It wasn't supposed to be you
: 28 wrz 2021, 20:38
- Duke, ja przepraszam. To był wypadek, musisz mi uwierzyć! - odepchnięta po raz kolejny, znów kurczowo dopadła się metalowej poręczy noszy, na których załoga karetki właśnie przewoziła poszkodowanego strażaka na oddział. Ze łzami w oczach i policzkami umorusanymi sadzą, ściskała dłoń mężczyzny obserwując twarz ukrytą za tlenową maską. Niżej Eimer wolała nie spoglądać. Otwarte złamanie kości udowej przypominało obrazek z horroru, szczególnie, że w wypadku Buckleya pęknięty trzon przebił się przez skórę.
Oczywiście najgorsze w tym wszystkim było to, że wszystko wydarzyło się z jej winy. To ona źle oceniła wytrzymałość drewnianej podłogi piętra, które zdążyło zająć się ogniem. Ryzykowała by upewnić się, że nie ukryła się tam zaginiona w pożarze osoba, a przecież podstawową zasadą strażaka było zatroszczenie się w pierwszej kolejności o własne bezpieczeństwo. W końcu ranni stawali się bezużytecznym ciężarem i taki właśnie los spotkał zastępcę komendanta. To pod jego ciężarem zarwał się podest, gdy wdrapał się na górę by ściągnąć stamtąd Sage. Zdołał odepchnąć ją od siebie w ostatnim momencie, a potem sam runął w dół. Ratownicy twierdzili, że miał sporo szczęścia skoro skończyło się tylko na złamaniu oraz kilku stłuczeniach. Na szczęście byli na miejscu gdy doszło do wypadku, a Eimer z kolegami udało się wynieść Buckleya na zewnątrz. Tam już zajęli się nim profesjonaliści.
- Ostatni raz powtarzam, że masz się odsunąć! Utrudnia nam Pani pracę! - warknął jeden z medyków, podnosząc wyżej worek z krwią, którą chyba próbowali wtłoczyć w rannego strażaka.
Duke Buckley