Tell me the f*cking true
: 19 wrz 2021, 18:29
[Chapter 1]
Ostatnie dni były ciężkie i męczące tak bardzo, że gdy Mick się budził wyglądał jak kupa nieszczęścia. Martwił się i źle sypiał, a momentami wręcz wcale bo tak się martwił o swoją kruszynkę. Dobrze mówią, że dziecko uczy człowieka pewnych nowych emocji, zachowań, że powoduje tą odpowiedzialność. Człowiek od razu łapie, o co chodzi w całym tym życiu - bo jest dla kogoś żyć przede wszystkim. Kochał swoją żonę i kochał to co miał, ale ta mała istota to było coś ponadto to wszystko, to było jego dziecko, jego mała cząstka, która jak do tej pory mniemał, była jego nasieniem, plonem który zasiał na ścieżce swojego życia i które to musiał pielęgnować i pilnować aby urosło piękne, duże i zdrowe. Nic nie zmieniło go bardziej jak miłość do dziecka i nawet jeśli czasami nie było tego widać to w środku czuł to doskonale. Nie był może zbyt wylewny czasami w uczuciach i zachowywał się momentami wciąż jak młody Bóg, ale to nic. Gdy wracał do domu pełnego ciepła i miłości, stawał się kimś zupełnie innym, kimś tak bliskim ideału wręcz. Jak można jednak przypuszczać nic nie trwa wiecznie, ani szczęście ani życie, po prostu nic. Mały i drobny zabieg, który miała przejść Tessie był czymś zupełnie niegroźnym i wręcz drobnym - no patrz a przynosił tyle odkryć i tyle smutku, że sam Winston nie wiedział czy ma się śmiać czy płakać. Jedno przynajmniej pewne - to pomogło odkryć prawdę, której w życiu by się nie spodziewał, no bo jak? Leonie wydawała się być taka piękna i idealna w jego obrazie, że w życiu by ją nie posądził o coś takiego. Popytał jednak w szpitalu lekarza i sam też pewnie miał pomysł aby zrobić nawet i test na ojcostwo, zaczekał jednak z tym aż się sytuacja uspokoi, a młoda wróciły w końcu do domu. Zrzucił się w wir pracy aby nie myśleć, unikał być może trochę i żonę, wymigując się ale trzeba pamiętać - że zaglądał do córki. Bo jakby nie spojrzeć dalej czuł, że jest jego nawet jeśli prawda na końcu miała być inna. Przyszedł jednak w końcu taki dzień konfrontacji, gdzie wracając wcześniej ze spotkania, trafił akurat na żonę w ich wspólnym domu. Mijali się ostatnio dosyć często, za dużo nie rozmawiali o niczym innym jak o małej i tym razem miało być podobnie. Mick sięgnął po szklankę whisky, zdjął z siebie marynarkę i z posępną miną oczekiwał na to czy się pojawi Leonie czy też nie. Wrócił do domu przed nią, miał chwilę aby przemyśleć sytuacja, ale też jakoś to skrzętnie rozegrać bez darcia się i rzucania brzydkimi epitemami. Problem jednak nadal był jeden i nie zamierzał zniknąć, a ona już na wejściu powinna wiedzieć co i jak, w końcu sama też przejrzała za pewnie wyniki badań, wgląd mieli oboje i oboje mogli mieć takie a nie różne myśli - Mick nie jest ojcem, proste. Poczekał z odzywaniem się do póki nie pojawiła się na jego radarze, wchodząc w głąb i przechodząc jednak przez ten salon, próbując się do stać do reszty pomieszczeń.
- Witaj kochanie... - rzucił nieco szorstko z miną wyrażająca chyba więcej niż tysiąc słów. Jego pozycja na kanapie, mówiła jasno - musimy porozmawiać i o dziwo to nie miała być najprzyjemniejsza rozmowa jaką mieli ze sobą przeprowadzić.
leonie turner