: 03 paź 2021, 17:27
Roześmiała się szczerze rozbawiona tym samym zwracając na siebie uwagę paru pobliskich osób. Miała to gdzieś podobnie jak nie interesowało ją za bardzo zdanie innych, chociaż gdyby w poprzednim przypadku to Sameen miała pomyśleć, że układ był bardziej sponsorowany niż różny, to Eve poczułaby się kiepsko. Bo to właśnie o nią chodziło; o zdanie kobiety niż całej reszty, o której wcześniej wspomniała Paxton. Teraz jednak to nie miało znaczenia, bo brunetka starała się opanować chwilowy śmiech spowodowany śmiałym stwierdzeniem na temat płacenia za jej towarzystwo.
- To najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam – stwierdziła z szerokim uśmiechem. – Ale proszę, nigdy nie płać mi za towarzystwo. – Wolała to wyjaśnić, chociaż po jej rozbawieniu dało się odczytać, że również się nabijała. – Pamiętaj też, żeby nie mówić tego innym. Mogliby się obrazić – dodała już nieco poważniej, bo nie każdy miał dystans do samego siebie i nawet jeśli Sameen na początku uprzedziła, że te słowa mogły zostać źle odebranie, ktoś faktycznie mógłby zarzucić focha z przytupem i melodyjką.
Twojego baru; musiała przyznać, że brzmiało dobrze, nawet jeśli to rzeczywiście nie był jej bar. Z drugiej strony, gdyby brać pod uwagę perspektywę Sam, Eve wyglądała na samicę alfa, która pilnowała swoich chłopców (do czego sama się przyznała). Tego nie dało się obejść. Tak już po prostu było.
- Mrrr, podjedziesz po mnie swoim Porsche? – zapytała z nutką figlarności. I kto tu brzmiał na płytką? Eve zrobiła to specjalnie, żeby towarzyszka nie myślała, że sama taka była lub mogłaby zostać tak odebrana. – Nigdy nie spodziewałam się, że dożyję dnia, w którym będę miała swego sponsora i na dodatek ona będzie mnie wozić swoimi super autami. – Droczyła się wcale nie sugerując, że nie chciała tego zobaczyć. Właściwie była ciekawa, jak blondynka wyglądała w innych samochodach niż Jaguar, w którym już ją widziała. To było interesujące podejście do posiadania samochodów. To, że nie patrzyło się na nie a to, jak dana osoba w nich wyglądała. Może też powinna pomyśleć, jak sama wyglądała w swoim pick-upie? - A mówią, że kobieta po trzydziestce ma większe szanse zostać zaatakowaną przez terrorystę niż wyjść za maż. – Od wożenia Porsche po małżeństwo. Pognała z tymi swoimi żarcikami zarazem uświadamiając sobie, że nie wiedzieć kiedy ich rozmowa nabrała nieco flirciarskiego tonu, który ona próbowała przykryć żartami. Nie żeby to ją krępowało, ale czasami miała wrażenie, że dobry humor to jedyne co miała interesującego do zaoferowania (ah ta kiepska samoocena).
- Poczekaj, aż zacznę ci śpiewać sonety pod oknem. – To dopiero byłoby romantyczne. Przynajmniej zgodnie z założeniami Cosmopolitana, który nie brał pod uwagę naturalnego zachowania. Eve zrobiła to automatycznie. Podzieliła żeli, bo uważała, że każdemu należało się coś dobrego. Lubiła Sameen, więc oczywistym było, że chciała dać żelki, które najbardziej jej smakowały. Byłaby szują, gdyby sama wszystkie wyżarła.
Popatrzyła na żelki a potem w jasne oczy, które w tym świetle były bardziej zielone niż niebieskie lub szare. Przez chwilę zapragnęła przeanalizować ich zachowanie, to jak się wygłupiały i dzieliły żelkami niczym dzieci na placu zabaw. Znów – w tej konkretnej chwili – Sameen wydała się jej znajoma i na tym skończyła się cała analiza, bo nie było sensu zagłębiać się w coś, co przychodziło naturalnie. Od czego człowiek się uśmiechał lub w głowie miał jedną myśl, że to miłe, przyjemne, dobre, jak żelki których spróbowała.
- Ustalmy, że spotkamy się, jak się wyśpisz – zasugerowała znacząco unosząc jedną brew. Dobrze pamiętając ich ostatnie spotkanie. Nie chciała, żeby Sam zmuszała się do wspólnego wypadu będąc okropnie zmęczoną długą jazdą. – Właściwie ostatnio pytałaś, czy w Lorne jest coś wartego zobaczenia, więc zastanowię się nad czymś i możemy się tam wybrać. – Nic nie stało na przeszkodzie, żeby urządziły sobie małą wycieczkę. – Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zabiorę ze sobą psy? – Wolała to od razu ustalić. – Prócz Jello, mam jeszcze Apolla – wyjaśniła, skąd liczba mnoga i wtedy, nim znów zagłębiła się w nieco odmiennym odcieniu oczu Sameen, Jello wydała z siebie długi pomruk.
- Grrrruuuu. – Brzmiała jak mieszanka gołębia z kocim mruczeniem. Nie każdy pies tak umiał. Właściwie wszyscy uważali to za dziwne, ale Eve uznała to za atut suczki.
- Coś wyczuła. Musimy trochę pokrążyć.
Sameen wcale nie musiała i jeżeli chciała, to mogła zostać na miejscu. Paxton schowała wodę do plecaka, żelki do kieszeni, zaś kawę wzięła do wolnej ręki i była gotowa udawać, że sobie spaceruje, bo była zbyt nadaktywna, żeby siedzieć w miejscu.
Sameen Galanis
- To najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam – stwierdziła z szerokim uśmiechem. – Ale proszę, nigdy nie płać mi za towarzystwo. – Wolała to wyjaśnić, chociaż po jej rozbawieniu dało się odczytać, że również się nabijała. – Pamiętaj też, żeby nie mówić tego innym. Mogliby się obrazić – dodała już nieco poważniej, bo nie każdy miał dystans do samego siebie i nawet jeśli Sameen na początku uprzedziła, że te słowa mogły zostać źle odebranie, ktoś faktycznie mógłby zarzucić focha z przytupem i melodyjką.
Twojego baru; musiała przyznać, że brzmiało dobrze, nawet jeśli to rzeczywiście nie był jej bar. Z drugiej strony, gdyby brać pod uwagę perspektywę Sam, Eve wyglądała na samicę alfa, która pilnowała swoich chłopców (do czego sama się przyznała). Tego nie dało się obejść. Tak już po prostu było.
- Mrrr, podjedziesz po mnie swoim Porsche? – zapytała z nutką figlarności. I kto tu brzmiał na płytką? Eve zrobiła to specjalnie, żeby towarzyszka nie myślała, że sama taka była lub mogłaby zostać tak odebrana. – Nigdy nie spodziewałam się, że dożyję dnia, w którym będę miała swego sponsora i na dodatek ona będzie mnie wozić swoimi super autami. – Droczyła się wcale nie sugerując, że nie chciała tego zobaczyć. Właściwie była ciekawa, jak blondynka wyglądała w innych samochodach niż Jaguar, w którym już ją widziała. To było interesujące podejście do posiadania samochodów. To, że nie patrzyło się na nie a to, jak dana osoba w nich wyglądała. Może też powinna pomyśleć, jak sama wyglądała w swoim pick-upie? - A mówią, że kobieta po trzydziestce ma większe szanse zostać zaatakowaną przez terrorystę niż wyjść za maż. – Od wożenia Porsche po małżeństwo. Pognała z tymi swoimi żarcikami zarazem uświadamiając sobie, że nie wiedzieć kiedy ich rozmowa nabrała nieco flirciarskiego tonu, który ona próbowała przykryć żartami. Nie żeby to ją krępowało, ale czasami miała wrażenie, że dobry humor to jedyne co miała interesującego do zaoferowania (ah ta kiepska samoocena).
- Poczekaj, aż zacznę ci śpiewać sonety pod oknem. – To dopiero byłoby romantyczne. Przynajmniej zgodnie z założeniami Cosmopolitana, który nie brał pod uwagę naturalnego zachowania. Eve zrobiła to automatycznie. Podzieliła żeli, bo uważała, że każdemu należało się coś dobrego. Lubiła Sameen, więc oczywistym było, że chciała dać żelki, które najbardziej jej smakowały. Byłaby szują, gdyby sama wszystkie wyżarła.
Popatrzyła na żelki a potem w jasne oczy, które w tym świetle były bardziej zielone niż niebieskie lub szare. Przez chwilę zapragnęła przeanalizować ich zachowanie, to jak się wygłupiały i dzieliły żelkami niczym dzieci na placu zabaw. Znów – w tej konkretnej chwili – Sameen wydała się jej znajoma i na tym skończyła się cała analiza, bo nie było sensu zagłębiać się w coś, co przychodziło naturalnie. Od czego człowiek się uśmiechał lub w głowie miał jedną myśl, że to miłe, przyjemne, dobre, jak żelki których spróbowała.
- Ustalmy, że spotkamy się, jak się wyśpisz – zasugerowała znacząco unosząc jedną brew. Dobrze pamiętając ich ostatnie spotkanie. Nie chciała, żeby Sam zmuszała się do wspólnego wypadu będąc okropnie zmęczoną długą jazdą. – Właściwie ostatnio pytałaś, czy w Lorne jest coś wartego zobaczenia, więc zastanowię się nad czymś i możemy się tam wybrać. – Nic nie stało na przeszkodzie, żeby urządziły sobie małą wycieczkę. – Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zabiorę ze sobą psy? – Wolała to od razu ustalić. – Prócz Jello, mam jeszcze Apolla – wyjaśniła, skąd liczba mnoga i wtedy, nim znów zagłębiła się w nieco odmiennym odcieniu oczu Sameen, Jello wydała z siebie długi pomruk.
- Grrrruuuu. – Brzmiała jak mieszanka gołębia z kocim mruczeniem. Nie każdy pies tak umiał. Właściwie wszyscy uważali to za dziwne, ale Eve uznała to za atut suczki.
- Coś wyczuła. Musimy trochę pokrążyć.
Sameen wcale nie musiała i jeżeli chciała, to mogła zostać na miejscu. Paxton schowała wodę do plecaka, żelki do kieszeni, zaś kawę wzięła do wolnej ręki i była gotowa udawać, że sobie spaceruje, bo była zbyt nadaktywna, żeby siedzieć w miejscu.
Sameen Galanis