a kite is a victim you are sure of
: 24 wrz 2021, 22:46
#3
a kite is the last poem you've written
so you give it to the wind,
but you don't let it go
until someone finds you
something else to do
Bezsensownie krążył w kółko wydeptanymi w umyśle ścieżkami, nieustannie wpadając na ciągle te same urywki wspomnień. Malowane niewyraźnymi liniami w jego głowie stanowiły ułamek większej układanki, w której wiele z puzzli prawdopodobnie przepadło na wieki. Dlatego tego dnia postanowił w końcu zmienić miejsce własnej batalii - z rozpadającej się farmy zawędrował do jednego z miasteczkowych parków. Żaden wielce oryginalny wybór, lecz tych zapewne niewiele już pozostało. Rozsiadł się gdzieś trochę na wschód od centralnej części polany, by nie przeszkadzać rozbieganym dzieciom - wolał nie ryzykować znalezieniem się w ich trajektorii i potencjalnymi urazami w efekcie na zaburzenie toru ruchu rozpędzonych małolatów. Zapewne mógłby ponarzekać na brak drzewa, o który pień oparłby się wygodnie, ale ten niewielki minus przysłoniły promienie słońca. Tak delikatne, gdyż nieśmiało wyglądające zza chmur, przyjemnie muskały odkrytą skórę twarzy. W tej sytuacji poczułby się naprawdę błogo, gdyby nie czarny notatnik znajdujący się w jednej z dłoni Lancelota. Z niezapisanymi od tygodni jasnymi kartkami, przypominającymi mu o własnej niedoli - a zdecydowanie nie o zapomnianych wspomnieniach jak to powinno się stać. Powinno. Nie mógł przecież pozostać na wieczność jak taka pozorna tabula rasa, prawda? Uniósł spojrzenie znad notatnika na bawiącą się po drugiej stronie polany gromadę dzieci i ich falujących na wietrze wysoko nad nimi kolorowych kształtów; trójkąty, koła, prostokąty.
Oderwał wzrok od rozmazujących się w oddali sylwetek, spoglądając na niespodziewany dar z niebios - trochę linek, kijki i barwne kawałki materiału. Nie był tym wielce zaskoczony; w końcu pogoda wydawała się do tego wręcz idealna, choć w jego odczuciu irytująco wprawiająca włosy w chaotyczny taniec. Odrzucając na bok notatnik, zerwał się z trawy i nieśpiesznie się z niej otrzepał. Następnie podniósł latawiec, który upadł niecały met od jego stóp i z łagodnym uśmiechem zwrócił się do jego właścicielki. - Zdaje mi się, że od tamtej strony lepiej wieje - zaczął niepewnie, wszakże nie posiadał ogromnej wiedzy w temacie puszczania latawców i odpowiednich warunków pogodowych do spełniania się w tym hobby. Wysnuł taką teorię, gdyż chwilę wcześniej trochę to od niechcenia przyglądał się tej wcześniej wspomnianej grupce dzieci. Z wyciągniętym przed sobą latawcem pokonał dzielącą go z jasnowłosą kobietą odległość, by oddać należącą do niej "zgubę".
Inej Marlowe
a kite is the last poem you've written
so you give it to the wind,
but you don't let it go
until someone finds you
something else to do
Bezsensownie krążył w kółko wydeptanymi w umyśle ścieżkami, nieustannie wpadając na ciągle te same urywki wspomnień. Malowane niewyraźnymi liniami w jego głowie stanowiły ułamek większej układanki, w której wiele z puzzli prawdopodobnie przepadło na wieki. Dlatego tego dnia postanowił w końcu zmienić miejsce własnej batalii - z rozpadającej się farmy zawędrował do jednego z miasteczkowych parków. Żaden wielce oryginalny wybór, lecz tych zapewne niewiele już pozostało. Rozsiadł się gdzieś trochę na wschód od centralnej części polany, by nie przeszkadzać rozbieganym dzieciom - wolał nie ryzykować znalezieniem się w ich trajektorii i potencjalnymi urazami w efekcie na zaburzenie toru ruchu rozpędzonych małolatów. Zapewne mógłby ponarzekać na brak drzewa, o który pień oparłby się wygodnie, ale ten niewielki minus przysłoniły promienie słońca. Tak delikatne, gdyż nieśmiało wyglądające zza chmur, przyjemnie muskały odkrytą skórę twarzy. W tej sytuacji poczułby się naprawdę błogo, gdyby nie czarny notatnik znajdujący się w jednej z dłoni Lancelota. Z niezapisanymi od tygodni jasnymi kartkami, przypominającymi mu o własnej niedoli - a zdecydowanie nie o zapomnianych wspomnieniach jak to powinno się stać. Powinno. Nie mógł przecież pozostać na wieczność jak taka pozorna tabula rasa, prawda? Uniósł spojrzenie znad notatnika na bawiącą się po drugiej stronie polany gromadę dzieci i ich falujących na wietrze wysoko nad nimi kolorowych kształtów; trójkąty, koła, prostokąty.
Oderwał wzrok od rozmazujących się w oddali sylwetek, spoglądając na niespodziewany dar z niebios - trochę linek, kijki i barwne kawałki materiału. Nie był tym wielce zaskoczony; w końcu pogoda wydawała się do tego wręcz idealna, choć w jego odczuciu irytująco wprawiająca włosy w chaotyczny taniec. Odrzucając na bok notatnik, zerwał się z trawy i nieśpiesznie się z niej otrzepał. Następnie podniósł latawiec, który upadł niecały met od jego stóp i z łagodnym uśmiechem zwrócił się do jego właścicielki. - Zdaje mi się, że od tamtej strony lepiej wieje - zaczął niepewnie, wszakże nie posiadał ogromnej wiedzy w temacie puszczania latawców i odpowiednich warunków pogodowych do spełniania się w tym hobby. Wysnuł taką teorię, gdyż chwilę wcześniej trochę to od niechcenia przyglądał się tej wcześniej wspomnianej grupce dzieci. Z wyciągniętym przed sobą latawcem pokonał dzielącą go z jasnowłosą kobietą odległość, by oddać należącą do niej "zgubę".
Inej Marlowe