: 04 kwie 2023, 13:20
Nazwanie go p e r f e k c j o n i s t ą nie było błędem; naprawdę dobrze oddawało jego potrzebę właściwego wykonywania obowiązków, lecz gdyby usłyszał, jak ktoś ocenia go w taki sposób, nie zgodziłby się. Rzeczywiście starał się nie popełniać błędów, a do każdego zlecenia podchodził drobiazgowo, jednakże robił to przez wzgląd na szacunek do osób go zatrudniających oraz ich pieniędzy. Znał bowiem ich wartość. Nie przyjąłby zapłaty za spartaczoną robotę. Co więcej, każdą porażkę brał do siebie. Akceptował wady swojego charakteru – był za bardzo zmęczony życiem, by nad sobą pracować – za to nie potrafił godzić się z błędami, których łatwo można było uniknąć. Gdyby tylko bardziej u w a ż a ł na swój plecak, teraz wylegiwałby się na pokładzie łodzi z rękoma pod głową i wpatrywał w migoczące gwiazdy, popijając przy tym wodę kokosową, która zastępowała mu piwo.
Przemilczał tę uwagę. Nie był e k s p e r t e m od kobiet, wiedział jednak, że to co skrywały ich myśli, a wypowiadały usta, mogło bardzo się od siebie różnić. Umniejszanie jej odwadze nie było jego celem, podejrzewał jednak – nie bez rozbawienia – że w razie prawdziwych kłopotów potrafiłaby co najwyżej pomachać rękoma i to bez skoordynowania.
Zanim go ochlapała, zdążył jedynie zapytać: — Sypiacie w jednym pomieszczeniu? — Zachodzące między współlokatorami powiązania nie interesowały go, chciał jedynie zauważyć, że ściany – nawet te wznoszone sposobami znanymi tylko aborygenom – stanowiły warstwę wygłuszającą.
Nie oponowała. Gdyby wyraziła sprzeciw lub powiedziała mu o swoich planach co do przebiegu w y c i e c z k i wziąłby je pod uwagę
Zaskoczyła go. Zapatrzony w księżycową poświatę, nie zauważył sugestywnego przygryzienia wargi, a gdy już poczuł miękkie dłonie na swoich barkach, nie potrafił zareagować w żaden sposób. Zniknął pod powierzchnią. Woda objęła go całego, wlewając się do uszu i blokując możliwość oddechu. Nagle zapomniał, że znajduje się na wyspie. Zapomniał, że towarzysząca mu blondynka to szukające rozrywki dziecko, nie agresor. Wynurzył się. Jedną ręką pochwycił nadgarstek dziewczyny. Ścisnął zbyt mono, lecz w tym momencie nie kontrolował własnych odruchów. Instynkt zawładną jego ciałem. Wcześniej spokojna, opanowana twarz teraz wyrażała skupienie oraz gotowość do kontrataku. I gdyby nie to, że w jasnych oczach Suzie dostrzegł strach, zaatakowałby.
— Prze–przepraszam — jęknął, odzyskawszy rozum. Natychmiast rozluźnił uścisk, lecz dostrzegł wyraźnie odciskający się na jej skórze ślad własnych placów. Oddychał ciężko, niespokojnie. Potrzebował zejść na ląd. Wyminął dziewczynę i wyszedł z oceanu. Poczuwszy piasek pod stopami, padł na kolana.
Dlatego powinien trzymać się z daleka od ludzi.
Dlatego powinien być sam.
suzie worthington
Przemilczał tę uwagę. Nie był e k s p e r t e m od kobiet, wiedział jednak, że to co skrywały ich myśli, a wypowiadały usta, mogło bardzo się od siebie różnić. Umniejszanie jej odwadze nie było jego celem, podejrzewał jednak – nie bez rozbawienia – że w razie prawdziwych kłopotów potrafiłaby co najwyżej pomachać rękoma i to bez skoordynowania.
Zanim go ochlapała, zdążył jedynie zapytać: — Sypiacie w jednym pomieszczeniu? — Zachodzące między współlokatorami powiązania nie interesowały go, chciał jedynie zauważyć, że ściany – nawet te wznoszone sposobami znanymi tylko aborygenom – stanowiły warstwę wygłuszającą.
Nie oponowała. Gdyby wyraziła sprzeciw lub powiedziała mu o swoich planach co do przebiegu w y c i e c z k i wziąłby je pod uwagę
Zaskoczyła go. Zapatrzony w księżycową poświatę, nie zauważył sugestywnego przygryzienia wargi, a gdy już poczuł miękkie dłonie na swoich barkach, nie potrafił zareagować w żaden sposób. Zniknął pod powierzchnią. Woda objęła go całego, wlewając się do uszu i blokując możliwość oddechu. Nagle zapomniał, że znajduje się na wyspie. Zapomniał, że towarzysząca mu blondynka to szukające rozrywki dziecko, nie agresor. Wynurzył się. Jedną ręką pochwycił nadgarstek dziewczyny. Ścisnął zbyt mono, lecz w tym momencie nie kontrolował własnych odruchów. Instynkt zawładną jego ciałem. Wcześniej spokojna, opanowana twarz teraz wyrażała skupienie oraz gotowość do kontrataku. I gdyby nie to, że w jasnych oczach Suzie dostrzegł strach, zaatakowałby.
— Prze–przepraszam — jęknął, odzyskawszy rozum. Natychmiast rozluźnił uścisk, lecz dostrzegł wyraźnie odciskający się na jej skórze ślad własnych placów. Oddychał ciężko, niespokojnie. Potrzebował zejść na ląd. Wyminął dziewczynę i wyszedł z oceanu. Poczuwszy piasek pod stopami, padł na kolana.
Dlatego powinien trzymać się z daleka od ludzi.
Dlatego powinien być sam.
suzie worthington