Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Tracił oddech, a zmęczone mięśnie nie chciały dłużej utrzymywać go w pionie. Praktycznie runął na ziemię, pod jakimś potężnym eukaliptusem. Nie miał pojęcia gdzie dokładnie się znajdował, ani jak daleko udało mu się uciec od napastników. Biegł przed siebie póki starczyło mu sił, ale wyczerpanie i ból w końcu wzięły nad nim górę.
Nathaniel odsunął dłoń od rany, którą uciskał przez cały czas. Ciemna, lepka krew spływała po jego palcach i ramieniu. Przesunął palcami po ciele, aż na bark modląc się by poczuć kolejną ranę. Całe szczęście kula przeszła na wylot, ale Hawthorne i tak był w dość opłakanej sytuacji. Nie miał telefonu, nie wiedział gdzie się znajduje, a wyczerpanie nie pozwalało mu póki co ruszyć się z miejsca. Potrzebował odpoczynku, ale nie mógł zasnąć. Oderwał fragment koszuli, który przycisnął do postrzelonego miejsca, a zaraz potem pozwolił sobie przymknąć na moment oczy. Odpocząć chociaż odrobinę.
Oddychał ciężko, a przy tym nadal starał się zachować czujność, chociaż w zasadzie był praktycznie bezbronny. W pistolecie, na którym trzymał dłoń (tę od zranionego barku) znajdowała się jedna, ostatnia kula, nawet jeśli nie zagrażali mu ludzie to miał dość nikłe szanse, gdyby teraz przyszło mu się zmierzyć z jakimś dzikim zwierzęciem. W pewnej chwili miał wrażenie, że w bezustanny szum cykad i pokrzykiwania dzikich zwierząt wkradł się jeszcze jakiś dźwięk. Zważywszy na sytuację dość niepokojący, bo rozległ się niedaleko i przypominał łamanie suchych gałązek. Jakby coś, lub ktoś zbliżało się ku niemu. Zmrużył oczy, by spróbować dostrzec cokolwiek w otaczającej go gęstwinie, ale nikłe światło księżyca na niewiele mu pozwalało.
Milczał. Gdyby ktoś przechodził niedaleko, była jeszcze szansa, że go nie dostrzeże. Z drugiej zaś strony jeśli Nate się stąd nie ruszy, może wcale nie dożyć rana. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał wstać i pójść dalej. Potrzebował pomocy medycznej, ale żadne szpitale nie wchodziły w grę. Zresztą to akurat problemem nie było, ale wpierw musiał się wydostać z buszu, a pojęcia zielonego nie miał nawet o tym w jak cholernym zadupiu się znajdował. Był w patowej sytuacji, ale póki jeszcze dychał, póty zachowywał zimną krew, a palce zaciskały się coraz mocniej na zimnej rękojeści glocka.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
12.

Jedna z tych nocy, podczas których nie myśla o wczesnym powrocie do domu. Zamiast tego po opuszczeniu kościoła udała się na spacer, mimo, że ranna noga dawała się we znaki. Zastanawiała się nawet czy nie odwiedzić babci Briseis, albo nawet jej wnuczki nie poprosić o coś, co pomogłoby w leczeniu rany, ale ostatecznie wiedziała, że nie umiałaby się zdobyć na coś takiego. Za bardzo bała się narzucać innym z problemami, które dotyczyły tylko jej. Już i tak Bri zawdzięczała to, że ta w ogóle wyciągnęła ją z wody, gdy Divina ranna o mały włos nie utonęła. Sądziła, że już prawie jest po drugiej stronie, widzi świętą bramę, żegna się z tym światem, ale nadal tu była i kulejąc pokonywała ciemne zarośla Australijskiej dżungli. Zwykle przemieszczała się bezszelestnie, ale w tym stanie pozostawało to poza jej zasięgiem. Lekko zgrzana rozejrzała się dookoła, oceniając gdzie się zapuściła. Powinna była wrócić do domu, ale wtedy usłyszała jakieś dźwięki i chociaż rozsądek powinien jej podpowiadać, by stała bez ruchu lub spróbowała się oddalić od źródła odgłosów, jej nogi zaczęły ją ku nim prowadzić. Zatrzymała się za drzewem, gdy dojrzała mężczyznę i obserwowała go chwilę analizując wszystko. Co Nathaniel Hawthorne tutaj robił? Czy szedł za nią? Nie, niemożliwe... w zasadzie już wcześniej słyszała niegłośny huk, a teraz widziała, że jest ranny, ale nie podleciała do niego panicznie. Musiała więcej zrozumieć... nie zagrażał jej w tym stanie, prawda? Poza tym był złym człowiekiem, ktokolwiek go skrzywdził, mógł chcieć ograniczyć cierpienie tych, których Nathaniel planował dopaść. Powinna tak o tym myśleć. Powinna go zostawić, wierząc, że w ten sposób zapobiegnie większemu złu... tylko, że nie była taka i nawet zanim ta myśl zaświtała w jej głowie, już znalazła się przy mężczyźnie.
- Umiera pan - zauważyła cicho, pochylając się nad nim. Może po prostu chciała go ostrzec o swojej obecności. Przyklękła na kolano, dłonią dotykając w miejscu, do którego przyłożył fragment koszuli. Skrzywiła się czując ciepły i mokry płyn. To nie tak, że się nie bała, ale zwyczajnie dobrze to ukrywała i też wątpiła, aby wszelkie obawy tutaj na coś pomogły. - Proszę wstać, sama pana nie podniosę - chwyciła go pod bok, chociaż przełamywanie barier dotykowych nie było dla niej zbyt komfortowe. Mimo to próbowała być jak najlepszą podporą. - Nie będziemy szli zbyt daleko, ale niech pan się postara o żwawe tempo - dodała, ciągnąc go w odpowiednią stronę. Gdyby życie ludzkie wyrażało się wartością podobną do zysków i strat, należałoby go tutaj zostawić. Pewnie gdyby byli na swoich miejscach, on by jej nie pomógł i miała tego pełną świadomość. Był złym człowiekiem, tylko, że... ona nie była. Gdyby go tutaj zostawiła, niczym by się od niego nie różniła.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Usilnie wpatrywał się w miejsce, z którego jak był przekonany, dobiegł go szelest. Wreszcie powoli zaczął dostrzegać sylwetkę postaci, a jego ręka (chociaż niezbyt sprawna) uniosła w drżącej dłoni pistolet na tyle, na ile było to możliwe.
- V? - Tego się nie spodziewał, zaś z drugiej strony kto normalny włóczył się po buszu o tej porze? Nie znał nikogo poza Norwood, kto urządzałby sobie w ramach relaksu późnonocne spacery tego typu. - To niebawem będziesz miała co świętować - rzucił rozbawiony tą niespodziewaną sytuacją i jakby nie patrzeć zamianą ról.
Chociaż niekoniecznie czuł jakiekolwiek zagrożenie ze strony dziewczyny, ale prawdopodobnie to ona, pierwszy raz nie bała się jego, skoro podeszłą tak blisko. Nieco zaskoczyła go jej bezpośredniość w tym, jak chwyciła za jego dłoń, samej sprawdzając co z raną.
- To tylko draśnięcie - wysapał, ale czuł jak słabł z każdą sekundą. Tracił zbyt wiele krwi, a podjęty wysiłek podczas ucieczki tylko pogorszył sprawę. - Masz telefon? - Zapytał, bo gdyby mógł się z kimkolwiek skontaktować, szybko załatwiłby jakąś pomoc. - Wystarczy, że dostanę się do miasta - dodał zaraz, a gdy próbowała go podnieść, wpierw odsunął ją na bok. - Sam! Sam, dam radę - oznajmił, nienawidził czuć się zależnym, a jeszcze bardziej nienawidził czuć się słabym. Nic więc dziwnego, że zareagował dość gwałtownie. Tylko, że nim złapał pion, zachwiał się niebezpiecznie i syknął z bólu opadając na drzewo za sobą. - Czemu mi pomagasz? - Warknął pod nosem, ale ponownie nie odrzucił ofiarowanego przez Divinę wsparcia. Udało mu się wyprostować i schować broń za pasek, a potem powoli ruszyć w kierunku, który narzucała Norwood. - Dokąd idziemy? - Nie miał pojęcia co planowała dziewczyna, ale też za bardzo nie miał wyboru. Mógł zostać na miejscu i nie skorzystać z jej pomocy, ale prawdopodobnie do rana byłoby z nim jeszcze gorzej. Z drugiej zaś strony czuł jak głowa zaczyna pulsować mu z bólu, po czole spływają krople potu, a każdy kolejny krok jest coraz trudniejszy, przez wirujący wokół świat. Bał się, że będzie kompletnie zdany na jej łaskę, a wtedy... Wtedy mogłaby odwdzięczyć mu się za wszystko to co jej zrobił. Tylko, że ufał jej. Miał wrażenie, że poznał Norwood na tyle, by wiedzieć, że go nie zdradzi, nawet jeśli już dawno powinna to uczynić.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Faktycznie, nikt normalny by tutaj się nie zapuszczał i Nathaniel miał duże szczęście, że to ją spotkał, a nie na przykład krokodyla, który pewnie po wyczuciu krwi nie wahałby się z atakiem.
- Divina - poprawiła go machinalnie, nie chcąc wcale, by nazywał ją w ten sposób. Nie byli na tyle blisko, aby nadawać sobie jakieś pseudonimy, nie, żeby generalnie miała w swoim życiu jakiś bliskich... kiedyś był Geordan, ale gdzie był teraz? Nie miała pojęcia i w tej chwili niekoniecznie myślała o nim, a o rannym mężczyźnie, którego pewnie spotkało to na co zasłużył. - Nie bawią mnie takie żarty - zauważyła jeszcze gwoli ścisłości. Sama nie była w najlepszym stanie, ale kiedy przejmowała się Nathanielem, ból jej własnej nogi zdawał się blednąć.
- Myli się pan, to spora rana, może się pan wykrwawić - skąd ten pomysł, że to draśnięcie? Chciałaby powiedzieć, że większej nigdy nie widziała, ale niestety była świadkiem wypadku samochodowego, w którym zginął człowiek. - Mam w domu - miała oczywiście na myśli stacjonarny. Własnej komórki nie posiadała, ale nawet nie pomyślała, by o tym wspominać. - Do miasta? Nie dojdziemy tam - oceniła dość racjonalnie, bo już teraz ledwo stał na nogach. Dlatego też niekoniecznie spodobało jej się, gdy ją odepchnął, ale pokornie stanęła z boku i czekała. Nie była żadną bohaterką i nie planowała narzucać się ze swoją odsieczą. W zasadzie gdyby kazał jej odejść, może nawet wróciłaby do domu i to tutaj przyniosła jakieś rzeczy do pomocy? Póki co jednak, Nathaniel zachwiał się i ostatecznie był zmuszony przyjąć jej pomoc. - Bo jest pan ranny - odpowiedziała na jego pytanie. Czy to nie było oczywiste? Naturalnie chodziło mu o coś więcej, ale tego Divina nie mogła wiedzieć, z resztą za bardzo była skupiona na równym marszu, podczas gdy sama z trudem stawiała poranioną nogę. Miała wrażenie, że rana na niej się otworzyła, ale to nic. Całkiem zabawna sytuacja... dwóch rannych ludzi idących przez las. - Mieszkam niedaleko... proszę być cicho, traci pan siły na rozmowę - zauważyła, odsuwając wolną dłonią jakieś liście. Raz ręką zerwała też pajęczyny, aby się na nich nie skupiał, innym razem podtrzymywała go, gdy schodzili w dół wzniesienia. Droga nie była łatwa, bo nie był to żaden szlak, ale Viny dobrze się tu odnajdywała. Kiedy więc dotarli do niewielkiego budyneczku, oznajmiła, że są już blisko, a potem zapaliła wiszącą na kablu pod sufitem żarówkę i rzuciła go na niewielką, zdezelowaną kanapę.
- Trzeba szyć - już wcześniej to oceniła. - Ale najpierw wypada wypalić ranę... - mruknęła pod nosem. Sama była zgrzana, a on tracił siły. Najchętniej rzuciłaby się na ziemię i poszła spać, ale wiedziała, że jej nie wolno. - Mogę zadzwonić też po pogotowie - dodała, jakby mieli czas na zastanawianie się. Nie mieli. Z każdą sekundą był bliżej tego, o czym ona pragnęła. Zabawne i ironiczne. Mimo to nie potrafiła zdecydować za niego, kiedy jeszcze był w stanie się sprzeciwiać.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Bez dwóch zdań sytuacja w jakiej znalazł się Nathaniel była nie do pozazdroszczenia. Czuł się fatalnie, był bezbronny i ledwo miał siłę, by odpowiadać Divinie, ale jakimś niewytłumaczalnym sposobem, jego nastrój znacznie się poprawił. I możliwe, że tragi-komizm tej sytuacji był ku temu powodem, a możliwe, że wpływ na to miała sama osoba Norwood. W końcu nie bez przyczyny zaprzątała jego myśli coraz częściej. Hawthorne w ostatnim czasie często łapał się na rozpamiętywaniu prowadzonych z Diviną rozmów i decyzji, które podjął odnośnie niej. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że była mu obojętną, bo jakimś cudem nadal żyła, a co więcej w tamtej chwili to jego życie zależało od niej.
- Kula przeszła na wylot... Nic mi nie będzie - wymamrotał, ale sam powoli tracił wiarę we własne słowa. Posłusznie obrał kierunek, w którym zaczęła prowadzić go Divina, wiedząc, że to jego jedyna opcja. Nie była to łatwa droga, ale po pewnym czasie udało im się dotrzeć do jakiejś rudery gdzieś na skraju buszu. Nathaniel w pierwszej chwili sądził, że to jakiś opuszczony budynek, o którym istnieniu nie miał pojęcia. Koniec końców niewiele osób zapuszczało się tak głęboko w las, a Norwood zdawała się znać doskonale każde mijane przez siebie drzewo. Jednak gdy weszli do środka wszystko stało się bardziej klarowne, a Hawthorne zrozumiał, że prawdopodobnie znaleźli się w domu dziewczyny.
- Mieszkasz tu? - Rozejrzał się wpół przytomnym wzrokiem po pomieszczeniu, które wypełnione było na wpół rozpadającymi się sprzętami i nie pasującymi do siebie meblami. - Marna ta pensyjka pianistki, co? - Zażartował podle, po czym syknął głośniej usiłując usiąść wygodniej na zdezelowanej kanapie.
- Żadnego pogotowia... - Wyjęczał, po czym na moment odłożył głowę na oparciu by odetchnąć kilkukrotnie. W tym czasie Norwood odeszła kawałek, a on spojrzał na nią dostrzegając coś niepokojącego w sposobie w jakim się poruszała. - Kulejesz - oznajmił i zaczął powoli rozpinać koszulę, by ostatecznie ją z siebie zdjąć i lepiej przyjrzeć się ranie. - Co się stało? - Zapytał, chociaż to swoim zdrowiem powinien przejmować się bardziej. Nie podobało mu się jednak, że jakiś szczegół z życia dziewczyny został przed nim zatajony... I co gorsza nie rozumiał dlaczego ten brak wiedzy tak go poirytował. - Dasz radę? - Zapytał przelotne zerkając na swoje ramie. - Jeśli nie to daj mi telefon... I tak już dość dla mnie zrobiłaś, a nie musiałaś - oznajmił i spojrzał na twarz Diviny starając się zrozumieć emocje kryjące się za jej pięknymi rysami. - Ironiczne, prawda? - Rzucił unosząc lekko kącik ust... - Jeszcze jakiś czas temu chciałem ciebie zabić, a teraz ty ratujesz mi życie - wyznał i już prawie dodał "dziękuję", ale Norwood zaczęła robić coś przy ranie, przez co Nate zaklął sycząc z bólu. - Kurwa.... Przydałoby się jakieś znieczulenie, ale obstawiam, że taka świętoszka alkoholu nie posiada? - Zapytał nadal starając się zachować cynizm, ale ramię zaczynało go już rwać z bólu, a palce odmawiały posłuszeństwa.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Ona sama niekoniecznie wierzyła w zapewnienia, że nic mu nie będzie, ale nie pozwoliła, by choćby cień paniki przemknął po jej twarzy. W zasadzie to... to nie byłoby takie dziwne, gdyby zmarł. Prawdę mówiąc, nawet jeśli nie chciała i tym myśleć, to samoistnie nasuwało się to w jej głowie. Była przeklęta i każdy z jej otoczenia ginął, bądź cierpiał... zabawne, że nawet Nathaniela miało to spotkać. Jeśli umrze... to będzie jej wina i też dlatego mu pomagała. Nie chciała mieć kolejnej krwi na dłoniach, nawet jeśli te i bez tego były już wystarczająco nią ubrudzone.
Pokiwała jedynie głową, gdy zapytał o to, czy tu mieszka, bardziej niż rozmową, zajęta szukaniem skromnej apteczki, która mimo swoich braków mogła się teraz przydać.
- Jestem organistką - odpowiedziała jedynie nie wchodząc w jego zaczepki. Wiedziała, że jej dom nie prezentuje się najlepiej, ale sama do niego przywykła. Z resztą regularnie ktoś go dewastował w ramach wybornych kawałów, więc lepiej, że nie było jej szkoda, gdy ten po raz kolejny uległ uszkodzeniu z ręki lokalnych zbirów. - Yhm - odpowiedziała jeszcze na to jego stwierdzenie, że kuleje, do wiadomości biorąc też to, że nie chciał pogotowia. Musiała iść przygotować piecyk w kuchni, by tam rozgrzać pogrzebacz, który wcześniej starannie obmyła, chociaż... temperatura i tak go odkazi. - Nieistotne - odpowiedziała jeszcze, bo nie było to teraz najważniejsze. Kiedy wróciła lekko zawahała się, widząc go bez koszuli, ale ostatecznie... i tak musiałaby się jej pozbyć. - To raczej ja powinnam o to pana zapytać... mnie to w końcu nie zaboli - odpowiedziała, zaskoczona jego pytaniem. Z drugiej strony miał prawo się obawiać, skoro był teraz na jej łasce. - Zanim ktokolwiek tu dojedzie, będzie pan już przed sądem najwyższym - oceniła racjonalnie, bo wiedziała doskonale gdzie się znajdowali. Nie było czasu, a ją trochę zaskakiwało, jak dużo potrafił mówić mężczyzna, pomimo jego obrażeń. Czy dostrzegała w tym wszystkim jakąś ironię? Trudno było powiedzieć, raczej znów wzbierał w niej żal i świadomość tego, że mimo ich beztroskiej rozmowy, ten człowiek może nie dożyć jutra. Pewnie przez adrenalinę był taki rozmowny. - Nie chcę by był pan kolejną moją ofiarą - mruknęła, skupiając się bardziej na ranie. Musiała wszystko ocenić, więc bez wahania odsunęła materiał, który oderwał się nieco od rany. - Nie mam tu nic takiego. Niech się pan położy, najpewniej straci pan przytomność, jak wypalę miejsce wylotowe - nie była żadnym medykiem, ale jej ojciec wiele razy sobie coś zrobił, a żadne z nich ubezpieczenia nie miało. Musiała więc jakoś sobie wówczas radzić. Cofnęła się do kuchni i wróciła z niewielkim kawałkiem pręta owiniętym z jednej strony grubą szmatą, który służył jej za pogrzebacz. Koniec, którego nie trzymała rozżarzony był do czerwoności. Spojrzała na brudnego od potu i krwi mężczyznę i poczuła w końcu tą ironię, ale bardziej związaną z chwilą, gdy to on ją przypalił. Nie powinna o tym teraz wspominać. - Przód zaszyję tradycyjnie. Niech pan to weźmie między zęby - w zasadzie nie czekając wsadziła mu między zęby drewnianą łyżkę, czując przy tym jaki był rozgrzany przez gorączkę. Tylko pozornie trzymał się tak dobrze. - Proszę objąć oparcie kanapy, żebym miała dostęp... wytrzyma pan? - zapytała jeszcze, bo co do tego, że zemdleje nie miała wątpliwości, ale ważniejsze jest by wcześniej w odruchu bólu jej nie uderzył, ani nie zrobił samemu sobie krzywdy, gdy będzie przy jego ciele trzymała rozgrzany pogrzebacz.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Zaskoczyła go odpowiedź, której udzieliła. Nie pytał ze strachu o siebie, a o nią? Bardzo możliwe, bo nie podejrzewał, że taka drobna i wycofana dziewczyna byłaby wstanie bez strachu wpierw przypalić jego ranę, a potem zaszyć ją od ręki. Jak widać niewiele jeszcze wiedział o Divinie Norwood, bo życie musiało jej nie oszczędzać, skoro tak drastyczne czyny nie przyprawiały jej o chwilę zwątpienia.
- Zabawna jesteś - zmroczony bólem, uniósł lekko kącik ust rozbawiony jej podejściem. Równocześnie był też zaskoczony tym jak doskonale wiedziała co powinna zrobić. Jakby nie pierwszy raz trzymała rozżarzony pręt nad ludzkim ciałem. - Myślisz, że traciłby na mnie czas? Ja od razu trafię do piekła... - Wysyczał, czując jak siły go opuszczają.
Ciężko powiedzieć, co gorzej na niego działało. Został postrzelony i stracił dużo krwi, a póki miał siłę i adrenalina buzowała w jego żyłach, póty biegł przez busz, aż nie opadł wykończony z sił. Z coraz większym trudem unosił ociężałe powieki. Walczył o każdą sekundę przytomności, ale czuł, że nie długo tak pociągnie. Nie powinien ufać Divinie, po tym co sama przez niego przeszła, ale jej stanowczość sprawiała, że ogarniał go spokój, nawet jak tylko co drugie słowo dochodziło do niego jakby z oddali.
- Ofiarą? O czym ty... - Zapytał, nie rozumiejąc kogo miała na myśli. Chciała go zabić? Czy mówiła o sobie. - Skąd wiesz co... Robiłaś już to? - Dopytał, ale potem posłusznie wykonał o co prosiła. Chociaż może to bardziej ona dyrygowała jego ciałem.
Na pytanie czy wytrzyma, kiwnął tylko głową. Nie miał pojęcia ile jeszcze będzie przytomnym, ale wykończona ciało pragnęło odpoczynku. Ironią byłoby, gdyby zmarł na jakiejś starej kanapie, w środku lasu, brudny od krwi i potu, a jego oprawcą byłaby krucha i niewinna Divina Norwood. I chociaż ten scenariusz wydawał się smutną komedią, w tamtym momencie był niezwykle realną wizją.
Warknął zaciskając zęby na drewnianej łyżce, gdy dziewczyna przypaliła jego ciało. Każdy mięsień jego ciała napiął się pod naporem niesamowitego bólu. Pamiętał jeszcze tyle, że spojrzał w bok i jakby za mgłą dostrzegł wątłe ciało Diviny, a zaraz potem zemdlał.
Nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny. Głowa pękała mu z bólu i przekonany był, że ma gorączkę, a krople potu zraszają każdy fragment jego ciała. Ból czuł właściwie w całym ciele, ale jego skumulowanie zdecydowanie znajdowało się w prawym ramieniu. Miał świadomość tego, że ktoś jest tuż obok, ale dopiero po kilku sekundach zaczął składać w całość strzępki informacji jakie dostarczał mu wyczerpany umysł.
- V... - Wycharczał cicho, gdy po otwarciu oczu dostrzegł ją nachylającą się nad jego ciałem. - V, Bóg zakpił... - Wymamrotał, a sprawną ręką sięgnął do nadgarstka dziewczyny. Nie bardzo wiedział czemu miał służyć ten ruch, ale w tamtej chwili niewielu rzeczy był świadom. - Bóg zakpił z nas oboje, gdy stałaś się moim stróżem... - Z trudem odnajdował słowa, a jego wzrok nie mógł się wypstrzyć, gdy co rusz przymykałam powieki - ...aniołem - dokończył i chyba się uśmiechnął, ale niewiele z tamtych chwil zapadło mu w pamięci.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
W zasadzie trudno było jej się z nim nie zgodzić, też wątpiła, że gdyby teraz umarł, miałby jeszcze jakieś szanse na zbawienie. Na dobrą sprawę ratowanie go też tego nie zmieni, nadal będzie złym człowiekiem, który gardzi prawami boskimi, ale jakim potworem by nie był. Norwood nadal pozostawała sobą. Przyświecały jej inne wartości, których Nathaniel by nie zrozumiał, a ona nie traciłaby czasu na ich tłumaczenie. W zasadzie rozmawiała z nim tylko po to, by skupiał się na słowach, a nie na bólu. Z drugiej strony, kiedy miała już przystąpić do działania, potrzebowała skupienia, a nie jego zbędnych pytań.
- Tym teraz nie powinien się pan przejmować - odpowiedziała i czekając na znak, przyłożyła rozżarzony pręt do jego skóry, czując, jak spina mięśnie, a do jej nozdrzy wdziera się odrażający swąd palonego ciała. Mimo to nie wycofała się, trzymała pogrzebacz tak długo, aż nie była pewna, że krwawienie ustąpiło. Zgodnie z jej przewidywaniami, Nathaniel stracił przytomność, dzięki czemu szybko oparł plecami na kanapę. Nadal coś majaczył, ale nie przejmowała się tym, gdy w pocie czoła próbowała zszyć jego skórę w miejscu, w którym kula wleciała. Dłonie jej się trzęsły, bo teraz, gdy Nathaniel nie był już przytomny, o wiele trudniej było jej zapanować nad emocjami. Zmęczenie wdzierało się do jej organizmu, ale nie ustępowała. Szwy były dopiero początkiem. Musiała wszystko oczyścić, założyć opatrunek, ale mimo tych działań nic nie było pewne. Gorączka mężczyzny tylko się wzmagała, podobnie jak jego majaczenie. Mogła go zostawić, uciec od tej odpowiedzialności, albo teraz wezwać pomoc, ale przecież nie wiedziała gdzie tej w ogóle szukać. Policji już od lat nie ufała. Ostatecznie od początku wiedziała, że będzie w tym wszystkim zdana wyłącznie na siebie. Godziny mijały, a ona na zmianę chodziła zmoczyć kolejną szmatkę lodowatą wodą, by tym zbić nieco gorączkę. Co zrobi, jeśli tu zginie? Znała śmierć doskonale, a on jak nikt inny, na nią zasługiwał. Mimo to w chwilach wolnych od ocierania jego ciała, modliła się do Boga by jeszcze go nie zabierał. Tak należało postąpić.
Drgnęła, gdy w którymś momencie złapał ją za rękę. Wcześniej jedynie coś mamrotał, a teraz słowa na moment nabrały jako takiego znaczenia. Skrzywiła się mimo to, nie wiedząc, czy bardziej martwi ją jego stan, czy to, na jakie słowa się porwał. Bardziej przeszkadzało jej to świętokradztwo, czy fakt, że niesłusznie nazywa ją stróżem, kiedy jedyne co ze sobą niosła, to cierpienie.
- Majaczy pan w gorączce - oznajmiła jedynie, zabierając swoją dłoń. - Tylko Bóg może panu teraz pomóc, więc proszę go nie drażnić - westchnęła i otarła ponownie rozpalone czoło, a po chwili z ulgą uznała, że mężczyzna znów zasnął. Nie wiedziała która była godzina, gdy zaczęła sama opadać z sił. Stanie i pochylanie się nad Nathanielem odbiło się na jej nodze, a resztki uśmierzającej ból maści wykorzystała na jego rany. Usiadła więc na podłodze obok kanapy, wiedząc, że nie powinna się oddalać, ale w którymś momencie po prostu zwinęła się w kłębek na twardej, nierównej podłodze i nie mogąc już walczyć ze zmęczeniem, zasnęła jak dziecko.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Doświadczył w swoim życiu zapewne więcej ekstremalnych sytuacji niż większość ludzi. Nie pierwszy raz został postrzelony, ani nie pierwszy raz korzystał z "polowych" środków pomocy, ale w tamtej sytuacji było coś znaczącego, co Nathaniel odnajdywał w niewielu momentach swojego życia. Divina, pochylała się nad nim w skupieniu, a jej młoda twarz nakreślona była wyczerpaniem, strachem, ale też determinacją. Mimo, że Hawthorne był na granicy przytomności, czuł obecność Norwood przy sobie, rozumiał co robiła, czuł jak ocierała jego czoło i policzki, czuł jak przemywała brudne ciało i z najwyższą delikatnością zaszywała rozerwaną skórę. Odnajdywał w tym zaskakującą troskę, tym bardziej, że nie zasługiwał na nią, a już na pewno nie z jej rąk... W sumie, patrząc wstecz w swoim życiu poznał tylko dwie osoby (o ironio noszące podobne imiona), które bezinteresownie okazały mu troskę. Obdarowały tym niewytłumaczalnym ciepłem i bliskością, którą ciężko opisać słowami. Nie spodziewał się, że do tego wąskiego grona będzie mógł kiedykolwiek dodać Divinę. Chociaż możliwe, że tylko z jego perspektywy tak to wyglądało.
- Nie drażnię go, V - wymamrotał czując jak znów odpływa, ale jeszcze resztką siła uniósł wyżej rękę. - To ty sprzeciwiłaś się jego woli - dodał i chociaż z nieznanych sobie powodów chciał dotknąć jej twarzy, to ledwie co musnął fragment jej policzka nim ponownie stracił przytomność.
Było cicho i ciemno, gdy po raz kolejny otworzył zmęczona powieki. Kompletnie zdezorientowany podniósł się gwałtownie, ale silny ból powstrzymał go od dalszego ruchu. Posklejał fakty spoglądając na starannie zabandażowany bark. Nie umknęło też jego uwadze to, że dłoń, którą przesunął po opatrunku miał czystą, bez śladów krwi i błota, które bez dwóch zdań wczoraj pokrywały większość jego ciała. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Diviny. Sądził, że zniknęła i dopiero po chwili dostrzegł jej drobną, skuloną sylwetkę leżącą na podłogowych deskach, tuż obok kanapy. Jej twarzyczka pogrążona była w głębokim śnie, ale coś sprawiało, że raz po raz krzywiła się nieładnie, a jej kruche ciało trzęsło się delikatnie, jakby w gorączce. Nie musiał długo szukać, by odkryć, że przyczyną była jej noga. Już wcześniej zauważył, że kulała, ale wtedy jego stan był dość opłakany. Nadal czuł potworny ból i osłabienie, ale nie mógł pozostać obojętnym widząc zakrwawiony bandaż owinięty wokół nogi Viny. Ostrożnie zwlekł się z kanapy, by klęknąć obok Norwood. Wiedział, że nie da rady sam jej podnieść, nie z tym ramieniem, ale chociaż podłożył pod jej głowę poduszkę, na której sam uprzednio leżał, a zaraz potem rozejrzał się za apteczkę, której Divina używała wcześniej by to jego opatrzeć.
Niestety, gdy ją odnalazł była praktycznie pusta, ale przesiąknięty krwią bandaż nie mógł dłużej pozostawać na miejscu. Nie miał też w sobie na tyle sił, by wstać i rozejrzeć się lepiej po pomieszczeniu, a w zasięgu ręki miał tylko kilka ręczników i nic poza tym. I w tamtej chwili poczuł wściekłość, bo Vi nie zasługiwała na to, by los tak okrutnie sobie z nią pogrywał. Tylko, że złość Nathaniela była niezwykle zaskakująca zważywszy na to, że lekko ponad kolanem dziewczyny widać było bliznę, której to sam Hawthorne był sprawcą.
Już miał złapać za fragment bandażu, gdy Norwood nagle się ocknęła.
- Już! Spokojnie, chcę ci tylko pomóc - rzucił od razu i jakby na znak, że nie ma żadnych złych zamiarów wpierw uniósł dłonie ku górze, a zaraz potem jedną próbował dotknąć ramienia dziewczyny. - Krwawisz, potrzebujesz nowego opatrunku - dodał zaraz i znów poczuł tą frustrację, której nie rozumiał. - Co się stało?

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Rzadko kiedy nie miewała koszmarów, dlatego tak często unikała snu, snując się po okolicy, bądź grając późną porą na organach. Tym razem nie było inaczej, słowa Nathaniela dręczyły ją w wizjach sennych, bo chociaż nie uważała, aby sprzeciwiła się Bogu, to jednak rzucone przez niego oskarżenie silnie na nią oddziaływało. Trzęsła się więc cała, a rana na nodze na pewno nie pomagała zaznać spokoju. Nie wiedziała kiedy dokładnie zasnęła, mimo, że chętnie obudziłaby się z koszmaru, trwała w nim bezustannie, aż do momentu, kiedy poczuła na nodze czyjś dotyk i towarzyszący temu dyskomfort. W pierwszej sekundzie zlękła się, patrząc na niego swoimi wielkimi, ciemnymi oczami, które mogły kojarzyć się ze spłoszonym zwierzęciem. Dopiero po chwili zaczynały docierać do niej szczegóły, przypominała sobie okoliczności w jakich Nathaniel się tutaj znalazł. Żył. Przez moment nic poza tym się nie liczyło. Był tutaj, oddychał, wydawało się nawet, że ma się całkiem dobrze. Musiał być naprawdę silnym człowiekiem, silniejszym, niż Norwood przewidywała. Tylko, że gdy już oceniła jego stan, ważniejszym stało się dla niej to, co zamierzał. Spojrzała odruchowo w dół, a widząc odsłonięte nogi, szybko naciągnęła na nie materiał znanej mu już doskonale spódnicy. Chciał jej pomóc? On? Może się przesłyszała, a może przeceniła go, nie wiedząc, że nadal doskwiera mu gorączka.
- Krew już zaschła, nic mi nie będzie - oceniła chcąc ściąć temat, po czym uniosła się na łokciu, dostrzegając poduszkę, która znajdowała się pod jej głową. Zmrużyła przez to czoło, nie rozumiejąc kompletnie, co ten człowiek zamierza. Może chciał zamydlić jej oczy? A może obawiał się, że będzie miał u niej dług, więc tą dawką dobroci chciał go czym prędzej spłacić? Brzmiało to całkiem rozsądnie, dlatego westchnęła cicho, dając sobie sekundę na pozbieranie myśli i przywołanie się do porządku. - To nieistotne, proszę się tym nie przejmować - po co miałaby mu opowiadać, co jej się stało? To bez sensu, a też niekoniecznie chciała zwierzać się ze swojej próby ucieczki komuś, kto przecież uważał ją za tchórza chowającego się w lesie, niezdolnego do podjęcia jakiegokolwiek działania. - Stracił pan dużo krwi... może pan teraz zadzwonić po kogoś, kto pana odbierze, o ile zna pan numer - poinformowała, podnosząc się w końcu z ziemi. Mimo zmęczenia niekoniecznie dobrze się czuła, leżąc przed nim. Podniosła też poduszkę z podłogi i z pewnego rodzaju czułością i dbałością otrzepała ją, odkładając na kanapę. - Musi pan coś zjeść, zaraz coś przyniosę - mruknęła jeszcze, kierując się do kuchni, w której mogła odetchnąć. Niewiele mogła mu zaoferować, niestety nie spodziewała się gości, dlatego wróciła do saloniku z chlebem z masłem i ciepłą herbatą, którą postawiła na stoliku, z którego już dawno odeszła farba. - Telefon jest przy wejściu, mam tylko stacjonarny - poinformowała go jeszcze, ciesząc się tym, że światło słońca zaczęło wypełniać pomieszczenie, bo pozostawiona na całą noc włączona żarówka musiała się przepalić, co dostrzegła, próbując kilka razy ją włączyć, by ostatecznie dać sobie z tym spokój i zająć się porządkowaniem kilku rzeczy, głównie przez to, że nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Przysiągłby, że dostrzegł w jej spojrzeniu niezrozumienie. Była zdumiona tym co zaszło, ale też szybko wróciła do swojej naturalnej obojętności. Przerażające, że ktoś w tak młodym wieku mógł być tak jałowym i pozbawionym emocji. Chociaż chyba jeszcze bardziej przerażającym dla Nathaniela był fakt, że coraz bardziej nie podobało mu się to jak niesprawiedliwy los dotknął Divinę.
- Nie sądzę... Opatrunek wygląda na solidnie przesiąknięty. Trzeba to ponownie opatrzyć - oznajmił, ale nie miał zamiaru zatrzymywać jej siłą. Zresztą nie był też w stanie, bo mimo wszystko odczuwał skutki postrzału i nadmiernej utraty krwi. Był wykończony, ale bardziej przytomny niż ostatnim razem, gdy przyszło im prowadzić rozmowę. - Dla mnie istotne - burknął niezadowolony z tego jak bagatelizowała swój uraz. - Uratowałaś mi życie, V - wyznał patrząc na jej pochyloną sylwetkę. Miał wrażenie jakby w tamtej chwili przygniatał ją ciężar życia i sytuacji, w której się znalazła, ale nadal dzielnie stała, chociaż brakowało jej już sił. - Nie musiałaś tego robić, a jednak... Jestem ci dłużnikiem - dodał zerkając na nią zmęczonym wzrokiem. Wiedział co chciał przekazać tymi słowami, ale jego stan nie do końca pozwalał mu na to, aby sprawnie posługiwać się językiem i odpowiadać w równie błyskotliwy sposób co zwykle. Chciał jej powiedzieć, że od tego momentu stała się ona dla niego niezwykle istotna i ważna, bo zrobiła coś tak bezinteresownego. I chociaż jego świat był brutalny to tego typu gesty zobowiązywały do dozgonnej wdzięczności. - Dziękuję - rzucił na koniec, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Gdy wspomniała o telefonie skinął głową na znak, że rozumie i odprowadził ją wzrokiem.
W zasięgu jego dłoni nie było nic, co mogłoby mu pomóc w opatrzeniu nogi Norwood, ale gdy dziewczyna wróciła z jedzeniem, Nathaniel wiedział już co zrobić. Za jej wskazówką poszedł do korytarz i wybrał numer jednego ze swoich najbardziej zaufanych ludzi. Kazał mu przywieźć apteczkę, koce, leki i jedzenie pod dom Diviny, zostawić wszystko i odjechać, ale zostać dostępnym pod telefonem.
- Twoje noga nie wygląda dobrze - oznajmił ponownie, gdy już usiadł na kanapie i przysunął do siebie kubek z herbatą, za którą podziękował. - Co wydarzyło? - Zapytał ponownie, ale nie liczył na konkretną odpowiedź. Po prostu starał się jakoś podtrzymać rozmowę.
Jakiś czas później obydwoje usłyszeli samochód, a chwilę potem kroki i szelest tuż pod drzwiami. Hawthorne spojrzał na Divinę i wstał bez słowa. Może ona nawet tego oczekiwała, aby wyszedł i już nigdy nie powracał do tego co zaszło, ale on wrócił po kilku sekundach niosąc w sprawnej ręce kilka pakunków.
- Potrzebujesz leków i bandaży - wysapał, bo znów poczuł jak robi mu się gorąco i duszno. Mimo tego zaczął wyciągać medykamenty na stół. Uśmiechnął się szerzej widząc, że wśród nich znalazła się paczka papierosów i zapalniczka. - Wszystko wykorzystałaś na mnie, a sama... - Zrobił chwilę przerwy, bo zabrakło mu tchu, ale zatuszował to udając, że ma zamiar zapalić i włożył papierosa do ust. - Sama potrzebujesz pomocy - dokończył i uniósł swoje błękitne spojrzenie na Norwood. - Daj mi się opatrzeć - powiedział z większą dosadnością niż dotychczas. Nie chciał jej przymuszać, ani straszyć, ale głupia dziewucha mogła swoją upartością zrobić sobie krzywdę, a gdyby tak się stało to on... On by sobie tego... Nie. Nie mogła po prostu być aż taka głupia.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie chciała z nim rozmawiać o swojej nodze, w zasadzie skłamałabym mówiąc, że w ogóle chciała z nim rozmawiać. Pomogła mu, ale wiedziała z kim ma do czynienia i lepiej dla ich obojga byłoby, gdyby wydobrzał i zniknął. Z jakiegoś powodu jej los skrzyżował się z tym przypisanym mężczyźnie, ale należało to skończyć. Już jej fatum zaczęło go dosięgać i tylko cudem nie dołączył do długiej listy osób, jakie przez nią cierpiały.
- Zajmę się tym potem - chciała już uciąć ten temat i ani myślała zajmować się swoją raną w towarzystwie kogokolwiek. Widziała, że ta nie wyglądała najlepiej, nadal nie była pewna czemu zawdzięcza poharatanie łydki, ale na pewno kilka razy dodatkowo zahaczyła nią o połamane koralowce. Jako, że rana była z tyłu, posługiwała się niewielkim lusterkiem, ale była pewna, że się wyliże... koniec końców zawsze uchodziła cało. - Divina - poprawiła go nie pierwszy raz i westchnęła cicho. Wcale go nie uratowała, dlaczego tego nie dostrzegał? - Niesienie pomocy to nie handel wymienny, nic nie jest mi pan winny - ugryzła to z tej strony, licząc, że da już sobie spokój, ale wtedy z jego słów padło słowo, którego już w ogóle nie spodziewała się usłyszeć. Nie od niego. W zasadzie generalnie rzadko kiedy ktokolwiek jej dziękował. Speszyła się, wyraźnie straciła azymut i nie wiedziała, co ma teraz zrobić. - To nic - mruknęła, zajmując się zmywaniem z nierównej drewnianej podłogi krwi. Nie było to szczególnie łatwe, bo o warstwie lakieru deski te nie pamiętały, więc plamy łatwo w nie wciągały, a szmata haczyła o wszelkie nierówności, mimo to musiała się czymś zająć i zadbać o porządek.
- Widzi pan tylko opatrunek, a nie moją nogę - mruknęła nadal największą część uwagi poświęcając podłodze. Dlaczego był taki uparty? Po co była mu ta wiedza? Żeby ją dodatkowo gnębić? Był złym człowiekiem, a teraz zdawał się sam nie pamiętać o tych wszystkich razach, gdy traktował ją jak śmiecia. - Skaleczyłam się przypadkiem - odpowiedziała w końcu, co nie było kłamstwem. Nie wiedziała, co dokładnie odpowiadało za ranę, gdy w środku nocy walczyła na morzu o każdy oddech. Nie chciała teraz o tym myśleć i liczyła, że sam Nathaniel skupia się na posiłku. Usłyszała samochód i była pewna, że niebawem zostanie sama. Podniosła się nawet z podłogi, kończąc pracę porządkowe, gdy Hawthorne wyszedł, więc wielkie było jej zdziwienie, gdy zaraz zjawił się przed nią z pakunkami, na które nie była gotowa.
- Mówiłam, że nic nie jest mi pan winny - zauważyła, słysząc odjeżdżający samochodów. Nic z tego nie rozumiała. Dlaczego Nathaniel nadal tu był. To co jej zaproponował... patrzyła na niego przez dobre piętnaście sekund, nie wierząc w to, co usłyszała. Miała odmówić? Odmowa byłaby wstępem do dyskusji, która byłaby ponad jej siły. Dyskusje to pożywka dla osób takich, jak Nathaniel, dlatego jedynie westchnęła cicho, już wiedząc, że najlepiej zrobi, uznając, że tego nie usłyszała. - Proszę zadzwonić ponownie po tego człowieka. Powinien pana zobaczyć lekarz - nie ufała lekarzom, ale sama nie miała też zwyczajnie na nich nigdy pieniędzy, wątpiła, żeby Nathaniela dotyczyły takie problemy. Nie chciała też unosić się dumą, ale czuła, że nie powinna przyjmować pomocy od tego człowieka. Dotychczas jedyną osobą przynoszącą jedzenie do tego domu, był Geordan. - Proszę to też zabrać, lepiej oddać n szczytny cel, mi niczego nie potrzeba - nie była to prawda, a świadomość grzechu piekła jej przełyk, ale to nie tak, że nigdy nie grzeszyła. Zasadniczo w swojej własnej ocenie robiła to nader często, każdego dnia w zasadzie, bo przecież nie szanowała w żadnym stopniu swojego życia i gdyby był sposób, chętnie by z niego zrezygnowała.

Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ