Zakupy... bo przecież nic nie może pójść nie tak
: 29 wrz 2021, 14:55
outfit
Każdy czasem robi zakupy, prawda? Luca miał do tego jeszcze taką świetną opcję, że czasem służył za pomagiera na takich własnie zakupach. Mieszkał na farmie u pani Kowalskiej, która była przekochaną, ale też trochę wścibską starszą panią, która bardzo chętnie wykorzystywała to, że Luca ma samochód, prowadzi i często w ciągu dnia ma czas na to, żeby z nią po prostu pojechać na zakupy. Mieszkali na farmie i część rzeczy tam faktycznie w ogródku mieli zasadzone, ale to było coś co doglądała sama pani Kowalska, a nie Luca (bo ten i tak rzadko jadł w domu, chociaż się zdarzało!), no ale i tak raz na jakiś czas jakieś normalne rzeczy kupić trzeba, na samym jedzeniu z farmy żyć się przecież nie da, zwłaszcza, że w tym ogródku, który pani Kowalska była w stanie jeszcze pielęgnować nie rosło przecież wszystko, tylko jakieś warzywa co najwyżej. Nie znam się, więc pewnie wszystkiego co potrzebne tam mieć nie mogła.
Dlatego też raz na jakiś czas punktem, w którym się zatrzymywali był sklep ze zdrową żywnością, który był prowadzony przez kogoś, kogo pani Kowalska znała, nie pamiętał już bo pewnie nie słuchał jakoś bardzo uważnie, kiedy ta opowiadała, że tam jakiś wnuk wujka ojca syna córki brata, bo to pewnie była skomplikowana sytuacja rodem z jakiejś Mody na sukces, czy innego Klanu i... no nie interesowało go to z dwóch powódów:
a) miał to gdzieś;
b) nie było mu to do niczego potrzebne;
Czyli w sumie to jeden powód, ale tak ładnie rozpisany na dwa podpunkty.
No i dzisiaj też był właśnie ten dzień, kiedy pani Kowalska zażyczyła sobie wizyty w tym sklepie przy okazji zakupów w jakimś markeciku, czy co tam w Lorne było. Luca jak zwykle nie miał większego wyboru, ale też z powodu własnej dobroci się na to zgodził, i... tak się tutaj znalazł. Co prawda został w samochodzie, kiedy pani Kowalska poszła na te swoje zakupy związane ze zdrową żywnością, bo jak ona to mówiła "chemii jeść nie będzie, a jak coś jest zdrowe, to jest zdrowe i woli zdrowe." Proste, prawda?
Siedział tak w tym samochodzie tylko przez krótką chwilę, bo w zasadzie kiedy pani Kowalska poszła, to on powiedział, że nie idzie bo sklepik duży nie jest i pewnie tam się by musieli przepychać w środku, to poczeka. Logiczne, prawda? No tak! Wszystko było wspaniale, do momentu kiedy jakąś minutę później nie zdał sobie sprawy z tego, że pani, której dzisiaj robił za szofera zostawiła w samochodzie portfel, portmonetkę, czy co ta kobieta starej daty mogła używać za przedmiot do przechowywania pieniędzy. Rzucił coś pod nosem, zgarniając ten jej nieokreślony przedmiot i wyszedł z samochodu, oczywiście go zamykając, żeby przypadkiem nikt jego rzęcha nie chciał ukraść. Dobra, może nie rzęcha, bo był to nawet ładny samochód i przede wszystkim zadbany, ale tak sobie lubił o nim mówić. Ruszył od razu do samego sklepu i kiedy tylko wszedł do tego niewielkiego budynku, to od razu dostrzegł panią Kowalską, która pewnie za punkt honoru wzięła sobie wytłumaczenie różnicy między jakimiś przecierami jakiejś młodej kobiecie, która była teraz obrócona do niego plecami.
— Pani Kowalska... zapomniała Pani pieniędzy, jak pani chciała zapłacić? — Powiedział, od razu robiąc do niej te dwa, czy trzy kroki niwelując między nimi dystans i równocześnie pewnie wchodząc jej w pół słowa, kiedy mówiła dlaczego ten przecier jest lepszy od tamtego, ale, że w sumie tamten drugi też jest dobry, ale to do czegoś innego. No trudno, będzie musiała potem zacząć od nowa. Oczywiście staruszka obróciła się w jego kierunku i złożyła dłonie jak do modlitwy.
— Dziękuję kochanieńki, co ja bym bez Ciebie zrobiła, właśnie tłumaczyłam tej ślicznotce co powinna kupić bo się wydawała taaaaka zagubiona. — Padło z jej ust niemalże od razu, kiedy wzięła od niego te swoją portmonetkę (czy co by tam miała), ale oczywiście Luca za bardzo się tą historią nie przejął, ale to raczej dlatego, że kojarzył tę dziewczynę, którą męczyła Kowalska!
Mia Appleton
Każdy czasem robi zakupy, prawda? Luca miał do tego jeszcze taką świetną opcję, że czasem służył za pomagiera na takich własnie zakupach. Mieszkał na farmie u pani Kowalskiej, która była przekochaną, ale też trochę wścibską starszą panią, która bardzo chętnie wykorzystywała to, że Luca ma samochód, prowadzi i często w ciągu dnia ma czas na to, żeby z nią po prostu pojechać na zakupy. Mieszkali na farmie i część rzeczy tam faktycznie w ogródku mieli zasadzone, ale to było coś co doglądała sama pani Kowalska, a nie Luca (bo ten i tak rzadko jadł w domu, chociaż się zdarzało!), no ale i tak raz na jakiś czas jakieś normalne rzeczy kupić trzeba, na samym jedzeniu z farmy żyć się przecież nie da, zwłaszcza, że w tym ogródku, który pani Kowalska była w stanie jeszcze pielęgnować nie rosło przecież wszystko, tylko jakieś warzywa co najwyżej. Nie znam się, więc pewnie wszystkiego co potrzebne tam mieć nie mogła.
Dlatego też raz na jakiś czas punktem, w którym się zatrzymywali był sklep ze zdrową żywnością, który był prowadzony przez kogoś, kogo pani Kowalska znała, nie pamiętał już bo pewnie nie słuchał jakoś bardzo uważnie, kiedy ta opowiadała, że tam jakiś wnuk wujka ojca syna córki brata, bo to pewnie była skomplikowana sytuacja rodem z jakiejś Mody na sukces, czy innego Klanu i... no nie interesowało go to z dwóch powódów:
a) miał to gdzieś;
b) nie było mu to do niczego potrzebne;
Czyli w sumie to jeden powód, ale tak ładnie rozpisany na dwa podpunkty.
No i dzisiaj też był właśnie ten dzień, kiedy pani Kowalska zażyczyła sobie wizyty w tym sklepie przy okazji zakupów w jakimś markeciku, czy co tam w Lorne było. Luca jak zwykle nie miał większego wyboru, ale też z powodu własnej dobroci się na to zgodził, i... tak się tutaj znalazł. Co prawda został w samochodzie, kiedy pani Kowalska poszła na te swoje zakupy związane ze zdrową żywnością, bo jak ona to mówiła "chemii jeść nie będzie, a jak coś jest zdrowe, to jest zdrowe i woli zdrowe." Proste, prawda?
Siedział tak w tym samochodzie tylko przez krótką chwilę, bo w zasadzie kiedy pani Kowalska poszła, to on powiedział, że nie idzie bo sklepik duży nie jest i pewnie tam się by musieli przepychać w środku, to poczeka. Logiczne, prawda? No tak! Wszystko było wspaniale, do momentu kiedy jakąś minutę później nie zdał sobie sprawy z tego, że pani, której dzisiaj robił za szofera zostawiła w samochodzie portfel, portmonetkę, czy co ta kobieta starej daty mogła używać za przedmiot do przechowywania pieniędzy. Rzucił coś pod nosem, zgarniając ten jej nieokreślony przedmiot i wyszedł z samochodu, oczywiście go zamykając, żeby przypadkiem nikt jego rzęcha nie chciał ukraść. Dobra, może nie rzęcha, bo był to nawet ładny samochód i przede wszystkim zadbany, ale tak sobie lubił o nim mówić. Ruszył od razu do samego sklepu i kiedy tylko wszedł do tego niewielkiego budynku, to od razu dostrzegł panią Kowalską, która pewnie za punkt honoru wzięła sobie wytłumaczenie różnicy między jakimiś przecierami jakiejś młodej kobiecie, która była teraz obrócona do niego plecami.
— Pani Kowalska... zapomniała Pani pieniędzy, jak pani chciała zapłacić? — Powiedział, od razu robiąc do niej te dwa, czy trzy kroki niwelując między nimi dystans i równocześnie pewnie wchodząc jej w pół słowa, kiedy mówiła dlaczego ten przecier jest lepszy od tamtego, ale, że w sumie tamten drugi też jest dobry, ale to do czegoś innego. No trudno, będzie musiała potem zacząć od nowa. Oczywiście staruszka obróciła się w jego kierunku i złożyła dłonie jak do modlitwy.
— Dziękuję kochanieńki, co ja bym bez Ciebie zrobiła, właśnie tłumaczyłam tej ślicznotce co powinna kupić bo się wydawała taaaaka zagubiona. — Padło z jej ust niemalże od razu, kiedy wzięła od niego te swoją portmonetkę (czy co by tam miała), ale oczywiście Luca za bardzo się tą historią nie przejął, ale to raczej dlatego, że kojarzył tę dziewczynę, którą męczyła Kowalska!
Mia Appleton