Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit

Przez ostatnie cztery dni nie miała czasu, żeby zajrzeć do baru. Pomimo niechęci i wielu emocji zdecydowała się posiedzieć nad dokumentami ostatniej zbrodni, którą połączyła z jedenastoma dawnymi dokonanymi w Australii. Szukała wśród nich jednej zmiennej, ale poza modus operandi i identycznym wyglądem dziewczynek nie znała niczego, co podpowiadałoby kto był sprawcą lub gdzie się znajdował. Teoria policji o tym, że dużo podróżował miała sens i po prostu robił to tam, gdzie akurat był i nabierał ochoty na małe dziewczynki.
Starała się o tym nie myśleć będąc w pracy. Właściwie tylko ona ratowała Eve przed paranoją, dlatego poświęcała się jej całkowicie. Nie tylko szkoleniom, ale także akcjom, na które zabierała jednego ze swego psów. Na tę konkretną wybrałaby Apollo II, ale policja poprosiła o kogoś w cywilu a czworonóg wyglądał na rasowego szpiega. Eve nie mogła rzucać się w oczy a najlepszą do tej pracy była Jello, która z ochotą wybrała się na wycieczkę na lotnisko w Cairns.
Niestety musiało się obyć bez specjalnej psiej kamizelki, co znacznie utrudniało współpracę z czworonogiem, ale Eve wierzyła w możliwości swej podopiecznej, która dzisiaj za zadanie miała złapać przemytnika narkotykowego lecącego do Japonii. Policja dostała cynk, ci wezwali Paxton, a ona pognała na lotnisko znacznie wcześniej niż przewidywano lot na niedaleką wyspę. Musiała się rozeznać, dostać pseudo bilet, dzięki któremu przeszłaby na strefę bezcłową i udawać jedną z podróżujących, która z niecierpliwością czekała na lot.
Z kubkiem kawy w ręce usiadła na jednym z plastikowych krzeseł w długim rzędzie pozwalając Jello zachowywać się jak normalny nieułożony pies. Psina gryzła smycz, skakała na boki i zaczepiała przechodniów. Pomimo chęci nadal robiła to jak wyszkolony czworonóg, ale przynajmniej zachowywała się tak, jakby nie była w pracy, bo cóż.. wstępnie jeszcze nie była. Paxton wiedziała, że ma czas na danie Jello komendy, więc nie chciała przedwcześnie jej mobilizować.
Dała sobie czas i mogła go wykorzystać na telefon.
To zabawne, że do tej pory nie podzieliła się numerem telefonu z Sameen, ale gdy dwa dni temu ta pojawiła się w Lucky Lou’s przelotnie pytając o Paxton, Hank niewiele myśląc i nie czekając po prostu podał do niej kontakt. Eve dostała sms’a, na którego odpowiedziała wprost, że miała za dużo pracy i właśnie teraz, po kolejnych dniach przypomniała sobie o możliwości skorzystała z dogodności posiadania numeru do Sam.
Wybrała go – ot, żeby dalej poudawać przyszłą pasażerkę lotu i może ustalić kolejne spotkanie, bo przecież była winna kobiecie piwo.
- Hej – przywitała się uznając, że nie musi się przedstawiać skoro wymieniły po tym jednym jakże prostym sms’ie. – Nie przeszkadzam? – zapytała zanim rozwinęła myśl a Jello nieco mocniej pociągnęła za smycz. – Dzwonię, bo pomyślałam, że może będziesz miała ochotę spotkać się w konkretnym terminie? – Umówić na piwo lub dwa. – Dzisiaj pracuje i nie wiem, kiedy skończę a ty.. – Miała powiedzieć, że kobieta na pewno miała plany, więc lepiej będzie jak ustawią się na jutro lub na za parę dni, jeżeli Sameen akurat wyleciała z kraju w ramach pracy. Jednak nim dokończyła Jello znów szarpnęła za smycz (czego zazwyczaj nie robiła, ale teraz miała luz) i zmusiła Eve do uniesienia spojrzenia w kierunku sklepu bezcłowego. – ..jesteś tutaj – dokończyła nieświadoma, że mówi cicho, ale była zaskoczona widokiem Galanis. – Jesteś na lotnisku w Cairns, czy mam zwity a Jello wyczuła niezwykle smakowity kąsek? – Musiała o to zapytać, bo kolejny przypadek to już przesada, ale też wcale taka nie możliwa biorąc pod uwagę fakt, że blondynka dużo podróżowała.
Widząc, że tamta się rozgląda, uniosła rękę z komórką i pomachała. Zaraz jednak wstała znów przykładając telefon do ucha.
- Kupujesz coś przed wylotem? – zapytała śmiałym krokiem idąc w kierunku Sameen, która stała nieopodal sklepu tak, jakby zastanawiała się, czy tam wejść czy jednak sobie darować.
Z tego wszystkiego Eve zostawiła kawę na krześle. Trudno.
Szła i zanim nie była dostatecznie blisko, nie oderwała słuchawki od ucha. Nie chciała przegapić ewentualnej odpowiedzi, o ile blondynka pokusiła się o nią zanim Eve (wraz z Jello) do niej dołączyła.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
27. + Outfit

Po ostatnim spotkaniu z Eve Sameen udało się jakimś cudem dojechać do domu, ale rzeczywiście oczy jej się zamykały. Nie zabrała nawet zakupów z auta. Weszła do domu i tak jak była ubrana, pierdolnęła się na materac leżący na łóżku, który służył jej za łóżko i przespała tak siedemnaście godzin. Rzadko kiedy spała tak długo, a jeszcze rzadziej pozwalała sobie na tak maksymalne wycieńczenie. Sytuacji pewnie nie pomagał jet lag, którego się nabawiła. Jak już wstała to potrzebowała kilku minut, żeby dojść do tego gdzie się znajduje. Poszła do Zoyi, która była jej sąsiadka i zafundowała sobie kąpiel, o której marzyła. Henderson akurat nie było w domu, więc Sameen korzystała. Dopiero późnym wieczorem następnego dnia uznała, że odwiedzi Lucky Lou’s. Liczyła na spotkanie z Eve, ale niestety się zawiodła, bo tej nie było na miejscu. Nie miała do niej kontaktu i w sumie nie miałaby problemu ze znalezieniem go w Internecie, ale nie chciała być osobą. Na szczęście nie musiała za bardzo się starać, bo barman chętnie podzielił się numerem telefonu Paxton. Zamiast zadzwonić do Eve, napisała jej smsa, a sama postanowiła wypić dwa piwa w towarzystwie chłopaków Eve. Nie chciała im się narzucać, chociaż absolutnie nie czuła, żeby byli niezadowoleni z jej towarzystwa, więc zmyła się dosyć szybko i wróciła do domu.
Dwa dni później zdążyła już zapomnieć o tym, że próbowała się spotkać z Eve. Musiała wracać do pracy. Co prawda teraz czekała ją przyjemniejsza część pracy, czyli odebranie zapłaty. Minusem było to, że leciała do Melbourne i musiała wracać stamtąd autem. W końcu ciężko byłoby wytłumaczyć transportowanie takiej ilości gotówki, a ona nie korzystała z kont bankowych. Musiała więc tracić czas na podróżowanie. Na szczęście zakupiła sobie nowe auto, więc będzie wracać z klasą.
Tradycyjnie, odprawa poszła jej szybko, bo podróżowała tylko z bagażem podręcznym, którym była skórzana, weekendowa torba od Prady.
Przewiesiła torbę przez ramię i właśnie mieszała kawę, którą przed chwilą otrzymała od baristy, kiedy rozdzwonił się jej telefon. –Hej. – Odebrała przytrzymując telefon ramieniem, w rękę chwytając kawę i kierując się w stronę sklepu. Miała ochotę na coś słodkiego. –Nie przeszkadzasz. – Uśmiechnęła się. –Co tam? – Zapytała i podniosła kubek z kawą, żeby poudawać, że jej chuchanie rzeczywiście ochłodzi napój. –Nie mam nic przeciwko. – W końcu sama próbowała te dwa dni temu spotkać się z Paxton. Co prawda nie wyszło jej, ale rzeczywiście próbowała. –Tutaj? – Zapytała skonfundowana. –Tutaj czyli gdzie? – Dopytała i zaczęła się rozglądać. Czy naprawdę była tak rozkojarzona, że nawet nie dostrzegła w tłumie nieznajomych, znajomą twarz? –Jestem na lotnisku w Cairns. – Potwierdziła i w tym samym momencie dostrzegła Eve. Uśmiechnęła się na jej widok i podniosła dłoń z kubkiem kawy, co miało być pomachaniem, ale niestety zabrakło jej wolnych rąk.
-Taki miałam zamiar. – Uśmiechnęła się i też ruszyła w stronę kobiety. Po drodze jednak się rozłączyła i schowała telefon do tylnej kieszeni spodni. –Cześć. – Przywitała się jeszcze raz i nie wiedziała jak się przywitać, więc przez chwilę stała tak jak debil, ale zaraz uznała, że przywita się z Jello, bo przynajmniej tutaj wiedziała co robić. Kucnęła więc i zaczęła wolną ręką głaskać psa. –Śledzisz mnie? – Zapytała żartując sobie oczywiście. Po chwili wyprostowała się i wsadziła rękę do kieszeni spodni. –Praca? – To miałoby więcej sensu i Sam cieszyła się, że nie ma przy sobie żadnej broni, narkotyków, ani niczego co mogłoby sprawić, że Jello źle by na nią reagowała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tak. Starałam się być subtelna, ale kiepsko mi to wychodzi. – Śledzenie, o które zapytała Sameen, bo w to byłoby łatwiej uwierzyć niż w kolejny przypadek. Na dodatek Jello najwyraźniej wyczuła osobę, którą poznała jakiś czas temu, bo inaczej nie miałaby powodów, żeby ciągnąć za smycz. Nie, dopóki nie dostanie jasnego sygnału, że była w pracy. Jak na razie miały udawać pasażerki i później też tak będzie, ale Eve nie była aktorką, więc potrzebowała trochę czasu aby wczuć się w lotniskowy klimat.
Podeszła jeszcze bliżej wbrew zasady społecznego dystansu, który dla obu stron byłyby najbardziej komfortowy.
- Jesteśmy tu incognito – szepnęła znów mając okazję z bliska spojrzeć na jasne oczy, których kolor wciąż się zmieniał zależnie od światła. Eve opuściła spojrzenie w dół na kawę między nimi i dopiero wtedy przypomniała sobie o swoim gorącym napoju. – Zapomniałam o kawie – rzuciła wyjaśniając, czemu nagle odwróciła się za siebie wypatrując kubka pozostawionego na siedzeniu. Wypatrzyła go i stała się świadkiem brutalnego przejęcia przez panią sprzątającą, która pozbyła się śmiecia.
Westchnęła ciężko i odruchowo dłonią przeczesała włosy do tyłu. Nigdy nie miała z nimi problemu. Nawet w nieładzie wyglądały dobrze, od kiedy zdecydowała się je ściąć z długich.
- Dokąd się wybierasz? – zapytała z uśmiechem i rzuciła okiem na lśniącą torbę, którą Jello mało subtelnie obwąchała. Ot, zachowywała się jak zwyczajny pies, który był wszystkiego ciekawy. – Kurde, znów nie udało nam się spotkać pomiędzy twoimi wyjazdami – stwierdziła z nutką ironii w głosie, jakby przypadkowe spotkania były w porządku, ale te ustawione już niekoniecznie. Pomijając fakt, że do niedawna nawet nie miały do siebie kontaktu. Paxton sama nie wiedziała czemu. Po prostu tak dobrze się rozmawiało, że kiedy dochodziło do pożegnania nie myślała o podaniu swego numeru (Możliwe, że była wtedy zapatrzona na tyły, na które od samego początku zwracała uwagę. Miała oczy, więc mogła). – Ale widzę, że odespałaś tamten okrutny bezsenny maraton. – Innymi słowy wyglądała lepiej. Znacznie lepiej, chociaż poza mniejszą energią Sameen, nie dostrzegła wielkiej różnicy w samym spotkaniu. – Gdyby było inaczej musiałabym zadzwonić do twojej szefowej i ją zrugać. – Olać, że nie miała do niej numeru i na pewno namieszałaby kobiecie w życiu zawodowym. Trudno. Jeżeli Sameen była dobra w tym co robiła, a sądząc po jej opowieściach – to prawda – na pewno nie straciłaby pracy.
- Oderwałam cię od zakupów. – Spojrzała na sklep, przy którym niedawno stała blondynka. – Możemy się dołączyć? Jeszcze trochę musimy się poszwendać i może skorzystam z okazji, żeby między regałami założyć Jello specjalną obrożę. – Nie mówiła za głośno, a nawet przyciszała głos do szeptu, kiedy ktoś przechodził obok. Nie czuła potrzeby, żeby okłamywać Sameen. Nie podejrzewała, że ta mogłaby być przemytniczą i nie wyglądała też na taką, która się wygada lub będzie o tym plotkować z koleżaneczkami.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Trochę tak. – Przyznała marszcząc brwi. –Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś próbowała dalej. – Zachęciła ją chociaż miała nadzieję, że jednak Eve nie jest typem osoby, która rzeczywiście postanawia sobie kogoś śledzić. Tym bardziej, że Sameen nie chciałaby być śledzona głównie dlatego, że nie mogła sobie pozwolić na bycie zdemaskowaną. Musiałaby zabić Eve, a tak już wspominałam… nie chciała tego robić. Lubiła Eve. Pewnie nawet bardziej niż chciała przyznać.
-Ups. Przepraszam, nie pomyślałam. – Odpowiedziała szeptem, bo rzeczywiście zapomniała o tym, że Eve właśnie tak zarabia na życie. –Jest jakieś zagrożenie? – Zapytała bardzo cicho, zbliżając się przy tym do Eve niebezpiecznie blisko. W końcu na lotnisku było głośno, a ona chciała mieć pewność, że Paxton ją usłyszy. Oczywiście zadając swoje pytanie udawała zatroskaną obywatelkę, ale tak naprawdę to chciała wykluczyć siebie. Nie stwarzała w tym momencie żadnego zagrożenia, ale wiadomo jak było… Wolała nie ryzykować. Również obserwowała smutny los kubka z kawą, który jeszcze niedawno należał do Eve. –Pozwolisz, że postawię ci świeżą kawę? – Zapytała unosząc swój kubek. Oczywiście nie sugerowała, że odstąpi jej swoją kawę, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby kupić jej nową i skończyć swoją w jej towarzystwie.
-Melbourne. – Odpowiedziała. –No wiesz… ja próbowałam. – Przypomniała o tym jak próbowała ją znaleźć parę dni temu w barze dla weteranów. –Pocieszę cię może tym, że lecę tam dosłownie na chwilę. Kupiłam auto i jadę je odebrać. – Wyjaśniła mając nadzieję, że tym samym Eve załapie aluzję, że po dotarciu do Lorne, Sameen ma wolne i będzie do jej pełnej dyspozycji.
-Odespałam. – Przyznała śmiejąc się i nawet na chwilę obróciła się w stronę sklepu, żeby rzeczywiście przyjrzeć się swojej twarzy w odbiciu w witrynie. Zdecydowanie wyglądała lepiej. Nie miała sińców pod oczami, cera wróciła do naturalnego odcieniu, a włosy, choć w artystycznym nieładzie, prezentowały się zdrowo. –Wyglądam nawet dobrze. – Przyznała sama do siebie, bo kto by pomyślał, że sen może tak bardzo odmienić człowieka. Jak już skończyła się wpatrywać w siebie to wróciła do Eve. –Jestem pewna, ze później to ja zostałabym zrugana, że o siebie nie dbam i ona do snu mnie tulić nie będzie. – Zażartowała, bo nawet lubiła tą swoją fikcyjną szefową, którą sama sobie wymyśliła.
-Oczywiście. Jasne, że tak! – Nie miała nic przeciwko towarzystwu. Poprawiła swoją torbę i pewnie skierowały się do sklepu, gdzie Sam od razu ruszyła do działu ze słodyczami i zaczęła przeglądać wszystkie opakowania z żelkami szukając swoich ulubionych. –Nie mając tej obroży nie mogłaby pracować? – Zapytała z ciekawości, ale zanim jeszcze zapytała to upewniła się, że wokół nikogo nie ma.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wyglądasz świetnie – wtrąciła i jednocześnie poprawiła słowa Sameen, bo ‘nawet dobrze’ nie pasowało Eve. Uważała, że to za mało i poczuła potrzebę podkreślenia tego tak samo szybko, jak przytaknęła na wieść o szybkim powrocie kobiety z Melbourne. Jednak nie zrobiła nic więcej. Nie zasugerowała terminu ani konkretnej opcji spotkania uznając, że jeszcze będzie miała na to czas lub zrobi to porządnie, gdy przyjdzie im się rozdzielić. Miały też do siebie numery, chociaż Eve preferowała kontakt face to face, o ile takowy był możliwy.
- W takim razie niech załatwi ci kogoś, kto cię do tego snu utuli. – Co to za problem? Taka z niej szefowa, że nie widziała rozwiązań? Kiepsko, bardzo kiepsko, jak na ten równie kiepski żart, który Paxton podkreśliła uśmiechem.
Swobodnie ruszyła do sklepu witając się z ekspedientką, której spojrzenie automatycznie powędrowało na psa. Eve nie zwracając na to uwagi dała się prowadzić towarzyszce, która prędko znalazła interesujące ją regały. Same słodkości; pianki, żelki, ciastka, czekoladki, lukrecje i wszelkiego rodzaju produkty w czekoladzie (od orzeszek po rodzynki). Słysząc pytanie stanęła tuż obok (ramię w ramię) udając, że również czegoś szuka tudzież pomaga przy wyborze, chociaż na początku nie zarejestrowała na co konkretnie Sameen miała ochotę.
- Kiedy nakładam jej kamizelkę albo tę konkretną obrożę wie, że teraz zaczyna się praca. Żadna zabawa ani trening, tylko poważne zadanie, podczas którego musi się spisać.Musi; to mocne słowo, ale przy pracy ze zwierzętami było ono potrzebne. Silne emocje budziły większe zaangażowanie. Świadomość, że zrobiła się coś dobrze lub źle również. – Psy nie posiadają umiejętności mowy. Wiedzą, że komendy są ważne, ale najwięcej uwagi poświęcają zmysłowi węchu, wzroku oraz dotyku. Podobnie jest z niemowlakami. Nie uspokoją się, gdy będziesz im zapewniać, że wszystko jest w porządku. Dla nich większe znaczenie ma dotyk i ciepło matki. – Dopiero pod ich wpływem dziecko nabierało pewności, że było bezpieczne. – Psy mają podobnie. Potrzebują innych bodźców w formie przysmaków, ulubionej zabawki, kocyka, głaskania, przytulenia.. kamizelka ma więc dla nich większe znaczenie od słów „idziemy do pracy”. – Wodziła wzrokiem wciąż nie rejestrując na co patrzyła. Skupiła się na słowach oraz tym, żeby w jasnej formie wyjaśnić specyfikę pracy z psami. Nie było to łatwe, gdy miało się mało czasu oraz ograniczone pole do rozmowy, ale skoro nieoficjalnie umówiły się na następny raz, to na pewno będą miały okazje rozwinąć temat, o ile Sameen wykaże taką chęć, bo.. – Wybacz, znów się rozgadałam. – Odchrząknęła wreszcie skupiając się na regałach, przy których stały. – Żelki? – zapytała zaintrygowana, bo nie znała zbyt wielu dorosłych, który lubowaliby się w tego typu słodkościach. Chyba, że blondynka kupowała je komuś innemu? Dziecku? W sumie, Eve nigdy o to nie zapytała. – Lubisz je, czy są dla kogoś? – Na przykład dla sprzedawcy auta, po które Sameen leciała, co zmusiło Eve do chwilowej spekulacji, czy towarzyszka mówiła jej prawdę. Może miała w Melbourne rodzinę? Nie żeby było w tym coś złego, a jednak Paxton poczuła się dziwnie na myśl, że mogłaby zostać okłamana. Wydawało jej się, że nie dawała kobiecie powodów, żeby się czegoś wstydzić lub ukrywać i obie już sobie wyjaśniły, że gdy nie chciały o czymś rozmawiać, to śmiało mogły to oznajmić. - Są dobre? - Zmarszczyła brwi przyglądając się poszczególnym opakowaniom. Może raz lub dwa jadała je w dzieciństwie, ale najwyraźniej musiała trafić na te gorsze, bo jakoś nigdy się w nich nie rozsmakowała. Rodzice woleli wciskać w dzieci hodowane owoce niż przetworzony cukier za co mała Eve miała im za złe. Ta duża już mniej, bo przynajmniej się nie roztyła. - Nie wiem jak smakują. Jadłam je może jak miałam parę lat - wyjaśniła skąd to poprzednie idiotyczne pytanie, ale taka była prawda. Nie pamiętała ich smaku, struktury i jakoś nigdy sama sobie ich nie kupowała.
Kontrolnie zerknęła na zegarek sprawdzając, ile jeszcze miała czasu do lotu do Japonii. Uznała, że półtorej godziny przed nim wystarczy, żeby przejść się po hali wśród osób oczekujących na lot. Jeżeli w tym czasie przemytnik się pojawi, Jello na pewno go wykryje. Wierzyła w nią oraz w to, że Sam zostawi dla siebie ów informację, którą wcześniej Eve się z nią podzieliła. Skoro już powiedziała A o tym, że pracowała incognito, to pokusiła się również o B (tuż po tym, jak Sameen zapytała ją o szczegóły aktualnej fuchy) i napomknęła o prawdopodobnym przemycie wraz z frazesem „Jeżeli komuś powiesz, to będę musiała cię zabić”.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Dziękuję. – Za komplementy trzeba było dziękować. Sięgnęła dłonią do krótkich włosów Eve i złapała ją za kosmyk. –Ty też. – Powiedziała po chwili cofając swoją rękę. Zaśmiała się słysząc, że szefowa powinna jej załatwiać kogoś kto ją utuli do snu. –W tej kwestii wolałabym być osobą decyzyjną. – Śmiesznie jakby coś takiego rzeczywiście należało do obowiązków przełożonego. Pewnie nie przykładaliby się do takiej roboty i taka Sam musiałaby być tulona do snu przez byle kogo. A wiadomo, że akurat ona nie przespałaby raczej nocy gdyby ktoś ją do siebie tulił. Chociaż też nigdy nie próbowała, więc nie ma porównania.
W tej kwestii Sam była przeciwieństwem Eve. Olała ekspedientkę, nie przywitała się z nią, nie zwróciła uwagi na to jak kobieta zareagowała na psa. Nie chciała na lotniskach nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Nie rozmawiała, nie chciała się rzucać w oczy. Plusem całej tej sytuacji było to, że Jello odwracała sobą uwagę od Sam, to ją cieszyło.
Szukała odpowiedniego opakowania żelek, ale nie przeszkadzało jej to w słuchaniu kobiety. Czasami kiwała głową, albo rzucała jakimś „mhm”, żeby Eve wiedziała, że Sam ją słucha. Nie chciałaby, żeby kobieta czuła się ignorowana, albo olewana. To nigdy nie było pozytywnym doświadczeniem. –Czyli nakładasz jej tą kamizelkę i automatycznie zmienia jej się osobowość i zamienia się w pracującego psa? – Brzmiało to trochę jak taka lżejsza odmiana lobotomii. No i taka, której skutki nie są trwałe i nie zamieniają człowieka w zombie. Ogólnie to fascynujące. Sam nawet przez myśl by nie przeszło, że trenowanie takich psów, a później praca z nimi to tak naprawdę nie lada wyzwanie. –Musisz być bardzo cierpliwą osobą skoro się tym zajmujesz i opowiadając o tym słychać w tobie pasję. – Uśmiechnęła się. Lubiła ludzi z pasjami, a po Paxton było widać to, że o swojej profesji mogłaby gadać godzinami. Nic dziwnego, że pracuje nawet głęboko w kraju. Po dobrych ludzi warto było podróżować dalej.
-W porządku. Lubię słuchać jak opowiadasz o swojej pracy. – Uspokoiła ją i nawet dłonią musnęła jej dłoń. –Tak. – Pokiwała głową i wybrała jakieś dwa opakowania kolorowych żelków. Jedne w kształcie misiów, a drugie żółto-czerwonych oponek. Zaśmiała się cicho słysząc sugestię, że żelki mogą być dla kogoś. –Lubię. – Odpowiedziała trochę się krzywiąc, ale żelki były jej guilty pleasure. –W sumie to… nie lubię słodyczy. W sensie czasami coś zjem, ale ogólnie to nie przepadam, ale jak już mam się na coś zdecydować to zawsze wybieram żelki. Ale to naprawdę rzadko, bo zgubienie tych żelek to jednak masa pracy. – Poklepała się po brzuchu, na który absolutnie nie mogła narzekać. Wszystko jednak zawdzięczała sobie i regularnym ćwiczeniom. Nie mogłaby być otyłą zabójczynią. Musiała mieć dobrą kondycję i sprawne ciało. –O. Są. – Znalazła w końcu swoje ulubione. Różnokolorowe, w kształcie owoców. Kolor żelek był nieco wyblakły, ale na ich widok Sam poważnie się rozjaśniła. Nawet odrzuciła poprzednie dwie paczki.
-W smaku tak. W składzie absolutnie nie. – Uśmiechnęła się smutno. –Ale jak zjem je od czasu do czasu to raczej nie umrę. – No chyba, że się zakrztusi i jednak nie przeżyje, bo nie będzie miał jej kto pomóc. Na razie jednak nie groziło jej zakrztuszenie się żelkiem. Chyba. Tak czy siak nie planowała tak zejść z tego świata, a jednak jak Sameen robiła plany to się ich trzymała. A przynajmniej starała się. –Okej. To w takim razie trzeba to zmienić. – Zadecydowała i sięgnęła po kolejną paczkę żelek. –Ile ci zostało? – Zapytała, bo zauważyła, że Eve zerka na zegarek. Galanis kiwnęła głową, żeby przeszły dalej i ruszyły w stronę lodówek skąd Sam wyciągnęła dwie małe butelki wody. Wsadziła je sobie pod pachę i ruszyły do kasy gdzie Sameen zapłaciła za swoje zamówienie. Podając ekspedientce swój bilet odwróciła uwagę Eve, żeby ta czasami nie zauważyła, że Sam podróżuje pod innymi danymi niż te, którymi jej się przedstawiła.
Po opłaceniu zamówienia sam wręczyła jedną wodę i paczkę żelek Eve, a resztę schowała do swojej torby. Upiła swojej letniej kawy i spojrzała na Paxton. –To masz ochotę na tą świeżą kawę czy nie masz już czasu? – Zapytała i zerknęła na tablicę odlotów, swój lot miała za godzinę, planowo, więc równie dobrze mogła spędzić ten czas z Paxton. O ile oczywiście nie będzie jej przeszkadzała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Brzmi drastycznie, ale tak. – Przytaknęła słysząc nagłą magiczną zamianę psa w pracującego czworonoga. Pokrótce jednak można by to tak opisać bez zagłębiania się w szczegóły, które mogłyby zanudzić rozmówczynię. – Jestem mistrzem zen, czy jak to tam się zwie, chociaż do ludzi nie mam tyle cierpliwości. – Pies przynajmniej starał się rozumieć a ludziom nie zawsze się to chciało. Wiele osób też wolało nie skupiać zbyt dużej uwagi na otoczenie lub słowa innych. Własne zaangażowanie ograniczali do łapek w górę albo do like’ów. Kiedy więc nadchodził czas, żeby kogoś wysłuchać, kiwali głową, ale nie uczestniczyli w rozmowie. Czekali na swoją kolej lub żeby wreszcie móc spojrzeć na telefon. Z tego i wielu innych powodów Eve mniej przepadała za dwunożnymi istotami uważającymi się za inteligentną formę życia (tak naprawdę często bywali głupsi od psów).
Uśmiechnęła się delikatnie zyskując aprobatę kobiety, której muśnięcie dłoni poczuła na swojej. Uznała za zaskakujące, jak wyjątkowo szczególnie zwracała uwagę na niespodziewane przekraczanie granic. Jak mocno kodowało się w głowie, chociaż to zapewne przypadek lub zwyczajne zachowanie, o ile do takowych uznać można niedawne dotykanie jej włosów. A jednak nie czuła się dziwnie skrępowana lub urażona przez jawne pakowanie się do jej strefy osobistej. Właściwie wydawało się to nietypowo naturalne.
Obserwowała początkowy wybór opakowań i jednocześnie słuchała o braku konieczności współżycia ze słodyczami, co mogłaby także powiedzieć o sobie. Nie znosiła tortów, nie lubiła cukierków, czekoladę akceptowała jedynie w formie płynnej (wyłącznie zimą) i z dolewką rumu lub whisky i nie jadała ciasteczek. Dawała się jedynie namówić na słodkie bułki z budyniem albo na pączki i to tylko wtedy, kiedy miała czym to zapić albo zagryźć słonym.
Wzrokiem powędrowała na brzuch, po którym poklepała się Sameen i nie zważając na to, że ciągle się gapiła (jak Jello, która zastanawiała się, czy któreś z opakować to frykasy dla niej), patrzyła jak kobieta zamienia poprzednie paczki na jedną konkretną.
- Skłodowska-Curie płakałaby, jakby go zobaczyła? – Skład żelek, których wybrano kolejną paczkę. – Chcesz mnie otruć? Tak od razu? A myślałam, że mnie lubisz? – zapytała, skoro już były przy temacie i bez protestów powędrowała w stronę lodówek. Rozejrzała się na boki i prosząc Sameen, żeby chwilę poczekała, kucnęła przed Jello. Korzystając z tego, że nikt jej nie widział, z plecaka wyjęła kolorową obrożę (klik). Suczka skupiła na niej spojrzenie, a kiedy powąchała materiału automatycznie postawiła uszy do góry. Ciemne ślepia powędrowały na Eve, która po zapięciu obroży, wyszła temu spojrzeniu naprzeciw.
- Szukaj tuńczyka – rozkazała stanowczo i pewnie. Pierwszy raz przy Sameen korzystała z władczego tonu, bo tylko taki przemawiał do psa, który musiał wiedzieć, kto w tej chwili rządził. To był ton generalski. Paxton przypominał sierżanta dręczącego ją i całą jednostkę podczas szkolenia wojskowego. Ani wtedy ona ani teraz Jello nie zamierzała się sprzeciwiać. To był ton, który nie dawał większego wyboru.
Wstała z kucków natrafiając na zaskoczone spojrzenie towarzyszki. Racja, tuńczyk.
- To słowo zastępcze. – Którego teraz nie mogła powtórzyć, bo Jello by się pogubiła. – Pies nie wie, czym są.. – Odchrząknęła dając do zrozumienia, że tu w wypowiedzi miało się pojawić słowo klucz – narkotyki. – Dla niego bez różnicy jak co nazwiesz, o ile to nie jest słowo powszechne w otoczeniu. – Tuńczyk nim nie był. Przynajmniej nie w otoczeniu Paxton. – Przy okazji nikt nie wie, czego tak naprawdę szukamy. – Mogła chodzić w tłumie i gadać o tuńczyku ile wlezie. Nikt by nie odgadną, że właśnie szukali narkotyków. Nikt prócz uświadomionej teraz Sam.
Galanis nie musiała specjalnie starać się odwracać uwagi Eve, która obserwowała swą podopieczną. Pracująca psina trzymana na smyczy stała sztywno kierując trzymany wysoko łeb w stronę wyjścia i mocno wciągała powietrze. Nie szarpała się ani nie ciągnęła. Badała teren szukając w tłumie konkretnego zapachu.
- Mam ochotę i czas, o ile nie przeszkadza ci, że przy okazji trochę pospacerujemy. – Kiwnęła głową na suczkę dając do zrozumienia, że właśnie obie pracowały i względnie musiały być w ruchu. Mogły przystanąć, przycupnąć na chwilę, ale co jakiś czas musiały się przemieszać, co zależało głównie od pracującej teraz Jello. – Wyjaśnisz mi, czy woda to stały element jedzenia żelek? – Bo na to wyglądało i Eve poczuła się nagle tak, jakby mało wiedziała o życiu. – I czemu większość z nich ma kształt zwierząt? Czy to jakaś podprogowa sugestia, żeby wychowywać dzieci na morderców zagrożonych gatunków? – Nie kłamała. Naprawdę nigdy nie interesowały ją żelki, więc teraz nadrabiała dzieląc tym, co zdążyła zaobserwować przy pułkach z ów słodkościami. – Jeszcze dwa pytania – wtrąciła zanim Sameen przeszła do odpowiedzi na pytania. – Jak dużo trzeba zasuwać, żeby móc jeść żelki i mieć taką figurę? – Znacząco spojrzała na Sam i dłonią ze smyczą poklepała się po własnym brzuchu żartując sobie, że nie była zadowolona z własnego ciała. - I jakie auto kupujesz? - Zaraz jednak, kiedy już się wygadała, wzbiła wzrok na Jello idącej metr przed nimi. Musiała się skupić i zarazem nie chciała ignorować towarzyszki. Zasypała ją pytaniami, żeby teraz móc wysłuchać odpowiedzi jednocześnie patrząc na psa.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-A kto ma? – Prychnęła. –Ludzie są najgorsi. – Dodała pod nosem. Przez cały swoje życie miała do czynienia z najgorszym sortem ludzi. Z mordercami, handlarzami ciałem, gwałcicielami, zboczeńcami, dewiantami, brutalami. Nie miała zbyt dobrej opinii o ludziach. Jasne, jak już zaczęła pracować dla siebie to wpadała na dobre osoby, spotykała ludzi, którzy mieli dobre momenty, ale wiadomo, że to nie wymazywało tego, że ogólnie ludzie byli najgorsi. Poza tym to nie jest obowiązek dobrych ludzi, żeby wymazywać zbrodnie skurwieli.
Zmarszczyła brwi zastanawiając się nad odpowiedzią. –Zależy od firmy. – Wzruszyła ramionami. –Wiadomo, że te tanie żelki zazwyczaj mają w sobie więcej chemii i się niedobre. Aczkolwiek, jeśli mam być szczera to… kogo to obchodzi. – Ponownie wzruszyła ramionami. –Nie jem tego codziennie, nie jem tego w kilogramach, więc jest mi to bez różnicy. – Jasne, wolała jeść zdrowo, bo potrzebowała być w najlepszym stanie, ale jednocześnie nie zamierzała sobie odmawiać przyjemności. Nie po to przeszła przez piekło, żeby teraz skupiać się na wpierdalaniu tylko i wyłącznie sałaty, albo papek, które jej serwowali kiedy pracowała dla organizacji. –Na coś trzeba umrzeć. – Dodała jeszcze z optymistycznym akcentem. Jasne, nie chciałaby umrzeć na raka, albo jakiegoś guza czy coś. Tym bardziej, że w swoim zawodzie mogła zginąć na tysiące różnych sposobów. Byłoby smutną ironią umrzeć na raka będąc zabójczynią na zlecenie. Także po cichu liczyła na to, że jednak ktoś ją zabije zanim zrobią to żelki. –Oczywiście, że nie. – Parsknęła śmiechem i chciała się więcej wypowiedzieć na temat trucizn, ale po raz kolejny… nie był to temat, w którym normalna osoba byłaby tak biegła jak ona. A jednak mogłaby o truciznach opowiadać z podobną pasją, z którą Eve mówiła o swojej pracy. Co prawda Sameen rzadko kiedy stosowała tortury, ale czasami zlecenia miały w wymogach podany sposób w jaki ofiara ma zginąć. Nie zawsze rozwiązaniem była broń palna.
Obserwowała Eve i Jello i serio odnosiła wrażenie jakby pies był pod wpływem jakiegoś prania mózgu. Aż poczuła się niezręcznie, bo przypomniało jej się jak z nią robiono dokładnie tak samo. Słowa, na które trzeba było reagować, zmiany w tonie głosu, rozkazy rzucane tak jak zrobiła to Paxton. Przez chwilę nawet współczuła zwierzakowi, chociaż wiedziała, że miał milion razy lepiej niż ona.
-Ma to sens. – Skomentowała tylko wpatrując się w Jello, która już nie przypominała zrelaksowanego psa, którym była jeszcze kilka chwil wcześniej.
-Nie mam nic przeciwko. – Odparła. Torbę miała lekką, zostawiła miejsce na gotówkę, z którą będzie wracać. Była młoda i sprawna, więc spacerowanie jej nie zabije. A zresztą to lepsze niż siedzenie i czekanie na lot. Czas nie będzie się tak dłużył. Parsknęła śmiechem słysząc pytanie. –Oczywiście, że nie. Dla mnie na czas lotu, dla ciebie na czas pracy. – Wyjaśniła, a kiedy mówiła część zdania o pracy Eve to zniżyła ton głosu do szeptu. Nie chciała niczego zdradzić. Zmarszczyła brwi. –Nie mam pojęcia. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. – Spojrzała na żelki i myślała o wychowywaniu dzieci na morderców i nawet pozwoliła sobie na chwilę odpłynąć i zagapić się na nie. Czy wiedza o tym, że dzieci są wychowywane na morderców jest tak bardzo powszechna. –Moje ulubione mają kształt owoców. – Powiedziała jeszcze zanim schowała je do torby. To chyba będzie jej ostatnia paczka żelek, bo teraz za każdym razem jak będzie je jadła to będzie myślała o tym, że ludzie wychowują dzieci na morderców i jest to wiedza powszechna. –Strzelaj. – Powiedziała z uśmiechem. –Ćwiczę codziennie. A przynajmniej staram się. Ale nie jest to jakaś obsesja na punkcie bycia zgrabną i szczupłą. – Wyjaśniła od razu, żeby nie było, że miała wyprany mózg przez media. –Po prostu to lubię. A poza tym to w sumie cały czas jestem w ruchu. No i nie jem ich tak wiele! – Pokręciła głową, bo została przyłapana z jedną paczką i już wychodziła na kogoś kto się objada. –Już kupiłam. Lecę je odebrać. – Sprostowała. –Lincoln Continental Mark IV w kolorze Black Diamond. Rocznik 1976. – Uśmiechnęła się, bo była dumna z tej perełki. –Pokaże ci, czekaj. – Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni, wyjęła telefon i znalazła zdjęcie, które pokazała Eve.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tylko żartowałam. – Machnęła ręką, bo wątpiła aby jej sugestia w ogóle miała prawo bytu. Jasne, ludzie byli różni i wiele słyszało się o tych, co polowali na zagrożone gatunki, bo właśnie to sugerowała Eve. Nie myślała o mordowaniu ludzi a wspomnianych zwierząt, których na łonie natury było coraz mniej. Nie była jakąś ich wielką obrończynią zwierząt, ale kiedy słyszało się, że dumny miliarder zamordował ostatniego samca danego gatunku, nóż się otwierał w kieszeni. – Pewnie po prostu miały być przyjazne dzieciom. – A wszyscy wiedzieli, że te lubiły zwierzątka wszelkiego rodzaju a zwłaszcza misie, których wśród żelek było pełno. Ktoś jednak nad tym siedział i dumał godzinami, żeby zwiększyć sprzedaż produktu od czego zapewne zależała jego dalsza kariera lub nawet posady kilku osób.
- A ulubiony smak, to jabłkowy? – zapytała z delikatnym uśmiechem wspominając siatkę z ów owocami. Zgadywała, że kształt lub kolor żelek sugerował ich smak, chociaż równie dobrze mogła się mylić. Nie znała się na nich i tylko na chwilę pomyślała o paczce wciśniętej do kieszeni kurtki.
- Ej, wcale nie sugeruje, że dużo ich jesz. Właściwie znów pochwaliłam twoją figurę. Czy to nie oczywiste? – Nieco zwolniła kroku, żeby popatrzeć na idącą obok towarzyszkę. Cokolwiek Sameen robiła, czyniła to dobrze i niech trzyma tak dalej, bo miała się czym pochwalić. Poza tym, Eve była ostatnią osobą, żeby czegokolwiek zabraniać Sam. Ba, nigdy by tego nie zrobiła ani nie wypomniałaby, że je czegoś za dużo. To chyba najgorsze co można powiedzieć kobiecie – że za dużo wpieprza. Po czymś takim lepiej samemu spieprzać na drugi koniec kraju.
Przez cały czas Jello intensywnie wciągała powietrze. Od czasu do czasu unosiła łepek nieco wyżej i znów brała głęboki wdech, lecz na razie jej zachowanie nie sugerowało, żeby coś wyłapała. Paxton dobrze wiedziała jak ją czytać, czego psina od niej oczekiwała lub kiedy na siłę próbowała znaleźć coś, czego tak naprawdę nie było. Możliwe, że alarm o przemycie był fałszywy, ale najwyraźniej narkotykowi brali go na poważnie, skoro zdecydowali się ją w to zaangażować.
Przystanęły w kolejce po kawę i Eve znów przysunęła się bliżej stykając się ciałem z ramieniem Sameen, na której telefon spojrzała.
- Oh, to samochód z „Escape to witch mountain”. – Pamiętała, bo brat katował go dość często, a potem oglądali razem z kasety nagranej przez ojca. Niewiele ich mieli, dlatego często w kółko powtarzali parę produkcji. – Chociaż pasowałby też do klimatu „Pulp Fiction”. – Miał też klasę. – “Just because you are a character doesn’t mean that you have character.” – zacytowała słowa jednego z bohaterów i uśmiechnęła się. – To kwestia z filmu – wyjaśniła pośpiesznie w razie, gdyby Sameen nie znała tej produkcji. Nie każdy lubił klasyki. – Jest piękny. – Oceniła samochód ze zdjęcia i odwróciła się za siebie, gdzie nagle stanęła Jello; racja, kawiarnia jej nie interesowała. – Kolekcjonujesz klasyczne auta? – Jedno Galanis już miała, więc Eve uznała, że to jej hobby, pasja lub po prostu lubiła tego typu samochody, które co jakiś czas wymieniała (niekoniecznie musiała trzymać je wszystkie przed domem).
- Chcesz jeszcze jedną? – Wskazała na kubek z kawą Sam.
Poczuła lekkie szarpnięcie za smycz, kiedy dotarły do kasy. Znów popatrzyła na Jello, która jednak zdecydowała się nie ruszać z miejsca. Fałszywy znak.
- Ja zapłacę – wolną dłonią przykryła ręce kobiety, która już trzymała zawiniątko gotówki. – Jak tak dalej pójdzie, będę ci dłużna do końca życia. – Sameen stawiała piwo, kupiła whisky, teraz jeszcze żelki i wodę. Za dużo, jak na typowe standardy i przede wszystkim charakter Eve, która nie lubiła wychodzić na taką, co wykorzystywała innych (lub ich kasę). - Nigdy się nie wypłacę - dodała kręcąc głową i sięgnęła do plecaka po kartę. - Powiedz mi lepiej, od kiedy fascynujesz się samochodami?

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Prychnęła i nawet uśmiechnęła się pod nosem. –No tak, bo przecież dzieci mają taki problem z jedzeniem słodyczy, że rzeczywiście trzeba zabawnych kształtów, żeby je zachęcać. – Zażartowała sobie. Ona na początku jak jadła gumisie to odgryzała im głowy, więc ewidentnie miała coś na bani. Dobrze tylko, że jej ostateczna faza na słodycze szybko minęła. Zapewne musiałaby zrezygnować z kariery, gdyby się poddała nowemu hobby.
Zaśmiała się słysząc sugestię odnośnie swojego ulubionego smaku. –Dobry strzał. – Wycelowała w Eve palec. –Niestety nietrafiony. – Wyszczerzyła się, bo rzeczywiście, lubiła wszystko co jabłkowe i lubiła jabłka. Dobra, jabłka to kochała. –W tych konkretnych moim ulubionym smakiem jest bananowy i anansowy. – Gdyby miała możliwość kupienia paczek tylko z tymi smakami to wróciłaby do nałogu słodyczowego. –Te chyba nie mają smaku jabłkowego. – Zmarszczyła brwi. Były na bank zielone żelki, ale nie były jabłkowe.
Zatrzymała się kiedy Eve zwolniła kroku. –Oh, wiem, wiem. To był z mojej strony ewidentnie nieudany żart. Na pewno nie oburzenie czy obrażenie się. To było oczywiste. Dziękuję. – Wolała wyjaśnić, bo z pewnością nie chciała, żeby Eve myślała, że w jakikolwiek sposób na nią naskoczyła. Gdyby to zrobiła to Eve nie miałaby co do tego wątpliwości, a pewnie nawet osoby znajdujące się w bliskim otoczeniu odczułyby gniew Sam.
Uniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na Eve. Stały dosyć blisko siebie, więc Sam skupiła się na patrzeniu na jej oczy, chociaż na krótką chwilę jej wzrok uciekł na usta kobiety. –Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. – Przyznała. Nie kojarzyła tego tytułu, ciężko nawet jej było ogarnąć, że Eve rzeczywiście mówi o filmie. Sameen miała spore popkulturowe braki. –Do „Pulp Fiction” tak, zdecydowanie. – Ten tytuł akurat kojarzyła, bo Zoya z jakiegoś powodu uznała, że Sam musi to obejrzeć. Pewnie Zoya tak sobie wyobrażała pracę Sam.
-Jest. – Przyznała patrząc na auto. –Będę w nim zajebiście wyglądać. – Dodała i nie mogła się doczekać jak będzie się zatrzymywać przed witrynami i obserwować swoje odbicie jak wysiada z takiego zajebistego auta. –Nie. – Pokręciła głową. –Tylko nimi jeżdżę i jak mi się znudzą to wymieniam. Co prawda Jaguar był mój, ale oddałam go przyjaciółce. Lincoln to będzie moje pierwsze auto na własność. – Przyznała rzucając na zdjęcie ostatnie spojrzenie i zablokowała telefon i wrzuciła go tym razem do torby.
-Wezmę herbatę. – Postanowiła i wyzerowała resztkę swojej kawy i kubek wrzuciła do najbliższego śmietnika. Oczywiście, że już zdążyła wyciągnąć plik pieniędzy, żeby zapłacić. Zaśmiała się słysząc Eve. –Dobrze, niech będzie. – Posłała jej uśmiech i z powrotem schowała pieniądze. –Nie traktuję tego jako zadłużania się u mnie czy coś. – Wolała sprostować. Mogła sobie pozwolić na coś takiego, więc to robiła. –Właściwie od zawsze. Ale nie nazwałabym tego fascynacją szczerze mówiąc. Jeżdżę różnymi autami, bo mogę sobie na to pozwolić, czytam jakie mają osiągi i te sprawy, ale niewiele z tego rozumiem. Patrzę na auto i wyobrażam sobie siebie w nim i po prostu na nie poluje. – Wyjaśniła i wzruszyła ramionami. –Nie wiem czy to ma jakiś sens. – Dodała z uśmiechem.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Ale ja to wiem. – To nie tak, że świadomość długu powstałego u Sameen nie pozwalała Eve spać. Nie kuło ją to ani nie wadziło niczym kamyk w bucie, ale.. – Nie chcę by ktokolwiek pomyślał, że nasza znajomość opiera się głównie na twoim sponsoringu. – Bo tak to z boku mogło wyglądać i choć Paxton uśmiechnęła się podkreślając w miarę luźną formę wypowiedzi, rzeczywiście wolałaby uniknąć podobnego niedomówienia. Mało to się słyszało o znajomość na doczepkę? O sponsorowanych koleżeństwach lub w lepszym przypadku miłościach głównie opartych na uczuciu młodej dziuni do przestarzałego pryka? Eve nie uważała się za taką osobę. Jasne, miała długi, a raczej spłacała te należące do ojca, ale radziła sobie. Nigdy nie narzekała, że z końcem miesiąca musiała ograniczać własne wydatki lub stan zapasów w lodówce. Mówienie na głos o finansach nie leżało w jej naturze. Nie była też marudą; nie w temacie poziomu swego życia, bo na ludzi potrafiła narzekać zwłaszcza na tych, którzy niemiłosiernie ją irytowali.
- Ma. – Przytaknęła na temat sensu podejścia Sameen do samochodów. – Może nie dla niej. – Wskazała na kobietę w czerwonym płaszczu, kiedy obie przystanęły przy niedużym acz wysokim okrągłym stoliku niedaleka kawiarni. Mogły skorzystać z normalnych stołów, ale ze względu na Jello lepiej było stać i ewentualnie się przemieścić. – Ani dla niego. – Pokazała na przechodzącego obok faceta. – I najpewniej nie dla większości tutaj zgromadzonych, ale najważniejsze, że dla ciebie ma to sens. – Cała ta farsa z pokazywaniem na ludzi tylko po to, żeby przejść do puenty. Życie było teatrem. – To twoje uczucia i nie musisz się z nich tłumaczyć. – Miało sens czy też nie; to bez różnicy. Ważne, że Sameen czuła się z tym dobrze i na swój sposób spełniała się w życiu obdarowując samą siebie pięknymi autami. – Chociaż twój opis brzmi trochę tak, jakbyś stroiła się w te auta. – Jedne kobiety godzinami pindtrzyły się w łazienkach, inne uwielbiały dodatki, które ich zdaniem wyrażały charakter, zaś Sameen ubierała się w swoje piękne auta. – To ciekawe, niespotykane i wyjątkowe. – Przynajmniej ona nie znała nikogo, kto w taki sposób podchodziłby do samochodów. Faceci raczej traktowali swoje auta jak dzieci, zabaweczki, którymi warto się pochwalić.
Po ponownym spojrzeniu na Jello, Eve zostawiła kubek na blacie i sięgnęła do kieszeni kurtki, w której schowała paczkę żelek. Z drugiej wyjęła butelkę wody i wszystko to ułożyła na stoliku. Uwalniając ręce, nie licząc trzymanej smyczy i sięgnęła po żelki, które otworzyła i od razu wygrzebała z nich dwie jaśniejsze trochę żółtawe sztuki. Podała je Sameen zgadując, że właśnie te były o smaku bananowym albo ananasowym. Sama zaś sięgnęła po czerwonego żelka, przyjrzała mu się, zgniotła między palcami i wreszcie wrzuciła do ust. Mieliła go z miną wyraźnego zastanowienia, niczym degustator próbujący odgadnąć co kryło się w ów smakowym bukiecie.
- Wyczuwam tu domieszkę maliny z lekką nutą glukozy. – Oceniła tuż po przełknięciu. – Dobre. Chyba nie tak zapamiętałam ich smak. – Nic dziwnego, skoro jadła je dawno temu. – Chociaż zgaduje, że przez trzydzieści lat udoskonalili recepturę – stwierdziła z uśmiechem i na oślep sięgnęła po kolejnego żelka. Wyjęła dwa z czego jeden był tym jaśniejszym. Była ciekawa smaku, ale go także oddała Sam. To nie ona (Eve) była ulubienicą żelek a towarzyszka, której nie pogardziła żadnej ananasowej i bananowej dobroci.
- Wracając do mojego telefonu. – Który zakończyła niedługo po tym, jak zorientowała się, że kobieta również była na lotnisku. – Kiedy przyjedziesz z Melbourne? Chciałabym już zaklepać jeden wieczór, o ile wciśniesz mnie gdzieś między swoje obowiązki? - Znów zerknęła na Jello, co robiła bardzo często i choć normalnie byłoby to niegrzeczne, teraz obie wiedziały, że takie zachowanie wynikało z konieczności a nie ignorancji.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Spojrzała na Eve rozbawiona i nachyliła się w jej stronę. –Myślisz, że naprawdę ktoś mógłby tak pomyśleć? – Zapytała, a na jej ustach błądził niewielki uśmiech. Śmieszyło ją to, że ludzie naprawdę mogliby tak pomyśleć. Tym bardziej, że przecież Sameen nie kupowała jej drogich ciuchów od projektantów, aut, perfum, nie sponsorowała wycieczek. Aczkolwiek wiadomo, ludzie wiele rzeczy sami sobie dopowiadali. –Może umówmy się, że nie będziemy się przejmować tym co ludzie sobie pomyślą, co? – Zapytała. –Ale miejmy też świadomość tego, że w żadnym stopniu nie jest to sponsoring. – Dodała po raz kolejny, cały czas się uśmiechała, bo jednak nigdy by tak o sobie nie pomyślała. Aczkolwiek jak już Eve o tym wspomniała to Sam czuła, że mogłaby być czyimś daddy, ale jednocześnie miała nadzieję, że w jej życiu nigdy nie dojdzie do takiej relacji. Poza tym, chyba była jeszcze za młoda na bycie sponsorką. Chyba, że spotykałaby się z kimś dwudziestoletnim? Nie, nieważne. To i tak w jej życiu nie miałoby sensu, więc nawet nie ma co gdybać. –Absolutnie nie wiem czy powinnam ci to mówić, bo pewnie dziwnie to zabrzmi, ale gdybym miała ostatecznie płacić ci za spędzanie ze mną czasu to chyba bym to lubiła. Lubię spotykać cię w przypadkowych miejscach. – Pewnie gdyby Eve miała brać za to pieniądze to spotkania nie byłyby takie naturalne, ale cóż, Sam nigdy nie była mistrzynią mówienia właściwych rzeczy.
Spojrzała na kobietę w czerwonym płaszczu, a później na faceta. Zastanawiała się teraz czy Eve pokazuje jej ludzi incognito, którzy też szukają przemytnika czy może powinna ich znać. Zaraz jednak zrozumiała o co chodziło i nawet się dźwięcznie roześmiała. –Jezu, przez chwilę myślałam, że powinnam znać tych ludzi. – Uśmiechnęła się i otworzyła wieczko od swojego kubka, żeby powąchać aromatyczny napój. Zamknęła wieczko i spojrzała na Eve. –Mam nadzieję, że nie brzmi dziwnie. Albo, że nie wychodzę przy tym na… nie wiem, płytką czy coś. – Skrzywiła się delikatnie, bo wolałaby uchodzić za inteligentną i tajemniczą niż za płytką typiarę, która jedyna co ma do zaoferowania to swoje pieniądze i ładne auta. –Kiedyś wynajmę sobie Porsche, albo Ferrari i przyjadę do twojego baru, żebyś mogła zobaczyć jak dobrze wyglądam w autach, które nie są klasykami. – Rzadko decydowała się na takie auta. Głównie dlatego, że często zdarzało jej się jeździć po bezdrożach, a wiadomo, to nie były auta na takie drogi.
Obserwowała Eve jak ta wyciąga żelki i je rozdziela. –To najbardziej romantyczna rzecz jaka mi się przydarzyła. – Zażartowała sobie i oczywiście wzięła ulubione kolory swoich żelek. Chichocząc pod nosem obserwowała jak Paxton degustowała się czerwonym żelkiem. –Tak, te są też dosyć specyficzne, bo nie mają konsystencji typowego żelka i nie musisz ich memłać nie wiadomo ile. – Powiedziała zupełnie jakby reklamowała te żelki. Wzięła kolejną porcję żelek, którą podała jej Eve, ale tym razem jedną białą, a drugą żółtą wyciągnęła w jej stronę. –Nie mogę patrzeć na to jak odmawiasz sobie najlepszych smaków. I jako, że jestem osobą, która ostatni kęs dobiera bardzo starannie, żeby zapamiętać na dłużej smak dobrego jedzenia, to polecam zjeść najpierw ten anansowy, a dopiero później ten bananowy. – Na otwartej dłoni wyciągnęła w stronę Eve dwa żelki.
-Oczywiście, że wcisnę. – Sięgnęła po herbatę i napiła się. –Dojazd z Melbourne do Lorne to nieprzerwane 30 godzin jazdy. Jeśli mi się uda to będę tutaj z powrotem w ciągu 30 godzin. W razie gdybym miała sobie zrobić przerwę to wrócę za dwa dni. – miała do przejechania prawie cały kraj. Wiadomo, że raczej nie uda jej się prowadzić auta przez 30 godzin. –Mam cię szukać w barze czy masz ochotę na przejażdżkę? – Zapytała i oparła łokcie o stolik, a brodę oparła na dłoniach.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ