: 22 wrz 2021, 00:36
-Mam nadzieję. – Zacisnęła usta. Nie wiedziała absolutnie nic o byciu dobrą przyjaciółką. Nie wiedziała nic o byciu po prostu przyjaciółką. Takich rzeczy jej nie uczyli. Zapewne gdyby Zoya nie uratowała jej życia i gdyby Sam nie czuła potrzeby odwdzięczenia się, to nadal nie miałaby przyjaciółki. Istniała też szansa, że nigdy nie uwolniłaby się spod rygoru, w którym była szkolona. Nie rozumiała czemu Zoya się z nią trzymała. W końcu nigdy nie była w stanie zapewnić jej takiego wsparcia jakie dostałaby od najlepszej przyjaciółki. –Na tyle na ile mogłam. – Odparła. –Poruszam się tu bez problemu. Wybierałam się na wycieczki jeśli miałam okazję. Mimo wszystko moje wyjazdy cały czas mnie ograniczają. – Posłała jej smutny uśmiech. Co prawda z reguły sama decydowała kiedy bierze jakiś kontrakt, ale zdarzały się też takie, w których proszono właśnie o nią. –Jest tu coś wartego poznania? – Zapytała, bo może Eve zdradzi jej jakieś fajne miejscówki, których Sam nie znała.
-Ma to sens. – Przyznała po wysłuchaniu słów Eve. Zawsze inaczej się podróżowało kiedy nie miało się zobowiązań. Inaczej też było jak miało się dokąd wracać i kiedy wiedziało się, że ktoś na ciebie gdzieś czeka. Sameen nie miała takich przywilejów. Już dawno z Zoyą odbyły rozmowę na ten temat, że pewnego dnia Sameen może po prostu nie wrócić i Henderson nigdy się nie dowie, co się stało. Nie miałaby kogo pytać i gdzie i o kogo, bo Sameen oficjalnie nie istniała. Zostałaby pochowana jako Jane Doe o ile jej ciało zostałoby znalezione.
-Tak. Dokładnie tak bym siebie nazwała. Kobietą, która zapracowała na swoje stanowisko i opinię. – Nawet się rozchmurzyła, bo rozmyślanie o tym, że Zoya nigdy się nie dowie o jej śmierci zawsze wprawiało ją w dziwny nastrój. Ale teraz mogła się cieszyć, bo nigdy o sobie nie pomyślała jako o karierowiczce, która sama zapracowała na swój sukces. –Nie. Wcale nie jest. – Zaprzeczyła z uśmiechem i nawet szturchnęła łokciem Eve. –Tak jak mówiłam, miałam fajną przełożoną, która też we mnie wierzyła. – Oczywiście taka przełożona nigdy nie istniała, Sam ją wymyśliła i dlatego była taka idealna.
-Okeeej. – Powiedziała ostrożnie i podejrzliwie patrzyła na niebo. –Może to jest dobry moment, żeby wspomnieć o tym, że nie przepadam za niespodziankami? – Próbowała powiedzieć to żartem, ale poważnie nie przepadała za niespodziankami. Nie wiedziała czego się spodziewać i jak na to reagować. –Chcesz mi powiedzieć, że bycie miłą tak bardzo się opłaca? – Zaśmiała się. Nie żeby Sameen kiedykolwiek była opryskliwa dla nieznajomych czy coś. Po prostu… bycie miłym wydawało się takie strasznie niedoceniane. Ludzie woleli być chamami i sobie wmawiali, że mają po prostu silne charaktery czy ki chuj. No, ale ludzie byli zjebani i Sam już dawno przestała starać się ich rozumieć. –Skoro jest tak jak mówiłaś, że psy wyczuwają zamiary osoby wobec ciebie, to myślę, że znalazłaś całkiem fajny sposób na ocenianie ludzi i trzymanie od siebie tych nieciekawych. – Uśmiechnęła się i upiła kilka łyków kawy. –To jaką opinię miałaś na mój temat? – W sumie to była ciekawa jak oceniła ją Eve. –Oczywiście zanim posłuchałaś opinii psa. – Dodała, żeby Eve nie przeszło przez myśl, że może się wycwanić. Nie tym razem.
Sameen nie miała jakiś wygórowanych kubków smakowych. Jak była trzymana w niewoli to jasne, żywiła się jakimiś obleśnymi papkami i jedzeniem, które jedzenia nie przypominało. Prawdopodobnie to jej obrzydziło jedzenie i długo nie potrafiła się nim cieszyć. Do dzisiaj często się zmusza do jedzenia tylko po to, żeby przeżyć i żeby mieć energię. Po „wyjściu na wolność” próbowała słodyczy i nawet zatrzymała się przy żelkach na dłużej, ale ostatecznie i to jej minęło i skupiła się głównie na jabłkach i owocach.
Prawie się zakrztusiła słysząc pytanie o bycie zakochaną. Na szczęście obyło się bez kaszlu i duszenia się. Przełknęła kawałek dania i popiła ciepłą kawą. To kolejny raz, w tym tygodniu, jak ktoś zadał jej to pytanie. Zastanawiała się nawet czy wygląda jakoś inaczej skoro ludzie o to pytają. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo Eve zaczęła kontynuować swoją opowieść. –Dziwne podejście. – Przyznała rozbawiona. –Kobiety raczej czekają, aż ukochani wrócą z wojny. Pierwsze słyszę, żeby któraś się zaciągnęła, żeby być u boku faceta. – Przyznała i nawet pokiwała głową z uznaniem. Niestandardowy sposób myślenia i niestandardowy sposób, żeby zatrzymać przy sobie mężczyznę. –Według mnie wyszło ci to na dobre. Traciłabyś czas na typa, który ma problemy z zobowiązaniami. Nie dotrzymał tego złożonego armii i tego, które złożył tobie. -Wzruszyła ramionami. Jak dla niej to Eve w tym przypadku była zwyciężczynią. Mogła kontynuować życie bez kotwicy u boku. –Cieszę się, że przynajmniej odnalazłaś swoje powołanie. – Gdyby tkwiła w wojsku na siłę, to byłoby trochę słabo. A tak z pochopnej decyzji zyskała karierę.
Wzięła ostatniego kęsa i zawinęła resztkę jedzenia w papier, nie wciśnie w siebie więcej. –Nie. Nigdy. – Pokręciła głową i odłożyła jedzenie na bok, a ręce zajęła kubkiem z kawą. –Nigdy nie było na to czasu, więc po prostu zakładam, że bycie zakochaną, miłość i inne pierdolety nie są po prostu dla mnie. – Wyszczerzyła się.
Eve Paxton
-Ma to sens. – Przyznała po wysłuchaniu słów Eve. Zawsze inaczej się podróżowało kiedy nie miało się zobowiązań. Inaczej też było jak miało się dokąd wracać i kiedy wiedziało się, że ktoś na ciebie gdzieś czeka. Sameen nie miała takich przywilejów. Już dawno z Zoyą odbyły rozmowę na ten temat, że pewnego dnia Sameen może po prostu nie wrócić i Henderson nigdy się nie dowie, co się stało. Nie miałaby kogo pytać i gdzie i o kogo, bo Sameen oficjalnie nie istniała. Zostałaby pochowana jako Jane Doe o ile jej ciało zostałoby znalezione.
-Tak. Dokładnie tak bym siebie nazwała. Kobietą, która zapracowała na swoje stanowisko i opinię. – Nawet się rozchmurzyła, bo rozmyślanie o tym, że Zoya nigdy się nie dowie o jej śmierci zawsze wprawiało ją w dziwny nastrój. Ale teraz mogła się cieszyć, bo nigdy o sobie nie pomyślała jako o karierowiczce, która sama zapracowała na swój sukces. –Nie. Wcale nie jest. – Zaprzeczyła z uśmiechem i nawet szturchnęła łokciem Eve. –Tak jak mówiłam, miałam fajną przełożoną, która też we mnie wierzyła. – Oczywiście taka przełożona nigdy nie istniała, Sam ją wymyśliła i dlatego była taka idealna.
-Okeeej. – Powiedziała ostrożnie i podejrzliwie patrzyła na niebo. –Może to jest dobry moment, żeby wspomnieć o tym, że nie przepadam za niespodziankami? – Próbowała powiedzieć to żartem, ale poważnie nie przepadała za niespodziankami. Nie wiedziała czego się spodziewać i jak na to reagować. –Chcesz mi powiedzieć, że bycie miłą tak bardzo się opłaca? – Zaśmiała się. Nie żeby Sameen kiedykolwiek była opryskliwa dla nieznajomych czy coś. Po prostu… bycie miłym wydawało się takie strasznie niedoceniane. Ludzie woleli być chamami i sobie wmawiali, że mają po prostu silne charaktery czy ki chuj. No, ale ludzie byli zjebani i Sam już dawno przestała starać się ich rozumieć. –Skoro jest tak jak mówiłaś, że psy wyczuwają zamiary osoby wobec ciebie, to myślę, że znalazłaś całkiem fajny sposób na ocenianie ludzi i trzymanie od siebie tych nieciekawych. – Uśmiechnęła się i upiła kilka łyków kawy. –To jaką opinię miałaś na mój temat? – W sumie to była ciekawa jak oceniła ją Eve. –Oczywiście zanim posłuchałaś opinii psa. – Dodała, żeby Eve nie przeszło przez myśl, że może się wycwanić. Nie tym razem.
Sameen nie miała jakiś wygórowanych kubków smakowych. Jak była trzymana w niewoli to jasne, żywiła się jakimiś obleśnymi papkami i jedzeniem, które jedzenia nie przypominało. Prawdopodobnie to jej obrzydziło jedzenie i długo nie potrafiła się nim cieszyć. Do dzisiaj często się zmusza do jedzenia tylko po to, żeby przeżyć i żeby mieć energię. Po „wyjściu na wolność” próbowała słodyczy i nawet zatrzymała się przy żelkach na dłużej, ale ostatecznie i to jej minęło i skupiła się głównie na jabłkach i owocach.
Prawie się zakrztusiła słysząc pytanie o bycie zakochaną. Na szczęście obyło się bez kaszlu i duszenia się. Przełknęła kawałek dania i popiła ciepłą kawą. To kolejny raz, w tym tygodniu, jak ktoś zadał jej to pytanie. Zastanawiała się nawet czy wygląda jakoś inaczej skoro ludzie o to pytają. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo Eve zaczęła kontynuować swoją opowieść. –Dziwne podejście. – Przyznała rozbawiona. –Kobiety raczej czekają, aż ukochani wrócą z wojny. Pierwsze słyszę, żeby któraś się zaciągnęła, żeby być u boku faceta. – Przyznała i nawet pokiwała głową z uznaniem. Niestandardowy sposób myślenia i niestandardowy sposób, żeby zatrzymać przy sobie mężczyznę. –Według mnie wyszło ci to na dobre. Traciłabyś czas na typa, który ma problemy z zobowiązaniami. Nie dotrzymał tego złożonego armii i tego, które złożył tobie. -Wzruszyła ramionami. Jak dla niej to Eve w tym przypadku była zwyciężczynią. Mogła kontynuować życie bez kotwicy u boku. –Cieszę się, że przynajmniej odnalazłaś swoje powołanie. – Gdyby tkwiła w wojsku na siłę, to byłoby trochę słabo. A tak z pochopnej decyzji zyskała karierę.
Wzięła ostatniego kęsa i zawinęła resztkę jedzenia w papier, nie wciśnie w siebie więcej. –Nie. Nigdy. – Pokręciła głową i odłożyła jedzenie na bok, a ręce zajęła kubkiem z kawą. –Nigdy nie było na to czasu, więc po prostu zakładam, że bycie zakochaną, miłość i inne pierdolety nie są po prostu dla mnie. – Wyszczerzyła się.
Eve Paxton