Uśmiechnął się do córki i wziął od niej muszelkę, kiedy mu ją podała.
- Dziękuję, kochanie, prześliczna - powiedział, uśmiechając się do małej. Nie było to wypowiedziane z takim entuzjazmem, z jakim powinno, ale Saul się starał brzmieć normalnie i przebić się przez swoje przygnębienie i obecną złość i rozżalenie na Amo. Pocałował Islę w główkę i położył sobie muszelkę na piersi, co zostało skwitowane radosnym piskiem i machaniem łapkami.
- Z pewnością o to mu chodziło - przytaknął - Niedługo przed zerwaniem wyciągnął mnie do klubu. Byłem wykończony, ale zgodziłem się bez marudzenia, bo jedna sprawa, że chciałem sprawić mu przyjemność, nie chciałem go odtrącać, to sam też potrzebowałem resetu. Chciałem spędzić z nim czas, pobawić się, potańczyć, napić... Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że zaproszenie wynika z tego, że Klaus czuje się zaniedbywany, bo mniej ze sobą sypiamy i często jestem zmęczony, bo młoda mnie budzi w nocy, a ja w dodatku pracuję. Ale z perspektywy czasu widzę, że to dokładnie o to chodziło: że on nie chciał Isli, bo wtedy będziemy mniej szaleć. On jest młody, okej, ale... hm. Ciekawe, czy gdyby nie był gejem i jego dziewczyna by zaciążyła, to kazałby jej usunąć.
Wcześniej go o to nie podejrzewał, nawet o tym nie myślał, ale teraz... teraz już nie był pewien. Sądził, że Klaus by zasugerował aborcję, ale by nie naciskał na nią jakoś przesadnie, po czym zrobiłby dziewczynie podobną awanturę, jak Saulowi.
Opuścił głowę, słuchając kolejnych słów mężczyzny i grzebiąc palcem w piasku. Rysował jakieś abstrakcyjne esy-floresy.
- Ja też nie wierzę w jego przeprosiny, co mu zresztą napisałem.
Pociągnął krótko nosem i spojrzał na morze.
- Wiesz, że jestem ci bardzo wdzięczny za to, co dla mnie robisz? Znaczy: że rozmawiasz ze mą i starasz się mnie podnieść na duchu - popatrzył na Leo - Wiesz że nie musisz, prawda? - uśmiechnął się, patrząc na mężczyznę. Słońce przepięknie odbijało się w jego ciemnych oczach, śmiejących się do niego znad siwiejącej, seksownej brody. To zaskakujące, że Saul lubił go z tym zarostem, bo zwykle mu się brody i wąsy nie podobały - dlatego też sam ich nie nosił - ale w tym facecie podobało mu się dosłownie wszystko. Jego osobowość, ciepło, chęć niesienia pomocy, wrażliwość, inteligencja; całkiem nieźle umięśnione ciało (nie przesadnie, nie za mało), tatuaże, oczy, przepiękny, głęboki głos, oczy i nawet ten zarost. Nieraz miał ochotę się do niego przytulić i zniknąć w jego ramionach, ale jeszcze się nie odważył tego zrobić. Tylko raz, kiedy razem trochę popili i Saul nie bardzo wiedział, kiedy zasnął. Obudził się wtulony w śpiącego Leo i... cholera, podobało mu się to. Czuł się przy nim bezpiecznie - na tyle, na ile w ogóle był w stanie czuć się bezpiecznie przy kimkolwiek. Ten człowiek w krótkim czasie dał mu naprawdę bardzo dużo, wyciągnął go za uszy z bagna na tyle, że teraz nie tonął już po usta, a jedynie po pas. I ciągnął dalej. Saul coraz bardziej uświadamiał sobie, że potrzebuje go w swoim życiu, ale w związku z tym w jego głowie pojawiły się pytania, czy Leo potrzebuje jego, czy faktycznie chce spędzać z nim czas. A co, jeśli robił to z poczucia obowiązku, jakiejś odpowiedzialności za życie, które uratował...?
Leonardo Williams