że pewni ludzie są sobie pisani. Że każdy ma gdzieś swoją drugą połówkę, którą jeśli spotka, to będzie wiedział, że to ona. Z drugiej strony, ganiła siebie za takie przekonania i we własnym życiu uczuciowym postępowała znacznie bardziej rozważniej, raczej nie dając się porywom serca. Oczywiście nie była tego w stanie w pełni kontrolować. Nie, kiedy chodziło wciąż o uczucia, a te nie dawały się racjonalizować.
Na podstawie dotychczasowym doświadczeń chyba mogła już stwierdzić, że miłość to ciężki orzech do zgryzienia. Związek wymaga ogromu pracy z obu stron, bo jeśli zawiedzie któraś z nich, coś prędzej czy później się popsuje. Może nie od razu, na początku jeszcze da się łudzić, że będzie lepiej, że to tylko chwilowy kryzys, ale ten bardzo szybko może się pogłębić. Cora zbliżała się do trzydziestki i czasem zerkała na mijane na ulicy rodziny. Nie mogła się nie zastanawiać, czy jej życie wyglądałoby podobnie, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Gdyby nie wyjechała z Lorne Bay w wieku piętnastu lat.
Pomysł, żeby poszukać czegoś właśnie go herbaciarni był spontaniczny, ale już teraz wiedziała, że to dobry plan. Od czasu, kiedy przejęła ten biznes, nic tam właściwie nie zmieniała, wszystko było tak, jak urządziła to jej babcia, ale Cora potrzebowała poczuć, że to miejsce należy do niej. Uniosła nieco wyżej brwi, spoglądając na Posy, ale słysząc jej słowa, zaśmiała się cicho.
–
W porządku, nie ma problemu. Czasem potrafię być naprawdę niezdecydowana. – Mrugnęła do niej żartobliwie. Sama Cora nieszczególnie przepadała za zbyt oficjalnymi imprezami, choć ze względu na charakter swoich wcześniejszych prac, wielokrotnie na takich bywała. I zwykle nieźle się na nich nudziła. –
Często angażujesz się w takie akcje charytatywne? – zapytała z ciekawości, której nigdy do końca się nie pozbyła, pomimo zakończenia kariery dziennikarskiej. W międzyczasie pochyliła się nad kartką, skupiając wzrok na zdjęciu, wskazywanym przez Posy. –
Och, myślę, że to byłby strzał w dziesiątkę. To raczej jasne wnętrze, ale moja babcia miała tendencję do znoszenia tam różnych szpargałów. Takich wazonów jeszcze nie było, na pewno będą wyglądać świetnie – powiedziała tu zupełnie szczerze. Nie zależało jej, aby wszystko w herbaciarni do siebie pasowało. Lubiła pomieszanie różnych stylów, chyba miała to po Anne. –
A ty już wybrałaś, o co będziesz dziś walczyć? – rzuciła pół żartem, pół serio, trochę jeszcze przeglądając inne kartki, ale kątem oka zerkając na swoją towarzyszkę.
Posy O'Brallaghan